"Idealnie dopasowani" Miniaturka #1
To
koniec. Już po wszystkim. Lord Voldemort został pokonany w ostatecznym starciu
z Harrym Potterem. Świat czarodziejów wypełniła euforia i niesamowite
szczęście. Urządzono mnóstwo przyjęć i wypito setki butelek Ognistej Whiskey.
Tylko Hermiona Granger nosiła w sobie niepokój, ponieważ wiedziała, że będzie
musiała podołać jeszcze jednemu wyzwaniu. Odnaleźć rodziców i przywrócić im
pamięć. Udało jej się to po miesięcznej wyprawie. Byli oni w Australii. Kiedy
opowiedziała im co się wydarzyło popłakali się i wpadli jej w ramiona. Nareszcie
Hermiona była szczęśliwa i mogła wrócić do Nory, by móc zaplanować swoje
następne kroki w dorosłym życiu.
Granger otrzymała zaproszenie od
pani Molly, która stała się dla niej drugą matką, by zamieszkała w Norze, dopóki
nie będzie jej stać na zakup własnego mieszkania. Gryfonka chętnie skorzystała
z tej propozycji. Wraz z Harrym i Ronem otrzymali specjalne listy z Hogwartu.
Za specjalne zasługi dla całej społeczności czarodziejów otrzymali tytuł
absolwentów i nie musieli już wracać do szkoły.
Początkowa radość z pozbycia się
Czarnego Pana opadła i teraz ludzie opłakiwali zmarłych, a tych było naprawdę
sporo. Liczba czarodziejów drastycznie się zmniejszyła i Ministerstwo Magii
postanowiło podjąć specjalne kroki, by podtrzymać tę rasę. Pan Artur miał pewne
przecieki na ten temat, ale nie chciał na razie niepokoić młodych, którzy
niczego nie świadomi starali się poukładać swoje życie od nowa. Dopiero dwa
miesiące po zwycięskiej bitwie w Proroku Codziennym ukazało się rozporządzanie
Ministra Magii – Kingsleya Shacklebolta.
ROZPORZĄDZENIE
NR 34/87/1005 MINISTRA MAGII KINGSLEYA SHACKLEBOLTA
W SPRAWIE UTRZYMANIA LINII CZARODZIEJÓW CZYSTEJ KRWI
Podczas
bitwy z Tym, Którego Imienia Nie Wolno
Wymawiać zginęło wielu wspaniałych czarodziejów i czarownic. W obawie, że nasza
rasa może nie przetrwać Minister Magii postanawia, by czarodzieje wiązali się
ze sobą na podstawie badań przeprowadzonych przez Ministerstwo. Oznacza to, że
każdy czarodziej i czarownica, którzy ukończyli siedemnasty rok życia, a nie
posiadają małżonka są zobowiązani, by stawić się w określonym terminie w
Ministerstwie na badania, które pomoże połączyć dwójkę czarodziejów, by mogli
wziąć ślub.
Podpisano
Minister Magii,
Kingsley Shacklebolt
Pod tym artykułem była wypowiedź
samego ministra.
Drogie
czarownice i drodzy czarodzieje!
Wiem,
że możecie czuć się oburzeni postępowaniem Ministerstwa, ale robimy to dla
dobra ogółu, dla naszego całego społeczeństwa. Odpowiadając na jeszcze nie zadane
pytania. Badanie będzie przeprowadzone przez wybranych i wyszkolonych w tym
celu czarodziejów. Jest to grupa, które będzie działać tylko w tym celu przez
wyznaczony czas. Samo badanie jest bezbolesne. Zostaniecie uśpieni i w
kontrolowanym śnie będziecie podejmować decyzje, które pokażą nam Waszą
osobowość. Za pomocą takiego wglądu w Waszą psychikę jesteśmy w stanie dobrać
dla Was odpowiednią osobę, która będzie idealnym partnerem. W najbliższym
czasie zostaniecie poinformowani listem, kiedy macie się stawić na nie, a
następnie po miesiącu dostaniecie wiadomość kogo Wam przydzielono. Później stawicie się parami w Ministerstwie, by spędzić razem tydzień w przystosowanym
do tego mieszkaniu. Tak, byście mogli sprawdzić, że naprawdę pasujecie do
siebie.
Chcę
uspokoić wszystkich, zapewniając, że nie musicie brać ślubu z tą osobą, jeśli
naprawdę nie będziecie chcieli. Macie na to dziesięć lat. Jeśli w tym czasie
poznacie kogoś innego i to z tą osobą będziecie chcieli się związać to droga wolna. Jeśli jednak przez ten czas nikogo nie znajdziecie, jesteście zobligowani
do ślubu z wyznaczoną osobą.
Mam
jeszcze dla Was jedną wiadomość. Bardziej przyjemną. Jeśli zdecydujecie się na
ślub w ciągu jednego roku z wyznaczona osobą, Ministerstwo pokryje koszty Waszej
ceremonii.
Liczę
na zrozumienie z Waszej strony, ponieważ tylko od Was zależy, czy ten projekt
się uda. Zapewniam Was, że nikomu nie stanie się krzywda i nikt nie zostanie
zmuszony do niczego. Kroki, które zrobiliśmy są dla naszego dobra. Jeszcze raz
podkreślam, NIKT NIE ZOSTANIE DO NICZEGO ZMUSZONY.
- On chyba oszalał! - Pierwszy odezwał się Harry. – Nikt nie
zostanie do niczego zmuszony. A to, że musimy stawić się na jakiejś
badania?! A to, że ma tylko dziesięć lat
na znalezienie sobie partnera?! To ma być ta wolność wyboru?! Jeszcze przez
tydzień mamy mieszkać z tym kimś! Co z tego że zapłacą za nasze śluby?! –
Potter nie krył swojej złości. Myślał, że Kingsley będzie lepszym przywódcą.
Szczerze cieszył się, że to właśnie on został wybrany na ten urząd, a on tak go zawiódł. Przecież to jest kpina. – Jak
oni mogą tak ingerować w nasze życie?! To jest bezczelność!
- Oj Harry, spójrz na to z jasnej strony...
Przecież i tak byś wziął ślub z Ginny... – Sytuacja próbowała załagodzić pani
Weasley. Jednak Ginny nie miała za wesołej miny. Chyba ona nie chciała mieć za
męża Pottera i trudno było jej się dziwić. To wszystko, co go spotkało okazało
się być dla niego okropieństwem, którego nie mógł udźwignąć. Stał się milczący
i niemrawy. Szybko wybuchał złością. Nie lubił przebywać w towarzystwie i nikt
już nie patrzył na niego jak na bohatera.
Ron też nie miał wesołej miny. Nie
miał żadnej dziewczyny obecnie. Przez chwilę miał się ku Hermionie, ale
zrozumiał, że z tego nic nie będzie. Nie potrafił spojrzeć na nią jak na obiekt
swoich pożądań. Była jego przyjaciółką, nie kochanką. Choć byli na kilku
randkach i Hermiona nawet go pocałowała nic nie czuł. Wręcz nie chciał tych
pocałunków, dlatego miał mętlik w głowie. Bo co jeśli przydzielona mu zostanie
Hermiona? Jeśli ona go kocha i to tak wpłynie na badania, że będzie musiał z
nią być?
George też wydawał się smutny. Nie
miał dziewczyny. Z nikim nie spotykał się na poważnie. Fred też nie był
radosny, choć obok niego cieszyła się Angelina, jego dziewczyna.
- Oj, Fredi! Jakie szczęście! To wspaniała
nowina! Zapłacą za nasz ślub! Na pewno przydzielą nas razem! Przecież jesteśmy
dla siebie stworzeni. Kochamy się jak mało kto. Tak... Na pewno będziemy
razem... Jestem tego pewna. Jesteśmy idealną parą, prawda Fredi? – Fred
opamiętał się i spojrzał na nią z uśmiechem. Przecież to jego kochana
dziewczyna. Nie ma czym się martwić.
- Oczywiście kochanie. Na pewno będziemy
razem. – I pocałowali się, a w końcu drugiego stołu siedziała przestraszona
Hermiona. Ona nie miała nikogo. NIKOGO. Bała się, kto zostanie jej przydzielony.
Czuła, że nie pasuje do żadnego chłopaka. Zaczęła swoje obawy przedstawiać
innym.
- Co jeśli przydzielą nam kogoś starszego? Na
przykład jakiegoś kawalera, który ma ponad 60 lat? – Ich twarze zbladły, ale
głos zabrał pan Artur.
- Nie mogą tego zrobić... To rozporządzenie ma
kilka klauzuli. Na przykład, że nie mogą dobierać w pary rodzeństwa czy rodziny.
Nie mogą też dziewczynie wybrać męża, jeśli woli żonę i na odwrót oraz maksymalna granica wieku wynosi 12 lat. Uważają, że większa sprawia konflikty
małżeńskie. – Wszyscy odetchnęli z ulgą, ale i tak w ich głowach siedziały
myśli, kogo im wybiorą.
Za dwa dni do Nory przyfrunęły sowy
z Ministerstwa do Gryfonów. W listach, które otrzymali były daty kiedy mają się
stawić na badania. Hermiona i Angelina już jutro. Potter za dwa dni, a rodzina
rudzielców dopiero za cztery dni.
Granger nie mogła ukryć swojego
zdenerwowania. Bała się co może ją czekać. Choć Prorok Codzienny zapewniał,
że to jest wspaniały pomysł ona tak nie czuła. Zaczęła w niej kiełkować obawa,
że nikt nie zostanie jej przydzielony. Harry wydawał jej się zbyt oderwany od
rzeczywistości. Wszystko co go dotknęło odcisnęło na nim bliznę, która nigdy
nie zostanie do końca wyleczona. Ron natomiast wyraźnie dał jej do zrozumienia,
że nie chce z nią być. To prawda, że czuła się w nim kiedyś zakochana.
Wyobrażała sobie ich razem i cieszyła się, że będzie ze swoim przyjacielem, ale
on nie podzielał tego uczucia. Było jej naprawdę przykro, ale pogodziła się z
tym. Nie widziała dla siebie odpowiedniego kandydata. Czuła, że do nikogo nie
pasuje. Już widziała swój list, w którym nie odnajdzie nazwiska męża i wszyscy
będą się śmieli z niej.
Atmosfera w Norze też nie była przyjemna.
Każdy myślał o czekającym badaniu i denerwował się co z tego wyniknie. Tylko
Angelina wydawała się być radosna. Cały czas przytulała się i całowała Freda.
-
Ja jestem pewna. Nie muszę się martwić. Wiem, że to będzie Fred. Kocham go, a
on mnie. Chcemy być razem już na zawsze. – Powtarzała te słowa jak mantrę, a
chłopak tylko z uśmiechem przytakiwał. Martwił się tylko o George, który nie
miał dziewczyny i był niepewny swojej przyszłości.
-
George, a może to będzie ktoś z Hogwartu. Ktoś naprawdę fajny. Może Katie Bell?
Albo Alicja Spinnet? To są naprawdę fajne dziewczyny. – Fred starał się go
pocieszyć.
-
Tak. Wiem… - Odpowiadał markotnie.
Hermiona wraz Angelina wyruszyły do
Ministerstwa w ustalonym terminie wraz z panem Weasleym. W atrium było mnóstwo
czarownic i czarodziejów, którzy także stawili się na badanie. Johnson
zobaczyła swoją przyjaciółkę Katie i pobiegła do niej, a Hermiona rozglądała
się po sali szukając kogoś, kto może zostać jej przydzielony i wtedy ujrzała
jego…
-
Neville! – To chyba oczywiste, że jeśli jakiś mężczyzna miał nie pasować do
żadnej kobiety to tylko on. Tak myślała Gryfonka i doszła do wniosku, że to
ona zostanie mu przydzielona, bo także do nikogo nie pasuje. Trzymała się tej
myśli, jakby ona miała ją uchronić przed staropanieństwem.
-
Hermiono, dobrze Cię widzieć. – Przywitał się.
-
Ciebie także. – Zapadła niezręczna cisza, ale Hermiona nie chciała marnować
czasu z potencjalnym wybrankiem. – Boisz się?
-Tych
badań? Nie… Babcia zapewniała mnie, że będą bezbolesne. Cieszy się, że są, bo
to oznacza, że nie będę sam. – Babcia… Augusta będzie ciężką przeszkodą,
jeśli będziemy razem. – Pomyślała Hermiona.
-
Jak myślisz, kogo ci przydzielą? – Neville zarumienił się.
-No wiesz… nie chcę nic zdradzać, ale ostatnio spotykam się z kimś i mam nadzieję, że to ją mi przydzielą. – Mina Hermiony musiała być wyjątkowo głupia, bo Neville szybko dodał.- Myślałaś, że będę sam!
-
Nie! – Odpowiedziała zbyt nerwowo. – Oczywiście, że nie. Ja tylko nie
spodziewałam się tego, ale gratuluję i powodzenia. – Szybko odeszła, by nie
pokazać swojego zaskoczenia, ale także zmartwienia. Tak liczyła na Neville…
Choć przecież to, że ktoś ma dziewczynę nie sprawia, że z nią będzie
dopasowany, więc tliła się jeszcze szansa.
Pojawił się stary czarodziej na
środku atrium, ubrany w seledynową szatę i przemówił nienaturalnie głośnym
głosem.
-
Witam wszystkich czarodziejów i czarownice! Cieszę, że przybyliście do
Ministerstwa i weźmiecie udział w badaniu, które powtarzam jest bezbolesne.
Poszczególne piętra zostały wyłączone z normalnego użycia, byście mogli tam się
udać. Nazwiska na litera A i B udają się na piętro drugie. Na literę C, D i E
na piętro trzecie. Na literę F, G i H na piętro czwarte. Na literę I oraz J na
piętro piąte. Nazwiska na K i L na szóste piętro. Po wykonanym badaniu możecie
wrócić do domu. Dziękuję!
Wszyscy zaczęli przepychać się do wind, a Hermiona rozpoznawała coraz więcej znajomych twarz. Obok szła Hanna
Abott pogrążona w rozmowie Justynem Finchem -Fletchleyem. Kątem oka dostrzegła
Seamusa Finnigana, który przepychał się obok, o zgrozo, Argusa Filcha. Jeszcze
raz przypominając sobie o klauzuli związanej z wiekiem wybranych par poszła
dalej i zobaczyła Micheala Cornera, z którym kiedyś chodziła Ginny. Widziała
wiele roześmianych twarzy dziewczyn w tym Susan Bones, Lavender Brown czy Cho
Chang, ale podświadomie szukała chłopaków, bo jeden z nich mógłby zostać jej
mężem. Może będzie nim Lee Jordan albo Gregory Goyle? Jednak tych potencjalnych
partnerów mogą być tysiące. Przecież badania będą jeszcze prowadzone. Może to
będzie ktoś na O, M lub P. Jak Potter. Ta myśl towarzyszyła jej podczas
jazdy windą. W głowie miała trzech mężczyzn, trzech Gryfonów, ale żaden z tych
wyborów nie napawał jej szczęściem.
Trafiła na czwarte piętro i tam do
każdego pokoju czekała kolejka osób. Odszukała drzwi, na których wisiała lista
z jej nazwiskiem i stanęła w kolejce. Przed nią był rząd dziewcząt, dlatego
wyczarowała sobie krzesło. Starała się nie obgryzać swoich paznokci, ale to było
silniejsze. Czuła, że wnętrzności się jej skręcają. Dziewczyny, który
wychodziły po badaniu nie odzywała się do nikogo tylko natychmiast opuszczały
piętro, ale wydawały się być spokojne. Niektóre były tam tylko dziesięć minut,
inne pół godziny.
Hermiona zaczęła się jeszcze bardziej
denerwować (o ile to możliwe), kiedy dziewczyna przed nią, która przedstawiła
się jako Elene Green, weszła do pokoju. Minęło około kwadransu, który dla
Gryfonki trwał pół minuty, gdy wyszła czarownica w krótkich, czarnych włosach
i w zielonej szacie.
-
Hermiona Granger? – Spytała, a kiedy dziewczyna potwierdziła, zaprosiła ją
gestem do pokoju.
Pomieszczenie,
które za pewne służyło jako biuro teraz było prawie puste. Przy ścianie stało długie biurko, przy którym siedział młody czarodziej mający około trzydziestu lat i
czarownica o lśniących blond włosach, nieco starsza od swojego towarzysza. Zawzięcie
coś notowali i nawet nie spojrzeli na Hermionę, gdy weszła.
-
Nazywam się Lucy Smith i przeprowadzę twoje badanie panno Granger. W skład
zespołu analizującego twój wynik wchodzą: Michelle Jones oraz Jacob Davies.
Badanie będzie bezbolesne i możesz niewiele z niego pamiętać. Po mimo tego
zostaną rzucone na ciebie zaklęcie, które spowodują, że nie będziesz mogła o
nim rozmawiać. Wyjątek stanowi wybrany dla ciebie partner. Kiedy go poznasz i
będziesz coś pamiętać, możesz mu to powiedzieć. To zaklęcie zacznie działać od
momentu, gdy usiądziesz tutaj. – Wskazała ręką na biały fotel, który
przypominał kozetkę lub też bardziej fotel z gabinetu jej rodziców. Niepewnym
krokiem ruszyła w jego stronę i ułożyła się wygodnie. Nie poczuła żadnej
zmiany.
-
Wypijesz ten eliksir, który cię uśpi Będziesz musiała podejmować decyzje, które
ujrzymy i które będą stanowić dla nas podstawę do wybrania ci partnera. – A więc
tak to będzie wyglądać... Wejdę do mojego mózgu, spenetrują go... Dowiedzą się,
że jestem dziwna, nijaka. Nie pasuje do nikogo. Ten pomysł nie podobał się
Hermionie, ale starała się ukryć swój strach.
- Gotowa? – Spytała Lucy i nie czekając na odpowiedź podobał jej flakonik z jasno
niebieską cieczą. Granger wzięła go od niej drżącą ręką. Spojrzała na eliksir.
Teraz. Nie ma po co tego odwlekać. Nie myślała już o żadnym chłopaku. Nie bała
się badania. Sama była ciekawa, co się wydarzy i jakiej prawdy o sobie się
dowie. Przechyliła flakon i wypiła jednym haustem jego zawartość. Efekt był
natychmiastowy. Poczuła jak jej powieki opadają. Nie mogła powstrzymać snu.
Gdy zamknęła oczy od razu zaczęła śnić.
Była na łące. Wielkiej, zielonej
udekorowanej kwiatami. Niebo było bezchmurne, a słońce ogrzewało jej policzki.
Słyszała śpiew ptaków i chciała położyć się w wysokiej trawie, gdy nagle odwróciła
się i zobaczyła las. Wysokie drzewa prowadziły do prawdziwej puszczy. Pomiędzy
krzakami pojawiły się dzikie zwierzęta, które uśmiechały się do niej, jakby
zapraszając do wejścia. Chciała tam iść i je pogłaskać, ale zaraz uświadomiła
sobie, że to głupie i woli zostać tutaj. Na pięknej łące. Postanowiła, że zrobi
sobie wianek, więc zaczęła zrywać kwiaty i splotła je. Następnie włożyła go
sobie na głowę. Czekała, co dalej ją zaskoczy. Pojawił się przed nią Harry. Nie
potrafiła ukryć swojego zaskoczenia, a także zniechęcenia. Nie chciała go
tutaj. Nie chciała z nim być. Za jego plecami ukazał się Ron. Uśmiechnęła się
do niego, ale bardzo sztucznie. Jego też nie chciała tu widzieć. Gryfoni przeszli
obok niej, nawet się nie odzywając. Postanowiła iść w przeciwnym kierunku, aby
więcej na nich nie trafić.
Zrobiła
zaledwie kilka kroków, gdy sceneria zmieniła się i była na ulicy przed swoim
domem. Na niebie był Mroczny Znak. Czując narastającą panikę pobiegła w
kierunku domu i wbiegła do kuchni. Śmierciożercy trzymali jej rodziców i planowali
ich zabić.
-
Nie! Proszę! Nie róbcie tego! – Chciała wyjąć swoją różdżkę, ale krzyknęli do
niej.
-
Jeden ruch i oni zginą! – Była wściekła na siebie, że wcześniej nie sięgnęła po
broń.
-
Zabijcie mnie! Nie ich! Nie krzywdźcie ich! – Spojrzeli na nią szyderczo. Ostatnie
co pomyślała to, to, że umiera za osoby, które tak bardzo kocha. Błysnęło zielone
światło i już spadała w otchłań...
Upadła
na coś miękkiego. Było to podłoże podobne giętkością do ciastoliny. Sturlała
się z niego i ujrzała Norę. Zaczęła biec w jej kierunku. Weszła do środka i zobaczyła,
że państwo Weasley nie żyją. Pani Molly wisiała na grubym sznurze. Pan Artur
trzymał w ręku swoje serce. Nie potrafiła opanować szlochu. Nie mogła złapać
oddechu. Jej drudzy rodzice w tak dramatycznym położeniu byli sztyletem w jej
serca... i wtedy błysnęło. Zobaczyła sztylet na stole... i wbiła go w sobie w
serce. Zobaczyła krew i upadła. Gdy otworzyła oczy była już w zupełnie innym
miejscu. Ktoś na jej oczach torturował jakiegoś skrzata domowego, a ona czuła
się jakby i ona była poddana zaklęciu Cruciatus. Obok skrzata zaczęli pojawiać
się jej przyjaciele – Harry, Ron i Ginny, którzy także strasznie cierpieli. Zakapturzony mężczyzna przemówił do niej.
-
Jeśli obetniesz swoją prawą rękę przestanę ich torturować. – Bez zastanowienia
sięgnęła po nóż, który nagle pojawił się obok niej i zrobiła to. Poczuła ból rozchodzący
się po jej ciele i znowu zamknęła oczy.
Kolejna
scena, inne miejsce. Musiała wybrać strój na randkę. Czuła, że idzie na randkę.
Sięgnęła po swoją ulubioną kraciastą koszulę, ale odstawiła ją. To nie jest
dobry pomysł, pomyślała i wyjęła czerwoną sukienką z długim rękawem, nakładanym
dekoltem i rozkloszowaną. Do tego złote szpilki i mała torebka. Tylko gdzie
zaprosić tego chłopaka? Restauracja? Zbyt banalne. Do Trzech Mioteł? Za
mało romantyczne. Już wiem! Zabiorę go do na romantyczną kolację przy
świecach nad morze! Gdy tylko tak pomyślała, ujrzała malowniczą scenerię.
Zachód słońca, gładka tafla wody i pięknie przyozdobiony, drewniany stół.
Usłyszała czyjeś kroki i zobaczyła coś bardzo dziwnego. Była to nieokreślona
forma. Bez kształtu. Czuła, że sama musi go uformować, więc zaczęła wyliczać, co
powinien mieć.
-
Powinieneś być bystry, miły i elegancki. Mieć odpowiednie poczucie humoru. Lubić
czytać książki. Nie możesz być wredny czy uprzedzony. Mieć pozytywne
nastawienie do życia i uśmiech na twarzy. Co do wyglądu... – Zawahała się. Nie
miała żadnego wzorca. Nie myślała, że jej wybranek musi mieć koniecznie
niebieskie oczy, bo za nic w świecie nie poślubi innego. – Możesz być jaki chcesz. – Podszedł do niej Neville, a
raczej ktoś, kto go przypominał, ponieważ zachowywał się dokładnie tak, jak tego
oczekiwała. Szarmancko pocałował jej dłoń. Odsunął dla niej krzesło
i rozprawiali o lekturach, które przeczytali. Wymyślił dla niej grę. Miała
szybko wybierać pomiędzy dwoma rzeczami, które jej zaproponuje. Zgodziła się.
-
Ognista Whiskey czy Piwo Kremowe?
-
Ognista Whiskey. – Dlaczego to powiedziała? Przecież nikt nie wiedział, że
szklaneczka tego trunku działa na nią jak tak odprężająco.
-
Dzień czy noc?
-
Dzień. – Tu nie miała wątpliwości. Wolała światło od mroku.
-
Sowa czy szczur?
-
Sowa.
-
Transmutacja czy eliksiry?
-
Transmutacja.
-
Książki czy przyjaciele?
-
Przyjaciele.
-
Quidditch czy szachy czarodziejów?
-Quidditch.
– Znowu czuła, że powiedziała to mimowolnie.
-
Przyjaźń czy miłość? – Poczuła się bardzo dziwnie. Chciała powiedzieć przyjaźń,
ale nie mogła, więc spróbowała miłość, ale także nic nie wyszło z jej gardła.
Nie mogła odpowiedzieć na to pytanie, bo sama nie wiedziała, co by wybrała.
Było to dla niej dwie bardzo ważne rzeczy.
Neville
rozmył się i została sama. Teraz ubrana w swoją ulubioną, białą sukienką z
rękawami za łokcie. Krótką i zwiewną w stylu boho. Czuła, że musi pomyśleć o
czymś szczęśliwym. O czymś najszczęśliwszym. O pragnieniu swojego serca.
Wszystko to, co zakiełkowało w jej głowie pojawiało się. Widziała dom na wsi z
pięknem ogrodem. Czuła się żoną i matką gromadki dzieci. Tak... To było
pragnienie jej serca. Rodzina. Wiedziała, że gdyby nawet miałaby żyć w
biedzie, zawsze rodzina będzie dla niej najważniejsza.
Stojąc
przed wymarzonym domem usłyszała dochodzący z niego głos.
-
Hej, Hermiono, co może zniszczyć zło? – Jej odpowiedź padła natychmiast, bez
zastanowienia.
-
Uśmiech.
Czuła, że wraca. Jakby budziła się z
długiego, dobrego snu. Powoli otworzyła oczy i zobaczyła, że cała trójka
bacznie jej się przypatruje. Pamiętała wszystko z tego snu, ale czuła, że nie
może z nim na ten temat rozmawiać, a więc zaklęcie działało. Jednak nie mogła
znieść ich zaskoczenia wypisanego na twarzach. Czy zrobiła coś źle, czy
rzeczywiście do nikogo nie pasuje? Powoli wstała z fotela i odważyła się
zapytać.
-
Czy wszystko w porządku?
-
Och, tak. – Odpowiedziała jej Lucy. – Tylko ty... Czy pamiętasz co się działo? –
Przytaknęła głową. – No więc... Była tam taka chwila, gdy nie mogłaś odpowiedzieć
na pytanie co byś wybrała: przyjaźń czy miłość. Zaniemówiłaś wtedy, bo nie
mogłaś podjąć decyzji, co jest bardzo dziwne, ponieważ w skład tego eliksiru
wchodzi Veritaserum i... powinnaś powiedzieć prawdę.
To,
co usłyszała nie poprawiło jej nastroju. Była inna. Była odmieńcem. Zachowała
się dziwnie i nie będzie miała nikogo do pary. Pożegnała się z całą trójką,
która teraz oddała jej należyte zainteresowanie i wyszła z gabinetu. Szła
szybko czując na sobie spojrzenia innych. Ile tam była? Spojrzała na zegarek i
aż nie mogła uwierzyć. Spędziła tam godzinę! Nic dziwnego, że wszyscy na nią
patrzę. Kolejna anomalia.
Skorzystała
z windy i znalazła się w atrium. Wskoczyła do kominka i krzyknęła:
-
Nora! – Teraz będzie miała czas, by wszystko przeanalizować i pogodzić się z
tym, że za miesiąc ona nie dostanie listu.
Drodzy czytelnicy!
Przychodzą do was z czymś zupełnie nowym. Jest to miniaturka, która została podzielona na kilka części. Mam nadzieję, że spodoba się Wam i czekam na komentarze.
Kochani, nie zapomniałam o blogu i jest mi wstyd, że od tak dawna nie dodawałam postów, ale obiecuję, że postaram się doprowadzić do końca historię Hermiony i Freda.
Pisarka
Komentarze
Prześlij komentarz