"Nie chcę do muzeum."

  -W Londynie? Obudziłaś mnie o szóstej rano, żeby nas teleportować do Londynu, w dodatku do zapyziałej, szarej uliczki?
-Liczyłam na trochę więcej entuzjazmu- powiedział Hermiona, ale nadal słabo się czuła, co Fred zauważył. 
-Hej, Hermiona, co jest?
-Miałeś rację. Nie powinnam się jeszcze teleportować.
-A nie mówiłem?! Może powinnaś gdzieś usiąść, odpocząć.
-Nie! Nie. Już dobrze.- Chłopak naprawdę był przejęty, ale Gryfonka nie kłamała. Czuła się lepiej.- Oddaj różdżkę.
-Co?- Czy ona zdawała sobie sprawę, w jakiej są sytuacji? W tym tygodniu została zaatakowaną przez śmierciożerców, jeśli nie będzie miał różdżki, nie będzie miał możliwości obronić ani jej, ani siebie.
-To, co słyszałeś. Dzisiaj jest dzień bez magii.
-A to przed chwilą, to, co to było?- Fred nie mógł jej na to pozwolić
-To jedyna magiczna rzecz, jaką dzisiaj zrobiliśmy.- Posłusznie wyjął swoją różdżkę z kieszeni, a ona od razu schowała ją do torebki.- Chodźmy. Wszystko zaplanowałam.- Wyszli z uliczki i skręcili w prawo. Hermiona wiedziała, gdzie ma iść. Szła szybko, ale na ulicach było jeszcze pusto, a co najważniejsze nadal trzymała Freda za rękę. Czuł się, jak jej chłopak. Był taki szczęśliwy, uśmiechał się do wszystkich przechodniów, choć było ich mało. W końcu weszli w uliczkę, gdzie było pełno budynków z szyldami i neonami. Hermiona chciała otworzyć drzwi do jednego z napisem McDonald, ale Fred ją uprzedził i wpuścił ją pierwszą do środka.
  Weasley nigdy wcześniej nie był w takim pomieszczeniu. Na przeciwko była lada. Na niej stało kilka kas. U góry szyldy z dziwnymi kanapkami. W całej sali były stoliki i krzesełka, były też schody na górę. Było kolorowo i jasno. 
-Tu zjemy śniadanie. Na co masz ochotę?- Zapytała, a on był całkowicie zaskoczony. Hermiona już wiedziała, że to będzie naprawdę udany dzień.
-Ja... ja nie wiem. Ty coś zaproponuj.- Podeszła do kasy, tam stał, na oko, osiemnastoletni chłopak, blondyn, o bardzo ładnych rysach twarzy. Był przystojny.
-Dzień dobry.- Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu i spodobała mu się. Długie nogi, idealna sylwetka, ładne piersi i przepiękna twarz, z mądrymi, brązowymi oczami. W dodatku jej włosy. Postanowił z nią poflirtować. 
-Dzień dobry. Co dla Ciebie? 
-Poproszę dwa razy kanapkę śniadaniową, sałatkę z sosem i kurczakiem grilowanym oraz dwie białe kawy.- Mimo, że Hermiona patrzyła cały czas na ofertę, to pracownik nie mógł oderwać od niej wzroku, co nie umknęło uwadze Freda.
-Tak wcześnie chciało się wstać, tak pięknej dziewczynie?- Zaczął swój podryw. Gryfonka czuła się dziwnie, właśnie była na swojej drugiej randce w życiu i jakiś obcy facet próbuję z nią flirtować. Mruknęła tylko,- Tak.- ale on nie miał zamiaru się poddawać. Zerknął na Freda. Stwierdził, że w sumie mają podobne oczy, przecież też brązowe, ale to był absurd. W oczach Gryfona widać było, te dwie nieustająco tańczące iskierki, a Hermiony oczy byłe inne. Spokojne, inteligentne.
-Z braciszkiem na śniadaniem?- Dziewczyna ledwo powstrzymała się, żeby nie wybuchnąć śmiechem, a Fred rozzłościł się. Nie dość, że ten koleś bez przerwy gapił się na jego przyszłą dziewczynę, to wziął go za jej brata. Miał ochotę mu przylać.
-Tak- odpowiedziała już śmielej rozbawiona.
-Collins- wyciągnął do niej rękę.
-Cara- podała mu swoją. Nie widziała powodu, dla którego miałaby mówić mu swoje prawdziwe imię. Może był przystojny, ale na pewno nie w jej typie.- A to Jeremy- wskazała Freda.
-Miło Was poznać. Skoro z nim jesz śniadanie to może ze mną zjadłabyś kolację?- Gryfon wmurowało. Nie sądził, że cały Collins będzie, aż tak śmiałym dupkiem. 
-Musiałabym zapytać mojego chłopaka, ale trenuję to niedaleko na siłowni, więc...- Próbowała udawać spokojną, jakby tłumaczyła mu drogę, ale strasznie chciało jej się śmiać.
-Nie...wiesz przypomniałem sobie, że dziś mam wizytę u dentysty, ale może kiedy indziej.- Chciał uśmiechnąć się do niej, ale za bardzo mu to nie wychodziło. Stał się przerażony. Natychmiast zajął się ich zamówieniem.
-Dwadzieścia funtów.- Fred szukał portfela w swoich spodniach, ale dziewczyna go wyprzedziła. Zapłaciła i zabrała tacę. Szła na górę, a za nią ciągnął się Gryfon. Usiedli w najbardziej oddalonym koncie sali. Hermiona od razy zaczęła się śmiać, ale Fred nie podzielał jej entuzjazmu.
-Na prawdę jesteś taka rozbawiona?
-Przecież to śmieszne. Wziął nas za rodzeństwo. Widziałeś minę, kiedy powiedziałam, że mój chłopak trenuję na siłowni. Niedaleko tu jest jedna. Chodzą do niej sami napakowani kolesie, dlatego tak się przestraszył.

-Jeśli zabrałaś mnie tutaj, żebym musiał oglądać jak inni faceci Cię podrywają, to chcę natychmiast wracać! Razem z Tobą! Gdybyś widziała, jak się na Ciebie patrzył! Jakby mógł to przeskoczył by ladę i rzuciłby się na Ciebie!
-O co chodzi? Przecież Ty zrobiłbyś to samo. Mam rację?- Powiedziała uwodzicielsko, nie wiedziała, czy dobrze robi. On spojrzał na nią zaskoczony. Chyba umie czytać w myślach.
-Chyba ktoś, tu jest zazdrosny- postanowiła nie czekać na odpowiedź.
-Może trochę. To źle?- Uśmiechnął się do niej.
-Nie.- Była taka szczęśliwa. Czuła, że ma nad sobą osobę, na którą może liczyć. Tak długo na to czekała, ale nie zaufała mu, bo nadarzyła się okazja. Po prostu naprawdę jej się podobał i zakochała się w nim, ale tego wolała się upewnić.
   Zaczęli jeść.
-Jeny! Jakie to pyszne!- Powiedział Fred,a gryfonka uśmiechnęła się do niego.
-To najbardziej oblegane miejsce przez młodzież w tym świecie, kiedy chcą coś zjeść.
-Nie dziwię się im.- Jedli w milczeniu. Cisza trochę ich krępowała, ale powoli oswajali się z nią.
-Hermiono, co miało znaczyć to zdanie w kuchni, że wzajemnie się zmieniamy?- Gryfonka zastanawiała się na odpowiedzą. Chciała wszystko dobrze ująć, żeby go nie obrazić.
-Zobacz sobie na mnie. Kto, by pomyślał, że nie będę się przejmować i pozwolę się Tobie porwać, że będę szaleć. Może nie jest to, szczyt absurdu, ale dla mnie prawie tak. Już Ci mówiłam, że uwielbiam panować nad sytuacją, ale przy Tobie czuję się wolna. Nie przejmuję się niczym. Mam ochotę działać. Sam wiesz, że gdybym przyszła tu sama jednym spojrzeniem zniechęciłabym tego pracownika do mnie. Choć pewnie nawet, by na mnie nie spojrzał, bo nie przyszłabym sama, tak ubrana. A Ty, no cóż...- Zawahała się, czy powinna mówić mu o wszystkich obserwacjach, ale patrzył na nią skupiony, wyczekując na dalszą relację.- Nie wiem, czy wszystko dobrze widzę i rozumiem, ale od początku wakacji nie zrobiłeś niczego głupiego i zabrałeś mnie do Szwajcarii, a z innymi dziewczynami widziałam Cię na błoniach. Chyba...chyba nie traktujesz mnie, jak tamte.- Myślała, że teraz coś on powie, ale tylko siedział i milczał.- Robisz ze mnie inną dziewczynę. Wyluzowaną i bardziej pewną siebie, a Ty uspokoiłeś się.- Miała wielką nadzieję i ochotę, żeby Fred to skomentował, ale on tylko siedział i zaczął jeść, więc ona też jadła. "No tak! Jaka jestem głupia! On próbuje mnie tylko poderwać, w tym nie ma żadnych emocji!"
  Jednak Fred nie wiedział, co ma powiedzieć. Nigdy nie myślał o tym w ten sposób. Hermiona miała rację, ale podobały mu się te zmiany. To fantastycznie, ale czy jej się to podoba?
-Co Ty o tym sądzisz? O tej zmianie?
-Chciałabym się jeszcze zmienić, ale nie wiem, czy to możliwe.- Przez ciało Freda przeszło ciepło. Obiecał sobie i Hermionie, że rozkocha ją w sobie i był na dobrej drodze. Nie chodziło tylko o to, żeby pobawić się nią i rzucić. W tę grę wchodziły uczucia. Z obu stron. 
-Czy to niemożliwe, bo bardziej już nie dasz rady?
-Nie, bo nie wiem, czy Ty chcesz mnie jeszcze zmieniać.- Powiedziała trochę nieśmiało. Nie chciała rzucać mu się na szyję i całować. Wszystko miała toczyć się wolnym torem i tak było. Dawali sobie szansę na kolejne kroki.
-Czy ja chcę Cię zmienić? Jasne. Pod warunkiem, że Ty nie za bardzo będziesz chciała to samo zrobić ze mną.
-Okej. Obiecuję.- Powiedziała uśmiechnięta. Nie zapytała Freda o najważniejsze, czy jego słowa, to też uczucia, ale na to jest zdecydowanie za wcześnie. 
  Gryfon też uśmiechała się do niej i postanowił zmienić temat. Już trochę siedzieli w tym barze.
-Co będziemy dzisiaj robić?
-To zależy, jak dla kogo- odparła uśmiechnięta.- Dla Ginny będziemy pakować moje rzeczy, a dla Twojej mamy zwiedzać zabytki, bo bardzo jesteś ciekawy i ostatnio zainteresowałeś się starym miastem Londynu.- Powiedziała nie kryjąc zadowolenia.
-Sprytna jesteś- odpowiedział jej z uznaniem, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.- A dla mnie?
-O tym za chwilę się przekonasz. Najedzony?
-Tak.
-To ruszamy.- Hermiona podeszła do kosza. Wyrzuciła do niego śmieci, a tacę położyła na nim. Wyszli mówiąc.- Do widzenia.- Jednak Collins nie zwracał już na uwagi na "Carę i Jeremiego".
 Gryfonka spojrzała na zegarek. Było już wpół do ósmej. Wszystko wychodziło idealnie. Szli powoli, ale już nie trzymali się za rękę. 
-Wiesz myślałam od czego by tu zacząć i skoro tak interesujesz się zabytkami to może i historią. Co powiesz na Muzeum Narodowe?- Pytała się go całkiem serio. Przynajmniej tak wywnioskował z jej poważnej miny. Nie chciał robić jej przykrości, ale to nie interesowało go. Musiał jakoś delikatnie jej powiedzieć, że nie chcę tam iść.
-Hermiono, ja zdaję sobie sprawę, że Ciebie to może fascynuję, ale mnie nie za bardzo. Może Ty tam pójdziesz sama, a ja na Ciebie poczekam?
-Byłam ciekawa, jak wyjdziesz z tej sytuacji.- Nawet na niego nie spojrzała. Po prostu na jej twarzy zaczynał pojawiać się uśmiech. Znowu to zrobiła, a on znowu dał się nabrać! Co się z nim dzieję?- Tak naprawdę pójdziemy gdzie indziej. Ustali na przystanku i już po chwili przyjechał duży, piętrowy, czerwony autobus. Wsiedli do niego na samą górę i Hermiona zaczęła opowiadać, co gdzie się znajduję. Pokazała mu swoją ulubioną bibliotekę w mieście. Opowiadała też o historii, ale robiła to, tak ciekawie, przynajmniej mógł posłuchać jej pięknego głosu i patrzeć na nią bezkarnie, że słuchał o wszystkim, o czym mówi. Kilka razy zagapił się i nie spojrzał we wskazanym kierunku. Po prostu nadal wpatrywał się w nią, na co ona reagowała spuszczając wzrok i lekko rumieniąc się i znów zaczynała swój wykład. 
   W końcu dojechali. Znów to dziewczyna prowadziła. Doszli przed wielki budynek. Fred pomyślał, ze to może, jakieś muzeum. Lubił Gryfonkę i to bardzo. Może w jakimś stopniu zmienił się dla niej. Poświęciłby się dla niej w kilku przypadkach, ale nie w takim. Nie ma nic bardziej nudnego na randkę niż muzeum. Chociaż sam nie wiedział, czy to randka, czy spotkanie.
  Weszli do środka.
-Zaczekaj tutaj.- Gryfonka wskazała Fredowi fotel. Usiadł na nim i czekał.- Chodź.- Zawołała go.
-Hermiono mówiłem Ci, że jeśli chcesz to możesz zwiedzać muzeum, ale beze mnie.- Spojrzała na niego sarkastycznym wzrokiem.
-Nie zabrałabym Cię do muzeum, w którym byś się nudził!- Powiedziała mu i podała jakiś kartonik.
  Pokazali swoje bilety ochroniarzom i Ci wpuścili ich do wielkiej sali. Było tu pełno postaci.
-Hermiono? Co to jest?!
-Muzeum Figur Woskowych.- Wiedziała, że zrobiła na nim wrażenie, tak, jak on na niej zabierając ją do Szwajcarii.
  Świetnie się tu bawili. Hermiono często i chętnie odpowiadała na pytanie, jeśli Fred kogoś nie znał, chodź największe gwiazdy świata mugolskiego są znane nawet u czarodziejów. Gryfonowi najbardziej spodobała się Scarlett Johansson. Gryfonka miała aparat, więc robiła zdjęcia chłopakowi z wybraną figurą, a on cieszył się, jak małe dziecko. Hermiona była tu już kilka razy, ale też chciała zdjęcie z Liam'em Hemsworth'em, czym Fred trochę się zaniepokoił, bo zdawało się, jakby świetnie do siebie pasowali. 
  Kiedy już wyszli Hermiona oczywiście zaprowadziła go pod Big Ben i przejechali się na diabelnym młynie, London Eye, czego Gryfon się trochę był. Fred ciężko znosił to, że inni chłopacy patrzyli na Gryfonkę z pożądaniem, ale dziewczyna nie chciała już denerwować Weasley, więc nie odpowiadała na zaczepki i sama nie zerkała na nawet największych przystojniaków. Dochodziła już szesnasta, więc nadszedł na kolejny punkt programu, a mianowicie Camden Town, czym Fred był zachwycony, a Hermiona cieszyła się, że podoba mu się. Nie mógł wychwalić tych wszystkich domów. Co jakiś czas znajdował nowy, w którym chciałby zamieszkać, kiedy zakończyli już zwiedzanie tej ulicy, kierowali się w stronę kolejnej niespodzianki. Po drodze natknęli się na budkę na zdjęcia.
-Fred, wiesz, co to jest?
-Coś, co przeniesie nas do Ministerstwa?
-Nie! To budka na zdjęcia! Wchodź!
-Dlaczego ja pierwszy?
-Wchodź, nie marudź!- Fred posłusznie zrobił, co Hermiona kazała i zrozumiał, dlaczego to on miał wejść pierwszy. Było tu tak ciasno, że gdy Gryfonka weszła musiała usiąść mu na kolanach. Ona oczywiście wiedziała o tym, więc nie zrobiła na niej to dużego wrażenia, a na Fredzie i owszem. Dziewczyna wrzuciła monetę i zaczęło się odliczanie.
-Tylko się uśmiechnij.- 3,2,1. Na jednym zdjęciu obydwoje patrzą roześmiani w obiektyw, na drugim robią głupie miny, na następnym Hermiona uśmiecha się, a Fred patrzy na nią, a na ostaniom ich wzrok spotkał się i nie mógł się oderwać, nawet po zdjęciach, ale Hermiona czuła, że to jeszcze nie ten czas. Wyszła z budki. Fred zawiedziony zrobił to samo, nie dając po sobie poznać, że liczył na pocałunek. Mieli dwa egzemplarze zdjęć. Hermiona jeden schowała do torebki,a drugi poddała Fredowi. Ten chciał go zgnieść na pół i włożyć do kieszeni, ale widząc, jaką Gryfonkę zrobiła minę, poprosił, by i jego zdjęcia włożyła do torebki. Spojrzała na zegarek. 17.30. Muszą się pospieszyć. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"To ona."

"Czy to dzieje się naprawdę?"

"Ben Rewson."