"Tydzień."

    Hermiona miała jeszcze trochę czasu do spotkania z Trevorem, więc poszła na górę i postanowiła się przebrać. Tutaj ubierała się znacznie inaczej. Założyła krótkie, koronkowe, czarne spodenki i do tego biało-niebieski crop top. Nagle przypomniało jej się, jak rozbierała się nad jeziorem w Norze. To był dla niej wielki wstyd, ale przy Trevorze nie czuła się zawstydzona. Pomalowała się trochę mocniej niż robiła to u Weasle'ów. Założyła czarne trampki i spojrzała w lustro. Rozpuściła włosy i rozczesała je. Podeszła do swojej szafy i z samego jej dna wyjęła czarną torbę, całą pokrytą kurzem. Ten widok był, jak nóż wbity prosto w jej serce. Mimo, że to były jakieś roztocza, zwykły kurz, ale to pokazywało, jak rzadko tańczyła, a przecież tak bardzo to kochała. Musiała się powstrzymać, żeby się nie rozpłakać. Wrzuciła do torby czarne adidasy i baletki w tym samym kolorze. Zaczęła szukać odpowiedniego stroju do tańca, ale wybrała to, co zawsze. Czarne leginnsy, bokserkę w tym samym kolorze i czerwoną koszulę w kratę. Powoli zeszła na dół. Przygotowała kilka kanapek i zabrała dwie butelki wody. Spojrzała na zegarek. 10.30. Wzięła jeszcze okulary z komody w przedpokoju i wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi. 
   Słońce, które biło dziś niemiłosiernie, oślepiło ją, ale przyjemnie było iść w jego blasku, szczególnie, gdy czuła na sobie spojrzenia starszych chłopców. Niektórzy w jej wieku, niektórzy parę lat starsi, odwracali się i wodzili za nią wzrokiem. Czuła się niesamowicie i widziała w ich oczach, że jest niesamowita.
    Nareszcie doszła do parku. Tutaj drogę znała na pamięć. Mogła iść z zamkniętymi oczami. Trevor stał tam, gdzie zawsze, przy fontannie.

     Trevor Tordjman- szasnastolatek, o śniadej cerze i czarnych włosach. Mierzył około 175 cm. Ciemne, piwne oczy. Bardzo przystojny chłopak. Teraz był ubrany w białą koszulkę polo, bordowe spodenki, adidasy i okulary. Wyglądał zabójczo i Hermiona to widziała, ale nie tylko ona. Wszystkie dziewczyny, które przechodziły obok nie pozostawały obojętne na jego wdzięk. Był zabawnym, beztroskim chłopakiem, który korzystał z życia i w dodatku nieziemsko tańczył. Z Hermioną poznali się na lekcjach tańca. Nigdy wcześniej się nie widzieli, zaczęli uczęszczać do studia w tym samym czasie. Trevor zawsze był wyższy od Hermiony, byli w tym samym wieku, dlatego ich nauczyciele połączyli ich w parę i to był strzał w dziesiątkę! Wygrywali prawie każdy konkurs, ale nigdy nie wyjeżdżali bez nagrody. Taniec ich do siebie bardzo zbliżył. Początkowo wszyscy myśleli, że połączy ich coś więcej. Nowi poznani znajomy brali ich za parę, ale oni zawsze utrzymywali, że są tylko przyjaciółmi i rzeczywiście zawsze tak było i nigdy się nie zmieniło. Hermiona uważała Trevora za bardzo przystojnego chłopaka. Kiedy spotkała go po raz pierwszy, wpadł jej w oko i ona mu również, ale byli wtedy tacy mali, a z czasem zrozumieli, że to przyjaźń i nie mieli o to żalu do nikogo, bo świetnie się z tym czuli.
    -Kochana moja!- Zawołał Trevor, kiedy ją ujrzał. Podbiegła do niego i zaczęli się przytulać. Podniósł ją i kilka razy zakręcił, a wreszcie postawił na ziemię. Nie miał z tym najmniejszego problemu. Kiedy razem tańczyli bardzo często do swoich choreografii włączali podnoszenia.
-Cudownie jest Cię widzieć.-Powiedziała.
-Ciebie również.- Odpowiedział i zaczęli iść w stronę nowego studia. Rozmowa kleiła się samoczynnie. Jednak dzisiejsza rozmowa i tak dużo ją kosztowała. Chłopak opowiadał o swoim wielkim sukcesie. Gryfonka była z niego bardzo dumna, ale zazdrościła mu z całego serca. Wiedziała, że nigdy nie poczuje tego samego, co on, ale i tak się cieszyła, że może potańczyć w "Akademii Tańca". W ich starym studio trzeba było umawiać się na terminy, czasami płacić za salę. Ta szkoła miała tak dużo wolnych pomieszczeń, że od ręki dostaną wolną salę.
   Wreszcie dotarli. Stali przed studiem, które mieściło się na ruchliwej ulicy. Budynek był zrobiony z czerwonej cegły, miał duże, brązowe okna i drzwi tego samego koloru. Trevor przepuścił Hermionę i jej oczom ukazała się recepcja, bardzo klimatyczna. Inaczej wyobrażała sobie tę szkołę. Myślała, że będzie tu bardziej elegancko, tym czasem całość była wykonana w stylu vintage, retro. Trochę z przymrużeniem oka. Za recepcją siedziała, na oku dwudziestoparoletnia kobieta. Była blondynką o dużych niebieskich oczach. Dobrze znała się Trevorem. Dała mu kluczyk do sali.
   Biurko stało na środku pomieszczenia, a po obydwu stronach były korytarze. Oni skręcili w ten po lewo. Trzecie sala po lewo ukazała się im. Cała była w lustrach, duża, przestronna. Trevor pokazał jej, gdzie jest jej szatnia. Dwa lustra okazały się również drzwiami. Był tam mały korytarz, gdzie można było puścić muzykę z odtwarzacza. Tam były następne drzwi, te już do szatni, które nie wyróżniła się niczym nadzwyczajnym. Wieszaki, ławki. Przebrała się i zabrała ze sobą koszulę, buty i wodę. Kiedy wyszła Trevor już był na sali, widziała to przez lustra, które okazały się weneckie. Związała włosy, weszła i uśmiechnęła się do chłopaka, ten odwzajemnił uśmiech. Klasnął w ręce i zaczęła płynąć muzyka.
    Zaczęli baletem, potem taniec współczesny i jazz, a na końcu hip-hop i taniec nowoczesny. Hermiona już dawno nie czuła się tak przyjemna zmęczona i wyczerpana. Kiedy popłynęli razem z muzyką czuła w sobie moc. Najpierw tańczyli układy, które już znali, potem zaczęli coś układać, a koniec był spontaniczny. Robili to, co grało im w duszy. Uwielbiali tak robić, rozumieli się bez słów, wiedzieli, że są dla siebie stworzeni, jeśli chodzi o taniec, mimo, że Trevor wolał hip-hop,a Hermiona taniec współczesny.
   Wyczerpani fizycznie poszli na pizzę. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, ale nie nudzili się w swoim towarzystwie. Trevor był przeciwieństwem Hermiony, mimo to potrafili się dogadać. Zresztą ona tutaj była inna. Tutaj nic jej nie goniło, nie martwiło.
   Trevor przypominał trochę Freda. Nie, nie z wyglądu, oboje byli zupełnie inni. Mieli tylko brązowe oczy, ale różniły się iskierki w tych oczach. Trevor miał zabawne, przyjacielskie, natomiast Freda były roześmiane, szykujące coś, a kiedy patrzył na Hermionę to ulegał jej urokowi i to też było widać.
   Tordjamn odprowadził Gryfonkę pod drzwi, uścisnęli się na pożegnanie i dziewczyna weszła do swojego domu. Słyszała swoich rodziców, byli w kuchni. Od razu tam poszła i nie myliła się.
-Cześć.- Powiedziała. Nie chciała ich przestraszyć, ale niestety to zrobiła. Bardzo zdziwili się, co ona tutaj robi, martwili się, czy coś się nie stało, ale po prostu odpowiedziała. -Nie mogłam stęsknić się za moim rodzicami?- Bardzo się ucieszyli i wszyscy razem zjedli kolację, podczas której Hermiona opowiadała, co wydarzyło się w Norze, zgrabnie pomijając pewne fakty (randki z Fredem, noc w domu, napad śmierciożerców i rozszczepienie). Powiedziała, również, że cały dzień spędziła z Trevorem i zamierza zostać tydzień.
    Mimo, że było wcześnie, dochodziła 22, jej rodzice byli zmęczeni całym dniem pracy. Hermiona poszła się wykąpać, a gdy weszła do swojego pokoju jej mama już na nią czekała.
-Hermiono, chciałabym z Tobą porozmawiać.
-Dobrze.- Odpowiedziała i usiadła na łóżku obok matki.
-Nie wiem, jak zacząć, ale...Jak poszło na randce?- Zapytała, a Hermiona była w szoku. Skąd ona wie?! Przecież nie mówiła jej o tym! Nikt nie wie, że spotyka się z Fredem! Nawet Ginny! Zaraz...chwilkę...przecież jej chodzi o Cormac'a! Zupełnie o nim zapomniała.
-Yyy...-nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Nie chciała mówić całej prawdy, ale nie chciała też okłamać mamy. Cormac zdawał jej się tak odległą przeszłością i wielką głupotą. Nic do niego nie czuła, a mimo to zgodziła się z nim umówić. Jednak były tego plusy, to zbliżyło ją do Freda. Nie wiedziała, czy to miało jakiekolwiek znacznie, ale wydawało jej się, że tak.- Nic się nie wydarzyło, umówiliśmy się dwa razy, ale nic nie poczułam, to nie ten.
-Och...szkoda kochanie.- Powiedziała pani Granger wyraźnie zmartwiona.
-Mamo co jest?- Zmiana nastroju została zauważona przez jej córkę.
-Nic, nic, tylko...myślałam, że ten chłopiec Ci się podoba i, że nareszcie będziesz miała kogoś bliskiego. Bliższego niż przyjaciel.- Nareszcie. To słowo zdecydowanie przybiło Gryfonkę.
-Mamo, przecież mam jeszcze czas. Nie muszę chodzić z kimś tylko dlatego, że zwrócił na mnie uwagę.
-Wiem, wiem. Ja tylko...martwię się o Ciebie. Mówiłaś, że będziesz samotna w te wakacje.
-Ale nie byłam, mamo. Zaprzyjaźniłam się z Angelą i Lavender. Nie musisz się bać.
-Cieszę się, naprawdę córeczko.- Wstała powiedziała jeszcze- Dobranoc.- i zamknęła za sobą drzwi.
   Hermiona trochę przeżywała słowa mamy. Zabolało ją to, ale nagle przypominała sobie, że ostatnio w swoim pokoju spała z Fredem i aż głupio jej się zrobiło, że po raz pierwszy od wyjazdu z Nory, dopiero teraz o nim pomyślała. Położyła się do łóżka i zaczęła myśleć o tym wszystkim, co im się przydarzyło, szczególnie wspominając wypad do Londynu i noc tutaj. Zasnęła, słysząc rytmiczne bicie serca Freda, przynajmniej tak jej się wydawało.
   Fred tymczasem nie mógł zapomnieć o tych prześlicznych brązowych oczach i kręconych włosach. Nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca. Nikt nie wiedział o co mu chodzi, oczywiście im też było trochę smutno, że Hermiony nie ma, ale wiedzieli, że wróci. Tylko George podejrzewał, o co może chodzić bliźniakowi.
   Hermiona świetnie się bawiła. Od samego rana czas spędzała z Trevorem. Wpadał już na śniadanie, potem szli tańczyć. Wracali popołudniu, jedli obiad, który sami przygotowali i szykowali się do wyjścia na miasto. Klub, bar, restauracja. Szli tam, gdzie poniosły ich nogi. W sobotę przypadała pewna rocznica, dlatego Trevor poprosił o pomoc Granger, a ona się chętnie zgodziła.
   George, w piątek po obiedzie postanowił poważnie porozmawiać z Fredem. Życie w Norze biegło swoim własnym i niezmiennym torem. Sprzątanie, pranie, gotowanie. Nic nie uległo zmianie od wyjazdu Hermiony, tylko Fred. Dlatego, gdy chłopak wstawał od stołu jego bliźniak zrobił to samo. Podszedł do niego i zapytał.- Możemy pogadać?- Na co Fred zgodził się skinieniem głowy. Myślał, że pójdą do swojego pokoju, ale oni wyszli przed dom. Oboje włożyli ręce do kieszeni i szli powoli w milczeniu. Kiedy znacząco się oddalili George zaczął.
-Fred widzę, że coś się dzieje. Nie oszukuj mnie! Nie chcę głupich wymówek typu "Sell nie odpisuje", czy "Magie się nie zgodziła", bo już wiem o kogo chodzi.- Gryfon spojrzał na swojego brata, jak na wariata. Nie chciał, żeby tak się dowiedział, za nikim tak nie tęsnkił, jak za Hermioną, ale ona nie może o tym wiedzieć. Nie może pokazać, jaką władzą ma nad nim.
-Powiesz mi, czy mam Ci to uświadomić, że wiem?- Nadal udawał, że nie wie o co chodzi.
-Bracie, zakochałeś się w Hermonie Granger.- Miło było słyszeć, kiedy mówił do niej po imieniu, zamiast "Panna Wszechwiedząca".
-O czym Ty...
-Przestań! Stop! Masz mi opowiedzieć o wszystkim! Jak to wszystko się zaczęło, co, jak i gdzie.- Fred wiedział, że nie wygra, więc wolał od razu powiedzieć. Rozpoczął od nieszczęśliwego wypadku z okiem, a skończył na wyjeździe i niespodziewanie silnym uczuciu. Geogre był zaskoczony, że wybranką bliźniaka jest właśnie Hermiona, ale starał się oswoić z tym, jednak to, co usłyszał przewyższyło jego najśmielsze oczekiwania. Jego braciszek wpadł po uszy, a przecież jeszcze niedawno wyśmiewał się z Hermiony. George nigdy nic do niej nie miał, ale była łatwym obiektem drwin, można było się z niej pośmiać i tyle. Wiedział, że polubiła się z Angelą,więc będzie musiał z tym przestać, a teraz, kiedy jego brat jest w niej zakochany nie ma innego wyjścia.
-Szczerze powiem, że nie spodziewałem się dowiedzieć, aż tyle.- Fred jakoś się uspokoił. Cieszył się, że mógł podzielić się z kimś swoimi zmartwieniami, z którymi nosił się już prawie tydzień. Teraz się wyluzował i wybuchnął śmiechem, po raz pierwszy od wyjazdu Gryfonki.
-Wpadłeś, jak śliwka w kompot!- George też się śmiał, widząc dobry nastrój brata.- Jeśli tak Ci na niej zależy to odwiedź ją.
-Kiedy? Dzisiaj?
-Nie! Jutro, na przykład. Wieczorem. Mamie powiemy, że chcemy, żeby bezpiecznie wróciła i, że teleportujesz się po nią!
-Ty to masz łeb bracie! Dzięki!- Zaczęli wracać do Nory, oboje w wyśmienitych nastrojach.
      Sobota dla Hermiony była pełna przygód, musiała załatwić pełno spraw i przygotować się na pewną imprezę. Przez cały tydzień nie miała dużo czasu dla siebie, dlatego nie mogła porządnie zatęsknić za Fredem. Nawet przykro jej było odchodzić już w niedzielę, przez jej głowę przeszła myśl, żeby jeszcze zostać i nie czuła wyrzutów sumienia, że chciałaby potańczyć razem z Trevorem.
      Fred wstał wcześnie, zjadł śniadanie i zaczął się pakować, wziął kilka potrzebnych rzeczy. Jego mama już wiedziała, że chce zapewnić bezpieczeństwo Gryfonce i ucieszyła się z tego pomysłu. Właśnie wybierał, co też ma na siebie założyć, gdy do pokoju wszedł do George.
-Myślałem, że ten dzień chcesz spędzić z Angeliną.
-Bo chcę, ale chcę Ci też pomóc.- Razem wybrali odpowiedni strój-ciemne dżinsy i jasnoniebieską koszulę na krótki rękaw i Fred mógł się teleportować. George poradził mu, żeby zabrał ze sobą kwiaty, dlatego w ogródku zerwał kilka różowych astrów.
   Hermiona stała przed lustrem i podobało jej się to, co tam widziała. Włosy spięła w luźny kok z przedziałkiem na środku, założyła intensywnie zielony kombinezon na długi rękaw, z krótkimi spodenkami, do tego granatowe szpilki i kopertówkę w tym samym kolorze. Usta pomalowała na czerwono, ale reszta makijażu była spokojna. Zeszła na dół i wyszła z domu. Tym razem na spotkanie z Trevorem musiała udać się w inne miejsce. Mianowicie park, w którym niedawno spacerowała z Fredem.
     Weasley teleportował się w uliczkę niedaleko domu Granger. Musiałby wysilać się i przypominać to całe otoczenie, gdyby nie to, że ten dzień miał w pamięci tak dobrze i codziennie o nim myślał. Dość łatwo udało mu się trafić do domu Hermiony. Trochę się denerwował, ale zadzwonił. Jednak nikt mu nie otworzył. Zastanowił się zdziwiony, gdzie ona może się podziewać. Nie pomyślał nawet, że mogłaś gdzieś wyjść. Wreszcie przypomniał sobie, że mówiła mu o parku, gdzie spędza większość czasu, zatem postanowił tam właśnie się udać. Torbę zostawił za domem, a kwiaty wziął ze sobą. Myślał, że zabłądzi, ale jednak udało mu się trafić. Przy głównej fontannie zauważył transparent "Jesteśmy ze sobą już dwa lata!". Wydawało mu się to trochę głupie, ale na pewno romantyczne. Zauważył tam jakiegoś chłopaka i miał dziwne wrażenie, że gdzieś już go widział. Przystanął i zapomniał, że miał szukać Hermiony, ale tak naprawdę to ona do niego przyszła...
   Hermiona szła szybko, aż w końcu zobaczyła Trevora, a za nim wielki transparent, obok stolik dla dwojga, baloniki w kształcie serduszek i kwiaty. Czerwone róże. Zaczęła biec, o ile jest to możliwe w 10centymetrowych szpilkach i rzuciła mu się na szyję. Ucałował ją w dwa policzki i kilka razy okręcił, aż w końcu postawił na ziemię.
   Fred zobaczył Hermionę, wyglądała tak pięknie, a nawet nie pomyślał, że może być umówiona. Miał do niej podejść, ale zaczęła biec i uwiesiła się temu chłopakowi na szyję. Teraz go rozpoznał. Trevor...Poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu...




                                                        Drodzy Czytelnicy!
      PRZEPRASZAM!! Tak, wiem baaaardzo długo mnie nie było. Niestety mój komputer usunął prawie gotowy post, co podziałało na mnie demotywująco, ale już jestem z następnym postem. Jestem mile zaskoczona, że ktoś czekał na niego. Miłego czytania :)
                                                                                                  Pisarka
      
     

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"To ona."

"Idealnie dopasowani" Miniaturka #2

"Ben Rewson."