"Witaj w Londynie."

  -Lee, spotkałeś, jakąś fajną laskę ostatnio?- Zapytał George. Wszyscy siedzieli na kanapie, popijając piwo.
-W środę byłam na spotkaniu z Katie Beel.- Odpowiedział Gryfon na, co reszta tylko potrząsnęła głowami z podziwem.
-A, Ty Fred? Z kim się teraz umawiasz?- Jordan zapytał Weasley, ale jego bliźniak odpowiedział za niego i był mu z tego powodu wdzięczny.
-On teraz z nikim się nie umawia. Szuka tej jedynej.- Wszyscy nie mogli powstrzymać śmiechu. To im się nie kleiło. Fred i jakaś dziewczyna na poważnie? Nie! Nigdy!
- Z czego się tak śmiejcie? 
-Fred, nie chcę Cię urazić, ale która laska będzie chciała z Tobą chodzić na poważnie, skoro żadnej nie traktowałeś zbyt fajnie?- Głos zabrał Ron.
-Jeszcze sobie kogoś znajdę. Jak na razie mam kogoś na oku.
-A kogo? Jeśli można wiedzieć?- Spytał Harry.
-To tajemnica.
-Pewnie nie uwierzycie, nawet ja sam byłem w szoku, ale załatwiłem Fredowi wolny dom. Wysłałem rodziców do mugolskiego kina, a nikogo poza nim nie było w domu. Reszta wyszła na randki. Tak wiem, Lee. Ja sam nie mogę pojąć, że ktoś chcę się umawiać z Hermioną- Fred czuł, jak złość w nim wzrasta. Próbował się powstrzymać, żeby nikt nie zauważył jego gniewu.- Więc miał wolny dom. Zaprosiłem do niego Demelzę, mówiąc, że szaleje za nią i kocha, a sami wiecie, jaka ona jest. Nieźle na niego napalona, choć trochę stuknięta i powiedziałem tej Marietcie Edgecombe z Ravenclaw'u, że podoba mu się. Sam nawet to przyznał! Były u niego i zaproponowały, że może wszyscy...- Gryfoni wydali z siebie odgłos zadowolenia i podziwu.- A on odmówił!
-Co?!- Lee był zaskoczony. On i Fred byli przyjaciółmi i znali się, jak łyse konie. Gryfon wiedział, że Weasley nie przepuści żadnej okazji.
-Po pierwsze George, już Ci mówiłem, żebyś się nie wyśmiewał z Hermiony, a po drugie szukam partnerki na stałe, a nie na noc.
-Coś dziwnego dzieję się z moim bliźniakiem. Broni Granger, z której sam się wyśmiewał i chcę mieć dziewczynę.
-Mój drogi bracie przypominam Ci, że to Ty chcesz się żenić z Angeliną. 
-Co?!- Gryfoni nie mogli uwierzyć w to, co słyszą.
-Bracie, chcesz się już obrączkować. Dobrze to przemyślałeś?- Ron nie był do końca pewny, czy aby na pewno chodzi o jego brata, który do czasu Johnson skakał z kwiatka na kwiatek.
-Dziękuję Ci, Fred.- Powiedział sarkastycznie George.- Co do zaręczyn, to tak. Planuję je. 
-Ale..ale dlaczego? Stary, to jest dopiero poważna sprawa. Myślałem, że w Hogwarcie poszukasz nowej dziewczyny.- Lee nie rozumiał postępowania przyjaciela.
-To nie jest, jakaś tam zwykła laska. Ja ją kocham, a ona mnie. Wiem, czuję to, że to ta jedyna, ale nie jestem pewien, czy się zgodzi. To by złamało mi serce.
-Wiesz, George. Macie dopiero po siedemnaście lat. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby odmówiła.- Harry próbował w jakiś delikatny sposób wytłumaczyć Weasley'owi, że ślub to już ważny krok w jego życiu.- Sam wiesz, że lubisz dziewczyny i bawiłeś się nimi. Rozumiem, że masz inne podejście do niej, ale czy ona o tym wie? Widziała tylko, jak  hulałeś z innymi. Zmieniałeś, je, jak rękawiczki. Można ona właśnie na taki związek liczyła. Pobujacie się przez wakacje, a potem nie będzie Cię już znała? Ona też nie jest zbyt uczuciowa. Nie pamiętasz z kim przez ostatni rok chodziła? Z Rogerem, tym Krukonem, kapitanem ich drużyny. Jasonem i Jeremy'em też z Ravenclav'u i z Stebbins'em- Puchonem.
-Ja to wszystko doskonale pamiętam, ale ja wcale nie byłem lepszy i widzę, że nie pogrywa ze mną.
-Stary,jak chcesz, ale, żeby później nie było, że któryś z nas, może powiedzieć "A nie mówiłem!".- Ostrzegł Lee.
  Około północy Gryfoni zdecydowali, że będą wracać. Już zapomnieli o tej rozmowie przy piwie. Teleportowali się do pokoju bliźniaków, żeby pani Molly nie krzyczała na nich, w jakim stanie wracają do domu,a nie było z nimi ciekawie. Prawie potykali się o własne nogi. Harry i Ron wyszli, jak najciszej z sypialni Weasley'ów, co nie wychodziło im za dobrze i poszli do swojej. Robiąc przy tym niezłego hałasu. Pan Artur obudził się i wyjrzał przez drzwi, co to za odgłosy, dochodzą ze schodów, ale widząc pijanego swojego syna i Pottera pomógł im dojść do pokoju i położył na swoich łóżkach, a sam wrócił do swojej żony, wiedząc, że ta nigdy nie dowie się o tym.
 Hermionę obudził budzik już o piątej trzydzieści. Szybko go wyłączyła. Tak, jak się spodziewała, Anegliny i Lavender wraz z bagażami już nie było w pokoju. Miały właśnie teleportować się do swoich domu. Po cichu wstała z łóżka i podeszła do szafy. Wyjęła z niej już wcześniej uszykowaną siwo-beżową spódnicę w czerwone, granatowe kółka, paski i wzory oraz granatową bluzkę i czerwony żakiet. Poszła do łazienki. Wyprostowała włosy. Zrobiła lekki makijaż. Założyła granatowe sandały na koturnie. Jeszcze sprawdziła, czy w torebce, o tym samym kolorze, ma wszystko i skierowała się cicho na górę. Wczoraj powiedziała Ginny, że musi zabrać jeszcze kilka rzeczy z domu, więc poprosiła Freda, żeby poszedł z nią, bo boi się sama.
  Angelina weszła do pokoju bliźniaków już o piątej rano i wyraźnie czuła alkohol.
-George Ty piłeś!
-Mamo jeszcze pięć minut...proszę.
-George! To nie mama! Tylko Angelina! Masz dwie minuty, zaraz teleportujemy się do moich rodziców!- Weasley na te słowa wstał, tak szybko, jak strzała i wyprostował się. Jednak Angelina traktowała ich związek poważnie, skoro chciała go przedstawić swoim rodzicom.
-Dobrze, za chwilę będę gotowy.- Podszedł do szafy i wyszarpał z jej wnętrza spraną koszulkę i podarte jeansy.
-George! Tu masz uszykowane ubranie! A tu bagaże!
-To ile my tam zostaniemy?
-Będziemy tam weekend, albo dłużej.- Cały alkohol wyparował z niego.
   Podobna sytuacja miała miejsce u góry. W pokoju Rona.
-Ron.- Dziewczyna, w przeciwieństwie do Angeliny, delikatnie próbowała obudzić swojego chłopaka, ale ten nawet się nie poruszył. Powiedziała, więc głośniej.- Ron.- Żadnej reakcji. Zrzuciła z niego kołdrę. Dopiero teraz ocknął się.
-Mamo, chcę jeszcze spać.- Dokładnie poczuła alkohol.
-Ronaldzie, czy Ty piłeś?
-Nie mamo.
-Ronald!- Chłopak zrozumiał, że nie rozmawia ze swoją mamą.
-Lavender?! Co się stało? Coś z Ginny?
-Nie kretynie. Odwiedzamy moich rodziców.- Dziewczynie było bardzo przykro. Nie podejrzewała, że jej chłopak będzie na kacu poznawał jej rodziców.
-Kiedy?- Zapytał prawie śpiąc
-Za piętnaście minut.
-Co?!- Szybko podniósł się z łóżka. Czuł, jak jego zdrowe zmysły wracają.
-Czekam na Ciebie. Masz dziesięć minut. Tu masz ubranie, a tu bagaż. Znieś go na dół.
-Po co mi bagaż?- Zapytał już trochę trzeźwiejszym głosem.
-Bo zostaniemy u nich na weekend, albo na dłużej.- "No ładnie"- pomyślał.
   Za nim się teleportowali pani Molly dała swoim synom pogadankę, jak mają się zachowywać.
-Macie być grzeczni i kulturalni! Nie opowiadajcie bzdur, głupot i żartów! Nie dosypujcie niczego do jedzenia!- To zdanie wyraźnie było kierowane bardziej do George niż do Rona. - Nie przynieście mi wstydu! Pamiętajcie, jak z ojcem Was wychowaliśmy!- Chciała jeszcze dalej mówić, ale oni nie chcieli dłużej słuchać. Pomachali sobie, a bracia dopiero teraz zrozumieli, co ich, tak naprawdę czeka. Chyba zastosują się do rad matki. Na pewno George, który nie chciał źle wypaść przed swoimi przyszłymi teściami.
   Hermiona leciutko otworzyła drzwi do pokoju bliźniaków. Śmierdziało tu, jak w gorzelni. Ściany były pomalowane na błękitny kolor, choć ledwo było je widać spod plakatów, graczy quidditcha. Jedno łóżku było puste. Na drugim leżał na brzuchu Fred. Jego kołdra była pod nim. Miał na sobie majtki i brudną koszulkę. Spał z otwartą buzią i rozczochranymi włosami. "Więc tak wygląda skacowany facet"- pomyślała Gryfonka. Zamknęła za sobą drzwi. Stanęła blisko łóżka chłopaka i głośno chrząknęła, ale to na pewno nie wystarczyło, żeby go obudzić. Powiedział dość cicho.- Fred.- "Czy on nie może się już obudzić?"- Hermiona była skrępowana tą sytuacją. Teraz powiedziała o wiele głośniej.- Fred.- Jednak chłopak tak mocno spał, że nie mogła go obudzić wywołując jego imię. Potrząsnęła jego silne ramię. Mogła je tak trzymać, ale on był pijany. Już myślała, że z jej planów nic nie będzie, że nie zdoła go obudzić. "Trudno- pomyślała- spróbuję ostatni raz."  Tym razem naprawdę mocno potrząsnęła jego ciałem i powiedziała prawie krzycząc.- Fred.
-Mamo jeszcze kilka minut.
-Czy Ty, kiedyś mnie wreszcie rozpoznasz?- Udawała złą. Chłopak dopiero teraz otworzył oczy i ujrzał Hermionę. Piękną. Wyglądała fantastycznie. Pomyślał, że mógłby, tak codziennie się budzić i widzieć ją. 
-Czyżbyś podglądała, jak śpię? Aż tak Cię pociągam?- Gryfonka lekko zaczerwieniła się, ale powstrzymała się i odgryzła się.
-Gdyby śpiący królewicz raczył wstać, za pierwszym razem, gdy go budziłam, nie musiałabym widzieć w jakim fatalnie stanie się znajduję.- Teraz to Fred poczuł się zażenowany.
-Co masz na myśli?
-Jesteś pijany, albo już na kacu. Masz brudną koszulkę. Spałeś z otwartą buzią i pośliniłeś poduszkę.- O nie! Widziała go w takim stanie?! Świetnie! Usiadł na łóżku. "Na pewno teraz będzie miała ochotę  mną rozmawiać, że o spotkaniu nie wspomnę! Wyjdzie trzaskając drzwiami i nie wróci. W ogóle po co tu przyszła?"- Myślał Fred.
-To właśnie ten czas. Już możesz.
-Czas na co? Co mogę?- Gryfonka nie wiedziała, o co chodzi chłopakowi.
-Możesz już zacząć się śmiać. Śmiało! A potem wyjdź trzaskając drzwiami.
-Niby dlaczego miałabym to zrobić?- Zapytała zdziwiona.
-No to...O co Ci chodzi?
-Jakbyś pozwolił mi to wytłumaczyć to byś wiedział, ale teraz to nie wiem, czy Twój stan jest odpowiedni. Lepiej się połóż.- Już miała wyjść.
-Nie!- Gryfon podszedł do niej i złapał za rękę.- Skoro tu przyszłaś, to musisz mieć powód.
-No....mam.- Fred był coraz bardziej ciekawy, co ta cała sytuacja znaczy.- Pomyślałam...Chodź sama nie jestem już pewna. To miała być niespodzianka.
-Niespodzianka?
-Tak.
-Dla mnie?
-Yhym.- Fred był bardzo zadowolony. Chyba bardzo zbliżyli się do siebie, skoro Hermiona szykuję dla niego niespodzianki.
-Jaka?- Zapytał uśmiechnięty.
-To miała być niespodzianka!
-Dlaczego miała? Już nie może?
-A zgodzisz się?- Spytała z nutka nadziei w głosie i lekkim uśmiechem.
-No nie wiem...-odpowiedział uśmiechnięty.- Chyba nie mam wyjścia.- Gryfonka była szczęśliwa i chłopak też.
-Okej. Czekam na dole. Ubierz się i zejdź, dobrze?
-Dobrze- odpowiedział zadowolony. Dziewczyna wyszła z jego pokoju, a on wyciągnął z szafy zieloną koszulkę i jeansy. Zauważył, że George już nie ma, a przecież dochodziła dopiero szósta!
   Hermiona siedziała przy stole. Wyglądała na zdenerwowaną i tak się właśnie czuła.
-Będzie dobrze. Będzie dobrze.- Sama siebie próbowała uspokić.
-Na pewno będzie dobrze- powiedział rozbawiony Fred, który już nie mógł się doczekać, co też Gryfonka dla niego przygotowała o tak wczesnej porze. Dziewczyna trochę się zawstydziła, ale postanowiła o tym zapomnieć.
-Nie wiesz gdzie jest George?- Zapytał.
-Jest z Angeliną u jej rodziców, a Ron u Lavender.
-Co?! Naprawdę?
-Tak. Zostali tam zaproszeni.
-Mam do Ciebie prośbę. Tylko nikomu się nie wydaj. Okej?- Dziewczyna kiwnęła twierdząco głową.- Zapytaj się, jakoś delikatnie, dyskretnie Angeliny, co ona myśli o ślubie?
-Co?!
-Czy przyjęłaby zaręczyny George.
-No dobrze, ale on zamierza jej się oświadczyć?
-No, tak.
-Proszę, proszę. Taki był z niego podrywacz, a teraz chcę się żenić- powiedział nie kryjąc zdziwienia.
-Jemy?
-Nie.
-Jak to nie?
-Zobaczysz.- Hermiona wyszła za kuchni i ustała przed Norą. Fred robił to, co ona. Wyciągnęła do niego rękę i spojrzała mu w oczy. Ich palce znowu zaplotły się. Mogli tak stać godzinami, ale teraz musieli się teleportować. Dopiero po chwili Fred zrozumiał, dlaczego Gryfonka złapała go za rękę.
-Hermiono, nie powinnaś się teleportować, jest zdecydowanie za wcześnie.- Wtedy zauważył, że nie ma już opatrunków, ani blizn. Teleportowała ich.
  Wylądowali w jakieś pustej, szarej uliczce. Hermiona niepewnie wylądowała. Źle się czuła. Fred miał rację. Jeszcze było za wcześnie. Chłopak nie wiedział nawet gdzie są, gdy Gryfonka poczuła się już trochę lepiej powiedziała mu.- Witaj w Londynie. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"To ona."

"Czy to dzieje się naprawdę?"

"Ben Rewson."