"Odejście."

 - Absolutnie się nie zgadzam! - Powiedziała zdenerwowana Hermiona. 

- A to dlaczego nie? - Fred nie krył swojego rozbawienia. 

- Dlaczego? Ponieważ masz rehabilitację! 

- Przesunąłem, żebyśmy mogli wyjechać. - Odpowiedział spokojnie. 

- Jeszcze niedawno mogłeś stracić nogę. Poza tym może jesteśmy tutaj potrzebni, a je nie spakowałam się. 

- Spokojnie Hermiono. Wszystko jest ustalone. Dostaliśmy wszystkie pozwolenia i możemy lecieć, a ja poprosiłem Ginny, żeby spakowała cię w tajemnicy. - Rudowłosa wyciągnęła z uśmiechem torbę w strony przyjaciółki a Granger nie wierzyła, że to wszystko się dzieje naprawdę. Wszyscy ludzie gratulowali im, podchodzili, by ich uściskać. Zrobiono im kilka zdjęć a później pożegnali się z państwem Weasley i teleportowali się do Wiednia. 

- To jest jakiś obłęd! - Właśnie Fred zaprowadził ich przed bardzo elegancki hotel, który przypominał XIX-wieczny dworek. Recepcjonistka spojrzała na nich z podziwem, a po chwili zauważyła pierścionek na palcu Hermiony. 

- Jest naprawdę piękny. - Skomentowała wskazując na rękę. 

- Dziękuję. - Odpowiedziała Gryfonka. Nie spodziewała się, że ten weekend spędzi w Austrii. 

- Rezerwacja na nazwisko Weasley. Pokój numer pięć. Proszę, oto klucz. Życzę miłego bytu. 

    Gdy już byli w pokoju Hermiona spojrzała z wyrzutem na narzeczonego. 

- Nie powinieneś tego robić! Wydałeś tyle pieniędzy! I ten pierścionek! Kiedy go kupiłeś? - Fred spojrzał na nią rozbawiony. 

- Hermiono, jesteś taką mądrą czarownicą... Rusz swoją śliczną główką... Skłamałem. - Dziewczyna patrzyła na niego wyczekująco. - Kiedy tylko zobaczyłem ten pierścionek wiedziałem, że mógłbym się nim oświadczyć, a ta historia była po prostu niesamowita. Przyznam, że cena była... wysoka. ale miałem tyle pieniędzy. Wiedziałem, że będziesz się wściekać, więc kiedy wyszliśmy ze sklepu udałem, że źle się czuję. Ty poszłaś po coś do picia, a ja szybko kupiłem ten pierścionek. - Granger chciała udawać obrażoną, ale nie wyszło jej to i zamiast tego na jej twarzy zagościł uśmiech. Fred również się roześmiał i objął ją. 

- Jesteś bardzo niegrzecznym chłopcem. 

- Ale za to jakim kochanym... Poprosiłem George, żeby zarezerwował nam miejsce w tym uroczym i pełnym klasy hotelu, żebyśmy mogli uczcić nasze zaręczyny. 

- To co powiedziałeś było... niesamowite. Kocham cię jak nikogo innego na świecie. 

- Ja ciebie też kocham Hermiono. - Fred namiętnie pocałował dziewczynę i zaczął powoli opuszczać ramiączka jej sukienki a ona zdjęła jego marynarkę i odpinała guziki jego koszuli. Ta noc była dla nich niezwykła, a gdy rano Gryfonka obudziła się wtulona w swojego mężczyznę, czuła się szczęśliwa jak nigdy przedtem. Obudziła Freda pocałunkiem. 

- Dzień dobry królewno. 

- Mam nadzieję, że nie okażesz się śpiącym księciem, ponieważ jest tu tyle wspaniałych miejsc, które chciałabym zwiedzić! 

- Hermiono... Myślałem, że zwiedzimy twoje wspaniałe miejsca... - Przysunął się do niej, ale ona szybko wyplątała się. 

- I tak będzie, ale dopiero wieczorem. Nie traćmy czasu. Odwiedzimy Pałac Schönbrunn? 

- Dobrze kochanie. Dla ciebie wszystko. - Fred nigdy by nie poszedł w takie miejsce sam, ale nie mógł odmówić swojej narzeczonej, dlatego pośpiesznie zjedli śniadanie i wyruszyli. Zwiedzanie zabytku zajęło im prawie cały dzień. Wrócili do hotelu na kolację i padali z nóg.

- Pamiętasz co mi obiecałaś? O zwiedzaniu ciekawych miejsc? - Wymruczał jej do ucha. 

- Naprawdę masz jeszcze siły? - Zapytała rozbawiona. - Najpierw muszę się wykąpać.

- To żaden problem kochanie. Możemy wykąpać się razem. - Gdy to powiedział od razu poszedł do łazienki, by nalać wody do wanny. Zadzwonił też po wino, by mogli się napić. To był bardzo romantyczny wieczór. Przy świetle świec i aromatycznych olejkach. 

    Kolejnego dnia przemierzali ulicę Wiednia podziwiając piękno miasto. Zatrzymali się w kilku miejscach i cieszyli się swoją obecnością. Ostatnią noc prawie w ogólnie nie spali. Kochali się i rozmawiali o wspólnej przyszłości. To był naprawdę cudowny wypad. Niestety musieli wrócić w poniedziałek po śniadaniu. Teleportowali się do Nory. Pani Molly serdecznie ich przywitała jednak nie mieli zbyt wiele czasu, ponieważ Fred teleportował ich do szpitala świętego Munga. Tam dowiedzieli się, że z nogą chłopaka jest o wiele lepiej i może chodzić już bez laski. Słysząc dobre wieści oboje byli szczęśliwi. 

- Słuchaj Hermiono, muszę pomóc w sklepie. Ostatnio nie było mnie tam za często i George ma prawo być na mnie zły. Wrócę na kolację do Nory a tymczasem... - Z kieszeni wyjął kilka starannie złożonych rolek pergaminu. - To jest historia pierścionka Florianny. Dostałem od tego jubilera, ale nie chciałem ci wcześniej dawać, żebyś była zainteresowana mną a nie czytaniem. - Dodał z uśmiechem, a Hermiona wzięła od niego notatki z najwyższym namaszczeniem. 

    Dziewczyna wróciła do Nory, ale nie mogła na niczym się skupić. Przez ostatnie dni była z Fredem przez cały czas, dlatego teraz boleśnie odczuwała jego brak i tęskniła. Gdy pojawił się na kolacji, wpadła w jego ramiona. Wszyscy radośnie i głośno zasiedli do stołu. Wtedy pojawił się także Ben i przywitał się ze wszystkimi. 

- Nie zdążyłam wam powiedzieć, że... - Pani Molly spojrzała wyczekująco na Freda i Hermionę i oznajmiła. - Ben mieszka z nami. 

- Och to cudowna wiadomość! - Wykrzyknęła dziewczyna. 

- Tak pomyślałam sobie, że Ben na pewno będzie szukał pracy tutaj i łatwiej będzie jak zamieszka w Norze skoro pokój Percy'ego jest wolny. - Fred spojrzał na swoją dziewczyną z błyskiem w oku. 

- To miała być nasza kryjówka. - Wyszeptał, a Gryfonka zachichotała. 

Spędzili miło wieczór opowiadając o tym, co zwiedzili a potem dziewczyna wyznała. 

- Muszę odnaleźć rodziców... I to jak najszybciej. Tak bardzo się cieszę, że mogę tu być z wami, ale jednocześnie uświadamiam sobie jak bardzo mi ich brakuje. Chcę jutro wyruszyć. 

- CO?! - Fred nie krył swojego zdziwienia. 

- Z twoją nogą już coraz lepiej. Wszystko się układa. Zaręczyliśmy się... Muszę to już zrobić. Odkładałam to już i tak dość długo. 

- Masz rację Hermiono. - Przyznała pani Molly. 

    Fred przez cały wieczór był zmartwiony i mimo, że pomógł spakować się Hermionie nie chciał, by go opuściła. 

- Obiecuję, że będę wysyłać wieści i wrócę niedługo. Pamiętaj, że wiem gdzie ich szukać a to już wiele ułatwia. - Dziewczyna wtulała się w ramiona narzeczonego. - Kocham cię Fred. 

- Ja ciebie też kocham Hermiono, ale tak bardzo się martwię... Nie chcę, żeby coś ci się stało. Ja zwariuję... Już raz tak bardzo się o ciebie bałem. 

- To była inna sytuacja. Teraz będę wysłać ci wiadomości i nie będzie mnie może kilka dni. - Pocałowała długo i namiętnie chłopaka. 

- Pokój Percy'ego jest zajęty, ale George wróci na Pokątną... Chodź do mnie. - Wymruczał jej do ucha a dziewczyna chętnie się zgodziła. Spędzili wspólnie kolejną piękną noc. 

    O siódmej Hermiona była już dokładnie spakowana i najedzona. Pożegnała się ze wszystkimi i obiecała, że gdy będzie miała jakieś kłopoty natychmiast ich poinformuje. Na koniec podeszła do Freda. Nie chciała już mu nic więcej mówić, bo to było zbędne, dlatego pocałowała go tak, jak nigdy przedtem. Będzie bardzo za nim tęsknić. 

- Kocham cię. - Powiedziała. 

- Ja ciebie też kocham. - Odpowiedział. 

Dziewczyna wyszła przed Norę. Spojrzała po raz ostatni na panią Molly, Harry'ego, Rona, Bena, Ginny i Freda. Teleportowała się. 

Wylądowała w Australii w Melbourne. Wiedziała tylko tyle, że powinna zacząć szukać Wendella i Moniki Wilkinson, którzy przeprowadzili się tu około rok temu i, którzy mogą być dentystami. Było to zdecydowanie mało informacji, ale nie miała czasu do stracenia. 

    Po dniu pełnych poszukiwań miała tylko trop, który prowadził ją do Kliniki Stomatologicznej przy Collins Street. Po rozmowie z dyrektorką tego ośrodka nie miała już wątpliwości. Pracowała tu jej mama. Zatrudniła się we wrześniu, opowiadała o mężu imieniem Wendell, który także był stomatologiem i przeprowadzili się z Wielkiej Brytanii. Dowiedziała się także, że rodzice postanowili odwiedzić rezerwat Phillip Island. Sama również tam wyruszyła i znalazła mężczyznę, który był przewodnikiem i spotkał ich. 

    Noc Hermiona spędziła w jednym z pensjonatów a od rana szukała swoich rodziców. Dowiedziała się, że zatrzymali się w hotelu "Bellavista". Była tak szczęśliwa, bo czuła, że znajduje się coraz bliżej nich i gdy kręciła się wokół budynku zobaczyła jak spacerują. Szli trzymając się za ręce i rozmawiając. Wtedy nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Natychmiast się odwróciła i ujrzała groźnie wyglądającego mężczyznę. Miał założony kaptur i był cały ubrano na czarno. Odciągnął ją w stronę drzew, by nikt ich nie widział. Wyjął swoją różdżkę. Granger też chciała to zrobić, ale bała się wykonać choćby najmniejszy ruch. 

- Wiedziałem, że cię tu spotkam. - Jego głos przypominał syk węża. Był zimny i władczy. Dziewczyna czuła, że nie może mówić kiedy przyłożył jej różdżkę do głowy. - Myślałaś, że nikt cię nie śledzi? Że nikt nie wie o twoich mugolskich rodzicach? Ktoś taki jak ty zasługuje na odpowiednią straż. - Drwił z niej. - Może i Potter jest tym całym Wybrańcem, ale co by on osiągnął bez twojej pomocy? To ty się liczysz. Ty. Dlatego jeden fałszywy ruch a będziesz martwa Granger. - Dodał, gdy zobaczył, że dziewczyna próbuje wyciągnąć różdżkę. 

- Czego ode mnie chcesz? - Starała się, by jej głos nie drżał. 

- Taka mądra jesteś. Rusz swoją główką i pomyśl! - Drwił z niej a ona czuła, jakby lodowate ręce zacisnęły się jej wokół gardła. - Chcę, żebyś została tu ze swoim rodzicami! Żebyś nie wracała do świata czarodziejów! Masz zbyt wiele mocy, jesteś zbyt potężna... Jesteś niepokonana... - Dziewczyna myślała, że ten nieznajomy bredzi. Może i miała wiedzę, ale nie posiadała takich zdolności. - Przepowiednia się nie sprawdzi jeśli tu zostaniesz!

- Co? Jaka przepowiednia?! - Mężczyzna poczuł, że zbyt wiele powiedział, ale Gryfonka zaczęła napierać. - Gadaj kim jesteś o jaką przepowiednię ci chodzi! - Błyskawicznie wyjęła swoją różdżkę i przycisnęła mu ją do piersi. Teraz to ona miała inicjatywę. 

- Zostałem tu wysłany. Jestem śmierciożercą. Inni kazali mi ciebie śledzić. Podobno istnieje jakaś przepowiednia, która głosi, że przejmiesz władzę w magicznym świecie. - Dziewczyna zobaczyła jak nieznajomy wykonuje ruch ręką, by rzucić zaklęcie. Czuła, że to co mówi ma tylko ją zwieźć, dlatego pierwsza krzyknęła. 

- Obliviate! - Mężczyzna runął na ziemię. Gryfonka długo przyglądała się jego pustej twarzy, ale nie rozpoznawała go. Gdy tylko wróci do Nory zajmie się tym, ale teraz musi znów znaleźć rodziców.

    Odszukała ich po kwadransie. Nadal spacerowali trzymając się za ręce. Stanęła im na drodze z uśmiechem na ustach, ale oni wyminęli ją. Byli odwróceni do niej plecami kiedy wyszeptała zaklęcie i nareszcie przywróciła im pamięć... Na początku stanęli jak wryci. Chwila później spojrzeli na siebie ze strachem w oczach i w końcu odwrócili się do swojej córki. Byli oniemiali, ale ona natychmiast podbiegła do niej i rzuciła się na szyję. Cała trójka zaczęła płakać i przytulać się do siebie. Wrócili do hotelu, gdzie przebywali i tam Hermiona opowiedziała o wszystkim co się wydarzyło. O tym, że wymazała im pamięć i prawie rok temu z Harrym i Ronem wyruszyła w niebezpieczną misję. Mówiła o zwycięskiej bitwie i o tym, że nie mogła się doczekać kiedy ich odnajdzie. Na razie nie wspominała o tym, że się zaręczyła a tym bardziej, że została napadnięta. Nie umiała tego wyjaśnić i chciała jak najszybciej wrócić do Anglii, dlatego tak bardzo nalegała na wyjazd i już następnego dnia leciała z rodzicami do Londynu. 

   Tymczasem Fred usychał z tęsknoty za Hermioną i bardzo się o nią bał. Czas wypełniała mu praca. Starał się pozyskać lokal w Hogsmeade, ponieważ był przekonany, że narzeczona będzie chciała wrócić do Hogwartu a pragnął być jak najbliżej ukochanej. Kiedy wraz z Georgem i Angeliną odpoczywał po pracy w domu nad sklepem, popijając piwo kremowe, przyszedł Ben. Był cały rozpromieniony. 

- Hej, napijesz się z nami? - Spytała Angelina. 

- Tak! Jasne! Dziękuję! 

- Okej... - Odpowiedziała niepewnie. - Tak dziwnie zachowywałeś się kiedy miałeś siedzieć z Katie przy jednym stoliku. - Na dźwięk tego imienia Ben szeroko się uśmiechnął. 

- No moje gratulacje! Nareszcie! - Zawołał Fred. - Idziecie razem na randkę, prawda? 

- Nie. - Odpowiedział, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy. 

- Więc co jest? - Spytał George. 

- Zaprosiła mnie... - Tu zrobił długą przerwę. - na imprezę u siebie w domu! 

- To... miło. - Odparła Johnson. 

- Dlaczego nie podzielacie mojego entuzjazmu? - Chłopak zawiódł się. Dla niego to była fantastyczna wiadomość. Jego Katie nareszcie go zauważyła! I zaprosiła do siebie. 

- No bo wiesz... to tylko impreza... zaprosiła pewnie wiele osób. - Powiedziała nieśmiało dziewczyna.

- A ciebie zaprosiła? 

- W zasadzie to tak. Zupełnie o tym zapomniałam. Przyszła dzisiaj sowa i z zaproszeniem do mnie, George i Freda. 

- Nie zaprosiła Hermiony? - Oburzył się Fred. 

- Może wie, że jej nie ma. Albo zapomniała. Przecież musiała wysłać tyle zaproszeń. - Stanął w jej obronie Ben. - To co, idziemy razem? 

- W sumie, czemu nie. - Odpowiedział George. 

- George! - Angelina spiorunowała go wzrokiem. 

- Co? - Bał się, gdy tak patrzyła na niego.

- Nie mów, że zapomniałeś! - Chłopak zrobił wielkie oczy i nie miał pojęcia o czym mówi Angelina. - Dostaliśmy zaproszenie od mojej ciotki Nansy w sobotę na kolację. To ma być wielka uroczystość. Będzie cała rodzina. Mamy uczcić zwycięstwo. - George nie wiedział nic o tym przyjęciu, ale wolał już udawać, że zapomniał. 

- Ahhhh... No tak... Zupełnie wyleciało mi z głowy! To przez pracę, tyle ostatnio spraw mnie męczy... - Ufff... Udało się. Angelina nie była wcale taka zła, ale szkoda, że nie pójdzie na imprezę. 

- A ty Fred? - Zapytał Ben. 

- Bez Hermiony nie idę. - Odparł stanowczo. - Nie wiem kiedy ona wróci. Nie będę umiał się bawić kiedy ona ratuje swoich rodziców. 

- No nie... Znowu chcecie zostawić mnie samego! Potrzebuję wsparcia.

- Ben, to tylko impreza, na którą zaprosiła pewnie kilkadziesiąt osób... Może odbierasz to zbyt personalnie. - Angelina uważała, że Ben zbyt nakręca się i potem będzie rozpaczał, bo Katie nie jestem nim zainteresowana, ale chłopak nie odpuszczał. 

- Dobra, nie chciałem wam tego mówić, ale... Całowaliśmy się. - Uśmiechnął się szeroko. 

- CO?! - Spytała jednocześnie cała trójka. 

- Kiedy?! - Johnson była w szoku.

- Na imprezie w Norze... - Zdawał się być tajemniczy.

- No dalej, opowiadaj. - Zachęcał George. 

-  Z tym temblakiem to był strzał w dziesiątkę. Miałeś rację Fred. Kiedy zobaczyła, że jestem ranny od razu się tym przyjęła i zaczęła wypytywać coś mi się stało, więc powiedziałem, że osłaniałem jakąś dwunastoletnią dziewczynkę. Pojawiła się nagle i śmierciożercy zaczęli rzucać w jej kierunku zaklęciami a ja obroniłem ją. Kiedy to usłyszała, była dla mnie taka miła. Cały wieczór mi pomagała i trzymała za kolano. Potem zaproponowała, żebyśmy się przeszli i sama zaczęła mnie całować. Ten piekielny temblak trochę przeszkadzał, bo nie mogłem jej dobrze złapać, ale za to ona... No zna się na rzeczy. - Mrugnął porozumiewawczo. 

- Chwileczkę... - Zaczęła Angelina. - A czy ty przypadkiem nie potknąłeś się i uszkodziłeś sobie rękę? - Bracia parsknęli śmiechem a Ben zrobił się czerwony.

- Tak. Zgubiłem okulary i szukając ich potknąłem się o gruz. Spadłem na odłamki szkła i ściany, ale co jej miałem powiedzieć? Że nie umiem chodzić? Poza tym nikt tego nie wiedział, oprócz ciebie Angelino... więc liczę na twoją dyskrecję. 

- Jasne... - Zaśmiała się i poszła po kolejne piwo a Fred patrzył na George bardzo intensywnie. 

- Hej, o co chodzi? - Spytał Ben.

- George też ma wprawę w takich ciężkich chorobach. - Powiedział Fred z uśmiechem. 

- Co? O czym mówicie? - Dociekała Johnson. 

- Nie denerwuj się kochanie... Proszę cię... To było wtedy, gdy graliśmy w quidditcha w Norze i kiedy uratowałem Ginny, która mało co nie spadła z miotły i sam uderzyłem głową w słupki... - Fred parksnął śmiechem. - Tak naprawdę byłem na imprezie u Lee i tam założyłem się, że wypiję całą butelkę Ognistej i nie spadnę z miotły... Wtedy uderzyłem w te słupki... Przepraszam, że cię okłamałem. - Johnson patrzyła na niego zabójczym wzrokiem, ale chłopcy już się śmiali z tej opowieści, więc i ona zaczęła. Opowiadali sobie różne historie z Hogwartu popijając piwo i Fred nie wiedząc kiedy zgodził się pójść z Benem na imprezę. 

    W sobotę żałował swojej decyzji. Nadal nie miał żadnej wiadomości od Hermiony i nie chciał iść bez niej, ale przecież obiecał Rewsonowi, że nie zostawi go, więc nie miał innego wyjścia. Wcześniej zamknął sklep i poszedł się przebrać. George też szykował się na wizytę u ciotki Angeliny, ale nie miał zadowolonej winy. Zazdrościł bliźniakowi, że ten idzie na tak świetnie zapowiadająca się imprezę. Johnson widziała pochmurną minę swojego chłopaka i kiedy byli u niego w pokoju, a George zapinał guziki swojej koszule, powiedziała :

- Wiem, że nie chcesz iść ze mną.

- Nie... To nie tak...

- George... Nie kłam...

- Po prostu tam będą wszyscy... Chętnie bym poszedł, ale wiem, że musimy iść do twojej ciotki. To nic takiego. - Objął ją i pocałował. Miała na sobie czarną, dopasowaną sukienkę, w której wyglądała niesamowicie. 

- Myślisz, że ja nie wolałabym iść do Katie? Eh... Powinieneś iść do niej a ja sama pójdę do ciotki.

- Nie ma mowy kochanie. - Próbował protestować. 

- Nie George. Idź do niej. Ja będę się tam pewnie strasznie nudzić, ale postaram się dołączyć do ciebie przed północą. Rodzinie powiem, że zachorowałeś i nie mogłeś przyjść ze mną. Będę miała wymówkę, że szybciej się wymknąć. 

- Wiesz że jesteś niesamowita? - Wyszeptał jej do ucha i zaczął całować. 

- Jestem już spóźniona... - Wyrwała się jego pieszczotom. - Ale obiecuję, że w nocy nie dam ci spokoju. - Pocałowała go bardzo namiętnie i wyszła a George był szczęśliwy, że ma taką wspaniałą dziewczynę. 

Zrzucił z siebie koszulę i przebrał się. Fred już wyszedł, więc szybko teleportował się, by odnaleźć bliźniaka. 

    Hermiona powróciła do Londynu z rodzicami. Na początku byli wzburzeni tym, że zabrała im pamięć, ale musieli jej to wybaczyć. W końcu zrobiła to dla ich dobra. Dziewczyna bała się im powiedzieć o zaręczynach, ale nie mogła już dłużej tego ukrywać. 

- Muszę wam coś powiedzieć... Zaręczyłam się... - Wyjęła pierścionek spod koszulki, ponieważ wisiał na łańcuszku razem z serduszkiem do Freda. Matka mocno ją uścisnęła i chwaliła pierścionek a i ojciec wydawał się być zadowolony. Postanowiła powrócić do Nory w niedzielę rano. Obiecała, że razem z Fredem odwiedzą jej rodziców jeszcze w tym tygodniu. 

Wracała do Freda. Do swojego ukochanego narzeczonego. Była przeszczęśliwa, bo wszystko się ułożyło. Ma obok siebie mężczyznę swojego życia, odnalazła rodziców i zapewne wróci na rok Hogwartu, ale i Fred będzie obok. Przecież chce otworzyć sklep w Hogsmeade. 

Wylądowała niedaleko domu i prawie wbiegła do środka. Podejrzewała, że Fred dzisiaj może być tutaj, bo niedzielę zawsze spędzała w Norze. Jednak tutaj była niezwykła cisza. Spojrzała na zegarek. Było chwilkę po siódmej, więc na pewno wszyscy jeszcze śpią. Wtem usłyszała jakiś hałas i zobaczyła Ginny. Nie była w dobrym stanie. Czuć było od niej alkoholem, włosy miała w nieładzie i ledwo trzymała się na nogach a gdy zobaczyła Hermionę rzuciła się jej w ramiona i zaczęła płakać. Granger omal nie opadła na podłogę pod wpływem jej ciężaru. 

- Tak strasznie mi przykro... - Hermiona nie rozumiała o co może chodzić przyjaciółce, ale przed jej oczami zaczęły pokazywać się jak najgorsze obrazy. Przypomniała sobie tajemniczego mężczyznę z Australii i bała się, że ludzie jego pokroju skrzywdzili kogoś z jej bliskich.

- Ginny o czym ty mówisz? Co się stało? Czy coś z Fredem? Czy Fred żyje? - Ginny nie udzielała żadnych odpowiedzi, by po chwili powiedzieć.

- Tak, Fred żyje, ale powinien zginąć jak szczur! 

- O czym ty mówisz? Powiedz mi co się stało!

- Przepraszam Hermiono. Tak strasznie mi przykro. Tak mi ciebie żal.

- Ginny! Co to znaczy?! - W Hermionie narastał niepokój, ale nie wiedziała co ma o tym myśleć. 

- Fred cię zdradził. - Granger chciało się śmiać na te słowa. 

- Co? Ginny to nieprawda. To są jakieś kłamstwa. Kto ci to powiedział? Może jakaś jego była dziewczyna?

- Nie Hermiono. JA to widziałam.

- Słucham? Opowiedz co się wydarzyło.

- Katie urządziła imprezę u siebie w domu. Fred poszedł tam z Benem i cały czas kręcili się wokół Katie, ale ona była bardziej zainteresowana Fredem a nie Benem. Widziałam jak go pocałowała a potem poszli na górę do jej pokoju. Cały czas się całowali. Nie mogłam tam wejść, bo zamknęli drzwi, ale słyszałam jak uprawiali seks. Przepraszam Hermiono, że nic nie zrobiłam. Zabiję go, gdy się spotkamy! Przysięgam ci to! Hermiono, powiedz coś... - Granger osunęła się na podłogę i czuła, że po jej policzkach lecą łzy. Ginny chyba chciała podnieść ją z podłogi, ale sama się przewróciła. Hermiona zaprowadziła Ginnę na kanapę i po chwili dziewczy zasnęła.

    Hermiona czuła się upokorzona. Nie pozwoli, żeby tak nią pomiatał. Ich historia miłosna przerodziła się w koszmar, który dręczył dziewczynę co jakiś czas. Postanowiła nareszcie się zbuntować. Spakowała wszystkie swoje rzeczy, która miała w Norze i usiadła w kuchni, by napisać list do pani Molly. 


Kochana Pani Molly!

Chciałabym się pożegnać z Panią, Panem Arturem, Ronem i Harry osobiście, ale nie jestem w stanie tego zrobić. Wolę napisać ten list, który będzie wyrazem wdzięczności dla was wszystkich. Przyjęliście mnie w swoim domu jak córkę i siostrę. Kocham was wszystkich. Nie sposób wyrazić słowami tego wszystkiego, co dla mnie zrobiliście. Nie mam też zbyt wiele czasu, ponieważ śpicie i nie chcę, żebyście mnie spotkali. Co do Freda... Nie mogę... Nie chcę dłużej tak żyć. Nie jest osobą, która warta jest mojego zaufania. Tak wiele razy mnie ranił... Ale nie jestem w stanie mu tego wybaczyć... 

Znalazłam moich rodziców. Nie martwice się o mnie i nie szukajcie mnie. To bezcelowe. I tak mnie nie znajdziecie. Nie chcę dłużej tutaj żyć. Szczególnie te słowa kierują do Harry'ego i Rona, przyszłych aurorów - NIE SZUKAJCIE MNIE. Obiecuję, że schowam się tak dobrze, by nikt mnie nie znalazł. 

Chciałabym napisać jeszcze tak wiele słów, ale słyszę czyjeś kroki na górze, dlatego żegnajcie na zawsze, 
Wasza Hermiona



    Hermiona chciała szybko wyjąć na podwórko, ale Angelina już zobaczyła. Johnson była cała zapłakana i wyglądała nie lepiej od Hermiony. 

- Co ty robisz? - Spytała starsza Gryfonka.

- Odchodzę. 

- Dlaczego?

- Nie chcę mówić. Po prostu nie mogę dłużej tutaj być... Nie chcę już żyć w tym świecie...

- To tak jak ja... Idę z tobą. - Oznajmiła stanowczo.

- CO?! Nie zgadzam się. - Protestowała Hermiona.

- Ja też nie mogę i nie chcę tutaj żyć. Nie pytaj dlaczego, bo też nie chcę o tym mówić. Ucieknijmy razem. - Granger czuła jakby to nie była propozycja tylko stwierdzenie. Angelina sięgnęła po list Hermiony i dopisała: 

P.S. Tutaj Angelina. Widziałam George. On wie najlepiej o co mi chodzi. Odchodzę z Hermioną. Nie szukajcie nas. 


    Dziewczyny wyszły przed Norą. Każda z nich ze swoimi torbami. Złapały się za ręce. Obie płakały. Spojrzały na siebie i Hermiona teleportowała je. Już nigdy miały nie zobaczyć Nory.

Komentarze

  1. Jeju ta historia jest niesamowita. Czekam na kolejne rozdziały i nowe części miniaturki❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"To ona."

"Ponownie."

"Idealnie dopasowani" Miniaturka #2