"Musimy porozmawiać."

        Hermiona była bystrzejsza od nich, więc bez trudu zauważyła ślady na rękach Harre'go po pierwszym szlabanie u Umbridge. Potter nie rozmawiał o tym głośno, więc i ona nie powiedziała tego, jednak znacząco się przyglądała, dając do zrozumienia, że wszytko widzi i rozumie. Było to dla niej zachowanie niedopuszczalne, nie mogła uwierzyć, że dyrektor zgadza się na to. Mimo, że nie miała zbyt wiele czasu, na odpoczynek, czy też rozmowy z innymi uczniami, a co tu dopiero mówić o posiłkach, czy spacerach, wiedziała, że Dolores ma coraz więcej do powiedzenia w Hogwarcie. Przestraszyła się, ale nie dała tego po sobie poznać. Nie okazywała żadnych emocji. Nie wiedziała też o co może chodzić nauczycielce. Fakt, nie zaprowadziła tego chłopca do skrzydła szpitalnego, ale na pewno by tam poszła.
   Znalazła się w różowym pokoju nauczycielki. Słyszała koty, z początku myślała, że Dolores jest właścicielką pokaźnej liczby czworonogów, ale po chwili zauważyła talerze, obrazy i zdjęcia pupili.
-Może usiądziesz?- Zaproponowała nauczycielka. Hermiona posłusznie usiadła.
-Zapewne zastanawiasz się, dlaczego Cię tu przyprowadziłam.- Zaczęła swój wywód.- Otóż, ta sprawa nie ma nic wspólnego z Twoimi ocenami, raczej z Twoim zachowaniem, jako prefekt. Nie radzisz sobie, kochana.- Granger chciała już zaprotestować, ale Dolores nie dopuściła jej do słowa.-Mamy październik, a skrzydło szpitalne jest już oblegane przez Gryfonów. Już 35 odwiedziło panią Pomfry. Nie wierzę w żadne epidemie, ani choroby. Jestem pewna, że to robota Weasley'ów. Jeden z nich jest Twoim przyjacielem, a drugi chłopakiem. Przyjaźnisz się też z tą Ginny, więc na pewno obchodzi Cię ich los, ale...cóż, jak to Ci powiedzieć kochana, oni nie mają zbyt dobrej pozycji w społeczeństwie i wystarczy jedno moje słowa, a nie będzie ich w tej szkole, a Artur nie będzie pracował w ministerstwie.- Jej słowa były, jak zimna woda. Gryfonka zapomniała o zmęczeniu, o problemach z Fredem, o sobie.- Na pewno zadajesz sobie pytanie, dlaczego wyrzucę ich ze szkoły, a nie Ciebie, ale widzę, jak Ci na nich zależy.- Hermiona nawet o tym nie pomyślała, już w głowie układała plan, jak ratować rodzinę Weasley.-Jesteś prefektem i jesteś za nich odpowiedzialna, ale nie wywiązujesz się ze swoich obowiązków, albo zareagujesz, jak należy, albo poniesiesz srogą karę. Zrozumiano? A i nie wspominaj nikomu o tej rozmowie.- Hermiona skinęła głową, za bardzo martwiła się o bliskich, żeby urządzać awanturę.- A więc na dobry początek...-Ummbridge wskazała pergamin i pióro, Granger doskonale wiedziała o co chodzi.- Pisz.-Poleciała pani profesor.- Nie jestem dobrym prefektem.
   Hermiona na początku czuła okropny ból i pieczenie, ale z czasem przyzwyczaiła się do niego. Nie mogła doczekać się końca kary. O niczym nie myślała, czuła tylko ból. Z ulgą przyjęła wiadomość, że może już iść. Pędem puściła się do pokoju Gryfonów, ale nikogo tam nie zastała. Spojrzała na zegarek. Była jedenasta w nocy i nikt na nią nie czekał. Spędziła u Dolores blisko cztery godziny i nikogo nie obchodziło, co się z nią dzieje. Nikogo...Nawet Freda... Miała nie płakać....Nie będzie...Jedna, samotna łza spłynęła jej po policzku.
Zabrała pergamin i pióro i szybkim krokiem ruszyła do skrzydła szpitalnego. Dopiero po drodze poczuła krew cieknącą z ręki, naciągnęła rękaw szaty na dłoń. Prawie całą noc spędziła na pisaniu esejów, przy łóżku małego Gryfona.
Następnego dnia postanowiła rozmówić się z Fredem, którego nie znała. Nie mogła doczekać się końca lekcji. W końcu pobiegła do Pokoju Wspólnego. Siedział z bratem bliźniakiem i Lee przy kominku. Postanowiła nie owijać w bawełnę, muszą to sobie raz na zawsze wyjaśnić. Podeszła do niego stanowczym krokiem i oznajmiła.

- Musimy porozmawiać.
-Nie teraz.- Nawet na nią nie spojrzał.
-Teraz!- Miała tego po dziurki w nosie.
-Uspokój się i nie rób scen!- Nie miał ochoty z nią rozmawiać.
-Ja jestem spokojna. Chodź ze mną.
-Nie odpuścisz..

-Nie.- Wstał i szedł za nią. Szukała odpowiedniej sali i ukazał im się Pokój Życzeń. Weszli do niego, była sofa, ława, ciastka i herbata. Usiedli.
-O czym chciałaś rozmawiać?- Zapytał zniecierpliwiony.

-O Tobie. O nas.
-Nie ma o czym gadać.- Chciał wstać, ale powstrzymała go, łapiąc za rękę.

-Jak to nie ma? Gdzie jest Fred, którego znałam? Który zabrał mnie nad jezioro, który mnie całował w jaskini? Który się o mnie troszczył? Gdzie on jest?! Dlaczego zamiast tego mam Freda, który najchętniej by mnie wyśmiał, dla którego jestem śmieciem? Ludzie szepczą po kątach, że jestem kolejną zdobyczną, kolejną na Twojej liście, a po mnie jest następna. Czy zrobiłam coś nie tak? Czy Ty chcesz ze mną być? Może...
-Przestań!- Przerwał jej.- To był żart.- Nie zrozumiała.-Zakład. Mój i George i zwyciężyłem, zakochałaś się we mnie, tak niewiele było trzeba, żebyś się nabrała.
    Wstał i wyszedł, a ona została. Natychmiast w pokoju pojawiły się chusteczki, bardzo jej się przydały.
   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"To ona."

"Czy to dzieje się naprawdę?"

"Ben Rewson."