"Co to ma znaczyć?"
Fred cały drogą siedział w przedziale z Georgem. Nie mówili zbyt wiele. Każdy był pogrążony w swoich myślach. Weasley doskonale zdawał sobie sprawę, że Hermiona chce się z nim zobaczyć, zresztą on też tego chciał, ale postanowił przytrzymać ją w niepewności. Wiedział, że to dobrze jej zrobi.
Hermiona siedziała z Benem, ale wzrok miała skierowany w drzwi. W czasie podróży odwiedził ich Harry. Rewson był bardzo zdenerwowany. Nie żartował, nie odzywał się. Przecież teraz wszystko będzie zupełnie inaczej. Poprzednio w Hogwarcie był jako człowiek, a teraz pojawi się jako wilkołak.
Gdy wychodzili z pociągu Granger szukała wzrokiem Freda. Nawet nie zauważyła, że inni bezczelnie gapią się na jej bliznę. Wreszcie zauważyła George, a zaraz za nim jego kopię. Szybko odwróciła głowę, a kiedy zdała sobie sprawę, że nie widzi jej postanowiła popatrzeć trochę na niego. Płynne ruchy. Niesforne włosy. Odwieczny uśmiech. Jak nigdy przedtem poczuła pożądanie. Nie spodziewała się po samej sobie, że mogą obudzić się w niej takie emocje. Jej serce przyspieszyło, miała gęsią skórkę, a ciało krzyczało, że chce bliskości z Fredem.
Dobrze, że tłum zaczął iść w kierunku zamku, bo mogłaby rzucić się na niego.
Hermiona spotkała Freda dopiero na śniadaniu następnego dnia. Nie przejęła się tym, że kiedy przechodziła obok innych dziewczyn, te śmiały się i wytykały ją palcami.
-Co teraz? Jaka akcja? Myślałem trochę nad tym i co powiesz na czapki, których nie można zdjąć?-Spytał Fred z uśmiechem na twarzy swojego bliźniaka. George wyraźnie się skrzywił.-No co? Nie podoba Ci się?
-Chyba nie przemyślałeś jednego.
-Czego?-Nie krył swojego zaskoczenia.
-Tego, że ostatnio to Hermiona za nas odpowiada i jeśli wywiniemy jeszcze jeden numer to może się to dla niej źle skończyć.
-Fakt.-Był zdumiony, że brat myślał o tym w ten sposób.-To co teraz? Mamy kompletnie zamknąć naszą działalnością?-Dla dobry Hermiony mógł się poświęcić, ale nie wiedział co na to George. Nie będą sprzedawać swoich produktów, to klienci o nich zapomną, a przecież otworzenie sklepu to ich największe marzenie.
-Chwilę odczekamy, a potem zaczniemy działać potajemnie.-Uśmiechnęli się do siebie i zaczęli jeść śniadanie. Nagle Fred zaczął intensywnie patrzeć w jeden punkt. George odwrócił się tam i zobaczył, szok, Hermionę.
-No idź do niej.-Doradził ze śmiechem.
-Myślisz, że to dobry pomysł, bo wiesz...
-Idź!-Fred wstał od stołu, gdy zobaczył, że Gryfonka kieruje się w stronę wyjścia. Przyspieszył kroku i złapał ją przy schodach.
-Granger!-Krzyknął, a Hermiona widziała, jak Fred na nią patrzy i idzie za nią. Postanowiła nie dać się podejść tak łatwo, tak, jak to zrobiła wcześniej. Reagowała na Freda mocniej, bardziej. Nie mogła pozwolić, by znów poddała mu się na tacy, co teraz pewnie, by szybciej zrobiła, zważywszy, że od kiedy jego wargi dotknęły jej szyi, zaczął ją pociągać, jak nigdy wcześniej.
Leniwie odwróciła się do niego, udając znużenie, ale trzymała swoją grę. Teraz ona będzie górą.
-Granger, no no no, ładnie wyglądasz.-Zlustrował ją, ona również spojrzała na swoją szaty.
-Chodzę w tym już od września, a ty dopiero teraz to zauważyłeś?-Wyczuł inny ton jej głosu, choć na początku drżał.
-Widziałem to już wcześniej, ale zachowałem to dla siebie, by móc wykorzystać przy specjalnej okazji...-Zawiesił głos.
-Okej.-Rzuciła lekko i chciała odejść, choć jej serce wołało, by została. Weasley złapał ją za łokieć.
-Nie chcesz wiedzieć co to za okazja?
-Jakoś niespecjalnie.
-Cóż...Twoja strata, a mogło być tak romantycznie...
-Ty i romantyzm. To ze sobą sprzeczne.
-Randka na błoniach przy świetle księżyca ze mną...hmmm...Każda dziewczyna z tej szkoły by się zgodziła.
-Każda, to prawda, z wyjątkiem mnie.-Uśmiechnęła się triumfalnie. Czuła się pewniejsza siebie. Podobała jej się ta rozmowa. Z resztą Fredowi też, dlatego postanowił jej nie kończyć.
-Do końca roku szkolnego sprawię, że wszystkie dziewczyny z tej szkoły, a zwłaszcza ty będą chciały się ze mną umówić.
-To są tylko twoje marzenia.-Wtedy Fred swoją dłonią pogładził ją po policzku, a następnie palce wplótł w jej włosy.
-Ale jakie realne...-Szepnął, nachylając się nad nią. Już myślała, że ją pocałuję i nie miałaby nic przeciwko temu, ale on odszedł i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że znów wygrał! Zacisnęła ręce w pięści i pomyślała "To już ostatni raz Weasley!".
Do końca tygodnia Hermiona unikała Freda, jak to tylko możliwe. Ben wypełniał jej każdą możliwą chwilę, tak bardzo się przejmował, aż jej było głupio, że ostatnio nie myślała za dużo o Rewsonie i o tym, że jest wilkołakiem. Z jednej sprawy byli zadowoleni. Umbridge dała im spokój, przynajmniej na to wyglądało. Nie wołała ich do siebie, nie dawała prac domowych Ślizgonów, ale i George z Fredem się uspokoili. Nie robili żadnych akcji, nie zamieniali uczniów w tańczące przedmioty. A Ron, Lavender i Ginny nawet z nimi rozmawiali. Harry zastanawiał się nad terminem spotkania Gwardii. Jednym słowem mówiąc sielanka. Pozostawała jednak jeszcze jedna sprawa, sprawa blizny. Dziewczyny plotkowały o tym, co mogło się stać, że Hermiona ją ma. Pojawiały się różne pomysły. Aż w końcu Ślizgonki puściły plotkę, że Granger i Rewson znów to zrobili i pewnie dziewczyna ma więcej śladów po tym spotkaniu tylko dobrze je maskuje. Tak pikantna plotka nie mogła przejść bez echa i wkrótce dziewczęta podchwyciły ją i zaczęły śmiać z Gryfonki, która zupełnie nie rozumiała chichotu, który towarzyszył jej przejściu przez korytarz. W sumie nie reagowała na nic oprócz Freda, Bena i nauki. Zbliżała się kolejna pełnia dlatego zaczynała panikować. Szczególnie z powodu pewnej karteczki. Znalazła ją podczas kąpieli, gdy zdjęła swoją szatę.
Hermiona siedziała z Benem, ale wzrok miała skierowany w drzwi. W czasie podróży odwiedził ich Harry. Rewson był bardzo zdenerwowany. Nie żartował, nie odzywał się. Przecież teraz wszystko będzie zupełnie inaczej. Poprzednio w Hogwarcie był jako człowiek, a teraz pojawi się jako wilkołak.
Gdy wychodzili z pociągu Granger szukała wzrokiem Freda. Nawet nie zauważyła, że inni bezczelnie gapią się na jej bliznę. Wreszcie zauważyła George, a zaraz za nim jego kopię. Szybko odwróciła głowę, a kiedy zdała sobie sprawę, że nie widzi jej postanowiła popatrzeć trochę na niego. Płynne ruchy. Niesforne włosy. Odwieczny uśmiech. Jak nigdy przedtem poczuła pożądanie. Nie spodziewała się po samej sobie, że mogą obudzić się w niej takie emocje. Jej serce przyspieszyło, miała gęsią skórkę, a ciało krzyczało, że chce bliskości z Fredem.
Dobrze, że tłum zaczął iść w kierunku zamku, bo mogłaby rzucić się na niego.
Hermiona spotkała Freda dopiero na śniadaniu następnego dnia. Nie przejęła się tym, że kiedy przechodziła obok innych dziewczyn, te śmiały się i wytykały ją palcami.
-Co teraz? Jaka akcja? Myślałem trochę nad tym i co powiesz na czapki, których nie można zdjąć?-Spytał Fred z uśmiechem na twarzy swojego bliźniaka. George wyraźnie się skrzywił.-No co? Nie podoba Ci się?
-Chyba nie przemyślałeś jednego.
-Czego?-Nie krył swojego zaskoczenia.
-Tego, że ostatnio to Hermiona za nas odpowiada i jeśli wywiniemy jeszcze jeden numer to może się to dla niej źle skończyć.
-Fakt.-Był zdumiony, że brat myślał o tym w ten sposób.-To co teraz? Mamy kompletnie zamknąć naszą działalnością?-Dla dobry Hermiony mógł się poświęcić, ale nie wiedział co na to George. Nie będą sprzedawać swoich produktów, to klienci o nich zapomną, a przecież otworzenie sklepu to ich największe marzenie.
-Chwilę odczekamy, a potem zaczniemy działać potajemnie.-Uśmiechnęli się do siebie i zaczęli jeść śniadanie. Nagle Fred zaczął intensywnie patrzeć w jeden punkt. George odwrócił się tam i zobaczył, szok, Hermionę.
-No idź do niej.-Doradził ze śmiechem.
-Myślisz, że to dobry pomysł, bo wiesz...
-Idź!-Fred wstał od stołu, gdy zobaczył, że Gryfonka kieruje się w stronę wyjścia. Przyspieszył kroku i złapał ją przy schodach.
-Granger!-Krzyknął, a Hermiona widziała, jak Fred na nią patrzy i idzie za nią. Postanowiła nie dać się podejść tak łatwo, tak, jak to zrobiła wcześniej. Reagowała na Freda mocniej, bardziej. Nie mogła pozwolić, by znów poddała mu się na tacy, co teraz pewnie, by szybciej zrobiła, zważywszy, że od kiedy jego wargi dotknęły jej szyi, zaczął ją pociągać, jak nigdy wcześniej.
Leniwie odwróciła się do niego, udając znużenie, ale trzymała swoją grę. Teraz ona będzie górą.
-Granger, no no no, ładnie wyglądasz.-Zlustrował ją, ona również spojrzała na swoją szaty.
-Chodzę w tym już od września, a ty dopiero teraz to zauważyłeś?-Wyczuł inny ton jej głosu, choć na początku drżał.
-Widziałem to już wcześniej, ale zachowałem to dla siebie, by móc wykorzystać przy specjalnej okazji...-Zawiesił głos.
-Okej.-Rzuciła lekko i chciała odejść, choć jej serce wołało, by została. Weasley złapał ją za łokieć.
-Nie chcesz wiedzieć co to za okazja?
-Jakoś niespecjalnie.
-Cóż...Twoja strata, a mogło być tak romantycznie...
-Ty i romantyzm. To ze sobą sprzeczne.
-Randka na błoniach przy świetle księżyca ze mną...hmmm...Każda dziewczyna z tej szkoły by się zgodziła.
-Każda, to prawda, z wyjątkiem mnie.-Uśmiechnęła się triumfalnie. Czuła się pewniejsza siebie. Podobała jej się ta rozmowa. Z resztą Fredowi też, dlatego postanowił jej nie kończyć.
-Do końca roku szkolnego sprawię, że wszystkie dziewczyny z tej szkoły, a zwłaszcza ty będą chciały się ze mną umówić.
-To są tylko twoje marzenia.-Wtedy Fred swoją dłonią pogładził ją po policzku, a następnie palce wplótł w jej włosy.
-Ale jakie realne...-Szepnął, nachylając się nad nią. Już myślała, że ją pocałuję i nie miałaby nic przeciwko temu, ale on odszedł i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że znów wygrał! Zacisnęła ręce w pięści i pomyślała "To już ostatni raz Weasley!".
Do końca tygodnia Hermiona unikała Freda, jak to tylko możliwe. Ben wypełniał jej każdą możliwą chwilę, tak bardzo się przejmował, aż jej było głupio, że ostatnio nie myślała za dużo o Rewsonie i o tym, że jest wilkołakiem. Z jednej sprawy byli zadowoleni. Umbridge dała im spokój, przynajmniej na to wyglądało. Nie wołała ich do siebie, nie dawała prac domowych Ślizgonów, ale i George z Fredem się uspokoili. Nie robili żadnych akcji, nie zamieniali uczniów w tańczące przedmioty. A Ron, Lavender i Ginny nawet z nimi rozmawiali. Harry zastanawiał się nad terminem spotkania Gwardii. Jednym słowem mówiąc sielanka. Pozostawała jednak jeszcze jedna sprawa, sprawa blizny. Dziewczyny plotkowały o tym, co mogło się stać, że Hermiona ją ma. Pojawiały się różne pomysły. Aż w końcu Ślizgonki puściły plotkę, że Granger i Rewson znów to zrobili i pewnie dziewczyna ma więcej śladów po tym spotkaniu tylko dobrze je maskuje. Tak pikantna plotka nie mogła przejść bez echa i wkrótce dziewczęta podchwyciły ją i zaczęły śmiać z Gryfonki, która zupełnie nie rozumiała chichotu, który towarzyszył jej przejściu przez korytarz. W sumie nie reagowała na nic oprócz Freda, Bena i nauki. Zbliżała się kolejna pełnia dlatego zaczynała panikować. Szczególnie z powodu pewnej karteczki. Znalazła ją podczas kąpieli, gdy zdjęła swoją szatę.
Kwiatuszko!
Jesteś tak zajęta wypatrywaniem mnie na korytarzu, że nawet nie wiesz kiedy jestem blisko Ciebie. Piątek, północ, pełnia księżyca, błonia, ognista, ja i TY. I tak wiem, że przyjdziesz. Mam Ci coś ważnego do powiedzenia.
Zawsze Twój
Nie była to zbyt trudna zagadka, kto napisał te słowa, ale na pewno było to słodkie. Tylko, że Freda pod żadnym pozorem wtedy nie powinno tam być! Będzie to pierwsza przemiana Bena w Hogwracie! To zbyt niebezpieczne, ale nie miała pojęcia jak odwieść go od tego pomysłu. Nie chciała go krzywdzić i miała wielką ochotę tam pójść tylko nie w ten dzień. W każdy inny, tylko nie w ten! Musiała z nim porozmawiać i wymyślić coś. Postanowiła,że pomówi z nim w czwartek i kiedy spotkała się z nim w Wielkiej Sali na śniadaniu postanowiła nie zwlekać.
-Cześć.-Denerwowała się, ale starała się jakoś to ukryć. Słabo to jej wychodziło.
-Hej.-Nie krył swojego szczęścia i włączył tryb podrywu.
-Posłuchaj Fred, nie mogę się z Tobą spotkać...-Nie dane jej było dokończyć.
-Tak, wiem, wiem Hermiono. Nie możesz, nie chcesz i tak dalej. Ja naprawdę to wszystko wiem, ale wiem też, że i tak się spotkamy w piątek.
-Ale ja nie mogę...
-Hermiono...
-Fred, posłuchaj mnie uważnie.-Powiedziała stanowczo.-Nie możemy się spotkać w piątek, ponieważ...bo...
-Tak?-Czekał już na tanią wymówkę.
-Umbridge mnie wzywa.
-Umbridge?! He...
-Ciii! Fred! Ciszej!-Zaczął się rozglądać czy przypadkiem nikt nie usłyszał ich rozmowy. Granger pociągnęła go za rękaw i wyprowadziła z Wielkiej Sali.
-Co się stało? Co od Ciebie chce?
-Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia, ale dobrze wiesz, że muszę do niej iść.
-Idę z tobą.
-Nie!-Wrzasnęła!-Znaczy...Nie możesz Fred. Spotkamy się innym razem. Przysięgam Ci to, ale nie jutro.
-Musisz do niej iść o północy?-O,o, zaczyna robić się niedobrze.
-Nieee, nie o północy, ale koło dwudziestej pierwszej i nie wiem do której tam będę, a podejrzewam, że nie będę w nastroju na pogaduszki.-Starała się posłać mu pociągające spojrzenie, ale już nie był w nastroju.
-Będę na ciebie czekał w Pokoju Wspólnym.-No tylko tego brakowało!
-Fred, nie. Porozmawiamy rano, ale po obiedzie pójdziemy na spacer, dobrze?- Nie chciał się na to godzić, ale widząc jej błagalne spojrzenie nie miał innego wyjścia.
-Okej, ale obiecaj mi to.
-Obiecuję.-Spojrzeli sobie w oczy, ale Hermiona nie mogła wytrzymać tego spojrzenia. Nie umiała pogodzić się z myślą, że go okłamała.
Unikała go specjalnie. A głowę wypełnił jej Ben. W dodatku Harry zaplanował spotkanie Gwardii w sobotę. Rewson na pewno nie będzie w stanie przyjść.
Fred upajał się myślą, że idzie na randkę z Granger. Ona jeszcze nie wiedziała, że to randka, ale obiecała się z nim spotkać. W piątek rano pewna osoba zwaliła go z nóg.
-Hej Fred.-Wiktoria stała przed nim i śmiała mu się prosto w twarz. Nie wiedział jakim cudem udało jej się dostać do męskich dormitoriów.
-Czego chcesz?-Nie miał ochoty na rozmowę.
-Ktoś tu wstał lewą nogą...Oj...Fredi,Fredi...Niedobrze...-Ustała za nim i złapała go za ramię. Natychmiast zrzucił jej rękę.
-Ponawiam pytanie po raz ostatni. Czego chcesz?
-Porozmawiać.-Uśmiechnęła się zalotnie.
-Hmm...porozmawiać...Myślałem o tym i wiesz, nie chcę już w życiu z tobą rozmawiać.
-Czyżby to przez to, że zabrałam ci gości z imprezy?-Powiedziała zalotnie.
-Nie. To była najbardziej udana impreza w całym moim życiu.
-Fred...Jak ty mało w życiu widziałeś...
-Jeśli to tyle miałaś mi do powiedzenia to schodzę na śniadanie.
-Nie! Fred...Mam dla ciebie bardzo ważną wiadomość, ale ta rozmowa nie jest na teraz. Musimy się spotkać.
-Nie mam czasu.
-Ale myślę, że to naprawdę mogłoby cię zainteresować.
-Szczerze wątpię.
-Jeszcze nie wiesz o czym chcę mówić.
-I jakoś nie mam ochoty się dowiadywać.
-A chcę mówić o Hermionie.
-O Hermionie?-Może jednak to coś ciekawego.
-Tak, o Hermionie.
-Co chcesz o niej powiedzieć?
-Przed chwilą nie miałeś ochoty na rozmowy.
-Nie nadużywaj mojej cierpliwości.
-Fredi, Fredi....
-Nie mów tak na mnie!-Gdyby Wiktoria była chłopakiem już dawno by zarobiła mocny cios prosto w nos.
-Spotkajmy się.
-Kiedy?-Uśmiechnęła się pod nosem.
-Dziś. Pół godziny przed północą. Przed Wielką Salą.
-Dobrze, będę, ale mam nadzieję, że te informacje są tego warte.-Nie odpowiedziała na to. Mrugnęła do niego zalotnie i wyszła z jego pokoju.
Był zły. Na nią. Na siebie. Ale przede wszystkim był niezwykle ciekaw co powie mu Frobisher i to przezwyciężyło wszystko.
Do końca dnia nie mógł skupić się na niczym innym przez co Gryffindor stracił piętnaście punktów i omal nie zaliczył szlabanu u Filtcha. Chciał tylko przesunąć wskazówki zegara.
Hermiona i Ben również nie mogli skupić się na lekcjach. A gdy o szesnastej skończyli swoje zajęcia zaczęli przygotowania do tego, co miało się zdarzyć. Na samą myśl o tym, że Ben przemieni się w wilkołaka w Hogwarcie dostawali gęsiej skórki. O dwudziestej trzeciej Ben czekał na Hermione przed Pokojem Wspólnym. Musieli zrobić jeszcze jedną rzecz. Upewnić się, że Filtch nie złapie ich. Mieli przygotowaną kocię karmę dla pani Norris oraz pudełko czekoladek z eliksirem słodkiego snu, który miał zapewnić im bezpieczeństwo.
Zostawili to na jednym z korytarzu i już po chwili zobaczyli jak woźny i kotka wpadają w ich pułapkę. Udali się więc do drzwi, choć nie mieli na to najmniejszej ochoty.
-Boisz się?-Spytała.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Wszystko będzie dobrze. Nic ci się nie stanie. Nikt się nie dowie i będziesz miał jeszcze dwa dni by dojść do siebie.
-Hermiono...-Delikatnie się uśmiechnął.-Tu wcale nie chodzi o to. Boję się, że cię skrzywdzę, że coś ci zrobię, a tego bym sobie nie wybaczył do końca życia.
-Ale przecież reagujesz na dźwięk mojego głosu. Słuchasz się mnie.
-To, że raz się tak zdarzyło nie oznacza, że za każdym razem tak będzie...
-Ben!-Zatrzymała się i złapała go za ramionami.-Nic mi się nie stanie! Umiem o siebie zadbać i nie dopuszczę do tego, by tobie stała się jakaś krzywda, dobrze?-Kiwnął głową niepewnie. Hermiona ujęła delikatnie jego dłoń. Ze wszystkich sił starała się poprawić jego humor i zapewnić go, że przy niej jej bezpieczny.
Fred nie powiedział bliźniakowi kto go dziś odwiedził, bo wiedział jak ten by się na niego wkurzył. W sumie to zachowanie nie było fair wobec Hermiony, ale przecież ona się o tym nie dowie.
Czekał o ustalonej porze i w ustalonym miejscu na Wiktorię, ale dziewczyny jeszcze nie było. Spóźniła się prawie dziesięć minut. Spojrzał na nią lodowato, to jedyne co mógł zrobić w tej sytuacji.
-Mów wszystko co masz do powiedzenia od razu, bo nie mam dla ciebie zbyt dużo czasu.-Spojrzał na nią groźnie i dopiero dostrzegł w co też ta dziewczyna się ubrała. Sam na sobie miała zwykłe dżinsy i szary T-shirt, ale nie ona. Miała czarne, wysokie szpilki, również czarną, skórzaną mini, która niewątpliwie uniemożliwiała jej ruchy i czerwoną bokserkę, może pożyczoną od młodszej siostry, ponieważ odsłaniała jej brzuch i wiele z dekoltu. Usta podkreśliła czerwoną pomadką, a oczy mocno umalowała, włosy spięła w wysoki kucyk dzięki czemu doskonale widział jej obojczyki, które jeszcze nie tak dawno temu pieścił.
-Tęsknię za tobą.
-To jest żenujące.-Nie podobała mu się! Nie podobała mu się taka wyuzdana! Nie chciał jej znać.
-Co ona ma czego ja nie mam?!-Zapytała rozpaczliwie.
-Mózg...
-Fred!-Rzuciła się na niego i chciała pocałować, ale nie pozwalał jej na to. Nagle usłyszeli jakieś kroki. Wiktoria złapała Freda tam, gdzie jego zdaniem nie powinna i wyciągnęła swoją różdżkę spod spódnicy.
-Lumos.-Szepnęła. Uznała, że była to jej najlepsza decyzja w życiu.
Zobaczyli Hermione i Bena. Trzymali się za ręce, ale Granger widziała tylko Freda i rękę Wiktorii tam, gdzie nigdy nie chciała zobaczyć. Weasley wyrwał się z tego uścisku i patrzył na nich wrogo. Granger puściła dłoń Rewsona.
-Właśnie to chciałam ci powiedzieć.-Tak naprawdę Wiktoria nie miała pojęcia o niczym, miała nadzieję, że jakoś uda jej się przekonać Freda, by do niej wrócił, ale ciężko nie wykorzystać takiej okazji.
-Co to ma znaczyć?-Weasley spytał przez zaciśnięte zęby i unikając Frobisher.
-Równie dobrze mogę cię o to zapytać!-Ben się wściekł.
-Nie rozmawiam z tobą!-Fred zrobił kilka kroków do niego.
-Spokojnie, panowie.-Hermiona stała i nic mówiła, bo co też mogła powiedzieć? W następnej chwili Wiktoria zgasiła światło płynące z jej różdżki. Ben pociągnął Granger za rękę i natychmiast znaleźli się na dworze.
Fred szukał swojej różdżki i zanim wyjął z tylnej kieszeni spodni Bena i Hermiony już nie było.
-To właśnie chciałam ci powiedzieć. Ona cię okłamuje. Tylko ja zawsze byłam z tobą szczera i tylko mi możesz ufać.
-Wiktoria! Hermiona może spotykać się z kimś chce i może robić co chce! Nie obchodzi mnie to, ale ty nie obchodzisz mnie jeszcze bardziej. Nic do ciebie nigdy nie czułem i nie poczuje. Zostaw mnie w spokoju już na zawsze. Nie chcę już tracić mojego czasu na ciebie.-Nie pamiętał jak dotarł do swojego dormitorium, nie pamiętał jak znalazł się w swoim łóżku. Miał przed oczyma tylko jeden obraz. Hermiona, jego Hermiona i Ben trzymający się za ręce. Nie mogła się z nim spotkać, bo idzie do Umbridge? Jak mogła go tak okłamać?
Liczył, że szybko zaśnie i zapomni. Nie mógł przez przynajmniej godzinę, a śnił o Granger. Usiadł na łóżku, wyjął ich wspólne zdjęcie i wpatrywał się w nie. I tak do rana.
Hermiona była roztrzęsiona i nie mogła opanować płaczu. Znów to zrobił. Nawet jej kłamstwo było niczym w porównaniu do tego co zrobił i jeszcze ubiór Wiktorii. Gardziła sobą za to, że mu zaufała, jak ostatnia idiotka. Brzydziła się swoich ust, swojej szyi, każdego miejsca, którego dotknął. Ale chwila! Jest tutaj z Benem! Nie mają czasu do stracenia! Spojrzała na chłopaka. Ten tylko wpatrywał się w nią ze współczuciem, którego nie chciała widzieć w jego spojrzeniu.
Zaczęła szybko iść w kierunku Bijącej Wierzby. Rewson szedł za nią. Wyjęła różdżkę i sprawiła, że drzewo zastygło. Ben wślizgnął się w dziurę. Hermiona została. Usiadła pod drzewem i płakała, aż nad ranem obudził ją Ben. Potrząsnął jej ramieniem. Wyglądał okropnie.
-No i jak?-Natychmiast wstała.
-Zdemolowałem Wrzeszącą Chatę.
-Przepraszam, następnym razem pójdę z tobą, tylko dziś...Przepraszam.
-Ciii....Nic nie mów. Chodź.-Objął ją ramieniem i zaprowadził pod Pokój Wspólny. Wolnym krokiem poszła do swojego dormitorium i bardzo, ale to bardzo tego żałowała, że tam weszła.
-Cześć.-Denerwowała się, ale starała się jakoś to ukryć. Słabo to jej wychodziło.
-Hej.-Nie krył swojego szczęścia i włączył tryb podrywu.
-Posłuchaj Fred, nie mogę się z Tobą spotkać...-Nie dane jej było dokończyć.
-Tak, wiem, wiem Hermiono. Nie możesz, nie chcesz i tak dalej. Ja naprawdę to wszystko wiem, ale wiem też, że i tak się spotkamy w piątek.
-Ale ja nie mogę...
-Hermiono...
-Fred, posłuchaj mnie uważnie.-Powiedziała stanowczo.-Nie możemy się spotkać w piątek, ponieważ...bo...
-Tak?-Czekał już na tanią wymówkę.
-Umbridge mnie wzywa.
-Umbridge?! He...
-Ciii! Fred! Ciszej!-Zaczął się rozglądać czy przypadkiem nikt nie usłyszał ich rozmowy. Granger pociągnęła go za rękaw i wyprowadziła z Wielkiej Sali.
-Co się stało? Co od Ciebie chce?
-Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia, ale dobrze wiesz, że muszę do niej iść.
-Idę z tobą.
-Nie!-Wrzasnęła!-Znaczy...Nie możesz Fred. Spotkamy się innym razem. Przysięgam Ci to, ale nie jutro.
-Musisz do niej iść o północy?-O,o, zaczyna robić się niedobrze.
-Nieee, nie o północy, ale koło dwudziestej pierwszej i nie wiem do której tam będę, a podejrzewam, że nie będę w nastroju na pogaduszki.-Starała się posłać mu pociągające spojrzenie, ale już nie był w nastroju.
-Będę na ciebie czekał w Pokoju Wspólnym.-No tylko tego brakowało!
-Fred, nie. Porozmawiamy rano, ale po obiedzie pójdziemy na spacer, dobrze?- Nie chciał się na to godzić, ale widząc jej błagalne spojrzenie nie miał innego wyjścia.
-Okej, ale obiecaj mi to.
-Obiecuję.-Spojrzeli sobie w oczy, ale Hermiona nie mogła wytrzymać tego spojrzenia. Nie umiała pogodzić się z myślą, że go okłamała.
Unikała go specjalnie. A głowę wypełnił jej Ben. W dodatku Harry zaplanował spotkanie Gwardii w sobotę. Rewson na pewno nie będzie w stanie przyjść.
Fred upajał się myślą, że idzie na randkę z Granger. Ona jeszcze nie wiedziała, że to randka, ale obiecała się z nim spotkać. W piątek rano pewna osoba zwaliła go z nóg.
-Hej Fred.-Wiktoria stała przed nim i śmiała mu się prosto w twarz. Nie wiedział jakim cudem udało jej się dostać do męskich dormitoriów.
-Czego chcesz?-Nie miał ochoty na rozmowę.
-Ktoś tu wstał lewą nogą...Oj...Fredi,Fredi...Niedobrze...-Ustała za nim i złapała go za ramię. Natychmiast zrzucił jej rękę.
-Ponawiam pytanie po raz ostatni. Czego chcesz?
-Porozmawiać.-Uśmiechnęła się zalotnie.
-Hmm...porozmawiać...Myślałem o tym i wiesz, nie chcę już w życiu z tobą rozmawiać.
-Czyżby to przez to, że zabrałam ci gości z imprezy?-Powiedziała zalotnie.
-Nie. To była najbardziej udana impreza w całym moim życiu.
-Fred...Jak ty mało w życiu widziałeś...
-Jeśli to tyle miałaś mi do powiedzenia to schodzę na śniadanie.
-Nie! Fred...Mam dla ciebie bardzo ważną wiadomość, ale ta rozmowa nie jest na teraz. Musimy się spotkać.
-Nie mam czasu.
-Ale myślę, że to naprawdę mogłoby cię zainteresować.
-Szczerze wątpię.
-Jeszcze nie wiesz o czym chcę mówić.
-I jakoś nie mam ochoty się dowiadywać.
-A chcę mówić o Hermionie.
-O Hermionie?-Może jednak to coś ciekawego.
-Tak, o Hermionie.
-Co chcesz o niej powiedzieć?
-Przed chwilą nie miałeś ochoty na rozmowy.
-Nie nadużywaj mojej cierpliwości.
-Fredi, Fredi....
-Nie mów tak na mnie!-Gdyby Wiktoria była chłopakiem już dawno by zarobiła mocny cios prosto w nos.
-Spotkajmy się.
-Kiedy?-Uśmiechnęła się pod nosem.
-Dziś. Pół godziny przed północą. Przed Wielką Salą.
-Dobrze, będę, ale mam nadzieję, że te informacje są tego warte.-Nie odpowiedziała na to. Mrugnęła do niego zalotnie i wyszła z jego pokoju.
Był zły. Na nią. Na siebie. Ale przede wszystkim był niezwykle ciekaw co powie mu Frobisher i to przezwyciężyło wszystko.
Do końca dnia nie mógł skupić się na niczym innym przez co Gryffindor stracił piętnaście punktów i omal nie zaliczył szlabanu u Filtcha. Chciał tylko przesunąć wskazówki zegara.
Hermiona i Ben również nie mogli skupić się na lekcjach. A gdy o szesnastej skończyli swoje zajęcia zaczęli przygotowania do tego, co miało się zdarzyć. Na samą myśl o tym, że Ben przemieni się w wilkołaka w Hogwarcie dostawali gęsiej skórki. O dwudziestej trzeciej Ben czekał na Hermione przed Pokojem Wspólnym. Musieli zrobić jeszcze jedną rzecz. Upewnić się, że Filtch nie złapie ich. Mieli przygotowaną kocię karmę dla pani Norris oraz pudełko czekoladek z eliksirem słodkiego snu, który miał zapewnić im bezpieczeństwo.
Zostawili to na jednym z korytarzu i już po chwili zobaczyli jak woźny i kotka wpadają w ich pułapkę. Udali się więc do drzwi, choć nie mieli na to najmniejszej ochoty.
-Boisz się?-Spytała.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Wszystko będzie dobrze. Nic ci się nie stanie. Nikt się nie dowie i będziesz miał jeszcze dwa dni by dojść do siebie.
-Hermiono...-Delikatnie się uśmiechnął.-Tu wcale nie chodzi o to. Boję się, że cię skrzywdzę, że coś ci zrobię, a tego bym sobie nie wybaczył do końca życia.
-Ale przecież reagujesz na dźwięk mojego głosu. Słuchasz się mnie.
-To, że raz się tak zdarzyło nie oznacza, że za każdym razem tak będzie...
-Ben!-Zatrzymała się i złapała go za ramionami.-Nic mi się nie stanie! Umiem o siebie zadbać i nie dopuszczę do tego, by tobie stała się jakaś krzywda, dobrze?-Kiwnął głową niepewnie. Hermiona ujęła delikatnie jego dłoń. Ze wszystkich sił starała się poprawić jego humor i zapewnić go, że przy niej jej bezpieczny.
Fred nie powiedział bliźniakowi kto go dziś odwiedził, bo wiedział jak ten by się na niego wkurzył. W sumie to zachowanie nie było fair wobec Hermiony, ale przecież ona się o tym nie dowie.
Czekał o ustalonej porze i w ustalonym miejscu na Wiktorię, ale dziewczyny jeszcze nie było. Spóźniła się prawie dziesięć minut. Spojrzał na nią lodowato, to jedyne co mógł zrobić w tej sytuacji.
-Mów wszystko co masz do powiedzenia od razu, bo nie mam dla ciebie zbyt dużo czasu.-Spojrzał na nią groźnie i dopiero dostrzegł w co też ta dziewczyna się ubrała. Sam na sobie miała zwykłe dżinsy i szary T-shirt, ale nie ona. Miała czarne, wysokie szpilki, również czarną, skórzaną mini, która niewątpliwie uniemożliwiała jej ruchy i czerwoną bokserkę, może pożyczoną od młodszej siostry, ponieważ odsłaniała jej brzuch i wiele z dekoltu. Usta podkreśliła czerwoną pomadką, a oczy mocno umalowała, włosy spięła w wysoki kucyk dzięki czemu doskonale widział jej obojczyki, które jeszcze nie tak dawno temu pieścił.
-Tęsknię za tobą.
-To jest żenujące.-Nie podobała mu się! Nie podobała mu się taka wyuzdana! Nie chciał jej znać.
-Co ona ma czego ja nie mam?!-Zapytała rozpaczliwie.
-Mózg...
-Fred!-Rzuciła się na niego i chciała pocałować, ale nie pozwalał jej na to. Nagle usłyszeli jakieś kroki. Wiktoria złapała Freda tam, gdzie jego zdaniem nie powinna i wyciągnęła swoją różdżkę spod spódnicy.
-Lumos.-Szepnęła. Uznała, że była to jej najlepsza decyzja w życiu.
Zobaczyli Hermione i Bena. Trzymali się za ręce, ale Granger widziała tylko Freda i rękę Wiktorii tam, gdzie nigdy nie chciała zobaczyć. Weasley wyrwał się z tego uścisku i patrzył na nich wrogo. Granger puściła dłoń Rewsona.
-Właśnie to chciałam ci powiedzieć.-Tak naprawdę Wiktoria nie miała pojęcia o niczym, miała nadzieję, że jakoś uda jej się przekonać Freda, by do niej wrócił, ale ciężko nie wykorzystać takiej okazji.
-Co to ma znaczyć?-Weasley spytał przez zaciśnięte zęby i unikając Frobisher.
-Równie dobrze mogę cię o to zapytać!-Ben się wściekł.
-Nie rozmawiam z tobą!-Fred zrobił kilka kroków do niego.
-Spokojnie, panowie.-Hermiona stała i nic mówiła, bo co też mogła powiedzieć? W następnej chwili Wiktoria zgasiła światło płynące z jej różdżki. Ben pociągnął Granger za rękę i natychmiast znaleźli się na dworze.
Fred szukał swojej różdżki i zanim wyjął z tylnej kieszeni spodni Bena i Hermiony już nie było.
-To właśnie chciałam ci powiedzieć. Ona cię okłamuje. Tylko ja zawsze byłam z tobą szczera i tylko mi możesz ufać.
-Wiktoria! Hermiona może spotykać się z kimś chce i może robić co chce! Nie obchodzi mnie to, ale ty nie obchodzisz mnie jeszcze bardziej. Nic do ciebie nigdy nie czułem i nie poczuje. Zostaw mnie w spokoju już na zawsze. Nie chcę już tracić mojego czasu na ciebie.-Nie pamiętał jak dotarł do swojego dormitorium, nie pamiętał jak znalazł się w swoim łóżku. Miał przed oczyma tylko jeden obraz. Hermiona, jego Hermiona i Ben trzymający się za ręce. Nie mogła się z nim spotkać, bo idzie do Umbridge? Jak mogła go tak okłamać?
Liczył, że szybko zaśnie i zapomni. Nie mógł przez przynajmniej godzinę, a śnił o Granger. Usiadł na łóżku, wyjął ich wspólne zdjęcie i wpatrywał się w nie. I tak do rana.
Hermiona była roztrzęsiona i nie mogła opanować płaczu. Znów to zrobił. Nawet jej kłamstwo było niczym w porównaniu do tego co zrobił i jeszcze ubiór Wiktorii. Gardziła sobą za to, że mu zaufała, jak ostatnia idiotka. Brzydziła się swoich ust, swojej szyi, każdego miejsca, którego dotknął. Ale chwila! Jest tutaj z Benem! Nie mają czasu do stracenia! Spojrzała na chłopaka. Ten tylko wpatrywał się w nią ze współczuciem, którego nie chciała widzieć w jego spojrzeniu.
Zaczęła szybko iść w kierunku Bijącej Wierzby. Rewson szedł za nią. Wyjęła różdżkę i sprawiła, że drzewo zastygło. Ben wślizgnął się w dziurę. Hermiona została. Usiadła pod drzewem i płakała, aż nad ranem obudził ją Ben. Potrząsnął jej ramieniem. Wyglądał okropnie.
-No i jak?-Natychmiast wstała.
-Zdemolowałem Wrzeszącą Chatę.
-Przepraszam, następnym razem pójdę z tobą, tylko dziś...Przepraszam.
-Ciii....Nic nie mów. Chodź.-Objął ją ramieniem i zaprowadził pod Pokój Wspólny. Wolnym krokiem poszła do swojego dormitorium i bardzo, ale to bardzo tego żałowała, że tam weszła.
O jeju tak długo nic nie było.
OdpowiedzUsuńAle czekam juz na następny a rozdział boski ;)
Wiem właśnie :C Szkoła pochłania baaaardzo dużo czasu :C Dziękuję ;)
UsuńBoziuuu idealne !! Czekam na kolejny !!!😍❤
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny?? 😔
OdpowiedzUsuń