"Zgoda."
Fred obudził się w złym humorze. Nie dość, że połowa wakacji już minęła, to stracił Hermionę. Był tego pewien. Wiedział to. Nie chciała z nim rozmawiać. Sam do tego dopuścił. Chciał, żeby udowodniła mu, że zależy jej na nim, ale nie robiła tego, kiedy za każdym razem prosiła o rozmowę? Pomysł George był dobry, ale to on nie uchwycił momentu, w którym powinien z nią porozmawiać. Zdawał sobie sprawę, że zakochał się w niej, ale dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo mu na niej zależy, wtedy, gdy nie ma dla niego czasu, gdy nie ma ochoty na rozmowę.
Ubrał się z nadzieją, że na dole będzie Hermiona. Przecież było dopiero wpół do siódmej. Tylko jego rodzice lub ona mogli być kuchni.
Hermiona wstała i czuła się znakomicie. Założyła białą sukienkę na ramiona w czerwone kwiaty,a do tego brązowy pasek. Włosy spięła w kucyk. Spotkanie z Wiktorem dodało jej pewności, że musi zaryzykować, jeśli chodzi o Freda. Podobał jej się. Bardzo. Dlaczego ma nie spróbować? Chodź to nie znaczy, że zapomniała, o tym, jak ją potraktował. Nie chciał rozmawiać, poświęcić dla niej nawet chwili. Może powinna z nim postąpić, jak Angelina z Georgem? Jednak przypomniało jej się, jak Weasley cierpiał, jak nie miał ochoty do życia. Fred raczej nie kocha, tak jej, ale będzie go to bolało. Ją też bolało. Przypomniała sobie, jak długo z nim nie rozmawiała, a miała wielką ochotę.
Zeszła po cichu do kuchni, żeby nie obudzić Ginny. Tam znajdowali się państwo Weasley. Przywitała się z nimi i dołączyła do pana Artura, który jadł śniadanie. Gdy już skończył wyszedł do pracy. Jego żona też miała ręce pełne roboty. Wyszła z kuchni zabierają ze sobą różne płyny i ścierki. Hermiona jadła powoli, w ciszy i spokoju. Wolała nie myśleć, jak teraz wszystko się ułoży, więc rozmyślała o kubku, który stał na stole. To była jakaś alternatywa. Mogła uwolnić swoją głową od Freda i Wiktora.
Fred wszedł do kuchni. Tak! Jest tutaj! Sama! Będzie mógł z nią porozmawiać. Jak pięknie wygląda. Z dnia na dzień wydawało mu się, że jest coraz piękniejsza.
-Cześć- powiedział nieśmiało i dosiadł się do stołu.
-Hej- odpowiedziała mu.
-Możemy porozmawiać? Może jakiś spacer?
-Co?!- Zapytała zaskoczona.- Myślisz, że się zgodzę, po tym wszystkim? Musisz mnie o to prosić tyle razy, ile ja prosiłam Ciebie. Dla wyjaśnienia odmówiłeś mi 52 razy.- Gryfon był zawstydzony, ale musiał jakąś ją przekonać.
-Byłaś w tej sytuacji, chcesz, żebym tak samo się czuł?
-Może to, by Cię czegoś nauczyło!- Powiedziała hardo, ale sama dobrze wiedziała, że zgodzi się.
-Hermiono, proszę...-Błagał ją.
-No...dobrze.- Odpowiedziała mu. Cieszył się. Może jest jeszcze jakaś nadzieja. Hermiona też była szczęśliwa. Od tak dawna z nim nie mówiła, ale starała się zachować pozory.
Wstali i wyszli. Na początku szli powoli, w milczeniu. Fred trzymał dłonie w kieszeniach, a dziewczyna miała skrzyżowane ręce. Hermiona wiedziała, że to Gryfon musi zacząć tę rozmowę. On też zdawał sobie z tego sprawę, ale tak bał się i zastanawiał nad tym, czy Granger zgodzi się na spacer, że nawet nie pomyślał, jak powinien zacząć rozmowę. Byli już kawałek od Nory. W końcu musi się przełamać.
-Hermiono, chciałem Cię przeprosić. Zupełnie nie wiem, dlaczego nie chciałem z Tobą rozmawiać- Kłamał. Dokładnie wiedział, że nie chciał z nią mówić, bo umówiła się z kimś innym.- Zachowałem się naprawdę głupio. Przepraszam. Wybaczysz mi?- Dziewczyna była rozdarta. Z jednej strony chciała rzucić się na Gryfona, a z drugiej wykrzyczeć mu, jaka jest na niego wściekła. Powiedzieć mu o swoim bólu, o tym, że chciała nawet odwołać to spotkanie z Wiktorem.
-Fred, o co Ci chodzi? Najpierw się ze mną umawiasz, potem się wściekasz, że mam przyjaciela i postanawiasz się do mnie nie odzywać, a na końcu przepraszasz?- Stanęli i patrzyli na siebie. Hermiona z wyrzutem, a Weasley bojąc się, co za chwilę może się wydarzyć. Ta cała sytuacja była tak trudna, tak skomplikowana. Jedynym wyjściem z niej była prawda. To właśnie zamierzał zrobić. Być szczery.
-A Tobie? Wczoraj dałaś mi do zrozumienia, że jestem dla Ciebie ważny, a potem nie chcesz ze mną gadać!- Pamiętał o jej wczorajszych słowach! To dało jej jakieś pewności i otuchy.
-Na prawdę nie wiesz o co mi chodzi?! No tak, faceci!
-Hermiono, proszę Cię!
-Chodzi mi to, że naprawdę Cię lubię! Staram się z Tobą porozmawiać, spędzać z Tobą czas, a Ty nie masz dla mnie nawet chwili na krótką rozmowę, w której wszystko bym Ci wyjaśniła. Jesteś dla mnie ważny, ale co mi po tym, skoro Ty nie zwracasz na mnie uwagi?! Po co mi jakiekolwiek kontakty skoro chcesz być moim kolegom?
-Hermiono...-zaczął powoli. Właśnie przyznała mu się, że lubi go i to bardzo.
-Mów to, co myślisz i czujesz. Ja to zrobiłam i oczekuję od Ciebie tego samego.- Powiedziała stanowczo. Miała dość już niewyjaśnionych sytuacji i przede wszystkim wiedziała, co teraz się wydarzy.- Miejmy to już za sobą. Po prostu powiedz, że właśnie wygrałeś zakład, że to był żart. No śmiało!- Dodała, wiedząc lekkie zakłopotanie Freda.
-Nie, to nie tak.- Szybko odpowiedział. Nie chciał, żeby tak to wszystko postrzegała.- Ja...ja nie chciałem z Tobą rozmawiać, ponieważ czekałem na dowód tego, że zależy Ci na mnie.
-Co?!- Była w szoku.- Czy nie dawałam Ci go za każdym razem, kiedy szukałam z Tobą kontaktu?!
-Może i tak, ale dopiero te wczorajsze zdanie, że jestem dla Ciebie ważny uświadomiło mnie, że naprawdę Ci na mnie zależy.- Powiedział jej trochę zawstydzony. Hermiona prychnęła. Tego się po nim nie spodziewała.
-Dlaczego? Dlaczego czekałeś aż tak długo? Ja błagałam Cię tyle razy! 52!
-Musiałem być pewny, że jestem ważniejszy od Kruma. Jak Ty byś się czuła, gdybym umówił się z Demelzą twierdząc, że to moja przyjaciółka?
-Nie porównuj tego, tak.- Była oburzona.- Ja i Wiktor przyjaźnimy się od dwóch lat. Spotykamy się regularnie. Nie, jak Ty i ta cała Demelza. Poza tym to Ty masz opinię podrywacza, a nie ja!
-Skąd miałem wiedzieć, że jesteście tylko przyjaciółmi?
-Bo powiedziałam Ci to!
-Hermiono! Mówisz mi, że nie miałaś chłopaka, a w te wakacje zdążyłaś umówić się ze mną, Wiktorem i Cormaciem! Jak miałem to odebrać?!- Rzeczywiście. Nawet o tym nie pomyślała. Była pewna, że tylko z jednym na tych spotkaniach była naprawdę szczęśliwa, jeśli chodzi o głębszą relację.
-Masz rację. Nawet przez myśl mi to nie przeszło.- Fred był w lekkim szoku, że dziewczyna tak łatwo przyznała się do winy.- Powiedz mi, czy byłam szczęśliwa, kiedy wróciłam ze spotkania z Cormaciem?
-Nie- powiedział cicho.
-Wściekłam się, kiedy widziałam, jak Wiktor podrywa Angeline?
-Nie- szepnął.
-A kiedy zobaczyłam Demelzę i Mariettę?
-Tak- powiedział i zrozumiał wszystko. Nie była zła na Kruma, który podrywa inne dziewczyny, a tym bardziej na McLaggena. Cieszyła się szczęściem Bułgara, a zachowaniem Cormac'a była przybita. Myślała, że on naprawdę się w niej zakochał, a tu takie coś. Na jej oczach całuje inne dziewczyny. To musiał być szok, ale chyba największym przeżyciem był obraz z salonu. Demelza siedzi na kolanach Freda i nagle teleportuje się Marietta.
-Teraz widzisz różnicę?- Zapytała już spokojniej.
-Widzę.- Gryfon był szczęśliwy, bo wszystko układało się w całość.
-Chcę, żebyś to zapamiętał.- Powiedziała i na chwilę przerwała, żeby złapać oddech. To co teraz powie jest bardzo ważne i po raz pierwszy w życiu przez jej gardło przejdą te słowa.- Wiktor to mój przyjaciel, gdyby było inaczej już dawno bym z nim była. Cormac mnie w ogóle nie odchodzi. Za to Ty bardzo mnie interesujesz. Nie zdajesz sobie sprawy, jak wielką przykrość sprawiała mi każda Twoja odmowa, jakiekolwiek rozmowy i nawet nie wiesz, jaka byłam szczęśliwa, kiedy byliśmy w Szwajcarii i, jak bardzo przejmowałam się, czy spodoba Ci się Londyn, jak czułam się, kiedy zobaczyłam Cię z Skylar. Nie wiesz tego,a ja chcę żebyś wiedział, że Twoja rozmowa z nią bolała tysiąc, co ja mówię milion razy bardziej niż, jakiś tam pocałunek Cormac'a z jakąś dziewczyną. Demelza i Marietta w salonie? To było...okropne. Nawet teraz pamiętam wszystko tak dokładnie, ale najbardziej pamiętam i czuję ból, jaki wtedy przeżywałam. To było, jak z grom z jasnego nieba. Czułam się, jak idiotka. Teraz jeszcze nie chciałeś ze mną rozmawiać. Wiesz, że chciałam odmówić spotkanie z Wiktorem? Nigdy bym się z nim nie spotkała! To wszystko dla Ciebie, ale Ty...Ty nic nie rozumiesz! Wszystko muszę Ci tłumaczyć! Prowadzić za rękę!- Fred stał oniemiały. Niektórych z tych rzeczy mógłby się domyślić, ale usłyszeć je z ust Hermiony! To coś znaczy! To znaczy, że to jest prawda! Była taki szczęśliwy, jak nigdy.
-Hermiono...Ja też źle się czułem, kiedy szłaś na spotkania z Cormaciem,a gdy dowiedziałam się, o tym, że umawiasz się z Wiktorem to...nie wytrzymałem. Byłem wściekły, ale też zazdrosny. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego chcesz się z nim spotkać. Przecież jestem ja, a on? Zapomniałem, jaki jest dla Ciebie ważny.- Nawet nie patrzył na nią. Na początku bał się ich rozmowy, a teraz był uśmiechnięty. Nie był do końca pewny, czy powinien, więc wolał patrzeć na swoje trampki.
-Chyba już teraz wiesz?- Ona nie bała się patrzeć na niego. Była sama zaskoczona swoim zachowaniem. Pewnością, bezczelnością, jaką emanowała. Nie bała się tego, co się wydarzy. Miała już dosyć tego, że nie może z nim rozmawiać, że każdego wieczora zastanawia się, co robi, o czym myśli.
-Co wiem?- Domyślał się, co może za chwilę usłyszeć, ale pięknie będzie to brzmiało z jej ust. Spojrzał na nią.
-Że dla mnie jesteś ważniejszy. Najważniejszy.- Fred był niewyobrażalnie szczęśliwy. Powiedziała to! Tyle dziewczyn już mu to mówiło, ale nigdy nie czuł się tak wspaniale. To było coś niesamowitego. Hermiona też zrozumiała znaczenie swoich słów. W jej głowie plątały się te wszystkie słowa, które mu powiedziała. Zawstydziła się tego, co nie umknęło uwadze Gryfona. Jej poliki zarumieniły się. Dla niego to było takie urocze. Była tak inna i taka nieziemska. Złapał jej dłoń. Tak bardzo brakowało jej, jego palców, ciepła, dotyku. Czuła się przy nimi bezpieczna. Czuła, że on może ochronić ją przed całym światem. Teraz była zawstydzona tym, co powiedziała.
-Ty dla mnie też jesteś ważna. Bardzo. Może nie najważniejsza, bo wiesz mam jeszcze rodzeństwo i rodziców, sama rozumiesz.- Droczył się z nią. Ona uśmiechnęła się do niego.
-To...już wszystko w porządku? Będziesz ze mną rozmawiał?- Zapytała nieśmiało.
-Tak- odpowiedział jej z szerokim uśmiechem. Czuł się, jakby był w siódmy niebie. To było wspaniałe uczucie. Stoi naprzeciwko pięknej dziewczyny, która mu się podoba, a on dla niej jest najważniejszy, w dodatku trzymają się za ręce i wiedzą o swoich uczuciach. Co mogłoby być lepszego?
Szli trzymając się za ręce. Byli uśmiechnięci. Hermiona wolała nie patrzeć na Freda. Wstydziła się. Za to on od czasu do czasu patrzył na nią, jakby chciał się upewnić, że to nie jest sen, że naprawdę idzie z nią i widzi jej szczery uśmiech. Czasami, gdy zbyt długo na nią patrzył ona spuszczała swój wzrok i czuła się lekko zestresowana. Powoli wracali do Nory. Fred mimowolnie puścił jej rękę. Trochę tego nie rozumiała.
-Widziałem, co się działo, kiedy umówiłaś się z Wiktorem. Nie chcę tego samego. Miałaś rację.- Doskonale wiedziała, co ma na myśli. Do niedawna sama tego chciała, ale teraz było jej to obojętne. Pragnęła z nim spędzać każdą wolną chwilę. Nawet jeśli wszyscy w domu dowiedzieliby się o tym. Fred też wolałby nigdy nie puszczać jej ręki, ale kiedy wyobraził sobie Ginny, która dowiaduje się, że jej najlepsza przyjaciółka i brat są parą to sam przeraził się tej wizji. Krzyczy, piszczy, śmieję się i zaczyna gadać. Daje mu rady, co ona lubi,a czego nie, jak powinien się zachowywać, czego przy niej nie mówić. Jasne, że chciał to wszystko wiedzieć, ale chyba już wolał się tego wszystkiego u źródła. Będzie spędzał dużo czasu z Granger, wtedy dowie się o niej wielu rzeczy. Już teraz wie o niej dużo więcej, niż rok temu.
Hermiona nie chciała tak, tego kończyć. Zdawała sobie sprawę, że jeśli wrócą do Nory, to będą musieli sprzątać i nawet chwili nie będą mogli spędzić sami. Szczególnie, że Fred woli się jeszcze nie afiszować, że czują coś do siebie. Wpadła na pomysł, dzięki któremu mogliby być sami. Wyciągnęła do Freda ręką. Spojrzał na nią niepewnie, ale od razu w jej oczach zobaczył coś magicznego. Chciała go gdzieś zabrać, coś pokazać.
-Hermiono, nie wiem, czy to dobry pomysł. Mama będzie się o nas martwić.- Dziewczyna nie za bardzo mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
-Od kiedy Ty się przejmujesz, tym, co powie Twoja mama. Jakoś w Hogwarcie o tym nie myślisz.- Nie chciała na niego naciskać. Miał rację, mówiąc, że będę się o nich martwić. W końcu wyszli z domu nic nie mówiąc, ale nie sądziła, że on tym się przejmie. Fred dopiero teraz zrozumiał, co powiedział. Przecież on by w życiu tak nawet nie pomyślał! Hermiona, chyba, rzeczywiście go zmienia.
-Eee...ja...ja naprawdę to powiedziałem?
-Tak i masz rację. Nie możemy tak znikać.
-Możemy! Oczywiście, że możemy!- Ocknął się. Hermiona chcę z nim spędzić dzień. To cudownie! Byłby idiotą gdyby się nie zgodził.
-Powinniśmy uprzedzić, że wybierzemy się gdzieś. Z resztą ja powinnam się jakoś ogarnąć.
-Hermiono! Wyglądasz pięknie! Nic nie musisz poprawiać. Powiem Georgowi, że koniecznie musisz wrócić do domu po książkę. Okej?- Dziewczyna skinęła głową. To był naprawdę dobry pomysł, ale...czy on się jej wstydził, że nie chciał mówić bratu, że to właśnie z nią się umówił? Nie zdążyła go o to zapytać, ponieważ teleportował się. Stała i zastanawiała się, co powinna zrobić. Czekać na niego, a może wrócić do Nory, albo wybrać się gdzieś samemu. Fred wstydzi się jej. To podłe, to dla niej wielkie upokorzenie. Najchętniej ukryłaby się przed nim. Musi podjąć, jakąś decyzję.
-Już jestem. Nie było żadnych problemów. George akurat wstał i ma przekazać mamie, że będziemy u Ciebie. To, jak, gdzie mnie zabierasz? Może to ja mam Cię gdzieś zabrać.- Fred był wesoły. Już nie mógł się doczekać na kolejną ich randkę. Szczególnie po takim poranku. Jednak natychmiast zobaczył niewyraźną minę Gryfonki.
-Ej, Hermiona, co jest?- Nic z tego nie rozumiał. Zostawił ją szczęśliwą i uśmiechniętą, a teraz wygląda na przybitą. Co mogło wydarzyć się w takim krótkie czasie?
-Fred, czy Ty się mnie wstydzisz?- Zapytała spokojnie. Chłopak był wyprowadzony z równowagi. Dziewczyna pośpiesznie dodała.- Chodzi o to, czy wstydzisz się przyznać Georgowi, że spotykasz się ze mną?
-O co Ci chodzi? Przecież sama mówiłaś, prosiłaś, żebym nie mówił nikomu, że się spotykamy.- Był w szoku. Robił to, co ona chciała, a miał wielką chęć pogadać z bratem, posłuchać, jakiś rad. Bliźniak nie był, jak dziewczyny. Nie mówił, kiedy ma ją pocałować, kiedy przytulić. Po prostu zawsze wiedział, jak go pocieszyć, jak zaradzić, żeby czuł się pewny siebie.
-Wiem, co mówiłam, ale myślałam, że chcesz podzielić się swoim bratem, że się umawiamy.
-Hermiono! Przejdź do sedna, bo nie wiem o co Ci chodzi.
-George śmiał się ze mnie, jak on zareaguje na to, że byliśmy na randkach? Boisz się tego? Może odradzi Ci mnie? Wstydzisz się przyznać, że jestem dla Ciebie ważna? Ja, panna wszechwiedząca?
-O czym Ty mówisz?- Fred był poddenerwowany, szczególnie, gdy widział spokój Granger.
-Fred...proszę, odpowiedz.
-Oczywiście, że nie! Co ma George do tego, z kim się umawiam? Nie może mi rozkazywać i nie wstydzę się Ciebie, jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć?
-To dlaczego od razu wpadłaś na pomysł z książkę, zamiast po prostu iść i powiedzieć, że wybieramy się gdzieś razem. Wiem, że nie chciałam na razie nikomu o tym mówić, ale myślałam, że Ty tego chcesz.
-Chcę, żebyś była szczęśliwa, a widziałem, że nie byłaś, kiedy słuchałaś o tym, jak masz się zachowywać przy Wiktorze. Chciałem tego uniknąć. Zrozumiałem o czym mówiłaś. Przyznam szczerze, że kiedy nie chciałaś, aby ktokolwiek wiedział o tym, że się spotykamy byłem lekko zaskoczony i trochę zdesperowany, ale po ostatnich wydarzeniach wiem, że masz rację.
-Czyli nie będziesz się wstydził pokazać się gdzieś ze mną, albo powiedzieć braciom, że chodzimy na randki?- Gryfonka była zawstydzona, a Fred widząc jej rumieńce i słysząc z jej ust, że chodzą na randki, odpłynął. Musiał sobie przypomnieć, że nadal z nią rozmawia i musi odpowiedzieć.
-Hermiono, jesteś taka piękna, mądra i cudowna, jak mógłbym się Ciebie wstydzić?- Fred był szczęśliwy. Wszystko świetnie się układało. Hermiona zawstydzona jego słowami, wyciągnęła do niego rękę i po ich ciałach przeszło przyjemne uczucie ciepła i bliskości. Teleportowali się.
Ubrał się z nadzieją, że na dole będzie Hermiona. Przecież było dopiero wpół do siódmej. Tylko jego rodzice lub ona mogli być kuchni.
Hermiona wstała i czuła się znakomicie. Założyła białą sukienkę na ramiona w czerwone kwiaty,a do tego brązowy pasek. Włosy spięła w kucyk. Spotkanie z Wiktorem dodało jej pewności, że musi zaryzykować, jeśli chodzi o Freda. Podobał jej się. Bardzo. Dlaczego ma nie spróbować? Chodź to nie znaczy, że zapomniała, o tym, jak ją potraktował. Nie chciał rozmawiać, poświęcić dla niej nawet chwili. Może powinna z nim postąpić, jak Angelina z Georgem? Jednak przypomniało jej się, jak Weasley cierpiał, jak nie miał ochoty do życia. Fred raczej nie kocha, tak jej, ale będzie go to bolało. Ją też bolało. Przypomniała sobie, jak długo z nim nie rozmawiała, a miała wielką ochotę.
Zeszła po cichu do kuchni, żeby nie obudzić Ginny. Tam znajdowali się państwo Weasley. Przywitała się z nimi i dołączyła do pana Artura, który jadł śniadanie. Gdy już skończył wyszedł do pracy. Jego żona też miała ręce pełne roboty. Wyszła z kuchni zabierają ze sobą różne płyny i ścierki. Hermiona jadła powoli, w ciszy i spokoju. Wolała nie myśleć, jak teraz wszystko się ułoży, więc rozmyślała o kubku, który stał na stole. To była jakaś alternatywa. Mogła uwolnić swoją głową od Freda i Wiktora.
Fred wszedł do kuchni. Tak! Jest tutaj! Sama! Będzie mógł z nią porozmawiać. Jak pięknie wygląda. Z dnia na dzień wydawało mu się, że jest coraz piękniejsza.
-Cześć- powiedział nieśmiało i dosiadł się do stołu.
-Hej- odpowiedziała mu.
-Możemy porozmawiać? Może jakiś spacer?
-Co?!- Zapytała zaskoczona.- Myślisz, że się zgodzę, po tym wszystkim? Musisz mnie o to prosić tyle razy, ile ja prosiłam Ciebie. Dla wyjaśnienia odmówiłeś mi 52 razy.- Gryfon był zawstydzony, ale musiał jakąś ją przekonać.
-Byłaś w tej sytuacji, chcesz, żebym tak samo się czuł?
-Może to, by Cię czegoś nauczyło!- Powiedziała hardo, ale sama dobrze wiedziała, że zgodzi się.
-Hermiono, proszę...-Błagał ją.
-No...dobrze.- Odpowiedziała mu. Cieszył się. Może jest jeszcze jakaś nadzieja. Hermiona też była szczęśliwa. Od tak dawna z nim nie mówiła, ale starała się zachować pozory.
Wstali i wyszli. Na początku szli powoli, w milczeniu. Fred trzymał dłonie w kieszeniach, a dziewczyna miała skrzyżowane ręce. Hermiona wiedziała, że to Gryfon musi zacząć tę rozmowę. On też zdawał sobie z tego sprawę, ale tak bał się i zastanawiał nad tym, czy Granger zgodzi się na spacer, że nawet nie pomyślał, jak powinien zacząć rozmowę. Byli już kawałek od Nory. W końcu musi się przełamać.
-Hermiono, chciałem Cię przeprosić. Zupełnie nie wiem, dlaczego nie chciałem z Tobą rozmawiać- Kłamał. Dokładnie wiedział, że nie chciał z nią mówić, bo umówiła się z kimś innym.- Zachowałem się naprawdę głupio. Przepraszam. Wybaczysz mi?- Dziewczyna była rozdarta. Z jednej strony chciała rzucić się na Gryfona, a z drugiej wykrzyczeć mu, jaka jest na niego wściekła. Powiedzieć mu o swoim bólu, o tym, że chciała nawet odwołać to spotkanie z Wiktorem.
-Fred, o co Ci chodzi? Najpierw się ze mną umawiasz, potem się wściekasz, że mam przyjaciela i postanawiasz się do mnie nie odzywać, a na końcu przepraszasz?- Stanęli i patrzyli na siebie. Hermiona z wyrzutem, a Weasley bojąc się, co za chwilę może się wydarzyć. Ta cała sytuacja była tak trudna, tak skomplikowana. Jedynym wyjściem z niej była prawda. To właśnie zamierzał zrobić. Być szczery.
-A Tobie? Wczoraj dałaś mi do zrozumienia, że jestem dla Ciebie ważny, a potem nie chcesz ze mną gadać!- Pamiętał o jej wczorajszych słowach! To dało jej jakieś pewności i otuchy.
-Na prawdę nie wiesz o co mi chodzi?! No tak, faceci!
-Hermiono, proszę Cię!
-Chodzi mi to, że naprawdę Cię lubię! Staram się z Tobą porozmawiać, spędzać z Tobą czas, a Ty nie masz dla mnie nawet chwili na krótką rozmowę, w której wszystko bym Ci wyjaśniła. Jesteś dla mnie ważny, ale co mi po tym, skoro Ty nie zwracasz na mnie uwagi?! Po co mi jakiekolwiek kontakty skoro chcesz być moim kolegom?
-Hermiono...-zaczął powoli. Właśnie przyznała mu się, że lubi go i to bardzo.
-Mów to, co myślisz i czujesz. Ja to zrobiłam i oczekuję od Ciebie tego samego.- Powiedziała stanowczo. Miała dość już niewyjaśnionych sytuacji i przede wszystkim wiedziała, co teraz się wydarzy.- Miejmy to już za sobą. Po prostu powiedz, że właśnie wygrałeś zakład, że to był żart. No śmiało!- Dodała, wiedząc lekkie zakłopotanie Freda.
-Nie, to nie tak.- Szybko odpowiedział. Nie chciał, żeby tak to wszystko postrzegała.- Ja...ja nie chciałem z Tobą rozmawiać, ponieważ czekałem na dowód tego, że zależy Ci na mnie.
-Co?!- Była w szoku.- Czy nie dawałam Ci go za każdym razem, kiedy szukałam z Tobą kontaktu?!
-Może i tak, ale dopiero te wczorajsze zdanie, że jestem dla Ciebie ważny uświadomiło mnie, że naprawdę Ci na mnie zależy.- Powiedział jej trochę zawstydzony. Hermiona prychnęła. Tego się po nim nie spodziewała.
-Dlaczego? Dlaczego czekałeś aż tak długo? Ja błagałam Cię tyle razy! 52!
-Musiałem być pewny, że jestem ważniejszy od Kruma. Jak Ty byś się czuła, gdybym umówił się z Demelzą twierdząc, że to moja przyjaciółka?
-Nie porównuj tego, tak.- Była oburzona.- Ja i Wiktor przyjaźnimy się od dwóch lat. Spotykamy się regularnie. Nie, jak Ty i ta cała Demelza. Poza tym to Ty masz opinię podrywacza, a nie ja!
-Skąd miałem wiedzieć, że jesteście tylko przyjaciółmi?
-Bo powiedziałam Ci to!
-Hermiono! Mówisz mi, że nie miałaś chłopaka, a w te wakacje zdążyłaś umówić się ze mną, Wiktorem i Cormaciem! Jak miałem to odebrać?!- Rzeczywiście. Nawet o tym nie pomyślała. Była pewna, że tylko z jednym na tych spotkaniach była naprawdę szczęśliwa, jeśli chodzi o głębszą relację.
-Masz rację. Nawet przez myśl mi to nie przeszło.- Fred był w lekkim szoku, że dziewczyna tak łatwo przyznała się do winy.- Powiedz mi, czy byłam szczęśliwa, kiedy wróciłam ze spotkania z Cormaciem?
-Nie- powiedział cicho.
-Wściekłam się, kiedy widziałam, jak Wiktor podrywa Angeline?
-Nie- szepnął.
-A kiedy zobaczyłam Demelzę i Mariettę?
-Tak- powiedział i zrozumiał wszystko. Nie była zła na Kruma, który podrywa inne dziewczyny, a tym bardziej na McLaggena. Cieszyła się szczęściem Bułgara, a zachowaniem Cormac'a była przybita. Myślała, że on naprawdę się w niej zakochał, a tu takie coś. Na jej oczach całuje inne dziewczyny. To musiał być szok, ale chyba największym przeżyciem był obraz z salonu. Demelza siedzi na kolanach Freda i nagle teleportuje się Marietta.
-Teraz widzisz różnicę?- Zapytała już spokojniej.
-Widzę.- Gryfon był szczęśliwy, bo wszystko układało się w całość.
-Chcę, żebyś to zapamiętał.- Powiedziała i na chwilę przerwała, żeby złapać oddech. To co teraz powie jest bardzo ważne i po raz pierwszy w życiu przez jej gardło przejdą te słowa.- Wiktor to mój przyjaciel, gdyby było inaczej już dawno bym z nim była. Cormac mnie w ogóle nie odchodzi. Za to Ty bardzo mnie interesujesz. Nie zdajesz sobie sprawy, jak wielką przykrość sprawiała mi każda Twoja odmowa, jakiekolwiek rozmowy i nawet nie wiesz, jaka byłam szczęśliwa, kiedy byliśmy w Szwajcarii i, jak bardzo przejmowałam się, czy spodoba Ci się Londyn, jak czułam się, kiedy zobaczyłam Cię z Skylar. Nie wiesz tego,a ja chcę żebyś wiedział, że Twoja rozmowa z nią bolała tysiąc, co ja mówię milion razy bardziej niż, jakiś tam pocałunek Cormac'a z jakąś dziewczyną. Demelza i Marietta w salonie? To było...okropne. Nawet teraz pamiętam wszystko tak dokładnie, ale najbardziej pamiętam i czuję ból, jaki wtedy przeżywałam. To było, jak z grom z jasnego nieba. Czułam się, jak idiotka. Teraz jeszcze nie chciałeś ze mną rozmawiać. Wiesz, że chciałam odmówić spotkanie z Wiktorem? Nigdy bym się z nim nie spotkała! To wszystko dla Ciebie, ale Ty...Ty nic nie rozumiesz! Wszystko muszę Ci tłumaczyć! Prowadzić za rękę!- Fred stał oniemiały. Niektórych z tych rzeczy mógłby się domyślić, ale usłyszeć je z ust Hermiony! To coś znaczy! To znaczy, że to jest prawda! Była taki szczęśliwy, jak nigdy.
-Hermiono...Ja też źle się czułem, kiedy szłaś na spotkania z Cormaciem,a gdy dowiedziałam się, o tym, że umawiasz się z Wiktorem to...nie wytrzymałem. Byłem wściekły, ale też zazdrosny. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego chcesz się z nim spotkać. Przecież jestem ja, a on? Zapomniałem, jaki jest dla Ciebie ważny.- Nawet nie patrzył na nią. Na początku bał się ich rozmowy, a teraz był uśmiechnięty. Nie był do końca pewny, czy powinien, więc wolał patrzeć na swoje trampki.
-Chyba już teraz wiesz?- Ona nie bała się patrzeć na niego. Była sama zaskoczona swoim zachowaniem. Pewnością, bezczelnością, jaką emanowała. Nie bała się tego, co się wydarzy. Miała już dosyć tego, że nie może z nim rozmawiać, że każdego wieczora zastanawia się, co robi, o czym myśli.
-Co wiem?- Domyślał się, co może za chwilę usłyszeć, ale pięknie będzie to brzmiało z jej ust. Spojrzał na nią.
-Że dla mnie jesteś ważniejszy. Najważniejszy.- Fred był niewyobrażalnie szczęśliwy. Powiedziała to! Tyle dziewczyn już mu to mówiło, ale nigdy nie czuł się tak wspaniale. To było coś niesamowitego. Hermiona też zrozumiała znaczenie swoich słów. W jej głowie plątały się te wszystkie słowa, które mu powiedziała. Zawstydziła się tego, co nie umknęło uwadze Gryfona. Jej poliki zarumieniły się. Dla niego to było takie urocze. Była tak inna i taka nieziemska. Złapał jej dłoń. Tak bardzo brakowało jej, jego palców, ciepła, dotyku. Czuła się przy nimi bezpieczna. Czuła, że on może ochronić ją przed całym światem. Teraz była zawstydzona tym, co powiedziała.
-Ty dla mnie też jesteś ważna. Bardzo. Może nie najważniejsza, bo wiesz mam jeszcze rodzeństwo i rodziców, sama rozumiesz.- Droczył się z nią. Ona uśmiechnęła się do niego.
-To...już wszystko w porządku? Będziesz ze mną rozmawiał?- Zapytała nieśmiało.
-Tak- odpowiedział jej z szerokim uśmiechem. Czuł się, jakby był w siódmy niebie. To było wspaniałe uczucie. Stoi naprzeciwko pięknej dziewczyny, która mu się podoba, a on dla niej jest najważniejszy, w dodatku trzymają się za ręce i wiedzą o swoich uczuciach. Co mogłoby być lepszego?
Szli trzymając się za ręce. Byli uśmiechnięci. Hermiona wolała nie patrzeć na Freda. Wstydziła się. Za to on od czasu do czasu patrzył na nią, jakby chciał się upewnić, że to nie jest sen, że naprawdę idzie z nią i widzi jej szczery uśmiech. Czasami, gdy zbyt długo na nią patrzył ona spuszczała swój wzrok i czuła się lekko zestresowana. Powoli wracali do Nory. Fred mimowolnie puścił jej rękę. Trochę tego nie rozumiała.
-Widziałem, co się działo, kiedy umówiłaś się z Wiktorem. Nie chcę tego samego. Miałaś rację.- Doskonale wiedziała, co ma na myśli. Do niedawna sama tego chciała, ale teraz było jej to obojętne. Pragnęła z nim spędzać każdą wolną chwilę. Nawet jeśli wszyscy w domu dowiedzieliby się o tym. Fred też wolałby nigdy nie puszczać jej ręki, ale kiedy wyobraził sobie Ginny, która dowiaduje się, że jej najlepsza przyjaciółka i brat są parą to sam przeraził się tej wizji. Krzyczy, piszczy, śmieję się i zaczyna gadać. Daje mu rady, co ona lubi,a czego nie, jak powinien się zachowywać, czego przy niej nie mówić. Jasne, że chciał to wszystko wiedzieć, ale chyba już wolał się tego wszystkiego u źródła. Będzie spędzał dużo czasu z Granger, wtedy dowie się o niej wielu rzeczy. Już teraz wie o niej dużo więcej, niż rok temu.
Hermiona nie chciała tak, tego kończyć. Zdawała sobie sprawę, że jeśli wrócą do Nory, to będą musieli sprzątać i nawet chwili nie będą mogli spędzić sami. Szczególnie, że Fred woli się jeszcze nie afiszować, że czują coś do siebie. Wpadła na pomysł, dzięki któremu mogliby być sami. Wyciągnęła do Freda ręką. Spojrzał na nią niepewnie, ale od razu w jej oczach zobaczył coś magicznego. Chciała go gdzieś zabrać, coś pokazać.
-Hermiono, nie wiem, czy to dobry pomysł. Mama będzie się o nas martwić.- Dziewczyna nie za bardzo mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
-Od kiedy Ty się przejmujesz, tym, co powie Twoja mama. Jakoś w Hogwarcie o tym nie myślisz.- Nie chciała na niego naciskać. Miał rację, mówiąc, że będę się o nich martwić. W końcu wyszli z domu nic nie mówiąc, ale nie sądziła, że on tym się przejmie. Fred dopiero teraz zrozumiał, co powiedział. Przecież on by w życiu tak nawet nie pomyślał! Hermiona, chyba, rzeczywiście go zmienia.
-Eee...ja...ja naprawdę to powiedziałem?
-Tak i masz rację. Nie możemy tak znikać.
-Możemy! Oczywiście, że możemy!- Ocknął się. Hermiona chcę z nim spędzić dzień. To cudownie! Byłby idiotą gdyby się nie zgodził.
-Powinniśmy uprzedzić, że wybierzemy się gdzieś. Z resztą ja powinnam się jakoś ogarnąć.
-Hermiono! Wyglądasz pięknie! Nic nie musisz poprawiać. Powiem Georgowi, że koniecznie musisz wrócić do domu po książkę. Okej?- Dziewczyna skinęła głową. To był naprawdę dobry pomysł, ale...czy on się jej wstydził, że nie chciał mówić bratu, że to właśnie z nią się umówił? Nie zdążyła go o to zapytać, ponieważ teleportował się. Stała i zastanawiała się, co powinna zrobić. Czekać na niego, a może wrócić do Nory, albo wybrać się gdzieś samemu. Fred wstydzi się jej. To podłe, to dla niej wielkie upokorzenie. Najchętniej ukryłaby się przed nim. Musi podjąć, jakąś decyzję.
-Już jestem. Nie było żadnych problemów. George akurat wstał i ma przekazać mamie, że będziemy u Ciebie. To, jak, gdzie mnie zabierasz? Może to ja mam Cię gdzieś zabrać.- Fred był wesoły. Już nie mógł się doczekać na kolejną ich randkę. Szczególnie po takim poranku. Jednak natychmiast zobaczył niewyraźną minę Gryfonki.
-Ej, Hermiona, co jest?- Nic z tego nie rozumiał. Zostawił ją szczęśliwą i uśmiechniętą, a teraz wygląda na przybitą. Co mogło wydarzyć się w takim krótkie czasie?
-Fred, czy Ty się mnie wstydzisz?- Zapytała spokojnie. Chłopak był wyprowadzony z równowagi. Dziewczyna pośpiesznie dodała.- Chodzi o to, czy wstydzisz się przyznać Georgowi, że spotykasz się ze mną?
-O co Ci chodzi? Przecież sama mówiłaś, prosiłaś, żebym nie mówił nikomu, że się spotykamy.- Był w szoku. Robił to, co ona chciała, a miał wielką chęć pogadać z bratem, posłuchać, jakiś rad. Bliźniak nie był, jak dziewczyny. Nie mówił, kiedy ma ją pocałować, kiedy przytulić. Po prostu zawsze wiedział, jak go pocieszyć, jak zaradzić, żeby czuł się pewny siebie.
-Wiem, co mówiłam, ale myślałam, że chcesz podzielić się swoim bratem, że się umawiamy.
-Hermiono! Przejdź do sedna, bo nie wiem o co Ci chodzi.
-George śmiał się ze mnie, jak on zareaguje na to, że byliśmy na randkach? Boisz się tego? Może odradzi Ci mnie? Wstydzisz się przyznać, że jestem dla Ciebie ważna? Ja, panna wszechwiedząca?
-O czym Ty mówisz?- Fred był poddenerwowany, szczególnie, gdy widział spokój Granger.
-Fred...proszę, odpowiedz.
-Oczywiście, że nie! Co ma George do tego, z kim się umawiam? Nie może mi rozkazywać i nie wstydzę się Ciebie, jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć?
-To dlaczego od razu wpadłaś na pomysł z książkę, zamiast po prostu iść i powiedzieć, że wybieramy się gdzieś razem. Wiem, że nie chciałam na razie nikomu o tym mówić, ale myślałam, że Ty tego chcesz.
-Chcę, żebyś była szczęśliwa, a widziałem, że nie byłaś, kiedy słuchałaś o tym, jak masz się zachowywać przy Wiktorze. Chciałem tego uniknąć. Zrozumiałem o czym mówiłaś. Przyznam szczerze, że kiedy nie chciałaś, aby ktokolwiek wiedział o tym, że się spotykamy byłem lekko zaskoczony i trochę zdesperowany, ale po ostatnich wydarzeniach wiem, że masz rację.
-Czyli nie będziesz się wstydził pokazać się gdzieś ze mną, albo powiedzieć braciom, że chodzimy na randki?- Gryfonka była zawstydzona, a Fred widząc jej rumieńce i słysząc z jej ust, że chodzą na randki, odpłynął. Musiał sobie przypomnieć, że nadal z nią rozmawia i musi odpowiedzieć.
-Hermiono, jesteś taka piękna, mądra i cudowna, jak mógłbym się Ciebie wstydzić?- Fred był szczęśliwy. Wszystko świetnie się układało. Hermiona zawstydzona jego słowami, wyciągnęła do niego rękę i po ich ciałach przeszło przyjemne uczucie ciepła i bliskości. Teleportowali się.
Kocham! Kocham! Kocham!
OdpowiedzUsuńTwój blog to cud!
Normalnie MEGA!
Uwielbiam Fremiine w twoim wydaniu, jest takie realne.
Fred taki tępy -.-
Ale dobrze że Miona wszystko mu wytłumaczyła.
A teraz teleportowali się. Ale gdzie?
No gdzie? I co będą robić!?
Dawaj mi tu nexta!
Zniecierpliwiona
Lestrange
PS U mnie nowy zapraszam:
fredhermionanazawsze.blogspot.com
Bardzo dziękuję, za tak miłe słowa. :)) Następna notka, już nie długo. Pojawi się w sobotę lub w niedzielę. ;)
OdpowiedzUsuń