"Kompas."

     Harry i Ron jako jedynie pozostali z trzeźwymi umysłami. Udało im się dostać do Biura Aurorów i uważali, że to będzie ich pierwsza sprawa, którą na pewno rozwiążą. Mając przeczucie i znając Hermionę wiedzieli, że w tym pościgu liczy się czas.

- Musimy wszystko przeanalizować i sprawdzić, o której godzinie odeszły. - Zarządził Ron, a Lavender patrzyła na niego z podziwem. 

- Po co? - Spytała Ginny. - Nie lepiej od razu zacząć je szukać. 

- Musimy dowiedzieć się wszystkich szczegółów. Jeśli jakiś przegapimy, to potem będziemy mieć problem. - Wytłumaczył i nikt nie chciał się już sprzeciwiać. 

- Okej! Zaczynamy! O której godzinie Angelina pojawiła się w Norze i jak to się stało? Wiemy, że najpierw była w domu Katie. O której to mogło być? - Harry wyczarował tablicę i postanowił wszystko zapisywać. 

- Około 6:20. 

- Dobrze! Była na imprezie u rodziny i potem od razu u Katie?

- Chyba nie... - Odparł Fred. - Wydaje mi się, że ktoś był w naszym mieszkaniu. Spojrzałem na zegarek. Była 6:10 i myślałem, że to on wrócił do domu, dlatego nawet nie wstawałem... Ale teraz wydaję mi się, że to była Angela. 

- Tak! Oczywiście! Myślała, że George już wrócił. Sprawdziła, ale nie było go, dlatego teleportowała się do Katie i tam zobaczyła George. A co potem? Była u siebie w domu? 

- Byłem w jej domu, ale jej rodzice powiedzieli, że nie ma jej.

- Tobie może nie chcieli nic mówić. Lavender sprawdź to proszę. - Powiedział Ron. Wszyscy oczekiwali niecierpliwie na powrót dziewczyny. 

- Rodzice Angeliny słyszeli kogoś w domu po 6:30, ale też nie sprawdzali kto to. 

- Fantastycznie! Wiemy, więc, że była najpierw u George, potem na imprezie, następnie teleportowała się do swojego domu i...

- Zabrała swoje rzeczy. Może nie wszystkie, ale większość. Wiele ubrań, kosmetyki, rzeczy potrzebne na wyjazd. - Dodała Lavender. - Nie chciałam ich niepokoić, dlatego powiedziałam, że Angelina miała wycieczkę w planach razem z nami. 

- Jesteś nieoceniona! - Ron podszedł do swojej dziewczyny i namiętnie pocałował. Wszystkich zaskoczyło zachowanie chłopaka, ponieważ nigdy nie był taki wylewny, a zwłaszcza w obecności innych. Jednak Lavender tylko uśmiechnęła się słodko, bo poczuła się naprawdę doceniona.

- Dobrze, wracajmy do prześledzenia jej kroków! - Teraz dowodził Harry. - Musiała szybko spakować swoje rzeczy z domu i potem...

- Musiała być u mnie, bo tam też zabrała wszystko, co należało do niej... - Powiedział smutny George. 

- Okej. Była na Pokątnej, a potem w Norze, bo i tu miała kilka drobiazgów i tutaj musiała spotkać Hermionę! - Umysł Rona pracował na wysokich obrotach. - Ginny, o której pojawiła się Hermiona?

- Kilka minut po siódmej. 

- Okej, ile z nią rozmawiałeś?

- Pewnie dziesięć minut zanim nie odpłynęłam. 

- Dobra. W tym czasie Hermiona miała czas, by trochę przemyśleć swoją decyzję. Zaczęła pisać list. To jasne i usłyszała czyjeś kroki, o czym sama pisze. Wiemy, że to była Angelina. Spotkały się tu na dole i...- Ron zawahał się, ale Harry podjął dalej wywód.

- I postanowiła, że wyjedzie z Hermioną. Musiały nie rozmawiać o powodzie wyjazdu. Angelina postanowiła spontanicznie. Hermiona mogła się trochę opierać, ale w końcu uległa i wyleciały. To musiało być koło ósmej. Którą teraz mamy?

- Dochodzi czternasta. - Odpowiedziała zrezygnowana Ginny. 

- Niedobrze. To daje im sześć godzin przewagi... Musimy sprawdzić dom Hermiony! Kto tam był?

- Ja! - Szybko odpowiedział Fred. 

- Super! Zaraz tam lecimy i pogadamy z państwem Granger. - Powiedział Harry i tak też zrobili. Fred dokładnie pamiętał, który dom należy do rodziców jego narzeczonej, jednak nikt im tu nie otworzył. Sami weszli do środka, ale wnętrze wyglądało, jakby nikogo dawno tu nie było, a przecież Hermiona wyraźnie napisała, że odnalazła swoich rodziców... Nie pozostawało im nic, jak wrócić do pozostałych i podzielić się z nimi tą smutną informacją. 

- Nie ma co się załamywać! Ja i Harry znajdziemy je! Tylko musimy wiedzieć o potencjalnych miejscach ich schronienia. Liczę na wasze pomysły. 

- To musi być miejsce, w którym można używać czarów, ale jednocześnie nie tak dobrze znane. - Powiedział Ben.

- Dlaczego można używać czarów? Hermiona nie używała ich jedenaście lat. Teraz też mogłaby dać radę. - Zauważył Ron.

- Tak, ale Angelina nie. Jest czarownicą z krwi i kości. Nie uda się jej żyć bez różdżki obok. To musi być miejsce, gdzie żyją czarodzieje. Dzięki temu nie można będzie wykryć kto dokładnie użył magii, a jednocześnie takie, że nawet jeśli zostaną rozpoznane, to nikt się nimi nie przejmie. 

- No i mamy plan! - Odparł dumnie Harry. - Jutro w pracy będziemy szukać potencjalnych wiosek i je znajdziemy! Obiecuję wam! 

- Jutro? A do tego czasu, co mamy robić? Popijać herbatkę? - Spytał oburzony Fred.

- Oczywiście, że nie! Możecie sporządzić listy, co wiecie o Angeli i Hermionie. To nam pomoże. Może wskażecie na jakieś ich cechy nietypowe. Może mówiły, gdzie chciałaby zamieszkać. Nawet drobiazgi mogą się przydać przy takim śledztwie. 

    Rzeczywiście każdy poszedł w swój kąt, by sporządzić listę, która mogła przydać się przy poszukiwaniu dziewczyn. Fred nadal nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Przecież jeszcze niedawno był taki szczęśliwy! Miał ukochaną dziewczynę przy swoim boku, spełniał się zawodowo, miał super brata bliźniaka! A teraz? Czuł, że życie zaczyna mu się walić pod nogami. Jakby to był zły sen, z którego jeszcze nikt go nie obudził.

    Starał się skupić na wykonywanym zadaniu i przy nazwisku Johnson wpisał: uwielbia quidditicha, jestem ścigającą, lubi zaklęcia, używa kwiatowych perfum, nie rozstaje się ze swoją różdżką, lubi kolor granatowy, lubi rano pić gorące mleko, a wieczorem jeść tosty z serem, nie lubi sprzątać. Wszystkie te cechy znał albo ze szkoły albo ze wspólnego mieszkania. Jeśli miałby powiedzieć prawdę to kochał Angelinę. Na początku nie przywiązywał do niej wagi, bo miała być jedną z wielu jego brata, ale kiedy dowiedział się o ich miłości starał się, by dziewczyna i jego polubiła. Potem wspólnie mieszkali i nie miał nic przeciwko. Lubił jej obecność w domu. Była miła, pogodna i traktował ją jak członka rodziny. Nigdy nie pozwoliłby, by ktoś ją skrzywdził. 

Problem pojawił się, gdy miał napisać kilka słów o Hermionie. Znał ją doskonale, ale co z tego mogłoby się przydać, by ją odnaleźć? Może jej zdolności? Jej usposobienie? Zaczął chaotycznie pisać rzeczy, które pierwsze mu przyszły do głowy.

Świetnie potrafi pływać, lubi ciszę i spokojne okolice, zachwyca ją przyroda, chciałaby pomagać magicznym stworzeniom, lubi jeść świeże truskawki... I tu brakło mu weny. Nie chciał pisać rzeczy, o których wszyscy widzieli. Ceni sobie przyjaźń? Jest niesamowicie utalentowana i mądra? Nie musiał nikomu o tym przypominać. Postanowił całkowicie otworzyć się: lubi zapach kwiatów o poranku, gdy bierze prysznic nuci piosenki, stosuje balsam do ciała tylko z dodatkiem awokado, pachnie fiołkami, lubi pod rękę mieć pióro, by móc zapisać ważne dla niej rzeczy nawet z książek, potrafi żyć w świecie mugoli. 

    Wieczorem wszyscy zgromadzili się w kuchni i oddali swoje listy Gryfonom. 

- Odnajdziemy je. Obiecuję. - Przyrzekł Harry. - Dajcie nam tydzień i będą z powrotem. 

- Dokładnie. Nie martwcie się. Za tydzień będą w Norze. - Dodał Ron.

    Tak się jednak nie stało. Dziewczyny nie pojawiły się w Norze ani za tydzień, ani za dwa tygodnie, ani nawet za miesiąc. W tym czasie George schudł kilka kilogramów i nabawił się pierwszego siwego włosa. Nie rozmawiał z Fredem i Benem, bo oni tego nie chcieli. Reszta rodziny jakoś powoli mu to wybaczyła. Nadal mieli do niego pretensje, ale woleli ich nie ujawniać widząc w jakim jest stanie.

    W sklepie bliźniaków obroty zaczęły spadać. Fred i George bardziej przejmowali się utratą bliskich osób, niż obrotem pieniędzy, ale fakty były takie, że wszyscy wyczuwali napiętą atmosferę. W sklepie bywało coraz mniej osób. Niektórzy pytali o Angelę i Hermionę, ale nigdy nie usłyszeli żadnej odpowiedzi. Nie trzeba było długo czekać, by wydarzenia z imprezy rozniosły się w świecie czarodziejów. Rozumieli ucieczkę Johnson, ale nadal nie wiedzieli, jakie powody miała młodsza Gryfonka, by uciekać. 

    George doczekał się niemiłej wizyty swoich niedoszłych teściów. Zjawili się w sklepie późnym popołudniem już kilka dni po imprezie. 

- Jak mogłeś jej to zrobić?! Przecież wiedziałeś, że ona cię kocha! Dlaczego ją tak skrzywdziłeś?! - Słowa rzucane przez państwa Johnson trafiały jak sztylety prosto w serce chłopaka, ale co mógł im na to odpowiedzieć? Spuścił głowę w dół i zaczął płakać. Ledwo wydukał jedno słowo.

- Przepraszam. - Widząc jego skruchę nie chcieli dłużej go maltretować, ale nie utrzymywali kontaktu. 

    George miał już dość tej sytuacji. Jego mama starała się, by chociaż się uśmiechnął, ale nie mógł tego zrobić, kiedy Fred traktował go jak powietrze. Fred bardzo zbliżył się do Bena. Spędzali wspólnie wieczory, a George siedział sam w swoim pokoju. Co z tego, że Harry i Ron rozmawiali z nim, zapraszali na piwo, jeśli jego brat bliźniak uważa, że to on jest winien całej tej sytuacji i odrzuca go. 

    Niestety George miał już najgorsze myśli w swojej głowie. Stracił ukochaną dziewczyną i brata. Topił swoje smutki w alkoholu i chyba nigdy nie trzeźwiał. Klienci sklepu też to widzieli i niechętnie do niego przychodzili. Fred nic na to nie mówił, choć widział, że to może skończyć się tragicznie. Jednak sam George poczuł, że się źle dzieje z nim, kiedy będąc sam w domu upił się tak, że dostał drgawek, zaczął wymiotować i nie miał siły wstać. Nie powiedział nikomu o tym, ale postanowił coś zrobić, coś, co pozwoli mu zbliżyć się do Freda i Bena. Wiedział, że ich akceptacja pomoże mu jakoś żyć.     

    Miesiąc po odejściu dziewczyn Fred siedział w swojej sypialni i planował, co należy zrobić, aby odzyskać klientów. Nie szło mu zbyt dobrze, ponieważ cały czas myślał o Hermionie. Wiedział jednak, jak wygląda sytuacja finansowa firmy, dlatego postanowił coś zrobić. Myślał o wprowadzeniu nowych produktów i kilku promocjach, które pozwolą im odzyskać klientów. Wtedy usłyszał pukanie do swoich drzwi. Nie odpowiedział na nie, bo zbyt był pochłonięty pracą. Po chwili ktoś nacisnął lekko klamkę i George nieśmiało wszedł do pokoju brata. 

- Przyjdziesz na chwilę do salonu? - Spytał drżącym głosem, ale nie usłyszał odpowiedzi. - Przyjdź na chwilę, bo mamy gościa. 

Fred nie miał ochoty się z nikim widzieć, ale po chwili wstał i udał się do salonu. Tam czekał na niego Ben, który wydawał się być równie zaskoczony. George stanął przed nimi i zaczął mówić. 

- Chcę wam coś powiedzieć. Przepraszam. Szczególnie ciebie Ben za to, że cię zawiodłem. Wiedziałem, że jesteś zakochany w Katie i miałem ci pomóc zdobyć jej serce, a zachowałem się jak świnia. Wiem, że straciłem twoje zaufanie, ale zrobię wszystko, żeby je odbudować. Przecież jesteś moim przyjacielem. - Spojrzał na Rewsona z nadzieją w oczach, a potem przeniósł wzrok na brata. - Ciebie Fred też chce przeprosić. Nie zachowałem się w porządku wobec ciebie. Obraziłem cię i Hermionę i po części skłóciłem was ze sobą. Byłem nieodpowiedzialny. Wy dobrze wiedzieliście, że zrobię coś głupiego, ale ja nie brałem tego po uwagę... Naprawdę nie wiem, co mnie pchnęło do tego... Po prostu czułem się taki wolny i chciałem się zabawić. Przesadziłem z alkoholem i teraz są tego skutki... Chcę was prosić o wybaczenie, że rozwaliłem wasze życia, ale czuję, że to mnie wykańcza... Tylko piję i piję, by o tym zapomnieć, ale to nic mi nie daje. Musicie mi wybaczyć, bo inaczej... Inaczej po prostu umrę. - Ben spojrzał na Freda. Już dawno chciał wybaczyć Georgowi. Źle mu się żyło z taką nienawiścią. Przecież lubił Gryfona i może się postarać jakoś mu wybaczyć. - Mam dla was prezenty. Może to głupie, ale nie chcę was w ten sposób przekupić. Są to rzeczy, które naprawdę mogą się wam przydać. To dla ciebie Ben. - Podał Puchonowi teczkę oraz sakiewkę, którą chłopak najpierw otworzył i w środku znalazł sporo złotych monet. 

- Co to jest? Dajesz mi pieniądze?! Myślisz, że jestem, aż tak biedny?

- Dajesz mu tyle złota kiedy nasz sklep przynosi tak mało dochodów?! - Przyjaciele od razu wsiedli na George, ale on zaczął ich uspokajać.

- To nie są pieniędzy wyniesione z kasy sklepowej tylko moje, które sobie odkładałem przez ostatni rok, a właściwie część tych pieniędzy. Połowę z nich pozwoliłem sobie zostawić. Odkładałem je na ślub z Angeliną, ale w tej sytuacji...

- I uważasz, że powinien wziąć tę pieniądze wiedząc, że odkładałeś je dla Angeliny? To nie jest normalne. 

- Posłuchaj Ben, ja wiem, że może to brzmi jak szaleństwo, ale zrozum, że tak poczuje się lepiej. Wiem od naszej mamy, że szukasz pracy, ale nie możesz znaleźć. - To była prawda. Niestety przez ostatni miesiąc Ben wszędzie był odsyłany z niczym, ponieważ ktoś dowiedział się o jego wilkołactwie. Pracę w ministerstwie mógł mu zagwarantować Percy, jednak większość pracowników była uprzedzona i widać było, że po części bało się Bena. Mógł pracować tylko w Departamencie Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli, a to oznaczało, że nie będzie miał swojego biurka i mało wypłatę. Liczył na coś więcej, zwłaszcza, że dostał prawie same wybitne na Owutemach. Nie wiedział, co mógłby dalej robić, Dostał trochę gotówki od swoich rodziców, ale nie chciał narażać ich na koszt utrzymania w sytuacji kiedy mógł wreszcie pracować. Zresztą nie mówił im o tym, że jest wilkołakiem. Nie chciał zadawać im kolejnych ciosów. Szczerze rozmawiał z panią Molly, że chciałby otworzyć własny biznes. Ta decyzja wydawała mu się najlepsza. Miał niezwykłe umiejętności jeśli chodzi o eliksiry i chciał je wykorzystać. Nie miał tylko pieniędzy, by móc pozwolić sobie na coś podobnego. - Wiem, że chcesz otworzyć własny biznes, dlatego postanowiłem ci pomóc tak, jak kiedyś ktoś pomógł nam. To są pieniądze, a w teczce jest logo twojej firmy. - Rewson ostrożnie otworzył teczkę i zobaczył logo z wilkiem i obok stojącą kobietą. - Masz niesamowite zdolności, jeśli chodzi o eliksiry i to w dodatku te lecznicze i upiększające. Mógłbyś otworzyć własną firmą i je produkować. U nas znajdzie się miejsce, żeby je tworzyć, a nawet jeśli będzie potrzeba to wystawić w sklepie. Możesz zająć mój pokój, dopóki nie zarobisz trochę i nie staniesz na własne nogi. Ja się przeniosę na kanapę. To wszystko, co mogę dla ciebie zrobić. Nie będę ci już pomagał w żadnych sprawach sercowych. 

- Dzięki... - Ben nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Inicjatywa George zaskoczyła go. Nie wiedział, że chłopak jest w stanie tak świetnie to zaplanować.

- Dla ciebie Fred ma coś cennego. Niełatwo było to zdobyć. - Podał bardzo delikatnie szkatułkę swojemu bliźniakowi, więc i Fred starał się być ostrożny. 

- Co to jest? - Spytał zaciekawiony i powoli zaczął otwierać pudełko.

- To kompas.

- Phi... Kompas... Wielkie mi halo... Tak trudno go kupić? - Chciał już wyciągnąć duży, drewniany kompas ze szkatułki, ale George dodał. 

- To nie jest byle jaki kompas! Udało mi się go kupić od kolekcjonera, który zapewniał mnie, że działa i nigdy nie był dotykany. Bo widzisz Fred, ten kompas ma tylko jednego właściciela, pierwszą osobą, która go dotknie i wskazuje tylko jeden kierunek, pragnienie serce właściciela. Gdyby Ben go dotknął, to on stałby się jego właścicielem i kompas byłby wrażliwy na jego dotyk. Jeśli chcesz go zachować, a myślę, że tak, dotknij go. On wskaże ci drogę do Hermiony, pragnienia twojego serca.

- Dlaczego nie zatrzymałeś go dla siebie? Pokaże ci drogę do Angeliny. Nie masz pewności, czy są jeszcze razem. 

- Bo ja nie zasługuje na to, by ją odnaleźć... Ty nie zrobiłeś nic złego Hermionie i musisz jej to wyjaśnić... - Fred i Ben spojrzeli na siebie i byli już pewni, że wybaczą Georgowi wszystko, co uczynił. Wstali i uściskali się. George znów płakał. Nie wiedział, czy kiedykolwiek robił to tak często.

- Dawaj Fred! Dotknij kompas! - Przekonywał Ben.

- A co jeśli dotkniemy go razem? - Spytał bliźniaka, ale ten odmówił.

- Lepiej nie. Jeszcze go popsujemy. - Fred zbliżył się do pudełka i powoli wyciągnął z niego kompas. Wtedy, jak na zawołanie wskazówka poruszyła się i wskazała kierunek. 

- Jeny! To jest niesamowite! - Wykrzyknął Ben. - Z tym na pewno ją odnajdziemy!

    Jednak tak się nie stało. Hermiona i Angelina jakby zapadły się pod ziemię. Wszyscy oczekiwali na wieść, że ktoś choćby je widział lub wiedział, gdzie mogą być. To wszystko na nic. Harry i Ron czuli się winni, że nie udało im się zlokalizować dziewczyn. W pracy szło im wprost wybitnie. Złapali kilku ukrywających się śmierciożerców i notowali same dobre wyniki, ale to, że nie potrafią znaleźć dwóch Gryfonek przyprawiało ich o palpitacje serca. 

    Odkąd George dostał rozgrzeszenie od Freda i Bena czuł się zdecydowanie lepiej. Pomagał Rewsonowi, by ten otworzył swoją firmę, a przy okazji z bliźniakiem starał się o poprawę finansów własnego biznesu. Jednak, ani Fred, ani George nie uśmiechali się tak, jak kiedyś. 

    Fred starał się korzystać z kompasu, ale ten nawet co kilka dni diametralnie zmieniał swoje położenie. Mimo to z największą czcią go dotykał. Myślał, że to wspaniały prezent, ale z uwagi na to, że Hermiona może być nawet na innym kontynencie mógł mu się nie przydać. Poza tym w sercu chłopaka zaczęło kiełkować małe ziarenko, która miało go powoli zatruć. 

    Równe dwa miesiące od odejścia dziewczyn w mieszkaniu bliźniaków pojawił się Harry, Ron, Ben, Bill, a nawet Percy. Aurorzy mieli złożyć raport z ostatniego miesiącu na temat swoich poszukiwań. 

- Sprawdziliśmy wioski, w których odnotowano do 50 mieszkających czarodziejów i nic... Nikt ich nie widział, nikt nic nie wie. Otrzymaliśmy wszystkie zgłoszenie o użyciu czarów wśród mugoli. 95% z nich zostało dokładnie sprawdzonych i to nie były one. 5% nie udało się ustalić. W planach na ten miesiąc mamy sprawdzić wszystkie wioski do 100 czarodziejów zamieszkujących okolice oraz może warto pomyśleć o nagłośnieniu tej sprawy? Jakieś plakaty? Co myślicie?

- Tak! To dobry pomysł. Co myślisz Fred? - Spytał George, ale jego bliźniak siedział z wyraźną złą miną. 

- W planach na ten miesiąc?

- No tak.

- To znaczy, że myślimy, że nie pojawią się przez kolejny miesiąc? - Nikt nie odpowiedział mu na to pytanie. 

- Posłuchaj Fred, to tylko tak brzmi. - Percy przerwał niezręczną ciszę. - Musimy myśleć przyszłościowo. 

- Ja już nie chcę. 

- Czego? - Zdziwił się Ben.

- Żebyście jej szukali... Żeby się ona znalazła...- Powiedział zdecydowanie.

- Na Merlina! Fred! Co ty wygadujesz?! - Ben nie krył swojego wzburzenia, ale wszyscy patrzyli na niego, jak na szaleńca. 

- Nie chcę, żeby się znalazła! Co mi po tym?!

- Jak to co?! - Krzyknął George. - Przecież to twoja narzeczona! 

- Narzeczona?! Co to za narzeczona, z którą nie mam kontaktu przez dwa miesiące! Bite dwa miesiące! Nawet nie wiem, czy jej odejście oznacza to, że mnie zostawiła, czy chciała sobie zrobić przerwę? Poza tym, nic dla niej nie znaczę?! Tak trudno jej wysłać chociaż list, by powiedzieć, że żyje?! Że wszystko okej?! Jestem jakimś śmieciem, który nie zasługuje choćby na słówko?!

- Przecież się kochacie... - Zaczął nieśmiało Bill.

- To ma być miłość?! Tak we mnie wierzyła i w naszą miłość, że wystarczyło jedno zdanie Ginny i mnie zostawiła?! Jakie ona ma do mnie zaufanie?! Rozumiem, że to, czego się dowiedziała mogło być dla niej raniące, ale na brodę Merlina! Mogła przyjść do mnie i zapytać, czy to prawda! A nie uciekać w jakieś przestworza! Gdyby mnie naprawdę kochała i wierzyła w to, co jest między nami, to nigdy nie pomyślałby, że ją zdradzę i tak łatwo by nie odpuściła! A teraz co?! Zjawi się tu nagle i co mi powie?! "Myślałam, że to twoja wina?! Wybacz?!" Co mi po tym?! Co mi po tym straconym czasie?! Nie chcę... Nie chcę jej widzieć! - Wszyscy byli zaskoczeni tym nagłym wybuchem złości Freda. Rozumieli, że może mieć pretensje do Hermiony, ale nie spodziewali się takiej wściekłości. 

    George dał im znak, by wyszli. Fred udał się do swojego pokoju, a za nim poszedł bliźniak, by z nim pogadać. Już nie raz, nie dwa mówił mu o tym, że ma walczyć o Hermionę, jednak tym razem nie musiał tego robić. Fred siedział na łóżku i rękami zasłaniał swoją twarz. Był na skraju wyczerpania.

- Jak ja ją kocham George! 

- Wiem Fred...

- Dlaczego ona mi to robi? To takie niesprawiedliwe! Wiem, że kiedyś ją skrzywdziłem, ale teraz nie dałem ani jednego powodu, by mogła myśleć, że coś jest nie tak. Dałem jej wszystko, co chciała...-

- Wiem braciszku.

- Z jednej strony pragnę po prostu ją przytulić, a z drugiej... nie chcę jej widzieć. Zwątpiła w nas, we mnie... To mnie tak boli... - George usiadł obok niego i mocno przytulił. 

- Naprawdę chcesz, żeby jej dłużej nie szukali?

- Tak. Zna drogę do mnie. Nie zrobiłem jej nic złego. Jeśli będzie chciała wrócić, wie jak to zrobić, a jeśli będę jej szukał, to tylko sprawi, że zmuszę ją do powrotu, a nie chcę być z nikim z przymusu. 

- Rozumiem cię, ale może zmienisz zdanie.

- Nie. Nie zmienię. Mam dość katowania się myślą o niej. Robiłem dla niej wszystko. Należy mi się chociaż wyjaśnienie tej sytuacji. Niech sama przyjdzie i powie... A wtedy pomyślę, co dalej z nami będzie...

Komentarze

  1. Tak. Tak
    Z zaparciem co jakiś czas zaglądałam na twojego bloga myśląc "może czeka mnie niespodzianka "
    Wyobraź sobie moją minę gdy weszlam i czekały mnie az dwie niespodzianki.
    Pisz, pisz. Dawaj upust swoim talentom. Pamiętaj że zawsze ktoś czyta. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny blog! Z zapartym tchem czytalam :3.
    Niecierpliwie czekam na kolejne wpisy mam nadzieję że się niedługo pojawią! Czuć niedosyt, ojok czuć..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się, że wgl ktoś czyta mojego bloga... Bardzo mi miło... Dziękuję <3

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"To ona."

"Czy to dzieje się naprawdę?"

"Idealnie dopasowani" Miniaturka #2