Zaręczyny

     Hermiona niepewnie stanęła przy drzwiach. Fred leżał na łóżku przy oknie. Wydawał się być szczęśliwy i z miłością spojrzał na Gryfonkę. Ona nie pragnęła niczego bardziej niż jego dotyku, więc podeszła do chłopaka i pocałowała go długo i namiętnie. Żyją. Przeżyli wojnę i mogą nareszcie być szczęśliwi w świecie, w którym nie ma Voldemorta. 

- Jeśli tak ma wyglądać ta mugolska rehabilitacja, to ja jestem chętny. - Wymruczał między pocałunkami. Dziewczyna spojrzała na niego rozbawiona i usiadła na łóżku. Obejmowała jego dłoń i głaskała po włosach, ale w końcu musiała spytać o to, czego najbardziej się bała. 

- Czy jesteś na mnie zły? - Łzy stanęły w jej oczach. - Mogłam przecież coś zrobić, cokolwiek. Użyć jakiegoś zaklęcia albo w ogólnie was nie zatrzymywać. - Spojrzał na nią zaskoczony. 

- Hermiono... O czym ty mówisz? Przecież to nie jest twoja wina! To była bitwa, a ja wiedziałam na co się piszę, byłem świadom ryzyka. Choć przyznam szczerze, że nie wiele pamiętam... Mama opowiedziała mi co później się wydarzyło, kiedy Percy przeniósł mnie do Wielkiej Sali. Harry poszedł do Zakazanego Lasu i potem jak Hagrid przyniósł jego ciało. Chwaliła się też, że pokonała Bellatrix. To prawda? Powiedz, że tak. Podobno walczyłaś z nią wraz z Ginny i Luną. Proszę powiedz, że zginęła. 

- Tak, to prawda. Twoja mama była naprawdę niesamowita. Kiedy Ginny prawie dostała zaklęciem, przybiegła i krzyknęła: nie w moją córkę suko i szybko ją pokonała. - Fred zrobił zadowoloną minę. Sam planował zemścić się na Lestrange. Nie zapomniał co zrobiła Hermionie, ale cieszył się, że jego matka potraktowała ją tak. 

- Jak doszło do wypadku? Pamiętam, że powiedziałem Percy'emu o nas, a potem mam totalną lukę. 

- Usłyszeliśmy wybuch i nagle ściana zaczęła na nas lecieć. Ja, Harry i Ron odskoczyliśmy, ale ty wybiegłeś, by popchnąć Percy'ego. W jego kierunku leciał ogromny odłamek. Gdyby nie ty na pewno by zginął. Powinni cię za to odznaczyć Orderem Merlina. - Fred miał nieco zaskoczoną minę, jakby nie mógł uwierzyć, że naprawdę to zrobił. 

- Kto zginął? - Hermiona ścisnęła wargi. Nie chciała o tym mówić. - Przecież w końcu musiałem zapytać. 

- Widziałam ciało Kingsleya. 

- CO?! NIE! To przecież niemożliwe...

- Ja też w to nie mogę uwierzyć... Nie wiele wiem. Naprawdę Fred. Po bitwie od razu Remus wyczarował nam świstoklik byśmy mogli się tu przenieść, ale nikt z twojej rodziny nie ucierpiał oprócz drobnych ran. Widziałam jednak, że Lavender tu przenieśli. Nieźle oberwała jakimś zaklęciem, ale mówią, że uda im się ją poskładać. Angelina jest cała. Naprawdę dobrze dziś czarowała. Przenieśli do szpitala też profesor Sprout i profesora Slughorna. Nie żyje Colin Creevey, nikt nie wie jak udało mu się przedostać na teren zamku. Zginęła także Hanna Abott i Michael Corner. Nie wiem kto jeszcze. - Hermiona zwiesiła głów w dół. Tak niewiele brakowało, a i Fred dołączyłby do tej listy. 

- Kiedy wszystko się uspokoi na pewno dowiemy się więcej. - Odparł rzeczowo Fred, a widząc smutną twarz dziewczyny postanowił zmienić temat. - A tak poza tym... Mama powiedziała, że mówiłeś o zaręczynach...

- No taaak... Nie wiedziałam, czy to dobry moment, ale ten uzdrowiciel zapytał się kim dla ciebie jest... Przepraszam, jeśli nie chciałeś, żeby wiedzieli o tym... 

- No co ty! Fajnie, że to powiedziałaś. Mam tylko nadzieję, że nie zmieniłaś zdanie kiedy sytuacja już się zmieniła. Nie powinien być kaleką.

- O czym ty mówisz? Kocham cię Fred! I będę z tobą niezależnie od tego czy masz nogi czy nie. Rzeczywiście wtedy ja i ty byliśmy zestresowani, ale jestem pewna, że chcę z tobą spędzić resztę mojego życia! 

- Gdybym teraz mógł, to bym cię pocałował, dlatego z łaski swojej zbliż się do mnie. - Hermiona chętnie to zrobiła i zatopiła się w pocałunku pełnym namiętności i pasji. 

- Jejku... Chyba naprawdę było warto trochę pocierpieć dla takich pocałunków. - Odparł z łobuzerskim uśmiechem. 

- Bardzo bolą cię nogi? - Zmartwiła się.

- Teraz już nie, ale wolę je czuć i wiedzieć, że bolą niż żyć bez nich. Uzdrowiciel mówił, że nie wiele brakowało, a musieliby je amputować. 

- Tak, wiem, ale cieszę się, że pani Pomfrey zareagowała w porę. Będziemy musieli jej serdecznie podziękować. 

- Dobrze kochanie. 

- Dlaczego wyrzuciłeś George'a? Chyba się obraził na ciebie...

- Hermiono... Przecież wiesz, że w końcu chciałem cię zobaczyć. Wpuściłaś mamę i to było bardzo szlachetne z twojej strony, ale cały czas myślałam o naszych zaręczynach. - Po raz kolejny Hermiona zaczęła całować Freda. Tak bardo go kochała... Był jej wymarzonym narzeczonym. Wtedy do sali wszedł magomedyk, ale Granger nie odskoczyła od partnera. Nie czuła już, że robi coś zakazanego. Fredowi potrzebne były nowe opatrunki, by opuścić salę. Atmosfera rozluźniła się i wszyscy pili już Ognistą Whiskey. Ktoś przyszedł po Hermionę, by zbadać ją i podać eliksiry, które pobudziły ją, ale nadal czuła się zmęczona. Potem spotkała Bena, który na ręku miał temblak. 

- Ben! Co z twoją ręką?

- Oh, nic, naprawdę. Drasnęło mnie jakieś podejrzane zaklęcie, ale wszystko ma się zagoić. Słyszałem, że z Fredem już lepiej, szczególnie, że opiekuje się nim taka narzeczona. - Dodał znaczącym tonem.

- Och, tak, ale skąd o tym już wiesz?

- Jego rodzina opowiada o tym wszystkim! Gratulacje Hermiono! - Przytulił się do przyjaciółki. 

    Gryfonka teleportowała się do Hogwartu, gdzie Harry opowiedział jej i Ronowi o tym co wydarzyło się w Zakazanym Lesie. Następnie starali się pomóc przy odbudowie zamku. Udzielili wywiady do Proroka Codziennego, którego redaktorami zostali Dean Thomas i Seamus Finnigan. Opowiedzieli w nim o bitwie w Hogwarcie. Dziękowali wszystkim, którzy walczyli oraz wyrażali współczucie rodzinom zabitych osób. 

    Hermiona wróciła do szpitala z Ronem i Harry, ale wszystkim im kazano odpoczywać. Dziewczyna myślała, że sen nie przyjdzie. Zbyt wiele myśli krążyło po jej głowie, ale w końcu zmęczenie zwyciężyło. Obudziła się niezwykle wypoczęta i odprężona. Zaraz poszła do Freda.

- Dzień dobry mój narzeczony. - Jak wspaniale brzmiało to w jej ustach.

-Dzień dobry narzeczono. Dlaczego wczoraj mnie zostawiłaś?

- Przepraszam, ale byłam w Hogwarcie, a potem kazano nam odpoczywać. Nie spałam dwa dni, więc naprawdę tego potrzebowałam.

- No dobrze, ale teraz już mnie nie zostawiaj, okej? - Dziewczyna zgodziła się skinieniem głowy i rzeczywiście wywiązała się z tego obowiązku. Nie opuszczała chłopaka. Rozmawiali o różnych wydarzeniach, które docierały z całego świata. O złapanych śmierciożercach i o wyborze Percy'ego na Ministra Magii. Okazało się, że Weasley już od pewnego czasu chciał przyłączyć się do Zakonu Feniksa i potajemnie krzyżował plany śmierciożerców w ministerstwie. Ta wiadomość była dla wszystkich szokiem, ale byli niezwykle dumni z odzyskanego członka rodziny. Fred także nareszcie mógł dać ukochanej naszyjnik z serduszkiem, na którym było wygrawerowane jego imię. Dziewczyna była bardzo szczęśliwa z tego prezentu i wpadła chłopakowi w ramiona.

    Fred po spędzonych czterech dnia w szpitalu mógł wracać do domu. Dostał wiele leków i miał stawiać się dwa razy w tygodniu na ćwiczenia. Utykał na lewą nogę, ale Hermiona wyczarowała mu gustowną, drewnianą laskę. Jeszcze tego samego dnia udali się wraz z Harrym i rodzina Weasley do Ministerstwa Magii, gdzie odbyła się uroczystość wręczenia nagród oraz przyjęcie na cześć zwycięstwa. 

Harry, Hermiona i Ron otrzymali Order Merlina pierwszej klasy oraz możliwość pracy w Ministerstwie. Fred za poświęcenie i uratowanie życie samemu ministrowi dostał Order Merlina drugiej klasy, a pozostali, którzy brali udział w bitwie to samo wyróżnienie trzeciej klasy. Następnie w atrium pojawiły się stoły z przekąskami i napojami. Hermiona chodziła z Fredem i pomagała mu przyzwyczaić się do oswojenia z laską. Właśnie mijali fontannę. Teraz czarodziej, czarownica, skrzat domowy, centaur i goblin stali jak równy z równym i patrzyli w dal. 

- Wiesz co Fred zawsze myślałem, że nie zostaniemy docenienieni za życia, a tu proszę... Ordery Merlina. - Obok nich pojawił się drugi bliźniak ze swoją dziewczyną. 

- Zasłużyliśmy na nie. - Odparł z uśmiechem. 

- To co, byliście już u jubilera? - Spytała Angelina. 

- Jeszcze nie! Niedawno Fred wyszedł ze szpitala. Musi na siebie uważać. - Ofuknęła ją Hermiona.

- Ale chyba się nie rozmyślił? - Dociekała Johnson. 

- Oczywiście, że nie! - Odparła młodsza Gryfonka.

- Hej Angelino, spokojnie. Ty niedługo też będziesz miała swój pierścionek. - Fred porozumiewawczo mrugnął do George'a, ale ten nie mógł odpowiedzieć, bo w ich stronę biegli reporterzy, który chcieli mieć wywiad z każdym członkiem bitwy. Bliźniacy i Angelina chętnie odpowiadali na pytania, ale Hermiona wolała tego uniknąć, dlatego poszła po napoje. Widziała w oddali Rona, który zawsze chętnie odpowiadał na pytania wybawiając od tego ją i Harry'ego. 

Nagle obok niej pojawił się urzędnik z ministerstwa, który oznajmił, że minister chce ją widzieć. Poszła za nim wraz z Potterem i Weasley'em. Percy zaskakująco dobrze wyglądał w fotelu ze smoczej skóry. 

- Witajcie. Cieszę się, że was widzę. Całe ministerstwo jest z was dumne! Ca ja mówię? Cały świat! Dlatego bardzo bym się ucieszył gdybyście zechcieli przyjąć pewną nagrodę pieniężną. To dla was. - Rozdał każdemu woreczek wypełniony monetami. - W każdym z nich znajdziecie dwa tysiące galeonów. 

- Nie potrzebuje pieniędzy. - Odparł Potter. 

- Harry przyjmijmy te nagrody... - Jęknął Ron. 

- Ty weź, ale ja wolę swoją oddać... Tak... Dajcie te pieniądze rodzinom, które straciły bliskich podczas bitwy. 

- Ja nie rezygnuję. Biorę je. - Powiedział zdecydowanie Ron. 

- Dobrze. A ty Hermiono?

- Ja wezmę je. Mogą mi się przydać, gdy będę szukać rodziców. 

    Gdy wychodzili z ministerstwa Hermiona powiedziała Fredowi o nagrodzie. 

- Dwa tysiące galeonów? Naprawdę? - Przytaknęła. - To mała fortuna! Chyba powinnaś to zdeponować w Banku Gringotta. 

- Tak. Masz rację. Tylko teleportuje się z tobą Nory i zostawię cię tam.

- Chyba żartujesz! Musimy wybrać pierścionek.

- Fred, musisz odpoczywać. To nie jest odpowiedni moment.

- A kiedy będzie lepszy? Wszyscy o niego pytają, a ty nie możesz się nim pochwalić. Traktują mnie jakbym był biedakiem, którego nie stać na prezent dla ciebie. 

- Naprawdę przejmujesz się tym, co mówię ludzie?

- Nie! Ale tu chodzi też o nas. Jesteś moją narzeczoną, ale brak pierścionka sprawia, że nie czuje tego w pełni.

- Dobrze, skoro to ma pomóc. - Odpowiedziała zrezygnowana i już po chwili przechodzili przez Dziurawy Kocioł na ulicą Pokątną. Wszyscy pokazywali ich sobie palcami i prosili autografy. Wiedzieli, że ta dwójka walnie przyczyniła się do zniszczenia Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, a także, że zaręczyła się. 

Najpierw udali się do banku, gdzie Hermiona założyła swoją własną skrytkę. Goblin, który ich tam prowadził, zapewniał, że jest to najpilniej strzeżony bank, ale dziewczyna nie wierzyła mu. W końcu kilka dni temu sama z niego uciekła na smoku. 

Gdy pieniądze zostały odłożone, poszli w kierunku jubilera. Ulica Pokątna zadziwiała swoją różnobarwnością i życiem. Przez okres wojny nie było tu bezpiecznie, a obecnie tłumy czarownic i czarodziejów przepychało się między sklepami. Po drodze weszli do Magicznych Dowcipów Weasley'ów gdzie był George ze swoją dziewczyną. W lokalu było wielu klientów. 

- Pójdę tylko po pieniądze. - Fred odszedł, a dziewczyna wolała wyjść na zewnątrz. Wtedy ktoś złapał ją od tyłu...

- Hermiona Granger! Nasza wielka wybawicielka. - Chłopak odwrócił ją przodem do siebie i Granger ujrzała zarozumiałą twarz Cormaca. 

- Cormac, ty tutaj? - Nie chciała być niemiła, ale właśnie miała wybrać swój pierścionek zaręczynowy, więc nie chciała marnować czasu na Gryfona.

- Tak, tak... No cóż... Szukam zatrudnienia. Jak wiesz z moimi koneksjami rodzinnymi to wcale nietrudne... Ale to Weasley został ministrem magi. Taki młody, taki niedoświadczony. To będzie... - Nie dokończył zdania, ponieważ zobaczył złość na twarzy Hermiony. - Ale zmieńmy temat. Przecież nie będziemy rozmawiać o polityce. - Zaśmiał się sztucznie i ujął jej lewą dłoń. Przybliżył ją do swojej twarzy i ukazał swoje zaskoczenie. - O Merlinie! Czy ten pierścionek jest niewidzialny czy to tylko plotki, że zaręczyłaś się z Fredem? - Nie dał jej nawet szansy odpowiedzieć, bo już rozwijał swój monolog. - Zawsze wiedziałem, że coś między wami jest, ale to raczej chemia, nie miłość Hermiono. Widziałaś go? Wiesz, że nie ma ucha? Teraz podobno odjęli mu kawałek nogi! Hermiono, proszę cię... Co on ci zaoferuje? Prace w tym "sklepie"? - Tu wskazał na lokal bliźniaków. - Ciebie stać na więcej. Stać cię na kogoś lepszego. Na kogoś takiego jak ja. - Wypiął dumnie pierś. - Uratowałaś świat i teraz każdy mężczyzna może jeść z ci z ręki, a ty kręcisz z takim, którego nawet nie stać na pierścionek. - Wymownie spojrzał na jej dłoń, którą natychmiast wyrwała. Była cała czerwona na twarzy od gniewu i już miała wybuchnąć, gdy nagle odezwał się głos Freda. 

- Spokojnie McLaggen, właśnie idziemy do jubilera i Hermiona dostanie taki pierścionek na jaki zasługuje. - Łypnął groźnie na Gryfona.

- Taak... Ciekawe skąd weźmiesz na niego pieniądze? Chcesz to mogę ci pożyczyć trochę galeonów. - Fred nie wytrzymał i podszedł do Gryfona. Złapał go za koszulę i mocno pociągnął do siebie.

- Uważaj McLaggen, bo teraz to mój brat jest ministrem magii i nie pozwoli panoszyć się takim jak ty. A moje pieniądze się nie martw. Jak widzisz, mam ich pod dostatkiem. - I wskazał na swoją kurtkę ze smoczej skóry. Odepchnął chłopaka i wziął dziewczynę pod rękę. 

- Co za typ... Dureń, idiota i debil... - Fred dawał opust swojej złości.

- Fred, proszę cię, nie denerwuj się. Przecież on też w pewien sposób pomógł nam zbliżyć się do siebie, a poza tym to tylko nasza chwila. Zapomnij o nim, dobrze? - Chłopak pocałował ją czubek w głowy i już po chwili weszli do sklepu z biżuterią. Za ladą stał czarodziej w śliwkowej szacie. Dobrodusznie się do nich uśmiechnął. 

- Tak myślałem, że mogę się państwa spodziewać.

- Mówienie mojej mamie o naszych zaręczynach nie było najlepszym pomysłem... Wszyscy już o tym plotkują. - Wyszeptał Fred do ucha Gryfonki. 

- Może coś zaproponuje? 

- Nie, dziękujemy. Sami czegoś poszukamy. - Odpowiedziała Hermiona. 

Podeszli do gabloty z pierścionkami i aż oczy ich rozbolały. Gryfonka uważnie oglądała każdy z nich, ale jej wzrok dłużej spoczął na jednym. Był to złoty pierścionek, który w środku miał czerwone serduszko z rubiny a na samej obrączce znajdowały się diamenty. 

- Możemy zobaczyć ten? - Spytał Fred jakby wyczuwając, który najbardziej spodoba się ukochanej. 

- Och, oczywiście... To naprawdę niepowtarzalny i unikatowy pierścionek. - Wyciągnął go z gabloty i podał dziewczynie, by mogła go przymierzyć. Pasował idealnie, jakby ktoś wykonał go dla nie. 

- Dlaczego jest taki niezwykły? - Spytała Granger urzeczona pięknem biżuterii. 

- Ze względu na pierwszą właścicielką. Nazywała się ona Florianna Volteo. Żyła w X wieku i dobrze znała wszystkich czterech założycieli Hogwartu. Posiadała niezwykłe moce, ale wsławiła się tym, że potrafiła zjednać sobie wszystkich. Nie tylko ludzi. Na jej dobrach, w lasach żyły centaury. Każdy skrzat domowy wiedział, że pomocy może szukać u niej. A ten pierścień, który panienka ma na dłoni został wykonany przez gobliny dla niej i to bez zlecenia. Same jej go dały i nigdy, ale to nigdy nie chciały jego zwrotu. A tu w środku - Pokazywał wewnątrz pierścionka. - jest wygrawerowany napis: Amis vincit omnia. Miłość zwycięża wszystko. - Historia opowiedziana przez ekspedienta wydała się im poruszająca i jeszcze zachłanniej wpatrywali się w pierścień. 

- Skąd pan go ma? - Spytała Granger. 

- Tak właściwie to przyniesiono go niedawno. Okazało się, że w testamencie Dumbledore'a był zapis, aby sprzedać go właśnie mi, a pieniądze przeznaczyć na Hogwart? - Czyżby Albus już wcześniej przewidział, że to Hermiona ma go nosić. 

- On jest przepiękny i ma niesamowitą historię... Wiadomo kto go nosił później? - Dociekał Fred. 

- Mam tutaj pewne zapiski od Albusa, które opisują jego losy. - Hermionie zaświeciły się oczy. Taki pierścionek zaręczynowy? To szczyt jej marzeń. Fred już miał krzyknąć: bierzemy! Ale wolał jeszcze zapytać. 

- Ile kosztuje? - Hermiona spodziewała się usłyszeć wysoką kwotę...

- Tysiąc pięćset galeonów. - ... ale to ścięło ją z nóg. Natychmiast odłożyła go i poprosiła, by czarodziej pokazał coś tańszego. Zobaczyli pierścionki po sto czy pięćdziesiąt galeonów, ale żaden nie dorównywał pierwszemu. Hermiona wiedząc, że Fred bardzo chce dokonać zakupu, wybrała inny. Złoty z szafirem, ale Weasley był już naburmuszony, dlatego wyszli.

- Hermiono, dlaczego pokazujesz mi coś, co nam się nie podoba? 

- Mi bardzo podobał się ten ostatni!

- Tak, można go było zobaczyć tylko z lupą! Tak małe miał oczko! Zresztą widziałem, że cały czas spoglądałaś na pierścień Florianny!

- Jest on niezaprzeczalnie piękny, ale jego cena jest mocno wygórowana.

- Wiem... Przepraszam, ale nie stać mnie na niego. - Fred zasmucił się a po chwili zachwiał. - Zakręciło mi się w głowie. - Dziewczyna już przy nim była i pomogła mu usiąść na najbliższej ławce. 

- Co się dzieje? Nie mówili nic, że możesz mieć takie dolegliwości. Zresztą miałeś odpoczywać! A my byliśmy w ministerstwie, teraz tutaj. Natychmiast teleportujmy się stąd. 

- Nie! Musimy wybrać pierścionek.

- Fred, nie dzisiaj! - Powiedziała dziewczyna tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Wrócimy, gdy będziesz się czuł lepiej i nawet nie próbuj mnie przekonywać do zmiany zdania. - Dodała, gdy Weasley otwierał usta, by coś zobaczyć, ale chłopak nie zrezygnował z powiedzenia tego i poprosił.

- Chciałem, żebyś tylko przyniosła mi coś do picia. Może sok dyniowy?

- Och, tak. Oczywiście. Już lecę, a ty się stąd nie ruszaj, dobrze? - Kiwnął tylko głową.

    Po chwili Hermiona była już obok z Freda i dawała mu sok dyniowy. Wypił od razu cały napój.

- Może powinniśmy przenieść cię do Świętego Munga? 

- Nie! Naprawdę już lepiej. Zażyje moje lekarstwa i położę się. 

- Dobrze, ale natychmiast wracamy. Nie szukamy już dalej pierścionka.

- Ale Hermiono... - Próbował protestować, ale wzrok bazyliszka związał mu usta. - Okej... ale wrócimy.

- Oczywiście. Jak będziesz się już lepiej czuł. 

Teleportowali się do Nory i nareszcie poczuli się spokojnie. Była ta oaza spokoju i naturalności. Tego im było trzeba. Pani Molly krzątała się po kuchni szykując kolację a Ginny nakrywała do stołu. Ron i Harry dostawiali krzesła. 

- Jesteście już? Wybraliście coś?

- Jeszcze nie pani Molly, bo Fred gorzej się poczuł. - Chłopak przewrócił oczami. Teraz i jego matka nie da mu spokoju. 

- Mówił ci, żebyś mówiła mi mamo! - Zwróciła się do Hermiony, a potem oznajmiła wszystkim. - Dziś na kolacji będą też Remus i Tonks z Tedem. Harry nareszcie pozna swojego chrześniaka. Zaprosiłam też Bena Rewsona. - Spojrzała na Freda wyczekująco, jakby się bała, że syn może wybuchnąć gniewem.

- Bardzo dobrze zrobiłaś mamo. - Uściskał ją, a i Hermiona była szczęśliwa, ponieważ nareszcie będzie mogła dłużej porozmawiać z przyjacielem. 

- Dzisiaj będzie tylko taka kolacja powitalna, bo nareszcie wszyscy są w domu, ale w najbliższą sobotę urządzimy przyjęcie w ogrodzie. Zaprosimy więcej osób i trochę się pobawimy. - Dodała z uśmiechem. 

- To brzmi kosztownie. - Zauważył Fred.

- To prawda, ale za przyjęcie obiecał zapłacić Ron. Naprawdę nie wiem skąd ma tyle pieniędzy. - Para uśmiechnęła się do siebie, ale postanowiła nie zdradzać tajemnicy Rona. - Jest jeszcze jedna kwestia. Sprawa pogrzebu. Kingsley i wszyscy, którzy polegli podczas bitwy zostaną pochowani jutro na terenie Hogwartu niedaleko grobu Dumbledore'a. Myślę, że powinniśmy tam być. - Wszyscy zgodzili się z panią Molly. 

    Pół godziny później Nora była zapełniona ludźmi. Słychać było gwar rozmów i śmiech małego Teda. Remus przemówił do zgromadzonych. 

- Może każdy niech opowie co robił w czasie bitwy. Na pewno wszyscy jesteśmy ciekawi co przytrafiło się naszemu złotemu trio, a i oni chcieliby wiedzieć, co robiliśmy. Ben, może ty zaczniesz. - Rewson mówił o swojej nauce w Hogwarcie. Jak było mu ciężko, gdy śmierciożercy dowiedzieli się o tym, że jest wilkołakiem i jak napuszczali go na innych uczniów. Ginny i Lavender również dopowiadały różne sytuacje o nauczaniu zaklęć niewybaczalnych. Potem mówiła pani Moly i pan Artur. Oni skupili się na tym, by przetrwać, ponieważ wiedzieli, że są śledzeni nie chcieli rzucać się w oczy. Inaczej Kingsley i Remus. Starali się pozyskać osoby z ministerstwa, które pozostały wierne Dumbledore'owi. Shackebolt poświęcił się nawet i skłamał, że to on ma dziecko z Nimfadorą, ponieważ śmierciożercy chcieli je zebrać i zbadać wiedząc, że ojcem Tedego jest Lupin. Następnie opowiadali George, Fred i Angelina i nie pominęli wypadku na meczu, który komentowała Johnson. Na sam koniec mówił Ron wspomagany przez Harry'ego, który niebezpiecznie blisko siedział obok rudowłosej. 

Ron opowiadał o horkruksach i o ich poszukiwaniu. O wdarciu się do ministerstwa i swoim rozszczepieniu. Pokazał swoje ramię, ale nie było na nim żadnych ran. 

- Brawo Hermiono, ten dyptam to był strzał w dziesiątkę. - Pochwalił Remus na co dziewczyna się tylko uśmiechnęła. Weasley kontynuował dalej i powiedział o swoich wątpliwościach i odejściu od przyjaciół. Przyznał, że przebywał wtedy u bliźniaków, ale zgrabnie pominął w obecności Lavender informację o zauroczeniu Hermioną.

- To dlatego wtedy kazałeś mi wyjść! - Wykrzyknęła Angelina. Zdała sobie sprawę, że wszyscy przyglądają jej się z ciekawością, ale nie chciała dokładnie opowiadać co wtedy się wydarzyło. - Nie chcieliście, żebym wiedziała, że Ron jest u was. - Dodała ciszej. 

Potem głos zabrał Harry i przedstawił sytuację, która miała miejsce w Dolinie Godryka. Wszyscy czuli, że ta opowieść coraz bardziej mrozi im krew w żyłach, a gdy dowiedzieli się, że po powrocie Rona zostali złapani i dostali się do Dworu Malfoy'ów nie potrafili usiedzieć na krzesłach. Byli zdziwieni jak udało im się wydostać stamtąd. Harry powiedział, że mieli coś, co Bellatrix uznała za swoją własność wykradzioną ze swojego skarbca. Mówił, że Lestrange torturowała Hermionę. zaklęciem Cruciatus. Na potwierdzenie jego słów dziewczyna uniosła rękaw swojej bluzki, by odkryć słowo "szlama". Ben od razu podbiegł do niej, by bliżej się przyjrzeć tej szramie. 

- Postaram się zrobić coś, żeby to zniknęło. Będę pracował nad tym. Znajdę taką maść lub eliksir dzięki, któremu się tego pozbędziesz. Obiecuję. - Dziewczyna tylko odpowiedziała uśmiechem, ale Fred wstał z krzesła i rzucił się w ramiona Puchona o mało nie zwalając go z nóg.

- Jeszcze nie zdążyłem ci podziękować stary! Za to jak opiekowałeś się moją Mionką przez ten cały czas kiedy ja byłem totalnym dupkiem! Zawsze byłeś obok niej i sam ucierpiałeś od Umbridge. Dlatego dziękuję ci... Jesteś niesamowitym przyjacielem. - Ben poprawił sobie okulary, ale widać było w jego oczach łzy.

- No cóż... Dziękuję Fred za tak miłe słowa. To prawda, że przez cały ten czas kiedy byłeś świnią, idiotą i niewdzięcznym kretynem opiekowałem się Hermioną i bez zastanowienia zrobiłbym to drugi raz, ale... Co tu dużo mówić, teraz ma najlepszego opiekuna na świecie. - I Ben wpadł ramiona Fredowi co było niezwykle komiczne zważywszy jak byli pobijani po bitwie. Hermiona była bardzo szczęśliwa, ponieważ zależało jej na tych dwóch mężczyznach w różny sposób i chciała, aby żyli oni w zgodzie a nawet w przyjaźni. 

    Po chwili, gdy wszyscy się już otrząsnęli po tym nagłym wybuchu emocji, Harry dokończył opowieść o ucieczce od śmierciożerców i przyznał, że ukrywali się w Muszelce. Powiedział o współpracy z Gryfkiem i dostaniu się do Banku Gringotta a następnie o brawurowej uciecze. Skończył na przedostaniu się do Hogsmeade i poznaniu brata Albusa - Aberfortha. 

- Wtedy Neville wprowadził nas do Hogwartu i wiecie co się wydarzyło.

- Bill! Jak mogłeś nie powiedzieć własnej matce, że ukrywacie ich? - Ale ani Bill ani Fleur nie chcieli odpowiedzieć na te zaczepkę. 

- Musimy wam coś powiedzieć. - Zaczęła nieśmiało Fleur, a wszyscy wpatrywali się w nią. - Spodziewamy się do dziecka. - Nagle krzyknęli ze szczęścia a pani Molly zaczęła płakać choć Ginny głośno się zastanawiała czy aby nie są to łzy rozpaczy czym rozśmieszyła młodych. 

    Wszyscy w dobrych nastrojach poszli do swoich pokojów, by odpocząć. Hermiona odprowadziła Freda i podała mu lekarstwa. Czuła się za niego odpowiedzialna jako jego narzeczona. Jednak nie dane im było nacieszyć się swoją obecnością, bo zaraz do pokoju wparował George. 

- No Hermiono, możesz już iść. Ja zaopiekuję się moim braciszkiem.

- A może ja nie chcę, żeby Hermiona wychodziła? - Protestował Fred.

- Przykro mi, ale musi wyjść, ponieważ w pokoju Ginny czeka już na nią Angelina i Lavender, a i my musimy pogadać o interesach. - Nie pozostało Granger nic innego jak pożegnać się z narzeczonym i iść do przyjaciółek. Pocałowała go bardzo namiętnie i słyszała jak George gwiżdże z podziwu. Od momentu zaręczyn nie był to dla niej żaden problem. 

    Gdy Gryfonka weszła do pokoju, który ponownie miała dzielić z Ginny, a dziewczyny już siedziały tam i czekały na nią z piwem kremowym. Musiała opowiedzieć o zaręczynach przed bitwą, a potem Weasley przyznała, że pogodziła się z Potterem. 

- Wiem, że zrobiłam źle kiedy nakrzyczałam na niego o tę rozmowę z Cho, ale nawet nie wiecie co mówił mi Dean. Tak pięknie deklarował mi miłość i cały czas dawał mi znaki, że chce być ze mną. Myślałam, że Harry wie o tym i nic nie robi, a potem pocałował tę całą Chang... Ani ona ładna, ani mądra i oczywiście zawiódł się na niej... Jeszcze przed ślubem Billa i Fleura czułam, że znowu zaczynamy się dogadywać i wszystko wraca, ale jak wiadomo opuścił nas i kiedy zobaczyłam go w Hogwarcie... Tęskniłam za nim przez ten cały czas i oczywiście martwiłam się. Już szczerze rozmawialiśmy i przeprosiłam go za to wszystko, a on wcale mnie nie odepchnął tylko sam przyznał, że myślał o mnie i... obiecał, że spróbujemy to wszystko naprawić. - Dziewczyna zarumieniła się. 

- Bardzo się cieszę Ginny. To naprawdę fantastyczne wiadomości, ale ja mam powód do zmartwień. - Wyznała Lavender. - Czuję, że Ron coś ukrywa... Odkąd wrócił wydaje się jakiś nieobecny, jakby nie chciał już ze mną być, ale bał się do tego przyznać. Hermiono, - Zwróciła się wprost do dziewczyny z błagalnym wyrazem twarzy. - ty byłaś z nim przez ten cały rok i wiesz najlepiej co się wydarzyło i co go tak odmieniło. - Granger czuła się osaczona. Przecież nie mogła nic powiedzieć skoro Ron sobie tego nie życzył.

- Lavender, Ron ma ze sobą ciężką bitwę, także z samym sobą. Daj mu trochę czasu, a na pewno wszystko wróci do normy. - Te słowa chyba wystarczyły dziewczynie, bo już nie wracała do tego tematu. 

Gryfonki cieszyły się, że znowu mogą się spotkać i porozmawiać o swoich mężczyznach a Hermiona także o wydarzeniach z McLaggenem. Dziewczyny wcale nie okazały się być wzburzone jak ona. Były wręcz radosne, że doszło do kłótni między nim a zazdrosnym Fredem. 

    Następnym dzień był mniej przyjemny, ponieważ wszyscy szykowali się na pogrzeb. Granger ubrała dzień wcześniej czarną prostą sukienkę i poszła po narzeczonego. Pomogła mu się ubrać i zeszli na dół, by zjeść śniadanie i teleportować się ze wszystkimi do Hogsmeade. Stamtąd zabrały ich powozy. Na błoniach kręciło się już wiele osób. Pokazywali sobie palcami Harry'ego, Hermione i Rona, ale oni starali się być tym niewzruszeni. 

Hermiona nie widziała na błoniach szkoły jeszcze tylu ludzi. Rodziny poległych płakały, gdy urzędnik przemawiał. 

- Złóżmy hołd poległym w bitwie o Hogwart. Wszyscy z nich byli niesamowitymi czarodziejami i czarownicami. Ich serce biły dla nas i z miłości do świata odeszli. Uczcijmy ich pamięć. Niech ich służba nie pójdzie na marne. - Potem powiedział kilka słów o każdej osobie. Po uroczystym pożegnaniu wszyscy zostali na szklaneczkę alkoholu lub soku dyniowego, by porozmawiać ze sobą, a niektórzy zaczęli pomagać w naprawie szkoły. Fred i Ben natomiast razem poszli, by przejść się po okolicy i porozmawiać. 

- Co się z nimi stało? - Zapytał George patrząc na oddalające się sylwetki. 

- Sama chciałabym to wiedzieć. - Przyznała Hermiona i poszła z Weasleym i jego dziewczyną, by pomóc. 

    Po godzinie pojawił się Fred wraz z roześmianym Benem. 

- Fred, jesteś naprawdę cudownym człowiekiem. 

- A ty Ben naprawdę fantastycznym wilkołakiem. 

- Na gacie Merlina, co tu się dzieje? - Spytał zaskoczony George za wszystkich zgromadzonych. 

- A co ma się dziać? - Odparł Rewson. 

- Jeszcze niedawno nie byliście dla siebie przyjaciółmi, a teraz co? Wpadacie sobie w ramiona, śmiejecie się, zachowujecie się jakbyście znali się od wielu lat. - Wyjaśnił bliźniak. 

- Oj braciszku, nie rozumiesz, że połączyła nas miłość do jednej Gryfonki? - Spojrzał znacząco na Granger. Dziewczyna spojrzała na nich rozanielona i uściskała ich razem bardzo mocno. - W końcu to jest najlepszy, najcudowniejszy i najwspanialszy przyjaciel jakiego moja Mionka mogła sobie wyobrazić. 

- Hej! A ja Harry i ja to co?! Sąsiedzi?! - Na te słowa Rona wszyscy zaczęli się śmiać. 

    Niedługo później Hermiona i Fred wracali na pieszo do wioski Hogsmeade, aby stamtąd przedostać się do Nory. 

- Już nie mogę się doczekać, aż wyprowadzimy się na Pokątną. Chcesz ze mną zamieszkać, prawda? Wszystko urządzimy od nowa. Tak, jak będzie ci się podobać, a może niedługo otworzymy nowy sklep tutaj w Hogsmeade? Rozmawiałem ostatnio o tym z Georgem i powiedziałem, że ja mogłabym tu być. Byłbym bliżej w ciebie, bo wiem, że dostałaś propozycję pracy w ministerstwie, ale na pewno wolałbyś wrócić do Hogwartu. Wiem, że to dla ciebie ważne, więc powinnaś to zrobić. Ja byłbym w Hogsmeade. Myślę, że profesor Mcgonagall przymknie oko na to, że będziesz częściej wychodzić z zamku. Przecież bardzo dobrze się uczysz i teraz już ci nie grozi. - Słowa same wpływały z ust Freda, aż w końcu Hermiona mogła odpowiedzieć, gdy zaczerpnął tchu. 

- Fred, zapomniałeś o najważniejszej kwestii dla mnie... - Chłopak zrobił minę, jakby nie rozumiał o co jej chodzi. - Muszę odnaleźć moich rodziców i przywrócić im pamięć. - Weasley chciałby teraz zapaść się w ziemię. Jak mógł o tym zapomnieć? - Myślę o tym od zakończenia wojny, ale nie mogłam jeszcze wyruszyć. Zbyt wiele spraw miałam na głowie, a przede wszystkim nie chciałam ciebie zostawić. Muszę się tobą zaopiekować, ale jak tylko będzie z tobą lepiej, wyruszam. 

- Chyba chciałaś powiedzieć wyruszaMY. - Fred zaakcentował ostatnią sylabę. 

- Nie. Ja sama to muszę zrobić. - Odparła stanowczo. 

- Co?! Czy ty straciłaś rozum?! JESTEM TWOIM NARZECZONYM! Nie mogę pozwolić ci, żebyś sama wyruszyła w taką podróż. Już raz tak zrobiłaś! I co, pewnie ci się podobało życie z dala ode mnie?!

- Jak śmiesz?! Jak możesz mówić coś takiego?! Dobrze wiesz, że narażałam swoje życie i walczyłam, ale codziennie myślałam o tobie. Czy nic ci się nie stało, jak sobie radzisz, co u ciebie. Nie było dnia, żebym nie tęskniła za tobą. - Hermiona zrobiła się cała czerwona ze złości. 

- Okej, przyznam, że przesadziłem. Przepraszam. - Wyznał skruszony. - To, co zrobiłaś było słuszne i nie podlega żadnej wątpliwości, że gdybyś mogła, nie zrobiłabyś tego, ale po prostu martwię się o ciebie. Zrozum to. Tyle razy mogłaś umrzeć... Nie chcę, żeby coś ci się stało i nie mogę zrozumieć dlaczego nie chcesz mojej pomocy. 

- Zrozum Fred, że ja też o ciebie się martwię, dlatego wolę, żebyś został. Straciłeś ucho, a teraz o mało nie straciłeś życia. Tu będziesz bezpieczny i będziesz miał opiekę, której potrzebujesz. 

- Przecież nie umieram! Wiesz, że ma być tylko lepiej z moją nogą!

- Tak i cieszę się, ale nie chcę żebyś niepotrzebnie ryzykował. Ja wiem, gdzie powinna ich zacząć szukać. Zawsze mówili, że chcieliby zwiedzić Australię i tam wyruszę. Nie chcę zabierać nikogo ze sobą, bo to moi rodzice, których pozbawiłam pamięci i straciłam na cały rok. Tęsknię za nimi i będę potrzebowała czasu, by wytłumaczyć im, dlaczego moje zachowanie było właściwe. - Starała się mówić opanowanym głosem.

- Okej, skoro ja jestem zbyt głupi, żeby Ci towarzyszyć - Na te słowa skrzywiła się. Nigdy nie robiła mu wyrzutów o to, że nie posiadał pełnego wykształcenia. - to możesz chociaż weźmiesz mojego braciszka albo Pottera. 

- Mógłbyś nie wmawiać mi czegoś, czego nie myślę?! To, że nie zdobyłeś owutemów nie jest dla ciebie żadną ujmą, a dla mnie powodem, by gorzej cię traktować. Jeśli chodzi o Rona i Harry'ego to nie, nie wezmę ich. Jak sam powiedziałeś mam narzeczonego, który jest do zadań specjalnych. Będzie tu na mnie czekał, a ja sprowadzę moich rodziców. To ja pozbawiła ich pamięci i to ja muszę to zrobić. SAMA. 

Granger starała się porozmawiać z Fredem, ale ten uporczywie ją ignorował. Nie rozumiał jej zachowania. Dlaczego nie chciała niczyjej pomocy? Dlaczego chciała być sama? Gdy znaleźli się w Norze wykręcił się bólem nogi i położył się u siebie. Nie chciał już dłużej słuchać jej tłumaczeniem. George nie było. Na pewno wraz z Angeliną byli na Pokątnej, dlatego Fred miał czas, by przemyśleć sobie to wszystko i ostatecznie stwierdził, że Hermiona może mieć rację. Sam też postąpiłby podobnie w tej sytuacji. W końcu nie wie jak zareagują jej rodzice na wieść o odebraniu wspomnień i o bitwie. To była ich chwila. 

Zszedł na kolację i wszyscy zaczęli zajmować miejsca. Dzisiejszy posiłek było smutniejszy, co miało związek z pogrzebem, ale i tak Molly promieniała od chwili, gdy dowiedziała się, że zostanie babcią. 

- Kiedy Ginny wracasz do Hogwartu? - Spytała Nimfadora. 

- Dopiero w czerwcu. Mamy mieć tylko egzaminy końcowe. Zbyt dużo jest pracy przy odbudowie zamku. 

- A ty Harry wracasz do szkoły? - Zapytał Remus. Potter spojrzał na Rona, ponieważ dopiero dziś po południu podjęli wspólną decyzję wraz z Hermioną.

- Ja i Ron postanowiliśmy, że nie wrócimy do Hogwartu tylko przyjmiemy pracę w ministerstwie. W biurze aurorów. - Na te słowa pani Molly zaczęła ich gromić, że nauka jest taka ważna i powinni skończyć szkołę i nie zachowywać się tak głupio.

- Hermiona na pewno wraca, prawda Hermiono? - Zwróciła się do Gryfonki.

- Ja nie podjęłam ostatecznej decyzji, ponieważ najpierw chcę odnaleźć rodziców, ale jeśli mi to się uda to będę chciała wrócić. - Ta odpowiedź tylko jeszcze bardziej sprawiła, że pani Weasley zaczęła przekonywać przyjaciół do powrotu do szkoły, ale oni starali się jej nie słuchać. Natomiast to zachowanie Lavender przykuło uwagę Granger. Brown łypała na nią groźnie co jaki czas. Z nikim nie rozmawiała i prawie nic nie zjadła, choć Ron dokładał na jej talerz co jakiś czas różne pyszności. Była tak zła, że w pewnym momencie spojrzeniem rozbiła szklankę w dłoni Hermiony. Dziewczynie od razu pokazało się kilka małych rozcięć, ale pani Molly od razu się tym zajęła. To jeszcze bardziej rozgniewało Gryfonkę. 

- Święta Hermiona Granger! Rozetnie sobie palec a już cały świat zajmie się jego opatrywaniem! 

- O co ci chodzi Lavender? - Spytała zdumiona tym nagłym wybuchem złości. 

- O co mi chodzi... - Prychnęła. - Pytałam się ciebie... Zaufałam ci... Zwierzyłam się, że Ron dziwnie się zachowuje, jakby czegoś nie chciało mi powiedzieć, ale właśnie ty zapewniałaś mnie, że potrzebuje czasu, by dojść do siebie po bitwie! Chyba zapomniałaś dodać, że ma to związek z jego miłością do ciebie! - W Norze zapadła niesamowita cisza i wszyscy się bali, że choćby najmniejszy dźwięk może wyprowadzić dziewczyny z równowagi. 

- Ron mnie nie kocha... - Zaczęła wolno mówić Hermiona, ale nie mogła dokończyć, bo Brown brutalnie jej przerwała. 

- NIE KŁAM! Wszystko mi powiedział! O tym, że w tobie się zakochał, że wymyślił sobie, że ty wolisz Harry'ego, że się całowaliście i dlatego odszedł. To przez ciebie! Jak mogłeś to zataić przede mną i udawać moją przyjaciółką. 

- A czy Ron nie powiedział ci, że to wszystko sobie wymyślił? To przez ten medalion. - Sytuacje próbował opanować George. - To on sprawił, że Ron zmienił się, był zupełnie kimś innym. To dlatego wylądował u nas. Widział mnie, Freda i Billa w barze, ale zawsze bał się podejść. Dopiero kiedy Fred pojawił się sam porozmawiał z nim i wyznał rzekomą miłość do Hermiony. Pobili się i Ron był u nas przez ten cały czas. 

- Lav... Tłumaczyłem ci to... Hermiona nie ma nic z tym wspólnego, to ja głupio zrobiłem... To ja poległem na całej linii. Jeśli masz być na kogoś zła to tylko na mnie, nie na nią. Ona nie miała o niczym pojęcia. - Jednak to nie zdołało przekonać Brown, który miała już łzy w oczach. Czując się upokorzona i poniżona natychmiast wybiegła z Nory a za nią Ron. 

Kolacja skończyła w bardzo niemiłej atmosferze i Hermiona poszła do łazienki, by zażyć gorącej kąpieli i zapomnieć o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Najpierw pogrzeb i wiele łez wylanych za poległych podczas bitwy, potem kłótnia z Fredem. Czy on naprawdę nie rozumie, że Hermiona musi to zrobić sama? Jej rodzice mogą się wściec, że zrobiła coś takiego. Będzie musiała im także wyznać o zaręczynach... Weasley powinien stać po jej stronie... Tak bardzo pragnęła jego oparcia. Szczególnie, że dzień zakończył się kłótnią z Lavender. Rozumiała jej wzburzenie, ale przecież ona nic złego nie zrobiła! Nie zakochała się w jej chłopaku, nie pragnęła go, nie dawała mu żadnych sygnałów, z których mógłby wyczytać, że chce z nim być. 

Z tych wszystkich myśli wyrwała ją karteczka, która wystawała z jej dżinsów. Zauważyła ją, gdy zanurzyła się w wannie, więc teraz mokrą ręką wyjęła i ją i rozpoznała znajomy charakter pisma. 

Kwiatuszku, 

Spotkajmy się dzisiaj o północy w pokoju Percy'ego. Muszę ci coś ważnego powiedzieć. 

Treść listu była spokojna i urocza, więc nie powinna się bać, a jednak jakieś ziarenko niepewności w niej zakiełkowało. Jeśli Fred chciał znowu się z nią kłócić, to po prostu wyjdzie. 

    Ginny jakoś dziwnie długo nie mogła zasnąć. Kręciła się w łóżku nawet po wyjaśnieniach Granger, że dziewczyna nie wiedziała nic o skrytej miłości Rona. Hermiona starała się wytłumaczyć, że uczucia jej brata było pomyłką i wszystko to stało się przez czarną moc. 

Gdy wybiła noc, Hermiona narzuciła swoją satynową piżamą taki sam szlafrok i na boso poszła do pokoju Percy'ego najciszej jak umiała. Fred już tam był, również w swojej piżamie, czekał na nią siedząc na łóżku. 

- Jeśli zamierzasz nadal się ze mną kłócić, to ja wychodzę. - Oznajmiła stanowczo. 

- Nie. Chcę cię przeprosić. Zrozumiałem, że musisz to zrobić sama. Wiem, że jeśli będziesz potrzebowała pomocy to zwrócisz się do mnie. - Ulżyło jej, ale zupełnie nie spodziewała się takiej zmiany zachowania. 

- Więc dlaczego chciałeś się spotkać? - Zrobiła krok w jego kierunku.

- Nie wiesz? Myślałem, że to oczywiste zapraszając cię do wolnego pokoju wraz z łóżkiem. - Uśmiechnął się łobuzersko. - Robiliśmy to kilka miesięcy temu i brakuje mi ciebie... - Wyciągnął w jej kierunku rękę, którą natychmiast ujęła. Pociągnęła ją na łóżku i razem na nią upadli. Fred bezgłośnie różdżką zamknął drzwi i wtulił się w dziewczynę. 

- Witaj narzeczono. - Wymruczał przez jej włosy, a ona odnalazła jego usta i wpiła się całą sobą. To było ich pierwsze zbliżenie od tak dawna a w dodatku pierwsze jako para narzeczeńska. Byli zachłanni i chcieli siebie tak bardzo...

Leżeli nago, przykryci kocem. Dziewczyna powoli przysypiała, gdy poczuła, że Fred zaczyna przyciągać ją do siebie. 

- Drugi raz? - Zapytała ze śmiechem. 

- Oczywiście... Tak bardzo mi tego brakowało... 

    Hermiona tej nocy nie spała zbyt dużo, ale była wypoczęta. Obudziły ją pierwsze promienia słońce. Nie chciała, żebyś ktoś ich przyłapał, chociaż zdawała sobie sprawę, że nic złego nie robią. Pocałowała Freda na dzień dobry, a on uśmiechnął się do niej. Wymknęli się cicho do swoich pokoi, by nie zostali nakryci. Ginny jeszcze głęboko spała, ale George szykował się do już pracy. 

- Cieszę się, że wykorzystujesz produktywnie ten wolny czas. - Zaśmiał się.

- Nie bój się, już niedługo wrócę do pracy, a może nawet udamy się nam otworzyć nowy lokal w Hogsmeade. Wiesz, że bardzo bym chciał tam pracować, gdy Hermiona będzie w Hogwarcie. 

- Jeśli masz tam pracować i tak sobie używać to nie wiem czy to dobry pomysł. - Znowu uśmiechnął się do bliźniaka. 

    Nora do soboty była cały czas sprzątana, choć przyjęcie miało być w ogrodzie. Pani Molly znów stała się perfekcyjną gospodynią i wydawała rozkazy kto, co ma zrobić. Ginny musiała uczyć się do egzaminów końcowych, dlatego miała trochę lżej. Lavender rzadko się pojawiała, a Angelina pojawiała się dopiero wieczorem, zbyt zmęczona pracą w sklepie, by myśleć o sprzątaniu. Fred chodził na rehabilitację i cały czas uskarżał się na ból nogi, by i Hermiona została oszczędzona i nie musiała pracować, dlatego najbardziej obciążeni byli Ron i Harry. Dodatkową katorgą było gadanie pani Weasley o tym, jak ważna jest nauka. 

    Hermiona i Fred bywali w świętym Mungu, gdzie leczono był Weasley, a także na Pokątnej, by chociaż na chwilę zajrzeć do sklepu czy zjeść lody. Potem wylegiwali się nad jeziorem w Norze i po prostu lubili być ze sobą, a w nocy wykradali się do pokoju Percy'ego, by móc kochać się. 

    W końcu nadeszła sobota i wszyscy niecierpliwie oczekiwali przyjęcia. Namiot w ogrodzie już stał. Był on kilka razy większy i posiadał chyba setkę stolików. Zaproszono wiele osób, ale podkreślano, że może przybyć każdy, kto tylko ma ochotę. Ron zatrudnił nawet firmę cateringową. 

Ginny, Hermiona i Angelina szykowały się wspólnie w pokoju. 

- Jestem trochę zazdrosna, że Fred ci się oświadczył, a George mi nie. - Wyznała Johnson. 

- Nie przejmuj się. Mój braciszek chyba czuje to samo. To bez znaczenia, który był pierwszy. 

- Całkowicie zgadzam się z Ginny. 

Dziewczyny malowały sobie paznokcie i kręciły włosy, ponieważ to przyjęcie miało być bardzo eleganckie. 

Pół godziny przed rozpoczęciem Granger zeszła na dół i dostała brawa od płci męskiej. Była ubraną w piękną, długą, czerwoną, satynową sukienkę, która była na cienkich ramiączkach wysadzanych srebrnymi cyrkoniami i miała odkryte plecy. Dekolt ozdabiał jej naszyjnik od Freda. Do tego założyła srebrne sandały na szpilce, a włosy pozostawiła w luźnych falach. Usta podkreśliła czerwoną, delikatną szminką. 

- Woooow... - Obok niej pojawił się od razu George. - Mój braciszek ma jakieś niebywałe szczęście. Dwa razy cudem uniknął śmierci, a teraz u jego boku stoi taka przepiękna kobieta.

- George nie podlizuj się i zjeżdżaj stąd! Zaraz zejdzie Angelina i da ci popalić. - Fred minął bliźniaka i wziął pod ramię Hermionę. - Wyglądasz zjawiskowo. - Szepnął jej do ucha. Odpowiedziała mu słodkim uśmiechem. 

Już po chwili pojawiła się Angelina w czarnej, długiej sukni z grubymi ramiączkami i dopasowanym dołem. Na szyi miała białe perły, które jak wyjaśniła, są ich pamiątką rodzinną. 

Następnie zeszła Ginny w sukni, której miała na weselu Billa, ale trochę ją podrasowała skracając i wycinając większy dekolt w złotym materiale. 

Wszyscy czekali na zjawienie się Lavender. Doskwierał im jej brak, tym bardziej, że Ron chodził bez niej smutny, ale dziewczyna pojawiła się w srebrnej, długiej sukni z dużym dekoltem w kształcie v, którą jak się okazało dostała od swojego chłopaka w ramach przeprosin. Dziewczynę zdobił duży uśmiech, co wszyscy przywitali z ulgą, a Brown nawet pomachała do Hermiony i uniosła kciuki w górę widząc jej niesamowity look. 

Gdy wszyscy pojawili się w ogrodzie zauważyli zdenerwowanego Bena, który od razu podszedł do nich z oskarżycielskim wzrokiem. 

- Co to ma być?

- Ale że co? - George spojrzał na niego zdumiony. 

- Dlaczego siedzę przy waszym stoliku?! 

- To prawda, że przy każdym stoliku miało być tylko osiem osób, ale bardzo chciałam, żebyś siedział razem z nami. - Hermiona nie rozumiała zachowania swojego przyjaciela. - Jakoś się ściśniemy. 

- Ja nie chcę siedzieć z wami! Hermiono, czy zapomniałaś?! 

- O czym Ben?! Zachowujesz się bardzo niegrzecznie. - Nie podobała jej się ta rozmowa. 

- O KATIE BELL! Teraz jestem bohaterem wojennym! Na pewno spojrzy się na mnie. Możesz mi pomóc założyć ten temblak z powrotem? - Fred ruszył mu na ratunek. 

- No co? Dobrze kmini. - Odparł na pytające spojrzenia pozostałych. - To kogo możemy przesadzić z jej stolika? Zdaje się, że siedzi z Spinnet i bliźniaczkami Patil. Z kim jeszcze? 

- Z Cormaciem! Tak! Przesadźcie go! - Wykrzyczał Ben. 

- O nie! Na to nigdy nie zgodzę się! - Opanował Fred. - Zrobimy tak, ty usiądziesz przy stoliku z Katie, a tego pajaca przesadzimy się do stolika z Puchonami, bo tam było jedno miejsce w zapasie. 

- Po stokroć dziękuję. - Krzyknął i pobiegł zmienić winietki. 

Namiot był ślicznie przyozdobiony kwiatami. Na środku był parkiet taneczny, za nim scena a po bokach stoliki. Wyraźnie było widać, że ogród państwa Weasley został magicznie powiększony. Gryfoni mieli stolik blisko parkietu, więc każdy kto wchodził, podchodził do nich, żeby powitać i uścisnąć dłoń. Kilka stolików dalej widzieli Bena, który był wyraźnie zadowolony z tego, że Katie dotknęła jego ręki owiniętej temblakiem. 

    Gdy wybiła godzina osiemnasta, na którą było przewidziane rozpoczęcie, Ron powitał wszystkich i podziękował za przybycie, a na koniec krzyknął, że kocha Lavender, co sprawiło, że dziewczyna się popłakała. 

Hermiona po swojej lewej stronie miała Freda, a po lewej Harry'ego. Oczywiście obok Wybrańca była Ginny, a dalej Ron z Lavender i George z Angeliną. Wszyscy mieli znakomite humory i popijali trunki. Wkrótce podano wystawną kolację, a po niej na stołach pojawiły się różne desery. Rozpoczęły się toasty. W namiocie było kilkaset ludzi, więc nie każdy miał taki przywilej. Zostało wybranych kilka osób do tego zaszczytu. Pierwszy miał przemówić minister magii, czyli Percy, który wleciał do namiotu z przepraszająca miną. Jego mama starała się go uspokoić, że przecież nic się nie stało, w końcu jest teraz bardzo zapracowanym człowiekiem, ale on tylko odparł z powagą. 

- Matko, jestem członkiem waszej rodziny i obiecuje, że już nigdy jej nie zaniedbam na rzecz pracy. - Pani Molly na te słowa wzruszyła się, ale już jej syn miał wznieść toast. 

- Pragnę, abyśmy wszyscy wznieśli toast za Harry'ego Pottera. Po mimo wielu przeszkód na swojej drodzy dotarł do celu i zgładził Sami-Wiecie-Kogo. Jesteśmy mu dozgonnie wdzięczni i nigdy nie zapomnimy jego poświęcenia. Dziękujemy także Ronowi i Hermionie, bo gdyby nie wy, Harry mógłby nie osiągnąć tego wszystkiego.  Wpijmy także za pamięć tych, którzy zginęli w imię dobra i walki z Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.Bardziej prywatnie chciałbym podziękować mojej rodzinie, która przyjęła mnie z powrotem oraz mojemu bratu - Fredowi za uratowanie życia.

Następne toasty były podobne. Dziękowano trójce przyjaciół, wspominano zmarłych a na końcu mówiło się o czymś, co dotknęło najbliżej te osoby. Przemawiał między nimi Elfias Dodge, Remus czy Mcgonagall. Toasty były przerywane tańcami, ale z wiadomych względów Fred nie mógł tańczyć, a Hermiona nie chciała go zostawiać. Wydawało jej się, że zachowuje się trochę dziwnie. Sama wypiła już cztery szklaneczki Ognistej Whiskey, a on nadal sączył swoją i nawet nie dojadł szarlotki, a było to jego ulubione ciasto. Zwaliła to jednak na leki, które zażywa i rozmawiała życzliwie z każdą osobą, która do niej podeszła. 

Rozpoczęła się kolejna faza toastów i Hermiona zdziwiła się, gdy spiker przemówił, że teraz to stolik numer siedem, czyli ich, będzie mówił, a światło padło na nich Harry nie chciał tego, a Ron oznajmił, że wystarczy mu wprowadzenie. Kto miał u nich wznosić toast? Ku jej wielkiemu zaskoczeniu wstał Fred i nie patrząc na nią mówił. 

- Chciałbym wznieść toast za Harry'ego. To, co dla nas zrobiłeś było naprawdę świetne, a słowa, które usłyszałeś mówią wszystko, więc dorzucę do nich tylko tyle - dzięki. Dziękuję także mojemu bratu - Ronowi. Wy jednak usłyszeliście już wiele miłych słów na swój temat dzisiaj. Korzystając z okazji chce podziękować całej mojej rodzinie, w szczególności George'owi i przyjaciołom, którzy walczyli w bitwie o Hogwart. Uczcijmy pamięcią tych, którzy zginęli. Dziękuję wam wszystkich, że razem możemy świętować zwycięstwo. Jest jednak tu jedna osoba, której najbardziej chciałbym podziękować. Znam ją od prawie ośmiu lat i nie zawsze doceniałem jej piękno, odwagę, mądrość, ambicję i hart ducha. Przyszedł jednak czas, że zakochałem się w niej bez pamięci. Straciłem dla nie głowę i stałem się innym człowiekiem. Ona zmieniła mnie w kogoś lepszego. Mieliśmy swoje wzloty i upadki, ale nigdy nie potrafiłem o niej zapomnieć i kiedy wydawało się, że wszystko ma się ku dobremu, a nasza miłość zwycięży wszystko, ona odeszła, by ratować świat, Byłem egoistą, bo chciałem, każdego dnia, by wróciła. Zostawiła to wszystko i przyszła się przytulić do mnie... Tak się jednak nie stało. Ona taka nie jest. Zawsze kończy wszystko, co rozpoczęła, a już szczególnie ratowanie świata. Jest najbardziej utalentowaną czarownicą, jaką znam i duma mnie rozpiera, wiedząc, że związała się z kimś takim, jak ja. Wiem, że zasługuje na wszystko, co najlepsze, dlatego biorąc was wszystkich za świadków, obiecuję, że postaram się jej dać wszystko, co będzie chciała. - Spojrzał dopiero teraz z miłością na Hermionę, ale ona nadal siedziała na krześle zdenerwowana i nie wiadomo tego, co się stanie. - Jak za pewne większość was wie, oświadczyłem się tej pięknej, młodej kobiecie. Zrobiłem to przed rozpoczęciem bitwy, ponieważ kiedy zobaczyłem jej kruche ciało, zdałem sobie sprawę, że może zginąć, a to zabiłoby mnie. Chciałem mieć pewność, że będzie ze mną, dlatego bez zastanowienia zrobiłem to. Wiem też, że niektórzy z was myślą, że to był żart lub, że te zaręczyny są nieważne, ale nie martwcie się. Chce, żeby tradycji stało się zadość. - Skończył mówić do publiczności i obrócił się w kierunku dziewczyny. - Hermiono Jean Granger, jesteś niezwykłą czarownicą. Pełną talentu, dobra i pokory. Jesteś piękna w każdym calu. Jesteś moim ideałem. Chcę każdego dnia zasypiać wtulony w twoje ramiona i budzić się z tobą w jednym łóżku. Chcę mieć z tobą dzieci i ze starzeć się z tobą. Chcę cię kochać do końca świata i nawet dłużej, bo cię kocham całym sobą. Tak bardzo, że bardziej nie można. Dlatego pytam, - Tu starał się uklęknąć, a Hermiona natychmiast wstała, by pomóc mu. Czuła, że oczy zachodzą jej łzami i nie panuje nad swoim ciałem. Fred wyjął zza marynarki małe pudełko. - czy zechcesz uczynić mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i zostać moją żoną? - Otworzył pudełko, a Hermiona ujrzała najwspanialszy pierścionek. Wymarzony, który należał niegdyś do Florianny Volteo. Łzy leciały jej po policzkach, a ona zakryła sobie usta ze zdumienia. Cała sala była pogrążona w tej scenie i czekali na odpowiedź. Granger początkowo nie mogła wyjść z szoku, ale po chwili zaczęła nieśmiało kiwać głową, aż w końcu udało jej się odpowiedź. 

-Tak. Tak. Tak! - Podała swoją dłoń Fredowi, Ręka jej drżała, ale chłopak wsunął jej pierścień na palec. Pasował idealnie. Wszyscy stali i zaczęli bić brawo i wiwatować. Dziewczyna pomogła wstać Gryfonowi i pocałowała go namiętnie. Następnie kapela zagrała dla nich specjalnie piosenkę. Fred mógł tylko lekko podrygiwać przy ich wspólnym tańcu, ale Hermiona jak zwykle czuła się wolna, gdy mogła to robić i pięknie obok niego lawirowała. Na końcu mocno wtuliła się do niego. Tak wiele rzeczy chciała mu powiedzieć, ale obok niej nagle pojawiła się Ginny z wypchaną torbą. 

- Jeszcze jej nie powiedziałem. - Rzekł z uśmiechem. 

- DLACZEGO NIE POWIEDZIAŁEŚ MI CO CHCESZ ZROBIĆ! Jestem na ciebie wkurzona. 

- Czego mi nie powiedziałeś? - Spytała Hermiona. 

- Teleportujemy się do Wiednia. - Odrzekł, jak z zawsze z tym swoich uśmiechem.




Komentarze

  1. Dopiero teraz komentuje ale jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak budujesz to opowiadanie. Mało spotkałam historii o tej parze a nie ukrywam że jest ona moją ulubioną. Dlatego proszę cię pisz dalej tak jak robiłaś to do tej pory bo to wyjątkowa historia i wyjątkowej parze. Z niecierpliwoscią czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam.
    Julia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tak miłe słowa. Jestem wręcz wzruszona, że tak poruszyłam Cię tą historią. Obiecuję, że jeszcze zaskoczę.
      Pisarka

      Usuń
  2. Ja przepraszam, ale kiedy kolejny rozdział? Doczekać się nie mogę! Naprawdę, genialnie piszesz... Mam nadzieję, że nie porzuciłaś bloga :(

    W międzyczasie zapraszam do mnie!
    https://fremionefanfic.blogspot.com/?m=1

    Pozdrawiam
    Blue :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Best 777 Casino Rd South, Phoenix - MapyRO
    Find the best 삼척 출장마사지 777 casino Rd South, Phoenix location 영천 출장마사지 with MapyRO Realtime driving directions, driving directions and road conditions 용인 출장샵 to 아산 출장샵 777 Casino 천안 출장안마 Rd South,

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"To ona."

"Ponownie."

"Idealnie dopasowani" Miniaturka #2