"Rozłąka."
Minęły już prawie dwa miesiące odkąd Fred i Hermiona widzieli się po raz ostatni. Gryfon nie wiedział gdzie podziewa się obecnie jego dziewczyna, ale jeszcze nigdy tak za nią nie tęsknił i nie martwił się o nią. Nie dostał od niej żadnej wiadomości, a sam nie wiedział, czy powinien wysłać do nie sowę. Czy odnalazłaby drogę? Czy to nie zagroziłoby jej? Dlatego póki co musiał siedzieć i czekać na rozwój wypadków. Był pochłonięty pracą w sklepie, ponieważ pomimo mrocznych czasów, mieli z Georgem tłumy. Może właśnie o to chodziło, każdy czarodziej i czarownica chcieli choć przez chwilę móc się uśmiechnąć, a ich sklep umożliwiał im to.
Fredowi ciężko było patrzeć na Angeline i George szczęśliwie zakochanych, ale wiedział, że oni również martwią się i żyją z dnia na dzień, by wydusić z życia jak najwięcej szczęścia. Angelina coraz częściej u nich nocowała. W domu było pełno jej rzeczy, ale Fred nie był o to zły. Wiedział, że George chce mieć pewność, że nic się jej nie stanie. Nie chciał, żeby szła do pracy, tylko pomagała w sklepie przy rozkładaniu towaru. Na początku robiła to z uśmiechem na twarzy, ale z czasem stało się to dla niej bardzo męczące. Kartony wybuchały jej w twarz, cały czas słyszała śmiech,a George nie odstępował jej na krok. Nie czuła się tam wolna i zaczęła szukać nowego zatrudnienia. Chyba jej chłopak zrozumiał, że praca w Magicznych Dowcipach Weasley'ów nie jest tym, o czym marzy jego dziewczyna i pomógł jej w poszukiwaniach.
Wkrótce Angelina poszła na pierwszą rozmowę kwalifikacyjną i przeszła ją pozytywnie. Została komentatorem meczów quiddticha. Była to, co prawda druga liga, ale cieszyła się, jakby wygrała dziesięć tysięcy galeonów. Chłopcy też byli z niej dumni, nie spodziewali się, że znajdzie taką fajną pracę. George obiecał, że będzie chodził z nią na każdy mecz. Oczywiście chciał ją chronić, ale ona stanowczo odmówiła. Nie chciała być malutką dziewczynką, która wszędzie musi zabierać swojego ochroniarza.
Fred często zwierzał się bliźniakowi, że tęskni za Hermioną i oddałby wszystko byle tylko dowiedzieć się co z nią się dzieje. Kiedy pokonali śmierciożerców na weselu Billa spostrzegł, że Hermiony już nie ma. Wraz z jego bratem Ronem i Harrym Potterem ruszali w misję, by zniszczyć Sami-Wiecie-Kogo. Od tej pory Fred starał się żyć normalnie, co było bardzo trudne. W niedzielę odwiedzał rodziców, angażował się w sprawy Zakonu Feniksa, wraz z Georgem udzielał sie w radiu, ale i tak nie mógł sobie wybaczyć tamtej nocy. Obiecał Hermionie, że spędzą ze sobą jeszcze jedną noc, nie wiedział, że ona tak szybko zniknie.
Natomiast Hermiona po tym jak teleportowała Harrego i Rona do Londynu, musiała się zmierzyć z dwójką śmierciożerców, która na nich napadła. Zamieszkali w starym domu Blacków, co bardzo nie podobało się Stworkowi. Dziewczyna często słyszała, że kiedy mijał ją, to wyzywał ją od szlam. A jednak to on opowiedział im o Regulusie Blacku, który miał medalion, który najprawdopodobniej był horkrusem. Harry zleciał mu, by przyprowadził na Grimmauld Place Mundungusa Fletchera, który mógł być w posiadaniu tego, na czym tak bardzo im zależało.
Czekając na powrót Stworka niespodziewanie odwiedził ich Remus Lupin, który zdecydowany był dołączyć do nich. Hermiona nie wierzyła w to, by Lupin tak po prostu opuścił Nimfadorę i chciał przyłączyć się do nich, ale w końcu wszystko się wyjaśniło. Tonks była w ciąży, a Remus bał się odpowiedzialnej roli ojca i tego, że jego dziecko może być, tak jak i on, wilkołakiem.
Harry dał mu ostrą reprymendę, że musi zadbać o swoją przyszłą rodzinę, a nie pakować się w kłopoty i kategorycznie odmówił przyjęcia go do ich trójki.
Obrażony Lupin kierował się w stronę drzwi, ale jeszcze Gryfonka pobiegła za nim i zatrzymała go.
-Co z...Benem?-Oczywiście, że chciała zapytać o Freda. Czy żyje, czy nic mu się nie stało, co z jego uchem? Jak idzie praca w sklepie...Ale to było zbyt niebezpieczne, a Granger martwiła się również o Puchona, bo nie miała o nim żadnym wieści i nie wiedziała, czy wrócił do szkoły i jak radzi sobie ze swoją likantropią kiedy nie mam jej w pobliżu.
-Och... Jakoś sobie radzi z tym wszystkim. Wrócił do Hogwartu, czasami do mnie pisze. Pewnie by się wściekł, gdyby dowiedział się, że odszedłem od jego ciężarnej kuzynki... W Hogwarcie jest teraz zupełnie inaczej, ale podobno nauczyciele zachwycają się tym, że jest wilkołakiem i nie zamykają go nigdzie. Skrzywdził już kilkoro uczniów... Podobno nie ma już wielu przyjaciół, nie potrafią pogodzić się z jego przypadłością... Skąd ja to znam...
-Ale widzisz Remusie, Ben też ma pod górkę. Ludzie odwracają się od niego, nauczyciele na pewno chcą by został śmierciożercą, ale on się nie poddaje! Walczy! Choć tak naprawdę jego prawdziwa rodzina jest tak okropna... On potrafi zawalczyć! Ty masz dla kogo żyć Remusie...Nimfadora cię kocha, a nawet jeśli twoje dziecko będzie wilkołakiem to co z tego? Przecież pomożesz mu, a Dora nigdy nie przestanie cię kochać. Jesteście dobraną parą. Nie zaprzepaść tego Remusie...To mógłby być twój najgorszy błąd w życiu. Uwierz mi.-Lupin niemrawo uśmiechnął się i powiedział.
-Hermiono, jesteś naprawdę bardzo mądrą czarownicę.-I kierował się w stronę drzwi, ale dziewczyna po raz kolejny powstrzymała go od wyjścia.
-Czy mogę cię o coś prosić Remusie?
-Oczywiście Hermiono, o co tylko chcesz.
-Czy w następnym liście do Bena mógłbyś zamieścić post scriptum? Napisz tak:"Nigdy cię nie zostawię.". To wystarczy, on na pewno będzie wiedział od kogo to.
-Dobrze, tak zrobię...ale nie chcesz nic przekazać Fredowi?-Gryfonka lekko zarumieniła się. Chciała dać mu jakąś wiadomością, ale wstydziła się powiedzieć to Lupinowi, bo czyby to nie głupio brzmiało, gdyby miał przekazać, że go kocha?
-Taak...Chcę mu powiedzieć, że...Ale Remusie pod żadnym pozorem nie mów mu, gdzie się znajdujemy! On nie może nas znaleźć.
-Spokojnie Hermiono. Nie powiem mu tego. Powiem mu tylko to, co będziesz chciała.
-Więc przekaż mu, że żyję i...że...wiem, że to głupio zabrzmi, ale...
-Powiem mu, że go kochasz.
-Oj, dziękuję Remusie.-Odparła z wdzięcznością.-Co u niego?
-Jakoś się trzyma. Czasami go widuje, nie uśmiecha się tak szeroko. Tęskni za tobą Hermiono.
-Ja za nim też tęsknię...-Wyszeptała.
-Lepiej już pójdę, nie chcę jeszcze bardziej złościć Harrego.
-Okej, ale obiecaj mi, że przemyślisz sobie to, co ci powiedziałam.-Skinął głową i wyszedł.
Po chwili w Kwaterze pojawił się Stworek z Mundungusem. Przyjaciele dowiadują się, że medalion znajduje się u Dolores Umbridge. Opracowali plan jak dostać się do Ministerstwa Magii i wcielili go w życie, ale po drodze nie wszystko poszło dobrze. Ron, który zamienił się w innego czarodzieja musiał uporać się z deszczem w gabinecie, Hermiona została wezwana do Dolores, by pisać protokoły w czasie rozpraw z mugolakami. Harry wdarł się do jej gabinetu, ale nie znalazł tam medalionu. Dolores miała go przy sobie. Doszło do walki z śmierciożercami i z dementorami, ale to Gryfoni wychodzą z tego zwycięsko. Kiedy teleportowali się Ron rozszczepił się. Hermiona przeniosła ich na Grimmauld Place 12, ale ktoś złapał za nogę Rona i musiała ich stamtąd natychmiast zabrać. Dziewczyna dokładnie wiedziała jaki ból towarzyszy rozszczepieniu. Już raz przydarzyło się jej właśnie to samo. Kiedy była na ulicy Pokątnej i wraz z Ginny, Lavender i Angeliną walczyły ze śmierciożercami, a Johnson przeniosła je do szpitala, jednak ktoś złapał się ich i musiała teleportować je do Nory.
Hermiona była przygotowana do tej wyprawy i w swojej torebce miała również lek, który pomógł Ronowi,a był to dyptam, dzięki czemu chłopak przeżył.
Rozłożyli namiot, rzucili mnóstwo zaklęć ochronnych i na razie musieli tam być.
Lupin spełnił prośbę Hermiony i napisał do Bena list, a na końcu dodał "nigdy cię nie zostawię", co nie było dla niego dziwne. W końcu on i Hermiona naprawdę byli bardzo blisko ze sobą. Teraz pozostawała druga prośba. Szukał sposobu, by porozmawiać z Fredem i chyba najrozsądniej było przybyć którąś niedzielę do Nory i tam spotkać się z Weasleym, ale przedtem postanowił powrócić do Nimfadory. Kobieta wyglądała na szczęśliwą, ale starała się to ukryć. Remus bardzo ją skrzywdził. Jednak przyjęła go z powrotem.
W któreś leniwe popołudnie Lupin i Tonks odwiedzili Norę. Tak jak się tego spodziewali byli tam Fred i George Weasley'owie a nawet Angelina, która opowiadała o wczorajszym meczu, który komentowała oraz Bill z żoną. Przywitali się z nimi uprzejmie, a po jakimś czasie miłych pogawędek Lupin poprosił Freda, by ten na chwilę z nim wyszedł do ogrodu. Chłopak zrobił to, zastanawiając się co też może Remus od niego chcieć.
-Przysięgnij Fred, że cokolwiek teraz usłyszysz zostanie między nami i nie będziesz próbował tego wykorzystać.
-Co? O czym ty mówisz?-Weasley był zaskoczony.
-Po prostu zrób to, o co cię proszę. Przysięgnij!
-Okej.-Zgodził się, ale był pewien wątpliwości.
-Mam wiadomość...-Lupin oglądał się nerwowo za siebie, ale nikt ich nie podsłuchiwał, więc mógł mówić.-Od kogoś, kogo kochasz.
-CO?!-Fred nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
-Cicho! Fred, na brodę Merlina, ciszej, proszę cię.-Wziął go pod ramię i zaprowadził dalej od domu.
-Jaką? Co mówiła? Gdzie ją spotkałeś? Czy nic jej nie jest?
-O to chodzi Fred...Nie mogę ci zbyt wiele powiedzieć, więc nie zadawaj mi pytań. Widziałem ją, jest cała i zdrowa, żyje. Pytała co u ciebie i kazała ci przekazać, że cie kocha.-Na twarzy Freda zagościł ogromny uśmiech.
-Remusie musisz mi powiedzieć, gdzie ich spotkałeś! Po prostu musisz!
-Nawet mnie o to nie proś Fred. Nie mogę mówić ci takich rzeczy!
-Zaraz, zaraz...-W głowie Freda układał się pewien plan.-Nimfadora mówiła, że odszedłeś, bo się bałeś. Na pewno poszedłeś wtedy do Harrego, żeby przyłączyć się do nich, ale oni cię wygnali! Ale gdzie oni wtedy mogli być?-Zaczął się głośno zastanawiać.-To musiało być miejsce, które Ty znałeś, więc...Kwatera Główna Zakonu Feniksa!-Krzyknął zadowolony z siebie.-Tam się ukrywają, więc mogę tam ich odwiedzić.
-Pod żadnym pozorem nie możesz tego zrobić! To mogłoby im przysporzyć tylko więcej kłopotów. Ja wychodząc stamtąd, za rogiem natknąłem się na dwójkę czarownic z ministerstwa. Mało brakowało, ale szybko ukryłem się w ciemnej uliczce i teleportowałem się. Co jeśli i ciebie tam zauważą? To wyda się zbyt podejrzane.
-Mógłbym się do nich przyłączyć! Pomóc im!
-Nie!-Szybko zaprotestował Lupin.
-No tak... Myślisz, że jestem za głupi...Że nie ukończyłem nawet siódmej klasy.
-Fred, to zupełnie nie o to chodzi. Zrozum, że ta trójka została do tego wyznaczona już bardzo dawno temu, można powiedzieć, że to jest golden trio. Ty tam w tej chwili nie pasujesz.-Stali w milczeniu. Fred myślał nad tym wszystkim i wiedział, że Remus może mieć dużo racji.
-Porozmawiaj o tym z Georgem. Dobrze ci to zrobi.-Dodał Lupin.
-Przecież miałem nikomu nie mówić.
-Jestem pewien, że i tak jemu byś powiedział. Poza tym ja i George mamy pewne tajemnice...
-Jakie?! Czy to dotyczy Hermiony?
-Nie. To dotyczy Bena.
-Bena?-Fred był niezwykle tym zaskoczony. Co wspólnego mógł mieć Ben i George?
-Tak Fred. Kiedy ty myślisz,czy nic się nie stało z Hermioną, George myśli o innych.-Trochę zabolała go ta uwaga, dlatego Lupin sprostował.-Nie winię cię za to. Absolutnie. Po prostu George pyta o Bena, czy nic mu się nie stało. Ben wrócił do Hogwartu. I nie ma tam niczyjej pomocy. Ginny boi się go i chyba stara unikać, dlatego poprosiłem Nevilla, by miał na niego oko. To dobry chłopak.
-Nie rozumiem. Dlaczego Ginny boi się Bena?
-Bo Ben jest wilkołakiem Fred, a śmierciożercy, czy też nauczyciele z Hogwrtu nie chcą dawać mu wywaru tojadowego. Chcą, by napadał na uczniów, zwłaszcza na mugolaków.
-To okropne!
-Wiem Fred. Ben nie ma tam łatwego życia, ale co innego może zrobić? Dlatego koresponduje z nim. Jest naszym szpiegiem w Hogwarcie. Na początku chcieli go wywalić. Wilkołak z rodziny mugoli, ale potem się dowiedzieli kim są naprawdę jego rodzice. Trzyma się blisko pewnego rodzeństwa, Carrow. Dzięki niemu wiemy co nieco, ale w Hogwarcie ma pełno wrogów. Zaatakował jakąś dziewczynkę... Długo nie mógł się po tym pozbierać. Staram się wysyłać mu eliksir tojadowy. Często spotykam się z nim na błoniach. Jakoś w zakazanym lesie mogę przetrwać pod inną postacią, ale to bardzo niebezpieczne.
-Hermiona chciała, żebyś przekazał mu jakąś wiadomością?
-O, tak. Napisałem mu w liście jedno zdanie od niej. Nigdy cię nie zostawię.
-Co...Kazała mu napisać coś takiego...-Wydawał się być przybity.
-Tylko spokojnie Fred. Przecież to tobie kazała powiedzieć, że cię kocha. To jest ich taka gra słów odkąd Hermiona czuwała przy Benie podczas przemiany. Ona kocha tylko ciebie Fred.-Po dłuższym milczeniu dodał.-No późno się już zrobiło. Musimy już iść z Tonks, ale proszę cię Fred. Nie idź do Hermiony. Możesz tylko wpakować ją tym w poważne kłopoty. Pamiętaj o tym.-I odszedł, pozostawiając Gryfona z głową pełną myśli.
Kiedy Fred i George jedli kolację już w swoim domu, Fred postanowił pogadać z bliźniakiem. Angelina spała u rodziców.
-Remus widział Hermionę.
-Spodziewałem się tego.-Nie takiej reakcji oczekiwał.
-Co? Jak to?
-Widzisz...Ostatnio sporo gadam z Remusem i wiedziałem, że Hermiona dała mu wiadomość dla Bena.
-I co...o tym wszystkich myślisz?-Fred miał tylko jeden pomysł w głowie. Iść na Grimmuald Place 12 i spojrzeć w Gryfonce w oczy. Następnie namiętnie pocałować i już nigdy nie puścić.
-Fred nie przejmuj się tym, co przekazała Benowi. Przecież sam wiesz jak oni są blisko.
-Wiem...Nie martwię się tym, ale...
-Nie!-Przerwał mu George.-Wiem co chcesz powiedzieć i stanowczo mówię nie. Nie możesz tam iść Fred. Ktoś może cię nakryć. A co jeśli śmierciożercy obserwują ten dom i tylko czekają jak ktoś tam zajrzy?
-Jakoś Remus mógł tam iść! I nikomu nic się nie stało!
-Zachował się bardzo nieodpowiedzialnie! Proszę cię Fred. Nie rób tego. Ja wiem, że tęsknisz za nią i martwisz się, ale pomyśl, że tym mógłbyś jej tylko zaszkodzić. Może spróbujesz zapomnieć o tym, że wiesz gdzie ona jest, okej?
-Okej.-Zgodził się. Wiedział, że jego plan jest zbyt szalony, ale jednak myślał, że George pomoże mu w jego realizacji.
W następnym tygodniu Angelina wyszła po piątej po południu ze sklepu, by komentować mecz quidditcha. Nikt nie spodziewał się tego, co wydarzy się później. Bliźniacy wrócili ze sklepu po osiemnastej kiedy już podliczyli kasę i zamknęli drzwi. Fred akurat szykował kolację, kiedy w korytarzu usłyszał płacz. George kąpał się. Wyszedł natychmiast z kuchni i zobaczył Angelinę całą roztrześnioną.
-Co się stało? Angelino! Co jest?!-Ale dziewczyna nie odpowiedziała, po prostu cały czas płakała.-George! Chodź tutaj natychmiast! Geroge!
Weasley przestraszył się o co chodzi i wybiegł w ręczniku.
-O matko! Angelino!-Szybko podbiegł do swojej dziewczyny i przytulił ją, a następnie posadził na kanapie.-Co się stało Angelino, powiedz mi!
-Pójdę po coś do picia.-Zaoferował Fred.
-Tak, najlepiej ognistą whiskey.-Odparła dziewczyna, a kiedy napiła się, zaczęła mówić powoli.-Komentował w spokoju mecz, był dość nudny. Nic ciekawego się nie działo. Trybuny do połowy pełne. Aż tu nagle chmury zaczęły robić się coraz ciemniejsze... Wszyscy byli przerażeni... I wtedy się pojawili... Śmierciożercy... Było ich chyba tuzin. Zaczęli atakować zawodników. Nie wiedziałam kompletnie co mam robić, ale kibice zaczęli teleportować się, jakby nie chcieli pomóc zawodnikom. Ja nie wiedziałam... Nie wiedziałam...Ale wtedy pojawiła się ochrona i szybko stamtąd teleportowałam się. To koniec. Zniosą tą ligę, a ja w dodatku stracę pracę i nie dostanę swojej wypłaty...-Łkała cicho,a George tulił się do niej i starał się ją uspokoić.
-Angelino jesteś już bezpieczna, nie masz czym się martwić. Będziesz pracowała w naszym sklepie, a o pieniądzmi się nie przejmuj. Mamy ich dosyć. Najważniejsze, że nic ci się nie stało. Mówiłem, że będę z tobą chodził na mecze, to oczywiście musiałaś się postawić. Zadbałbym o ciebie.
-George, nie rób jej teraz wyrzutów. Widzisz w jakim jest stanie.-Stanął w jej obronie Fred.
-Wiem, wiem...Chodź Angelino, położymy się razem. Musisz odpocząć, przespać się trochę.-I poszli do sypialni George, a Fred został sam i myślał o Hermionie. Gdzie teraz jest i czy jest bezpieczna. Nie mógł się nią zająć tak, jak chciał, tak, jak George Angeliną. Zresztą Granger nie mogła tak rozklejać się na widok śmierciożerców. Była inna niż Johnson. Tak bardzo chciał ją móc do siebie przytulić. Tak bardzo chciał wierzyć, że będzie dobrze, ale coraz częściej dostawał sygnały, że to niewykonalne. Miał coraz większą ochotę odwiedzić Hermione w Londynie. Choćby na chwilę, byle tylko spojrzeć w jej oczy.
Po ponad godzinie wrócił George i oznajmił, że jego dziewczyna zasnęła.
-I dobrze, sen dobrze je zrobi.-Powiedział Fred.
-Wiem o czym myślisz Fred, ale po raz kolejny powtarzam ci, zapomnij gdzie teraz przebywa Hermiona, bo nie masz pewności, czy nadal tam jest.
O dziwo następnego dnia do domu bliźniaków przyfrunęła sowa, do której nóżki przyczepiony był list i mała sakiewka, w której było sto galeonów.
A treść listu brzmiała następująco.
Szanowna pani Angelino Johnson!
Z przykrością muszę stwierdzić, że na skutek ostatnich zdarzeń mecze drugiej ligi pucharu quidditcha zostają odwołane i nie wiadomo kiedy zostaną przywrócone. Oczywiście to nie oznacza, że zostaje pani zwolniona. Poradziła sobie pani świetnie w roli komentatorki i kiedy nasza liga zostanie przywrócona zostanie pani o tym pisemnie poinformowana i będzie pani mogła wrócić na swoje stanowisko.
Przesyłam pani również zapłatę za pani pracę. Życzę dużo szczęścia i mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy.
Louis Perry, kordynator drugiej ligi guiddticha w Anglii
Tego właśnie dnia Fred postanowił, że odwiedzi Hermione i miał gdzieś co inni pomyślą. On dobrze wiedział, że jego dziewczyna ucieszy się na jego widok. Postanowił urwać się wcześniej z pracy i okłamać George, że chce wybrać się do rodziców, by opowiedzieć, co przydarzyło się Angelinie, ale nie chce, żeby dziewczyna opowiadała po raz drugi tę samą, straszną dla niej historię. To było dość wygodne rozwiązanie. Jednak po południu dostali sowę od ojca, który prosił ich, żeby jak najszybciej stawili się w domu. Pełni najgorszych myśli teleportowali się z Angeliną do Nory. Był już tam Bill i Fleur.
-Co się stało tato? Czy coś z mamą?-Spytał Fred.
-O nie...Ze mną wszystko w porządku.-Właśnie pojawiła się pani Molly.
-Widzieli ich.-Oznajmił Artur.
-Kogo?-Spytał Bill.
-Rona, Harrego i Hermione.
-Co?! Gdzie?!-Czyżby nie zdążył? Przecież miał dzisiaj ją spotkać.
-W Ministerstwie.-Po tej odpowiedzi pana Weasleya wszyscy mieli coś do powiedzenia, ale Artur krzyknął.-Bądźcie cicho to wszystkiego się dowiecie! Powiem wam wszystko co wiem.-I zaczął swoją opowieść. Mówił o tym jak Harry przyszedł do Dolores Umridge, jak Hermiona ukradła jej medalion. O walce z dementorami i śmierciożercami i o ucieczce. Wszyscy ich ścigali, ale udało im się teleportować. Niestety jeden z urzędników złapał jedno z nich i odkrył ich kryjówkę w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa, dlatego uciekli gdzieś.
-Jedno z nich się rozszczepiło.
-O matko.-Wyszeptała Fleur.-Czy wiadomo kto to był?
-Tak. To był Ron.-I w tej chwili pani Molly zaczęła płakać.
-On potrzebuje lekarza. Przecież on może zginąć.
-Mylisz się.-Wszyscy podskoczyli na dźwięk głosu Remusa.
-Co ty tutaj robisz?-Spytała Molly.
-Usłyszałem co się stało w Ministerstwie i chciałam was zawiadomić, ale jak widzę wy już wiecie.
-Taak...-Odrzekł słabym głosem George.
-Molly, Ron przeżyje bez lekarza, ponieważ ma odpowiednie leki.
-Niby jak to możliwe Remusie?-Pani Molly nie ukrywała swojej złości.
-Przed całą ich wyprawą Hermiona poprosiła mnie o dyptam.-Lupin pospieszył z wyjaśnieniem.-Ona jest bardzo mądrą czarownicą.-Mówił jakby do wszystkich, ale patrzył wprost na Freda.
-Myślicie, że przyślą kogoś, żeby sprawdził Norę?-Spytał Bill.
-Myślę, że tak.-Odparł jego ojciec.
-Co im powiemy?
-Że Ron pojechał w podróż dookoła świata, Hermiona pokłóciła się z Fredem i odeszła od nas ze złamanym sercem, a Harry nie mógł pogodzić się ze śmiercią Syriusza i pewnej nocy po prostu odszedł.-Zaczęła mówić Molly.
-Mamo...Jak to wymyśliłaś?-George nie krył podziwu.
-To nie ja kochanie...-Wyznała smutno.-To Hermiona przed wyjazdem to wymyśliła. Remus ma rację... Ona jest taka mądra.
Wszyscy opuścili Norę, by nie wzbudzać podejrzeń, kiedy pojawią się ludzie z Ministerstwa. Nie uwierzyli oni w tłumaczenia państwa Weasley. Obrażali trójkę, a o Hermionie mówili szlama. Jednak Artur i Molly musieli to wytrzymać, by nie wzbudzać podejrzeń.
W tym samym czasie trójka przyjaciół ukrywała się codziennie w innym miejscu. Hermiona starała się pisać regularnie listy do Freda, których nigdy nie wyśle. Myślała o nim codziennie, ale była oddana misji. Kochała go i martwiła się o niego, dlatego również słuchała Poterwarty, by tylko usłyszeć jego głos, to podtrzymywało ją na duchu. Niestety Harry ostatnio chodził bardzo zdołowany. Nie udało im się zniszczyć tak po prostu horkursa i on cały czas nosił go przy sobie. Granger odkryła, że to właśnie to sprawia, że Potter popada w tak zły humor, dlatego zaczęli nosić go na zmianę. Teraz to Ron wydawał się być wrakiem człowieka. Pewnego wieczoru nie wytrzymał. Pokłócił się ostro z Harrym, a następnie zaczął robić pretensje Hermionie.
-Najpierw mój brat,a teraz mój przyjaciel!-Prychnął.
-Słucham?-Gryfonka była zaskoczona i zupełnie nie rozumiała o co mu chodzi.
-Przecież widzę co się dzieje!
-A co według ciebie dzieje się Ronaldzie?!-Teraz i ona nie kryła swojej złości.
-Nigdy nie byłem dla ciebie wystarczająco dobry! Wolałaś Freda ode mnie! A niby w czym on jest lepszy?! W podrywaniu lasek?! Ty jesteś jego kolejną zdobyczą! A teraz co?! Mój najlepszy przyjaciel! A to mnie zawsze miałaś na wyciągniecie ręki, to ja przy tobie byłem przez tyle lat! To ja ci pomagałem! Ale jak widać nie dorastam do pięt Wybrańcowi i podrywaczowi... Ale czego można było się spodziewać... Że wybierzesz Rona...Biednego, najgorszego, najmłodszego...
-Nie mogę tego słuchać Ron! Przestań!-Krzyknęła.
-Ja idę! Zostajesz z nim?-Ale dziewczyna nic nie odpowiedziała. Po prostu stała przed namiotem i gapiła się na przyjaciela, jakby przyleciał z innej planety.
-No jasne...-Odszedł.
Hermiona długo w nocy płakała wtulając się w Harrego. Wraz z Ronem rozmawiali na temat misji i obmyślali dalszy plan działania, a on tak po prostu opuścił ich. W dodatku mówił tak, jakby zakochał się w Gryfonce, co przecież było niedorzeczne. Harry ją rozumiał. Boleśnie odczuli tą stratę, ale byli tak wściekli na Weasleya, że woleliby jego teraz nie spotkać.
Tymczasem Ron włóczył się bez celu po różnych, ciemnych miejscach. Ukrywał się, by nikt go nie rozpoznał i podsłuchiwał śmierciożerców. W jednym barze zauważył Freda, George i Billa. Chciał do nich podejść, czuł wielką ulgę widząc ich, ale w lokalu było za dużo ludzi, by mógł się ujawnić. Zaczął spotykać ich tam coraz częściej. Aż pewnego wieczoru było prawie pusto,a ci którzy zostali byli pijani. Wtedy wszedł Fred i zamówił tylko jedną szklankę ognistej whiskey. Ron poczuł, że to odpowiedni moment, by pomówić z bratem. W kieszeni miał listy od Hermiony do Freda, które jej wykradł.
Powoli przysiadł się do brata. Widać było, że Fred nie czuł się bezpiecznie w jego towarzystwie, bo już chciał wstać i odejść dalej, ale wtedy Ron złapał go za rękę i nieco uchylił kaptur, by Fred mógł zauważyć kogo spotkał. Starszy z Weasley'ów nie krył swojego zaskoczenia. Upuścił szklankę. Wtedy Ron zaciągnął go w najciemniejszy kąt pubu.
-Co Ty wyprawiasz?! Ktoś może cię zobaczyć!-Fred starał się mówić najciszej jak potrafił i to samo robił Ron.
-Odszedłem od nich.
-CO?! Dlaczego?
-Nie potrafiłem dłużej tego znieść.
-Czego?
-Ja ją kocham.
-Kogo? Lavender? Ona jest w Hogwarcie. Chyba nieźle sobie radzi. Ginny czasami pisze o niej w listach...
-Nie!
-Nie?
-Nie. Kocham kogoś innego.
-Kogo?
-Hermione.-Zapanowała głucha cisza. Fred myślał, że to jest tylko głupi żart,ale widząc poważną minę brata, zdał sobie sprawę, że on mówi serio. Brakowało mu słów, był zbyt oszołomiony by coś powiedzieć, jakby dostał Drętwotą.-Nie mogłem tak po prostu na nią patrzeć, chcę ją dotykać. Chcę, żeby była moja i tylko MOJA.-Podkreślił ostanie słowo.-Moja Miona.-Fred nadal nie mógł się odezwać. Hermiona była JEGO! Kochał ją i wiedział, że ona kocha jego. Spędził z nią noc i czuł się jakby był co najmniej 3 metry nad ziemią. Nie mógł uwierzyć w to, co mówił Ron.
-Ale ona zawsze wolała kogoś innego...Wybrała ciebie zamiast mnie...-Weasley nie krył swojej złości, traktował Freda jak robaka, patrzył na niego z wyższością.-Ale spokojnie, pojawiła się nowa ofiara. Wybraniec... Mu nikt nie dosięgnie do pięt. Myślałem, że Harry zajmie się Ginny, a wtedy ja będąc w blasku jego chwały, jako jego najlepszy przyjaciel zagarnę Hermionę, ale nie... Zawsze musi wszystko brać... Nie mogłem wytrzymać tego, jak Harry na nią patrzy, jak ona się do klei... Chyba nawet słyszałem jak się całują... A ona jest moja, rozumiesz? Ty na nią nie zasługujesz!-Z każdym słowem Rona, Fred czuł, że chce mu przywalić. A kiedy wypowiedział ostatnie słowa Fred po prostu wstał, złapał Rona za szaty, zamachnął się i całej siły uderzył go pięścią w nos. Krew zaczęła się lać, ale oni nie zwracali na to uwagi. Szarpali się i chcieli, żeby tego drugiego bolało jak najmocniej. Ron rozciął Fredowi łuk brwiowy i mała strużka krwi leciała mu z ust, ale to młodszy Weasley wyglądał gorzej. Nos z całą pewnością miał złamany,a oczy podbite. Bracia zauważyli, że goście pubu zaczynają się budzić i spoglądać na nich z ciekawością, dlatego Fred wyjął swoją różdżkę i natychmiast więzy oplotły Rona, a w buzi miał kawałek materiału, tak, że nie mógł mówić. Starszy z braci teleportował ich, zanim stali się atrakcją wieczoru.
Kiedy wylądowali w domu bliźniaków z sypialni George dobiegł ich śmiech i ciche pojękiwania. No tak, mieli dzisiaj z Angeliną święto. Półtora roku odkąd są razem, teraz należało cieszyć się wszystkim. Fred specjalnie wyszedł do tego baru, by zostawić im wolny dom. Bill nie mógł z nim wyjść, bo bał się zostawić Fleur samej w domu, co zdarzało mu się zbyt często. W trójkę odwiedzali ten bar, bo tam mogli spokojnie porozmawiać. Fred wyżalał im się, jak bardzo martwi się o Hermione i jak za nią tęskni. Wspomniał ostatnie chwile z nią spędzone, a oni starali się go pocieszyć, mówiąc, że jest z Harrym i...z tym ścierwem Ronem.
-George!-Ryknął. Schował Rona za swoimi plecami, by bliźniak go nie zobaczył. Jednak jego brat wcale nie miał ochoty zostawiać Angeliny, która prawie krzyczała.-GEORGE, CHODŹ TU NATYCHMIAST!-George wyszedł do nich w bokserkach i pospiesznie zakładając koszulkę.
-I czego się drzesz? Nie słyszysz, że jestem zajęty?-Uśmiechnął się znacząco.
-Powiedz Angelinie, żeby teleportowała się do domu.-Powiedział szybko, nie było czasu na tłumaczenie.
-Co? Ale Fred... My jesteśmy trochę, no jakby, zajęci...
-Tak, tak, wiem... Słyszałem. Ale uwierz mi George, są rzeczy ważniejsze i właśnie teraz taka się pojawiła. Nie chcę, żeby Angelina przy tym była. Przeproś ją w moim imieniu. Chcesz to nakłam jej, że spiłem się jak świnia i musi wyjść, albo powiedz jej, że ją wyganiam. Obojętnie. Niech szybko się ubierze i idzie do rodziców i niech nie wraca dzisiaj, ani jutro.
-Fred! Opanuj się! To jest moja dziewczyna! Angelina!-Nie poznawał swojego bliźniaka i był zirytowany jego zachowaniem.
-Wiem, że to twoja dziewczyna! Ale moja dziewczyna błąka się teraz gdzieś po świecie, a ja siedzę tutaj jak ostatni kołek nic o niej nie wiedząc! Dlatego z łaski swojej odeślij Angelinę do domu, chyba, że chcesz, żebym to ja tam i poszedł i zobaczył ją nagą!-George nie odezwał się ani słowem. Wrócił do swojej sypialni i sądząc po tym, jak było tam głośno, Johnson nie podobało się to, że jej chłopak wyprosił ją właśnie w takiej sytuacji. Po chwili usłyszeli znajomo odgłos aportacji i George wrócił do nich już w spodniach.
-Co się dzieje Fred?
-Co się dzieje?! Co się dzieje?! Sam chciałbym to wiedzieć.-Stanął w blasku świec i wtedy George dostrzegł, że ewidentnie z kimś się bił. Fred popchnął Rona, który przewrócił się na schodach, ponieważ salon znajdował się jak w głębi. George aż odskoczył, a wtedy Fred za pomocą różdżki ściągnął bratu kaptur z głowy.
-Ron! Co ty tu... Kto tak cię pobił?! Trzeba cię rozwiązać.
-Nie!-Powiedział stanowczo Ron.-Ja ci to wszystko wyjaśnię, na razie go zostaw.- I zaczął opowiadać historię.-Poszedłem do pubu. Myślę sobie, zostawię wolny dom, George na pewno się ucieszy, w końcu to jego święto. Bill nie mógł ze mną wyjść, więc myślę sobie może i lepiej, będę miał więcej czasu, żeby pomyśleć o Hermionie i zastanowić się, czy nic się jej nie stało. I wiesz co? Nawet myślałem o tej szumowinie, o tym nadętym dupku! Zastanawiałem się, czy Ron żyje, czy przeżył to rozszczepienie! Ba! Ja się o niego bałem! O tego zawszonego kundla! Siedzę przy barze, a ktoś siada obok mnie. Śmierdzi od niego, twarzy nie widzę, więc chciałem odejść, a on łapie mnie za rękę i pokazuje swoją twarz. A to on! Ron! Zaciąga mnie do ciemnego kąta i gada, że odszedł od nich! Bo JĄ kocha! Myślę sobie, tchórz! Zostawił ich, kiedy najbardziej go potrzebowali, ale po chwili dociera do mnie. Zrobił to z miłości... I ja bym to zrobił dla Hermiony, też chciałbym ją zobaczyć, więc mówię mu, że z Lavender wszystko okej, że Ginny czasami o nie pisze, ale nie! On mówi, że kocha kogoś innego! Ta kupa łajna mówi, że kocha Hermione! MOJĄ HERMIONE! ROZUMIESZ GEORGE?! MÓWI, ŻE JA NA NIĄ ZASŁUGUJE! ŻE TO JEST JEGO MIONA! ŻE NIGDY NIE WYBRAŁA JEGO! ŻE TERAZ KRĘCI Z HARRYM, BO JEST WYBRAŃCEM! ŻE CAŁOWAŁA HARREGO! A ON NIE MOŻE NA TO PATRZEĆ, BO TO ON POWINIEN BYĆ Z NIĄ! ROZUMIESZ GEORGE?! ROZUMIESZ?!-Fred był jak bomba, która wybuchła. George złapał się za głowę i zaczął krążyć po pokoju.
-Trzeba go rozwiązać Fred.-George wyjął różdżkę i zniknęły więzy Rona, a chłopak mógł już mówić. Chciał znów rzucić się z pięściami na Freda, ale George skutecznie go odepchnął i wtedy zobaczył, że coś wypadło Ronowi z kieszeni. Podniósł to i wydawało mu się, że poznaje to pismo.
-Zostaw to!-Krzyknął Ron, ale Fred był szybszy. Wydarł listy bliźniakowi z ręki i kiedy je zobaczył, zakręciło mu się w głowie. To listy od Hermiony do niego! Usiadł w fotelu z wrażenia.
-Co to? Fred, co to jest?
-To listy do mnie...Od Hermiony...-Fred był oszołomiony tym nagłym zwrotem akcji, ale to jeszcze bardziej go zdenerwowało.-SKĄD TO MASZ?! UKRADŁEŚ JEJ?! MYŚLAŁA, ŻE MI TO WYSYŁA, A TY JEJ TO PODBIERAŁEŚ!
-Nie! Chcesz to przeczytaj sobie jeden z tych listów.-Prychnął. Fred zaczął czytać pierwszy list na głos.
Kochany Fredzie!
Choć dobrze wiem, że nigdy nie wyślę żadnego z tych listów, to jednak nie mogę się rozstać z pisaniem ich. To pomaga mi, bo w jakiś sposób mam z Tobą ciągły kontakt. Kocham Cię Fredi.
Pewnie chciałbyś wiedzieć co u mnie i gdzie jestem, ale nie mogę ci tego powiedzieć. Pewnie już wiesz, że krąży plotki, że byliśmy w Ministerstwie, ale nie mogę tego potwierdzić. Jednak zapewniam cię, że czuję się dobrze i nic mi nie jest. Ostatnio Zamiatacz narzeka na zdrowie, ale staram się mu pomóc. Błyskawica ma zły humor, ale i z tym sobie poradzimy.
Na razie mogę tylko tyle Ci powiedzieć. Mam nadzieję, że Ty czujesz się dobrze i jesteś zdrowy.
Ściskam i całuję, Twoja na zawsze, Hermiona.
Tym razem zaczął mówić Ron.
-No dobrze, może Hermiona nie flirtuje jednak z Harrym...
-Ron, powiedz prawdę.-George już sam się w tym wszystkim pogubił..
-Zakochałem się w Hermionie i nie mogłem znieść tego, że ona cały czas tęskni za Fredem. Chciałem, żeby opuściła Harrego ze mną, ale ona wolała zostać z nim. Ja nie chcę już być z nimi. Nie mieli żadnego pomysłu, nawet najmniejszego planu. Codziennie słuchałem Poterwarty, byle tylko usłyszeć, że nikt z naszej rodziny nie został ranny, a Harry, co? Nie musi się tym martwić.
-Ron...Jego rodzice nie żyją...-Szeptał George.
-Przecież wiem.-Odciął się.
-Powiedz mi George kiedy będę mógł go zabić.-Fred był po prostu wściekły i nie mógł patrzeć na Rona.
-Nie żartuj Fred. Oddam Ronowi moją sypialnię, a ja będę spał na kanapie. Idź Ron do łazienki i zrób coś z tymi włosami, ogól się i siedź we wannie dopóki nie przestaniesz śmierdzieć szczurami...
-Bo on sam jest marnym szczurem!-Krzyknął Fred i zaszył się w swojej sypialni, gdzie przez całą noc czytał listy od Hermiony. Jedne były dłuższe, inne krótsze... Niektóre bardzo osobiste o tym, jak bardzo tęskni za nim, jak go kocha, jak tęskni za jego pocałunkami i jego dotykiem. Wspomnienia wspólnie przeżytej nocy. Kiedy pomyślał, że Ron mógłby przeczytać te listy... Ale wszystkiego mógł się spodziewać po nim, więc nie wykluczał tego. Rano spotkał George, który szykował się do wyjścia do sklepu.
-Poczekaj na mnie. Za pięć minut też będę gotowy.
-Co? Chyba żartujesz!-Zaśmiał się George.
-Nie, dlaczego?
-Przecież ktoś musi zostać z Ronem.
-A niby po co?-Spytał z pogardą.
-Żeby nie zrobił niczego głupiego. Nikt nie może go tutaj znaleźć, przecież wiesz.
-Niby dlaczego ja mam tutaj siedzieć z tym idiotą?
-To chyba proste. Bo ty wczoraj popsułeś mi randkę.
-Ehh...dobra.-Fred nie miał innego wyjścia, musiał się zgodzić.
Siedział z Ronem przez cały dzień. Młodszy Weasley w obawie przed bratem starał się nie wychodzić z pokoju. Brał zapas jedzenia i nie odzywał się do Freda. Natomiast Fred czytał listy od Hermiony popijając ognistą whiskey. Widząc to, co do niego napisała czuł się jeszcze gorzej. Tak bardzo chciałby jej pomóc.
Ron nadal przebywał w domu bliźniaków. Siedzieli z nim na przemian. Choć Ron zdecydowanie wolał kiedy to George był w domu. Starał się z nim rozmawiać, a nawet żartowali. Angelina wybaczyła Georgowi, ale nadal nie chcieli, żeby była u nich w domu, nie chcieli jej zdradzać kto jest ich gościem, a ona, o dziwo nie naciskała. Wiedziała, że to na pewno coś ważnego i nie chciała mieszać się w ich sprawy. Wkrótce dostała nową pracę. Teraz miała komentować mecze quiddticha i to pierwszej ligi, ale w radiu. Cieszyła się z nowej posady.
Natomiast Harry i Hermiona nauczyli się żyć we dwójkę. W sumie nie mieli konkretnego planu, ale postanowili, że odwiedzą w wigilię Dolinę Godryka. Tam odnaleźli grób rodziców Harrego. Potter i Granger byli prawdziwymi przyjaciółmi, ale to, co w tamtym okresie przeżywali, sprawiło, że stali się sobie jeszcze bliżsi.
Odwiedzili tam Batylidę Bashod. Hermiona od samego początku miała złe przeczucia, co do niej, ale nie spodziewała się kolejnych zdarzeń. Tak naprawdę Batylida to była Nagini, która ich zaatakowała. Z trudnością udało im się teleportować stamtąd. Harry złamał swoją różdżkę i teraz kto z nich siedział na warcie miał różdżkę Granger.
Dla dziewczyny to był bardzo trudny dzień. Święta. Nawet nie wiedziała, gdzie są jej rodzice, którzy nie zdawali sobie sprawy, że mają córkę. Fred... Miała taką wielką ochotę wysłać do niego sowę, ale bała się tego, to było zbyt niebezpieczne. W dodatku nigdzie nie mogła znaleźć listów, które do niego napisała. Cierpiała, ale nie chciała, żeby Harry to widział. Mieli już dość kłopotów.
Bliźniacy przed świętami mieli mnóstwo pracy, dlatego zaczęli zostawiać Rona samego w domu. Okazał się bardzo pomocny, wysprzątał całe mieszkanie, a i nawet potrafił ugotować coś smacznego. Zbliżały się święta, więc bliźniacy zaczęli gromadzić prezenty. Doszli do wniosku, że Ron powinien pokazać się w Norze w Boże Narodzenie, co było bardzo ryzykowne, ale w razie co rzucą na niego zaklęcie kameleona. Słyszeli o nim i już zaczęli uczyć się go. Ron poprosił ich, żeby za jego pieniądze (5 galeonów i 10 knutów) kupili prezenty, ale oni uparli się, że wszystko, co kupią będzie od nich trzech. Choć Fred nadal nie mógł na niego patrzeć. Ciekaw był, co na to wszystko powiedziała Hermiona, kiedy Ron zaczął robić jej pretensje. Nie przestał jej ufać, ale nie miał za grosz zaufania do tego dupka, który próbował poderwać mu dziewczynę.
Fred ubolewał, że to już drugie święta, których nie spędzi z Gryfonką, ale mimo to postanowił kupić jej prezent. Coś bardzo osobistego. Dlatego wybrał złoty łańcuszek i serduszkiem z wygrawerowanym jego imieniem. Przez cały wieczór chwalił się nim Georgowi i Ronowi. Wiedział, że to podłe, ale specjalnie wybrał taki prezent, by Ron wiedział czyja naprawdę jest Hermiona, kto ją tak naprawdę kocha. Wiedział, że to może zaboleć jego brata, bo nie miał tyle pieniędzy, ale nie martwił się tym.
Wieczorem przed świętami Ron przyszedł do bliźniaków po kąpieli z butelką po płynie do kąpieli "Magiczny nastrój panny Smiths. Poprawi aurę w całym Twoim domu!".
-Lubię się w tym kąpać.-Oznajmił spokojnie, na co Fred prychnął.-Czyje to?
-Och, to musiała zostawić jeszcze Angelina.-Odparł Geogre.
-Wiecie, chyba muszę z wami pogadać.-Fred chciał wyjść z kuchni, ale Ron mu na to nie pozwolił.
-Zaczekaj! Ja... Ja chcę Cię przeprosić. Za to, co mówiłem o Hermionie.-Miał to gdzieś. Nie wierzył już mu.- Ja wcale jej nie kocham. Znaczy kocham, ale nie tak. Jest moją najlepszą przyjaciółkę. To wszystko przez ten medalion.
-Jaki medalion?-Spytali jednocześnie. Wszyscy usiedli przy blacie w kuchni, słuchając wyjaśnień Rona.
-Nie mogę wam wiele powiedzieć, ale mamy w posiadaniu pewien medalion i kiedy go nosisz czujesz się... No nie wiem... Najgorszy... To zależy oczywiście kto go nosi, wyzwala najgorsze emocje i właśnie ja tak się czułem... Wszyscy jesteście fajni. Charlie był najlepszym szukającym, Bill prefektem i wzorowym uczniem, Percy też, wy jesteście znani z żartów, a ja? Jestem nijaki. Wszyscy chcieli, żebym był dziewczynką. Taki obojętny, taki niechciany. Zawsze z tyłu. A teraz w cieniu Wybrańca. Po prostu to tak na mnie wpłynęło, że myślałem, że Hermiona też się ode mnie odwraca i... tak to wszystko wyszło. Przepraszam. Nie chciałem...-George znacząco spojrzał na Freda, ale ten nie był skoro do takiego szybkiego przebaczenia. Jednak...Coś było w tym, co mówił Ron, że mu uwierzył. Wyciągnął do niego rękę na zgodę, a ten natychmiast ją przyjął.
-Dziękuję ci Fred, dziękuję.-Mówił z uśmiechem.-Przyrzekam ci, że już nigdy nie zawiodę twojego zaufania. Obiecuję! Przecież wiesz, że ja nigdy...Hermiona jest świetna, ale przecież wiem, że ją kochasz!
Rozsiedli się w fotelach z piwem kremowym i nareszcie rozmawiali jak bracia.
Na Granger również ten medalion miał zły wpływ. Często wyobrażała sobie Freda całującego inne dziewczyny, albo razem z Wiktorią. Czuła, że ją zdradza, że jest dla niego za brzydka, że do niego nie pasuje. Zaczynała nawet płakać, ale wtedy uświadamiała sobie, że to tylko ten medalion i natychmiast go zdejmowała.
W poranek Bożego Narodzenia Granger i Harry nie byli w dobrych nastrojach po wczorajszej nocy, ale złożyli sobie życzenia i starali się nawet uśmiechać.
Natomiast w domu bliźniaków od rana była błoga cisza. Kiedy wstali o 9, a Ron postanowił od kilku dni spać na kanapie, zobaczyli, że nie ma już go tam, ani jego rzeczy, co było do niego niepodobne, bo lubił pospać najdłużej. Zobaczyli, że stoi w kuchni i w pośpiechu napełnia plecak jedzeniem. Spojrzał im w oczy i odpowiedział stanowczym głosem.
-Postanowiłem. Wracam do nich.-Nie było sensu, żeby nawet mu się sprzeciwiać, czy zatrzymywać go. Fred poprosił go tylko, by poczekał chwilę, to da mu list do Hermiony. Miał głowę pełną myśli, ale Ron nie będzie czekał, aż tyle, więc napisał to, co pierwsze przyszło mu namyśl.
Moja piękna!
Cieszę się, że mogę to do Ciebie napisać. Bardzo się za Tobą stęskniłem i bardzo martwię się o Ciebie! Przeczytałem wszystkie listy od Ciebie, nie bądź zła na Zamiatacza, wszystko Ci wyjaśni.
Kocham Cię moja gwiazdko i nic tego nie zmieni. W domu czeka na Ciebie prezent. Wróć. Wróć do mnie. Kiedy tylko będziesz chciała. Czekam na Ciebie.
Mam nadzieję, że z Tobą i z Błyskawicą wszystko okej i trzymacie się razem. U nas wszystko gra. Żyjemy, a to najważniejsze.
Chciałbym napisać więcej, ale nie mogę. Czas nagli. Kocham Cię. Walcz. Przeżyj... Proszę... Zrób to chociaż dla mnie...
Na zawsze Twój.
Zwinął list i oddał go Ronowi. Rzucili na niego zaklęcie kameleona. Wyszło całkiem nieźle. Pożegnali się z nim i życzyli mu powodzenia. Choć Ronowi ciężko było opuszczać ich mieszkanie, to chciał wrócić do przyjaciół. Teraz był silny, jak nigdy dotąd.
Drodzy czytelnicy!
I o to jest nowy rozdział! Mam nadzieję, że spodobał się wam. Liczę na jakiekolwiek komentarze z Waszej strony. Co prawda rozdział długi, ale mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Następny pewnie będzie sporo krótszy, ale mam nadzieję, że ciekawy, bo plan na następny post w mojej głowie już jest.
Jeszcze raz zachęcam Was do komentowania.
Pisarka
Fredowi ciężko było patrzeć na Angeline i George szczęśliwie zakochanych, ale wiedział, że oni również martwią się i żyją z dnia na dzień, by wydusić z życia jak najwięcej szczęścia. Angelina coraz częściej u nich nocowała. W domu było pełno jej rzeczy, ale Fred nie był o to zły. Wiedział, że George chce mieć pewność, że nic się jej nie stanie. Nie chciał, żeby szła do pracy, tylko pomagała w sklepie przy rozkładaniu towaru. Na początku robiła to z uśmiechem na twarzy, ale z czasem stało się to dla niej bardzo męczące. Kartony wybuchały jej w twarz, cały czas słyszała śmiech,a George nie odstępował jej na krok. Nie czuła się tam wolna i zaczęła szukać nowego zatrudnienia. Chyba jej chłopak zrozumiał, że praca w Magicznych Dowcipach Weasley'ów nie jest tym, o czym marzy jego dziewczyna i pomógł jej w poszukiwaniach.
Wkrótce Angelina poszła na pierwszą rozmowę kwalifikacyjną i przeszła ją pozytywnie. Została komentatorem meczów quiddticha. Była to, co prawda druga liga, ale cieszyła się, jakby wygrała dziesięć tysięcy galeonów. Chłopcy też byli z niej dumni, nie spodziewali się, że znajdzie taką fajną pracę. George obiecał, że będzie chodził z nią na każdy mecz. Oczywiście chciał ją chronić, ale ona stanowczo odmówiła. Nie chciała być malutką dziewczynką, która wszędzie musi zabierać swojego ochroniarza.
Fred często zwierzał się bliźniakowi, że tęskni za Hermioną i oddałby wszystko byle tylko dowiedzieć się co z nią się dzieje. Kiedy pokonali śmierciożerców na weselu Billa spostrzegł, że Hermiony już nie ma. Wraz z jego bratem Ronem i Harrym Potterem ruszali w misję, by zniszczyć Sami-Wiecie-Kogo. Od tej pory Fred starał się żyć normalnie, co było bardzo trudne. W niedzielę odwiedzał rodziców, angażował się w sprawy Zakonu Feniksa, wraz z Georgem udzielał sie w radiu, ale i tak nie mógł sobie wybaczyć tamtej nocy. Obiecał Hermionie, że spędzą ze sobą jeszcze jedną noc, nie wiedział, że ona tak szybko zniknie.
Natomiast Hermiona po tym jak teleportowała Harrego i Rona do Londynu, musiała się zmierzyć z dwójką śmierciożerców, która na nich napadła. Zamieszkali w starym domu Blacków, co bardzo nie podobało się Stworkowi. Dziewczyna często słyszała, że kiedy mijał ją, to wyzywał ją od szlam. A jednak to on opowiedział im o Regulusie Blacku, który miał medalion, który najprawdopodobniej był horkrusem. Harry zleciał mu, by przyprowadził na Grimmauld Place Mundungusa Fletchera, który mógł być w posiadaniu tego, na czym tak bardzo im zależało.
Czekając na powrót Stworka niespodziewanie odwiedził ich Remus Lupin, który zdecydowany był dołączyć do nich. Hermiona nie wierzyła w to, by Lupin tak po prostu opuścił Nimfadorę i chciał przyłączyć się do nich, ale w końcu wszystko się wyjaśniło. Tonks była w ciąży, a Remus bał się odpowiedzialnej roli ojca i tego, że jego dziecko może być, tak jak i on, wilkołakiem.
Harry dał mu ostrą reprymendę, że musi zadbać o swoją przyszłą rodzinę, a nie pakować się w kłopoty i kategorycznie odmówił przyjęcia go do ich trójki.
Obrażony Lupin kierował się w stronę drzwi, ale jeszcze Gryfonka pobiegła za nim i zatrzymała go.
-Co z...Benem?-Oczywiście, że chciała zapytać o Freda. Czy żyje, czy nic mu się nie stało, co z jego uchem? Jak idzie praca w sklepie...Ale to było zbyt niebezpieczne, a Granger martwiła się również o Puchona, bo nie miała o nim żadnym wieści i nie wiedziała, czy wrócił do szkoły i jak radzi sobie ze swoją likantropią kiedy nie mam jej w pobliżu.
-Och... Jakoś sobie radzi z tym wszystkim. Wrócił do Hogwartu, czasami do mnie pisze. Pewnie by się wściekł, gdyby dowiedział się, że odszedłem od jego ciężarnej kuzynki... W Hogwarcie jest teraz zupełnie inaczej, ale podobno nauczyciele zachwycają się tym, że jest wilkołakiem i nie zamykają go nigdzie. Skrzywdził już kilkoro uczniów... Podobno nie ma już wielu przyjaciół, nie potrafią pogodzić się z jego przypadłością... Skąd ja to znam...
-Ale widzisz Remusie, Ben też ma pod górkę. Ludzie odwracają się od niego, nauczyciele na pewno chcą by został śmierciożercą, ale on się nie poddaje! Walczy! Choć tak naprawdę jego prawdziwa rodzina jest tak okropna... On potrafi zawalczyć! Ty masz dla kogo żyć Remusie...Nimfadora cię kocha, a nawet jeśli twoje dziecko będzie wilkołakiem to co z tego? Przecież pomożesz mu, a Dora nigdy nie przestanie cię kochać. Jesteście dobraną parą. Nie zaprzepaść tego Remusie...To mógłby być twój najgorszy błąd w życiu. Uwierz mi.-Lupin niemrawo uśmiechnął się i powiedział.
-Hermiono, jesteś naprawdę bardzo mądrą czarownicę.-I kierował się w stronę drzwi, ale dziewczyna po raz kolejny powstrzymała go od wyjścia.
-Czy mogę cię o coś prosić Remusie?
-Oczywiście Hermiono, o co tylko chcesz.
-Czy w następnym liście do Bena mógłbyś zamieścić post scriptum? Napisz tak:"Nigdy cię nie zostawię.". To wystarczy, on na pewno będzie wiedział od kogo to.
-Dobrze, tak zrobię...ale nie chcesz nic przekazać Fredowi?-Gryfonka lekko zarumieniła się. Chciała dać mu jakąś wiadomością, ale wstydziła się powiedzieć to Lupinowi, bo czyby to nie głupio brzmiało, gdyby miał przekazać, że go kocha?
-Taak...Chcę mu powiedzieć, że...Ale Remusie pod żadnym pozorem nie mów mu, gdzie się znajdujemy! On nie może nas znaleźć.
-Spokojnie Hermiono. Nie powiem mu tego. Powiem mu tylko to, co będziesz chciała.
-Więc przekaż mu, że żyję i...że...wiem, że to głupio zabrzmi, ale...
-Powiem mu, że go kochasz.
-Oj, dziękuję Remusie.-Odparła z wdzięcznością.-Co u niego?
-Jakoś się trzyma. Czasami go widuje, nie uśmiecha się tak szeroko. Tęskni za tobą Hermiono.
-Ja za nim też tęsknię...-Wyszeptała.
-Lepiej już pójdę, nie chcę jeszcze bardziej złościć Harrego.
-Okej, ale obiecaj mi, że przemyślisz sobie to, co ci powiedziałam.-Skinął głową i wyszedł.
Po chwili w Kwaterze pojawił się Stworek z Mundungusem. Przyjaciele dowiadują się, że medalion znajduje się u Dolores Umbridge. Opracowali plan jak dostać się do Ministerstwa Magii i wcielili go w życie, ale po drodze nie wszystko poszło dobrze. Ron, który zamienił się w innego czarodzieja musiał uporać się z deszczem w gabinecie, Hermiona została wezwana do Dolores, by pisać protokoły w czasie rozpraw z mugolakami. Harry wdarł się do jej gabinetu, ale nie znalazł tam medalionu. Dolores miała go przy sobie. Doszło do walki z śmierciożercami i z dementorami, ale to Gryfoni wychodzą z tego zwycięsko. Kiedy teleportowali się Ron rozszczepił się. Hermiona przeniosła ich na Grimmauld Place 12, ale ktoś złapał za nogę Rona i musiała ich stamtąd natychmiast zabrać. Dziewczyna dokładnie wiedziała jaki ból towarzyszy rozszczepieniu. Już raz przydarzyło się jej właśnie to samo. Kiedy była na ulicy Pokątnej i wraz z Ginny, Lavender i Angeliną walczyły ze śmierciożercami, a Johnson przeniosła je do szpitala, jednak ktoś złapał się ich i musiała teleportować je do Nory.
Hermiona była przygotowana do tej wyprawy i w swojej torebce miała również lek, który pomógł Ronowi,a był to dyptam, dzięki czemu chłopak przeżył.
Rozłożyli namiot, rzucili mnóstwo zaklęć ochronnych i na razie musieli tam być.
Lupin spełnił prośbę Hermiony i napisał do Bena list, a na końcu dodał "nigdy cię nie zostawię", co nie było dla niego dziwne. W końcu on i Hermiona naprawdę byli bardzo blisko ze sobą. Teraz pozostawała druga prośba. Szukał sposobu, by porozmawiać z Fredem i chyba najrozsądniej było przybyć którąś niedzielę do Nory i tam spotkać się z Weasleym, ale przedtem postanowił powrócić do Nimfadory. Kobieta wyglądała na szczęśliwą, ale starała się to ukryć. Remus bardzo ją skrzywdził. Jednak przyjęła go z powrotem.
W któreś leniwe popołudnie Lupin i Tonks odwiedzili Norę. Tak jak się tego spodziewali byli tam Fred i George Weasley'owie a nawet Angelina, która opowiadała o wczorajszym meczu, który komentowała oraz Bill z żoną. Przywitali się z nimi uprzejmie, a po jakimś czasie miłych pogawędek Lupin poprosił Freda, by ten na chwilę z nim wyszedł do ogrodu. Chłopak zrobił to, zastanawiając się co też może Remus od niego chcieć.
-Przysięgnij Fred, że cokolwiek teraz usłyszysz zostanie między nami i nie będziesz próbował tego wykorzystać.
-Co? O czym ty mówisz?-Weasley był zaskoczony.
-Po prostu zrób to, o co cię proszę. Przysięgnij!
-Okej.-Zgodził się, ale był pewien wątpliwości.
-Mam wiadomość...-Lupin oglądał się nerwowo za siebie, ale nikt ich nie podsłuchiwał, więc mógł mówić.-Od kogoś, kogo kochasz.
-CO?!-Fred nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
-Cicho! Fred, na brodę Merlina, ciszej, proszę cię.-Wziął go pod ramię i zaprowadził dalej od domu.
-Jaką? Co mówiła? Gdzie ją spotkałeś? Czy nic jej nie jest?
-O to chodzi Fred...Nie mogę ci zbyt wiele powiedzieć, więc nie zadawaj mi pytań. Widziałem ją, jest cała i zdrowa, żyje. Pytała co u ciebie i kazała ci przekazać, że cie kocha.-Na twarzy Freda zagościł ogromny uśmiech.
-Remusie musisz mi powiedzieć, gdzie ich spotkałeś! Po prostu musisz!
-Nawet mnie o to nie proś Fred. Nie mogę mówić ci takich rzeczy!
-Zaraz, zaraz...-W głowie Freda układał się pewien plan.-Nimfadora mówiła, że odszedłeś, bo się bałeś. Na pewno poszedłeś wtedy do Harrego, żeby przyłączyć się do nich, ale oni cię wygnali! Ale gdzie oni wtedy mogli być?-Zaczął się głośno zastanawiać.-To musiało być miejsce, które Ty znałeś, więc...Kwatera Główna Zakonu Feniksa!-Krzyknął zadowolony z siebie.-Tam się ukrywają, więc mogę tam ich odwiedzić.
-Pod żadnym pozorem nie możesz tego zrobić! To mogłoby im przysporzyć tylko więcej kłopotów. Ja wychodząc stamtąd, za rogiem natknąłem się na dwójkę czarownic z ministerstwa. Mało brakowało, ale szybko ukryłem się w ciemnej uliczce i teleportowałem się. Co jeśli i ciebie tam zauważą? To wyda się zbyt podejrzane.
-Mógłbym się do nich przyłączyć! Pomóc im!
-Nie!-Szybko zaprotestował Lupin.
-No tak... Myślisz, że jestem za głupi...Że nie ukończyłem nawet siódmej klasy.
-Fred, to zupełnie nie o to chodzi. Zrozum, że ta trójka została do tego wyznaczona już bardzo dawno temu, można powiedzieć, że to jest golden trio. Ty tam w tej chwili nie pasujesz.-Stali w milczeniu. Fred myślał nad tym wszystkim i wiedział, że Remus może mieć dużo racji.
-Porozmawiaj o tym z Georgem. Dobrze ci to zrobi.-Dodał Lupin.
-Przecież miałem nikomu nie mówić.
-Jestem pewien, że i tak jemu byś powiedział. Poza tym ja i George mamy pewne tajemnice...
-Jakie?! Czy to dotyczy Hermiony?
-Nie. To dotyczy Bena.
-Bena?-Fred był niezwykle tym zaskoczony. Co wspólnego mógł mieć Ben i George?
-Tak Fred. Kiedy ty myślisz,czy nic się nie stało z Hermioną, George myśli o innych.-Trochę zabolała go ta uwaga, dlatego Lupin sprostował.-Nie winię cię za to. Absolutnie. Po prostu George pyta o Bena, czy nic mu się nie stało. Ben wrócił do Hogwartu. I nie ma tam niczyjej pomocy. Ginny boi się go i chyba stara unikać, dlatego poprosiłem Nevilla, by miał na niego oko. To dobry chłopak.
-Nie rozumiem. Dlaczego Ginny boi się Bena?
-Bo Ben jest wilkołakiem Fred, a śmierciożercy, czy też nauczyciele z Hogwrtu nie chcą dawać mu wywaru tojadowego. Chcą, by napadał na uczniów, zwłaszcza na mugolaków.
-To okropne!
-Wiem Fred. Ben nie ma tam łatwego życia, ale co innego może zrobić? Dlatego koresponduje z nim. Jest naszym szpiegiem w Hogwarcie. Na początku chcieli go wywalić. Wilkołak z rodziny mugoli, ale potem się dowiedzieli kim są naprawdę jego rodzice. Trzyma się blisko pewnego rodzeństwa, Carrow. Dzięki niemu wiemy co nieco, ale w Hogwarcie ma pełno wrogów. Zaatakował jakąś dziewczynkę... Długo nie mógł się po tym pozbierać. Staram się wysyłać mu eliksir tojadowy. Często spotykam się z nim na błoniach. Jakoś w zakazanym lesie mogę przetrwać pod inną postacią, ale to bardzo niebezpieczne.
-Hermiona chciała, żebyś przekazał mu jakąś wiadomością?
-O, tak. Napisałem mu w liście jedno zdanie od niej. Nigdy cię nie zostawię.
-Co...Kazała mu napisać coś takiego...-Wydawał się być przybity.
-Tylko spokojnie Fred. Przecież to tobie kazała powiedzieć, że cię kocha. To jest ich taka gra słów odkąd Hermiona czuwała przy Benie podczas przemiany. Ona kocha tylko ciebie Fred.-Po dłuższym milczeniu dodał.-No późno się już zrobiło. Musimy już iść z Tonks, ale proszę cię Fred. Nie idź do Hermiony. Możesz tylko wpakować ją tym w poważne kłopoty. Pamiętaj o tym.-I odszedł, pozostawiając Gryfona z głową pełną myśli.
Kiedy Fred i George jedli kolację już w swoim domu, Fred postanowił pogadać z bliźniakiem. Angelina spała u rodziców.
-Remus widział Hermionę.
-Spodziewałem się tego.-Nie takiej reakcji oczekiwał.
-Co? Jak to?
-Widzisz...Ostatnio sporo gadam z Remusem i wiedziałem, że Hermiona dała mu wiadomość dla Bena.
-I co...o tym wszystkich myślisz?-Fred miał tylko jeden pomysł w głowie. Iść na Grimmuald Place 12 i spojrzeć w Gryfonce w oczy. Następnie namiętnie pocałować i już nigdy nie puścić.
-Fred nie przejmuj się tym, co przekazała Benowi. Przecież sam wiesz jak oni są blisko.
-Wiem...Nie martwię się tym, ale...
-Nie!-Przerwał mu George.-Wiem co chcesz powiedzieć i stanowczo mówię nie. Nie możesz tam iść Fred. Ktoś może cię nakryć. A co jeśli śmierciożercy obserwują ten dom i tylko czekają jak ktoś tam zajrzy?
-Jakoś Remus mógł tam iść! I nikomu nic się nie stało!
-Zachował się bardzo nieodpowiedzialnie! Proszę cię Fred. Nie rób tego. Ja wiem, że tęsknisz za nią i martwisz się, ale pomyśl, że tym mógłbyś jej tylko zaszkodzić. Może spróbujesz zapomnieć o tym, że wiesz gdzie ona jest, okej?
-Okej.-Zgodził się. Wiedział, że jego plan jest zbyt szalony, ale jednak myślał, że George pomoże mu w jego realizacji.
W następnym tygodniu Angelina wyszła po piątej po południu ze sklepu, by komentować mecz quidditcha. Nikt nie spodziewał się tego, co wydarzy się później. Bliźniacy wrócili ze sklepu po osiemnastej kiedy już podliczyli kasę i zamknęli drzwi. Fred akurat szykował kolację, kiedy w korytarzu usłyszał płacz. George kąpał się. Wyszedł natychmiast z kuchni i zobaczył Angelinę całą roztrześnioną.
-Co się stało? Angelino! Co jest?!-Ale dziewczyna nie odpowiedziała, po prostu cały czas płakała.-George! Chodź tutaj natychmiast! Geroge!
Weasley przestraszył się o co chodzi i wybiegł w ręczniku.
-O matko! Angelino!-Szybko podbiegł do swojej dziewczyny i przytulił ją, a następnie posadził na kanapie.-Co się stało Angelino, powiedz mi!
-Pójdę po coś do picia.-Zaoferował Fred.
-Tak, najlepiej ognistą whiskey.-Odparła dziewczyna, a kiedy napiła się, zaczęła mówić powoli.-Komentował w spokoju mecz, był dość nudny. Nic ciekawego się nie działo. Trybuny do połowy pełne. Aż tu nagle chmury zaczęły robić się coraz ciemniejsze... Wszyscy byli przerażeni... I wtedy się pojawili... Śmierciożercy... Było ich chyba tuzin. Zaczęli atakować zawodników. Nie wiedziałam kompletnie co mam robić, ale kibice zaczęli teleportować się, jakby nie chcieli pomóc zawodnikom. Ja nie wiedziałam... Nie wiedziałam...Ale wtedy pojawiła się ochrona i szybko stamtąd teleportowałam się. To koniec. Zniosą tą ligę, a ja w dodatku stracę pracę i nie dostanę swojej wypłaty...-Łkała cicho,a George tulił się do niej i starał się ją uspokoić.
-Angelino jesteś już bezpieczna, nie masz czym się martwić. Będziesz pracowała w naszym sklepie, a o pieniądzmi się nie przejmuj. Mamy ich dosyć. Najważniejsze, że nic ci się nie stało. Mówiłem, że będę z tobą chodził na mecze, to oczywiście musiałaś się postawić. Zadbałbym o ciebie.
-George, nie rób jej teraz wyrzutów. Widzisz w jakim jest stanie.-Stanął w jej obronie Fred.
-Wiem, wiem...Chodź Angelino, położymy się razem. Musisz odpocząć, przespać się trochę.-I poszli do sypialni George, a Fred został sam i myślał o Hermionie. Gdzie teraz jest i czy jest bezpieczna. Nie mógł się nią zająć tak, jak chciał, tak, jak George Angeliną. Zresztą Granger nie mogła tak rozklejać się na widok śmierciożerców. Była inna niż Johnson. Tak bardzo chciał ją móc do siebie przytulić. Tak bardzo chciał wierzyć, że będzie dobrze, ale coraz częściej dostawał sygnały, że to niewykonalne. Miał coraz większą ochotę odwiedzić Hermione w Londynie. Choćby na chwilę, byle tylko spojrzeć w jej oczy.
Po ponad godzinie wrócił George i oznajmił, że jego dziewczyna zasnęła.
-I dobrze, sen dobrze je zrobi.-Powiedział Fred.
-Wiem o czym myślisz Fred, ale po raz kolejny powtarzam ci, zapomnij gdzie teraz przebywa Hermiona, bo nie masz pewności, czy nadal tam jest.
O dziwo następnego dnia do domu bliźniaków przyfrunęła sowa, do której nóżki przyczepiony był list i mała sakiewka, w której było sto galeonów.
A treść listu brzmiała następująco.
Szanowna pani Angelino Johnson!
Z przykrością muszę stwierdzić, że na skutek ostatnich zdarzeń mecze drugiej ligi pucharu quidditcha zostają odwołane i nie wiadomo kiedy zostaną przywrócone. Oczywiście to nie oznacza, że zostaje pani zwolniona. Poradziła sobie pani świetnie w roli komentatorki i kiedy nasza liga zostanie przywrócona zostanie pani o tym pisemnie poinformowana i będzie pani mogła wrócić na swoje stanowisko.
Przesyłam pani również zapłatę za pani pracę. Życzę dużo szczęścia i mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy.
Louis Perry, kordynator drugiej ligi guiddticha w Anglii
Tego właśnie dnia Fred postanowił, że odwiedzi Hermione i miał gdzieś co inni pomyślą. On dobrze wiedział, że jego dziewczyna ucieszy się na jego widok. Postanowił urwać się wcześniej z pracy i okłamać George, że chce wybrać się do rodziców, by opowiedzieć, co przydarzyło się Angelinie, ale nie chce, żeby dziewczyna opowiadała po raz drugi tę samą, straszną dla niej historię. To było dość wygodne rozwiązanie. Jednak po południu dostali sowę od ojca, który prosił ich, żeby jak najszybciej stawili się w domu. Pełni najgorszych myśli teleportowali się z Angeliną do Nory. Był już tam Bill i Fleur.
-Co się stało tato? Czy coś z mamą?-Spytał Fred.
-O nie...Ze mną wszystko w porządku.-Właśnie pojawiła się pani Molly.
-Widzieli ich.-Oznajmił Artur.
-Kogo?-Spytał Bill.
-Rona, Harrego i Hermione.
-Co?! Gdzie?!-Czyżby nie zdążył? Przecież miał dzisiaj ją spotkać.
-W Ministerstwie.-Po tej odpowiedzi pana Weasleya wszyscy mieli coś do powiedzenia, ale Artur krzyknął.-Bądźcie cicho to wszystkiego się dowiecie! Powiem wam wszystko co wiem.-I zaczął swoją opowieść. Mówił o tym jak Harry przyszedł do Dolores Umridge, jak Hermiona ukradła jej medalion. O walce z dementorami i śmierciożercami i o ucieczce. Wszyscy ich ścigali, ale udało im się teleportować. Niestety jeden z urzędników złapał jedno z nich i odkrył ich kryjówkę w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa, dlatego uciekli gdzieś.
-Jedno z nich się rozszczepiło.
-O matko.-Wyszeptała Fleur.-Czy wiadomo kto to był?
-Tak. To był Ron.-I w tej chwili pani Molly zaczęła płakać.
-On potrzebuje lekarza. Przecież on może zginąć.
-Mylisz się.-Wszyscy podskoczyli na dźwięk głosu Remusa.
-Co ty tutaj robisz?-Spytała Molly.
-Usłyszałem co się stało w Ministerstwie i chciałam was zawiadomić, ale jak widzę wy już wiecie.
-Taak...-Odrzekł słabym głosem George.
-Molly, Ron przeżyje bez lekarza, ponieważ ma odpowiednie leki.
-Niby jak to możliwe Remusie?-Pani Molly nie ukrywała swojej złości.
-Przed całą ich wyprawą Hermiona poprosiła mnie o dyptam.-Lupin pospieszył z wyjaśnieniem.-Ona jest bardzo mądrą czarownicą.-Mówił jakby do wszystkich, ale patrzył wprost na Freda.
-Myślicie, że przyślą kogoś, żeby sprawdził Norę?-Spytał Bill.
-Myślę, że tak.-Odparł jego ojciec.
-Co im powiemy?
-Że Ron pojechał w podróż dookoła świata, Hermiona pokłóciła się z Fredem i odeszła od nas ze złamanym sercem, a Harry nie mógł pogodzić się ze śmiercią Syriusza i pewnej nocy po prostu odszedł.-Zaczęła mówić Molly.
-Mamo...Jak to wymyśliłaś?-George nie krył podziwu.
-To nie ja kochanie...-Wyznała smutno.-To Hermiona przed wyjazdem to wymyśliła. Remus ma rację... Ona jest taka mądra.
Wszyscy opuścili Norę, by nie wzbudzać podejrzeń, kiedy pojawią się ludzie z Ministerstwa. Nie uwierzyli oni w tłumaczenia państwa Weasley. Obrażali trójkę, a o Hermionie mówili szlama. Jednak Artur i Molly musieli to wytrzymać, by nie wzbudzać podejrzeń.
W tym samym czasie trójka przyjaciół ukrywała się codziennie w innym miejscu. Hermiona starała się pisać regularnie listy do Freda, których nigdy nie wyśle. Myślała o nim codziennie, ale była oddana misji. Kochała go i martwiła się o niego, dlatego również słuchała Poterwarty, by tylko usłyszeć jego głos, to podtrzymywało ją na duchu. Niestety Harry ostatnio chodził bardzo zdołowany. Nie udało im się zniszczyć tak po prostu horkursa i on cały czas nosił go przy sobie. Granger odkryła, że to właśnie to sprawia, że Potter popada w tak zły humor, dlatego zaczęli nosić go na zmianę. Teraz to Ron wydawał się być wrakiem człowieka. Pewnego wieczoru nie wytrzymał. Pokłócił się ostro z Harrym, a następnie zaczął robić pretensje Hermionie.
-Najpierw mój brat,a teraz mój przyjaciel!-Prychnął.
-Słucham?-Gryfonka była zaskoczona i zupełnie nie rozumiała o co mu chodzi.
-Przecież widzę co się dzieje!
-A co według ciebie dzieje się Ronaldzie?!-Teraz i ona nie kryła swojej złości.
-Nigdy nie byłem dla ciebie wystarczająco dobry! Wolałaś Freda ode mnie! A niby w czym on jest lepszy?! W podrywaniu lasek?! Ty jesteś jego kolejną zdobyczą! A teraz co?! Mój najlepszy przyjaciel! A to mnie zawsze miałaś na wyciągniecie ręki, to ja przy tobie byłem przez tyle lat! To ja ci pomagałem! Ale jak widać nie dorastam do pięt Wybrańcowi i podrywaczowi... Ale czego można było się spodziewać... Że wybierzesz Rona...Biednego, najgorszego, najmłodszego...
-Nie mogę tego słuchać Ron! Przestań!-Krzyknęła.
-Ja idę! Zostajesz z nim?-Ale dziewczyna nic nie odpowiedziała. Po prostu stała przed namiotem i gapiła się na przyjaciela, jakby przyleciał z innej planety.
-No jasne...-Odszedł.
Hermiona długo w nocy płakała wtulając się w Harrego. Wraz z Ronem rozmawiali na temat misji i obmyślali dalszy plan działania, a on tak po prostu opuścił ich. W dodatku mówił tak, jakby zakochał się w Gryfonce, co przecież było niedorzeczne. Harry ją rozumiał. Boleśnie odczuli tą stratę, ale byli tak wściekli na Weasleya, że woleliby jego teraz nie spotkać.
Tymczasem Ron włóczył się bez celu po różnych, ciemnych miejscach. Ukrywał się, by nikt go nie rozpoznał i podsłuchiwał śmierciożerców. W jednym barze zauważył Freda, George i Billa. Chciał do nich podejść, czuł wielką ulgę widząc ich, ale w lokalu było za dużo ludzi, by mógł się ujawnić. Zaczął spotykać ich tam coraz częściej. Aż pewnego wieczoru było prawie pusto,a ci którzy zostali byli pijani. Wtedy wszedł Fred i zamówił tylko jedną szklankę ognistej whiskey. Ron poczuł, że to odpowiedni moment, by pomówić z bratem. W kieszeni miał listy od Hermiony do Freda, które jej wykradł.
Powoli przysiadł się do brata. Widać było, że Fred nie czuł się bezpiecznie w jego towarzystwie, bo już chciał wstać i odejść dalej, ale wtedy Ron złapał go za rękę i nieco uchylił kaptur, by Fred mógł zauważyć kogo spotkał. Starszy z Weasley'ów nie krył swojego zaskoczenia. Upuścił szklankę. Wtedy Ron zaciągnął go w najciemniejszy kąt pubu.
-Co Ty wyprawiasz?! Ktoś może cię zobaczyć!-Fred starał się mówić najciszej jak potrafił i to samo robił Ron.
-Odszedłem od nich.
-CO?! Dlaczego?
-Nie potrafiłem dłużej tego znieść.
-Czego?
-Ja ją kocham.
-Kogo? Lavender? Ona jest w Hogwarcie. Chyba nieźle sobie radzi. Ginny czasami pisze o niej w listach...
-Nie!
-Nie?
-Nie. Kocham kogoś innego.
-Kogo?
-Hermione.-Zapanowała głucha cisza. Fred myślał, że to jest tylko głupi żart,ale widząc poważną minę brata, zdał sobie sprawę, że on mówi serio. Brakowało mu słów, był zbyt oszołomiony by coś powiedzieć, jakby dostał Drętwotą.-Nie mogłem tak po prostu na nią patrzeć, chcę ją dotykać. Chcę, żeby była moja i tylko MOJA.-Podkreślił ostanie słowo.-Moja Miona.-Fred nadal nie mógł się odezwać. Hermiona była JEGO! Kochał ją i wiedział, że ona kocha jego. Spędził z nią noc i czuł się jakby był co najmniej 3 metry nad ziemią. Nie mógł uwierzyć w to, co mówił Ron.
-Ale ona zawsze wolała kogoś innego...Wybrała ciebie zamiast mnie...-Weasley nie krył swojej złości, traktował Freda jak robaka, patrzył na niego z wyższością.-Ale spokojnie, pojawiła się nowa ofiara. Wybraniec... Mu nikt nie dosięgnie do pięt. Myślałem, że Harry zajmie się Ginny, a wtedy ja będąc w blasku jego chwały, jako jego najlepszy przyjaciel zagarnę Hermionę, ale nie... Zawsze musi wszystko brać... Nie mogłem wytrzymać tego, jak Harry na nią patrzy, jak ona się do klei... Chyba nawet słyszałem jak się całują... A ona jest moja, rozumiesz? Ty na nią nie zasługujesz!-Z każdym słowem Rona, Fred czuł, że chce mu przywalić. A kiedy wypowiedział ostatnie słowa Fred po prostu wstał, złapał Rona za szaty, zamachnął się i całej siły uderzył go pięścią w nos. Krew zaczęła się lać, ale oni nie zwracali na to uwagi. Szarpali się i chcieli, żeby tego drugiego bolało jak najmocniej. Ron rozciął Fredowi łuk brwiowy i mała strużka krwi leciała mu z ust, ale to młodszy Weasley wyglądał gorzej. Nos z całą pewnością miał złamany,a oczy podbite. Bracia zauważyli, że goście pubu zaczynają się budzić i spoglądać na nich z ciekawością, dlatego Fred wyjął swoją różdżkę i natychmiast więzy oplotły Rona, a w buzi miał kawałek materiału, tak, że nie mógł mówić. Starszy z braci teleportował ich, zanim stali się atrakcją wieczoru.
Kiedy wylądowali w domu bliźniaków z sypialni George dobiegł ich śmiech i ciche pojękiwania. No tak, mieli dzisiaj z Angeliną święto. Półtora roku odkąd są razem, teraz należało cieszyć się wszystkim. Fred specjalnie wyszedł do tego baru, by zostawić im wolny dom. Bill nie mógł z nim wyjść, bo bał się zostawić Fleur samej w domu, co zdarzało mu się zbyt często. W trójkę odwiedzali ten bar, bo tam mogli spokojnie porozmawiać. Fred wyżalał im się, jak bardzo martwi się o Hermione i jak za nią tęskni. Wspomniał ostatnie chwile z nią spędzone, a oni starali się go pocieszyć, mówiąc, że jest z Harrym i...z tym ścierwem Ronem.
-George!-Ryknął. Schował Rona za swoimi plecami, by bliźniak go nie zobaczył. Jednak jego brat wcale nie miał ochoty zostawiać Angeliny, która prawie krzyczała.-GEORGE, CHODŹ TU NATYCHMIAST!-George wyszedł do nich w bokserkach i pospiesznie zakładając koszulkę.
-I czego się drzesz? Nie słyszysz, że jestem zajęty?-Uśmiechnął się znacząco.
-Powiedz Angelinie, żeby teleportowała się do domu.-Powiedział szybko, nie było czasu na tłumaczenie.
-Co? Ale Fred... My jesteśmy trochę, no jakby, zajęci...
-Tak, tak, wiem... Słyszałem. Ale uwierz mi George, są rzeczy ważniejsze i właśnie teraz taka się pojawiła. Nie chcę, żeby Angelina przy tym była. Przeproś ją w moim imieniu. Chcesz to nakłam jej, że spiłem się jak świnia i musi wyjść, albo powiedz jej, że ją wyganiam. Obojętnie. Niech szybko się ubierze i idzie do rodziców i niech nie wraca dzisiaj, ani jutro.
-Fred! Opanuj się! To jest moja dziewczyna! Angelina!-Nie poznawał swojego bliźniaka i był zirytowany jego zachowaniem.
-Wiem, że to twoja dziewczyna! Ale moja dziewczyna błąka się teraz gdzieś po świecie, a ja siedzę tutaj jak ostatni kołek nic o niej nie wiedząc! Dlatego z łaski swojej odeślij Angelinę do domu, chyba, że chcesz, żebym to ja tam i poszedł i zobaczył ją nagą!-George nie odezwał się ani słowem. Wrócił do swojej sypialni i sądząc po tym, jak było tam głośno, Johnson nie podobało się to, że jej chłopak wyprosił ją właśnie w takiej sytuacji. Po chwili usłyszeli znajomo odgłos aportacji i George wrócił do nich już w spodniach.
-Co się dzieje Fred?
-Co się dzieje?! Co się dzieje?! Sam chciałbym to wiedzieć.-Stanął w blasku świec i wtedy George dostrzegł, że ewidentnie z kimś się bił. Fred popchnął Rona, który przewrócił się na schodach, ponieważ salon znajdował się jak w głębi. George aż odskoczył, a wtedy Fred za pomocą różdżki ściągnął bratu kaptur z głowy.
-Ron! Co ty tu... Kto tak cię pobił?! Trzeba cię rozwiązać.
-Nie!-Powiedział stanowczo Ron.-Ja ci to wszystko wyjaśnię, na razie go zostaw.- I zaczął opowiadać historię.-Poszedłem do pubu. Myślę sobie, zostawię wolny dom, George na pewno się ucieszy, w końcu to jego święto. Bill nie mógł ze mną wyjść, więc myślę sobie może i lepiej, będę miał więcej czasu, żeby pomyśleć o Hermionie i zastanowić się, czy nic się jej nie stało. I wiesz co? Nawet myślałem o tej szumowinie, o tym nadętym dupku! Zastanawiałem się, czy Ron żyje, czy przeżył to rozszczepienie! Ba! Ja się o niego bałem! O tego zawszonego kundla! Siedzę przy barze, a ktoś siada obok mnie. Śmierdzi od niego, twarzy nie widzę, więc chciałem odejść, a on łapie mnie za rękę i pokazuje swoją twarz. A to on! Ron! Zaciąga mnie do ciemnego kąta i gada, że odszedł od nich! Bo JĄ kocha! Myślę sobie, tchórz! Zostawił ich, kiedy najbardziej go potrzebowali, ale po chwili dociera do mnie. Zrobił to z miłości... I ja bym to zrobił dla Hermiony, też chciałbym ją zobaczyć, więc mówię mu, że z Lavender wszystko okej, że Ginny czasami o nie pisze, ale nie! On mówi, że kocha kogoś innego! Ta kupa łajna mówi, że kocha Hermione! MOJĄ HERMIONE! ROZUMIESZ GEORGE?! MÓWI, ŻE JA NA NIĄ ZASŁUGUJE! ŻE TO JEST JEGO MIONA! ŻE NIGDY NIE WYBRAŁA JEGO! ŻE TERAZ KRĘCI Z HARRYM, BO JEST WYBRAŃCEM! ŻE CAŁOWAŁA HARREGO! A ON NIE MOŻE NA TO PATRZEĆ, BO TO ON POWINIEN BYĆ Z NIĄ! ROZUMIESZ GEORGE?! ROZUMIESZ?!-Fred był jak bomba, która wybuchła. George złapał się za głowę i zaczął krążyć po pokoju.
-Trzeba go rozwiązać Fred.-George wyjął różdżkę i zniknęły więzy Rona, a chłopak mógł już mówić. Chciał znów rzucić się z pięściami na Freda, ale George skutecznie go odepchnął i wtedy zobaczył, że coś wypadło Ronowi z kieszeni. Podniósł to i wydawało mu się, że poznaje to pismo.
-Zostaw to!-Krzyknął Ron, ale Fred był szybszy. Wydarł listy bliźniakowi z ręki i kiedy je zobaczył, zakręciło mu się w głowie. To listy od Hermiony do niego! Usiadł w fotelu z wrażenia.
-Co to? Fred, co to jest?
-To listy do mnie...Od Hermiony...-Fred był oszołomiony tym nagłym zwrotem akcji, ale to jeszcze bardziej go zdenerwowało.-SKĄD TO MASZ?! UKRADŁEŚ JEJ?! MYŚLAŁA, ŻE MI TO WYSYŁA, A TY JEJ TO PODBIERAŁEŚ!
-Nie! Chcesz to przeczytaj sobie jeden z tych listów.-Prychnął. Fred zaczął czytać pierwszy list na głos.
Kochany Fredzie!
Choć dobrze wiem, że nigdy nie wyślę żadnego z tych listów, to jednak nie mogę się rozstać z pisaniem ich. To pomaga mi, bo w jakiś sposób mam z Tobą ciągły kontakt. Kocham Cię Fredi.
Pewnie chciałbyś wiedzieć co u mnie i gdzie jestem, ale nie mogę ci tego powiedzieć. Pewnie już wiesz, że krąży plotki, że byliśmy w Ministerstwie, ale nie mogę tego potwierdzić. Jednak zapewniam cię, że czuję się dobrze i nic mi nie jest. Ostatnio Zamiatacz narzeka na zdrowie, ale staram się mu pomóc. Błyskawica ma zły humor, ale i z tym sobie poradzimy.
Na razie mogę tylko tyle Ci powiedzieć. Mam nadzieję, że Ty czujesz się dobrze i jesteś zdrowy.
Ściskam i całuję, Twoja na zawsze, Hermiona.
Tym razem zaczął mówić Ron.
-No dobrze, może Hermiona nie flirtuje jednak z Harrym...
-Ron, powiedz prawdę.-George już sam się w tym wszystkim pogubił..
-Zakochałem się w Hermionie i nie mogłem znieść tego, że ona cały czas tęskni za Fredem. Chciałem, żeby opuściła Harrego ze mną, ale ona wolała zostać z nim. Ja nie chcę już być z nimi. Nie mieli żadnego pomysłu, nawet najmniejszego planu. Codziennie słuchałem Poterwarty, byle tylko usłyszeć, że nikt z naszej rodziny nie został ranny, a Harry, co? Nie musi się tym martwić.
-Ron...Jego rodzice nie żyją...-Szeptał George.
-Przecież wiem.-Odciął się.
-Powiedz mi George kiedy będę mógł go zabić.-Fred był po prostu wściekły i nie mógł patrzeć na Rona.
-Nie żartuj Fred. Oddam Ronowi moją sypialnię, a ja będę spał na kanapie. Idź Ron do łazienki i zrób coś z tymi włosami, ogól się i siedź we wannie dopóki nie przestaniesz śmierdzieć szczurami...
-Bo on sam jest marnym szczurem!-Krzyknął Fred i zaszył się w swojej sypialni, gdzie przez całą noc czytał listy od Hermiony. Jedne były dłuższe, inne krótsze... Niektóre bardzo osobiste o tym, jak bardzo tęskni za nim, jak go kocha, jak tęskni za jego pocałunkami i jego dotykiem. Wspomnienia wspólnie przeżytej nocy. Kiedy pomyślał, że Ron mógłby przeczytać te listy... Ale wszystkiego mógł się spodziewać po nim, więc nie wykluczał tego. Rano spotkał George, który szykował się do wyjścia do sklepu.
-Poczekaj na mnie. Za pięć minut też będę gotowy.
-Co? Chyba żartujesz!-Zaśmiał się George.
-Nie, dlaczego?
-Przecież ktoś musi zostać z Ronem.
-A niby po co?-Spytał z pogardą.
-Żeby nie zrobił niczego głupiego. Nikt nie może go tutaj znaleźć, przecież wiesz.
-Niby dlaczego ja mam tutaj siedzieć z tym idiotą?
-To chyba proste. Bo ty wczoraj popsułeś mi randkę.
-Ehh...dobra.-Fred nie miał innego wyjścia, musiał się zgodzić.
Siedział z Ronem przez cały dzień. Młodszy Weasley w obawie przed bratem starał się nie wychodzić z pokoju. Brał zapas jedzenia i nie odzywał się do Freda. Natomiast Fred czytał listy od Hermiony popijając ognistą whiskey. Widząc to, co do niego napisała czuł się jeszcze gorzej. Tak bardzo chciałby jej pomóc.
Ron nadal przebywał w domu bliźniaków. Siedzieli z nim na przemian. Choć Ron zdecydowanie wolał kiedy to George był w domu. Starał się z nim rozmawiać, a nawet żartowali. Angelina wybaczyła Georgowi, ale nadal nie chcieli, żeby była u nich w domu, nie chcieli jej zdradzać kto jest ich gościem, a ona, o dziwo nie naciskała. Wiedziała, że to na pewno coś ważnego i nie chciała mieszać się w ich sprawy. Wkrótce dostała nową pracę. Teraz miała komentować mecze quiddticha i to pierwszej ligi, ale w radiu. Cieszyła się z nowej posady.
Natomiast Harry i Hermiona nauczyli się żyć we dwójkę. W sumie nie mieli konkretnego planu, ale postanowili, że odwiedzą w wigilię Dolinę Godryka. Tam odnaleźli grób rodziców Harrego. Potter i Granger byli prawdziwymi przyjaciółmi, ale to, co w tamtym okresie przeżywali, sprawiło, że stali się sobie jeszcze bliżsi.
Odwiedzili tam Batylidę Bashod. Hermiona od samego początku miała złe przeczucia, co do niej, ale nie spodziewała się kolejnych zdarzeń. Tak naprawdę Batylida to była Nagini, która ich zaatakowała. Z trudnością udało im się teleportować stamtąd. Harry złamał swoją różdżkę i teraz kto z nich siedział na warcie miał różdżkę Granger.
Dla dziewczyny to był bardzo trudny dzień. Święta. Nawet nie wiedziała, gdzie są jej rodzice, którzy nie zdawali sobie sprawy, że mają córkę. Fred... Miała taką wielką ochotę wysłać do niego sowę, ale bała się tego, to było zbyt niebezpieczne. W dodatku nigdzie nie mogła znaleźć listów, które do niego napisała. Cierpiała, ale nie chciała, żeby Harry to widział. Mieli już dość kłopotów.
Bliźniacy przed świętami mieli mnóstwo pracy, dlatego zaczęli zostawiać Rona samego w domu. Okazał się bardzo pomocny, wysprzątał całe mieszkanie, a i nawet potrafił ugotować coś smacznego. Zbliżały się święta, więc bliźniacy zaczęli gromadzić prezenty. Doszli do wniosku, że Ron powinien pokazać się w Norze w Boże Narodzenie, co było bardzo ryzykowne, ale w razie co rzucą na niego zaklęcie kameleona. Słyszeli o nim i już zaczęli uczyć się go. Ron poprosił ich, żeby za jego pieniądze (5 galeonów i 10 knutów) kupili prezenty, ale oni uparli się, że wszystko, co kupią będzie od nich trzech. Choć Fred nadal nie mógł na niego patrzeć. Ciekaw był, co na to wszystko powiedziała Hermiona, kiedy Ron zaczął robić jej pretensje. Nie przestał jej ufać, ale nie miał za grosz zaufania do tego dupka, który próbował poderwać mu dziewczynę.
Fred ubolewał, że to już drugie święta, których nie spędzi z Gryfonką, ale mimo to postanowił kupić jej prezent. Coś bardzo osobistego. Dlatego wybrał złoty łańcuszek i serduszkiem z wygrawerowanym jego imieniem. Przez cały wieczór chwalił się nim Georgowi i Ronowi. Wiedział, że to podłe, ale specjalnie wybrał taki prezent, by Ron wiedział czyja naprawdę jest Hermiona, kto ją tak naprawdę kocha. Wiedział, że to może zaboleć jego brata, bo nie miał tyle pieniędzy, ale nie martwił się tym.
Wieczorem przed świętami Ron przyszedł do bliźniaków po kąpieli z butelką po płynie do kąpieli "Magiczny nastrój panny Smiths. Poprawi aurę w całym Twoim domu!".
-Lubię się w tym kąpać.-Oznajmił spokojnie, na co Fred prychnął.-Czyje to?
-Och, to musiała zostawić jeszcze Angelina.-Odparł Geogre.
-Wiecie, chyba muszę z wami pogadać.-Fred chciał wyjść z kuchni, ale Ron mu na to nie pozwolił.
-Zaczekaj! Ja... Ja chcę Cię przeprosić. Za to, co mówiłem o Hermionie.-Miał to gdzieś. Nie wierzył już mu.- Ja wcale jej nie kocham. Znaczy kocham, ale nie tak. Jest moją najlepszą przyjaciółkę. To wszystko przez ten medalion.
-Jaki medalion?-Spytali jednocześnie. Wszyscy usiedli przy blacie w kuchni, słuchając wyjaśnień Rona.
-Nie mogę wam wiele powiedzieć, ale mamy w posiadaniu pewien medalion i kiedy go nosisz czujesz się... No nie wiem... Najgorszy... To zależy oczywiście kto go nosi, wyzwala najgorsze emocje i właśnie ja tak się czułem... Wszyscy jesteście fajni. Charlie był najlepszym szukającym, Bill prefektem i wzorowym uczniem, Percy też, wy jesteście znani z żartów, a ja? Jestem nijaki. Wszyscy chcieli, żebym był dziewczynką. Taki obojętny, taki niechciany. Zawsze z tyłu. A teraz w cieniu Wybrańca. Po prostu to tak na mnie wpłynęło, że myślałem, że Hermiona też się ode mnie odwraca i... tak to wszystko wyszło. Przepraszam. Nie chciałem...-George znacząco spojrzał na Freda, ale ten nie był skoro do takiego szybkiego przebaczenia. Jednak...Coś było w tym, co mówił Ron, że mu uwierzył. Wyciągnął do niego rękę na zgodę, a ten natychmiast ją przyjął.
-Dziękuję ci Fred, dziękuję.-Mówił z uśmiechem.-Przyrzekam ci, że już nigdy nie zawiodę twojego zaufania. Obiecuję! Przecież wiesz, że ja nigdy...Hermiona jest świetna, ale przecież wiem, że ją kochasz!
Rozsiedli się w fotelach z piwem kremowym i nareszcie rozmawiali jak bracia.
Na Granger również ten medalion miał zły wpływ. Często wyobrażała sobie Freda całującego inne dziewczyny, albo razem z Wiktorią. Czuła, że ją zdradza, że jest dla niego za brzydka, że do niego nie pasuje. Zaczynała nawet płakać, ale wtedy uświadamiała sobie, że to tylko ten medalion i natychmiast go zdejmowała.
W poranek Bożego Narodzenia Granger i Harry nie byli w dobrych nastrojach po wczorajszej nocy, ale złożyli sobie życzenia i starali się nawet uśmiechać.
Natomiast w domu bliźniaków od rana była błoga cisza. Kiedy wstali o 9, a Ron postanowił od kilku dni spać na kanapie, zobaczyli, że nie ma już go tam, ani jego rzeczy, co było do niego niepodobne, bo lubił pospać najdłużej. Zobaczyli, że stoi w kuchni i w pośpiechu napełnia plecak jedzeniem. Spojrzał im w oczy i odpowiedział stanowczym głosem.
-Postanowiłem. Wracam do nich.-Nie było sensu, żeby nawet mu się sprzeciwiać, czy zatrzymywać go. Fred poprosił go tylko, by poczekał chwilę, to da mu list do Hermiony. Miał głowę pełną myśli, ale Ron nie będzie czekał, aż tyle, więc napisał to, co pierwsze przyszło mu namyśl.
Moja piękna!
Cieszę się, że mogę to do Ciebie napisać. Bardzo się za Tobą stęskniłem i bardzo martwię się o Ciebie! Przeczytałem wszystkie listy od Ciebie, nie bądź zła na Zamiatacza, wszystko Ci wyjaśni.
Kocham Cię moja gwiazdko i nic tego nie zmieni. W domu czeka na Ciebie prezent. Wróć. Wróć do mnie. Kiedy tylko będziesz chciała. Czekam na Ciebie.
Mam nadzieję, że z Tobą i z Błyskawicą wszystko okej i trzymacie się razem. U nas wszystko gra. Żyjemy, a to najważniejsze.
Chciałbym napisać więcej, ale nie mogę. Czas nagli. Kocham Cię. Walcz. Przeżyj... Proszę... Zrób to chociaż dla mnie...
Na zawsze Twój.
Zwinął list i oddał go Ronowi. Rzucili na niego zaklęcie kameleona. Wyszło całkiem nieźle. Pożegnali się z nim i życzyli mu powodzenia. Choć Ronowi ciężko było opuszczać ich mieszkanie, to chciał wrócić do przyjaciół. Teraz był silny, jak nigdy dotąd.
Drodzy czytelnicy!
I o to jest nowy rozdział! Mam nadzieję, że spodobał się wam. Liczę na jakiekolwiek komentarze z Waszej strony. Co prawda rozdział długi, ale mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Następny pewnie będzie sporo krótszy, ale mam nadzieję, że ciekawy, bo plan na następny post w mojej głowie już jest.
Jeszcze raz zachęcam Was do komentowania.
Pisarka
Super rozdział czekam na kolejny !
OdpowiedzUsuń