"Jaka jestem głupia!"

  Fred leżał na swoim łóżku wpatrując się w sufit. Czy to możliwe, że zakochał się w nieśmiałej, wstydliwej Hermione Granger? Nad jeziorem już pogodził się z tą myślą, ale teraz porównywał ją do swoich byłych.
     Bella- miała długie czarne włosy i jasną cerę. Była bardzo pewna siebie. Na nadgarstku miała tatuaż( Hermiona nigdy by sobie go nie zrobiła) i próbowała trzymać kontrolę w ich związku.
    Jennifer była piękną blondynkę. Była niska i szczupła. Miała ciepłe niebieskie oczy. Wydawała się spokojna i ułożona, ale tak naprawdę była pyskata. Chłopak czuł się przy niej dziwnie, kiedy krzyczała na innych ludzi i cały czas robiła wyrzuty.
    Caroline. Miała bardzo ciemną karnację i brązowe, lokowane włosy. Uwiodła go czarnymi oczami, ale nie pozwała na nic oprócz spędzania z nią czasu. Zabraniała mu nawet na wyjścia z braćmi.
     Każda była inna i było ich jeszcze więcej, to miały wspólne mianowniki. Były pewne siebie i uwodziły, a na pewno ubierały się inaczej od Hermiony. Seksowniej. Skórzane spódniczki, wysokie szpilki, duże dekolty. Fred wszędzie chciał z nimi się pokazywać, żeby wszyscy mu zazdrościli, a Gryfonka ubiera się o wiele skromniej, nawet na spotkanie z Cormac'iem nie założyła mini i nie świeciła biustem przed nim. To chyba bardziej kobiece. Choć sam nie wiedział.
  Hermione obudziły jakieś dziwne odgłosy. Otworzyła oczy i zobaczyła Ginny, która wyrzuca wszystkie swoje ubrania z szafy. Czy ona musiała rzucać, tak tymi wieszakami? Gryfonka powoli wstała z łóżka i zapytała.
-Ginny, co Ty wyprawiasz?
-Przeglądam swoją garderobę?
-Musisz robić, to tak głośno? Obudziłaś mnie.
-Oj, nie gniewaj się. Po prostu doszłam do wniosków, że nie mam, co na siebie włożyć. Pójdziesz ze mną na zakupy?
-Pójdę, pójdę.

-Dziękuję Hermiono- dziewczyna wtuliła się w przyjaciółkę.
-No, już dobrze. 
-Mam świetny pomysł! Co Ty na to, żeby pograć w coś całą paczką? Co powiesz na "Prawda, czy wyzwanie?"
-Przecież wiesz, że nie lubię tej gry.
-No, nie przesadzaj. Proszę Cię zagraj!- Dziewczyna wiedziała, że nie ma szans wygrać z przyjaciółką, więc zgodziła się.
-Okej, tylko daj mi kilka minut. Ogarnę się jakoś.
-Dobra, to ja zwołam wszystkich na altanę.
  Hermiona podeszła do swojej szafy. Wyciągnęła z niej granatowe jeansy z wysokim stanem i krótką koszulką, ale postanowiła założyć pod nią bokserkę, żeby nie wyglądać zbyt wyzywająco. To prawda. Dla niej nawet odkryty brzuch to za dużo. Zeszła na dół razem z Angeliną i Lavender. Reszta już na nie czekała. Zajęły miejsca przy stole. Fred siedział akurat na przeciwko Gryfonki. Ginny wyciągnęła spod stołu butelkę po oranżadzie i powiedziała.- Ja kręcę pierwsza, na kogo wypadnie ma prawo wyboru, albo pytanie, albo wyzywanie.
-Gracie w to w dormitoriach?- Zapytał Ron.
-Oczywiście- odpowiedziała mu Lavender, bo chłopacy nie znali przedtem tej gry.
-Ciekawie tam macie- mruknął pod nosem.
  Ginny zakręciła butelkę. Wypadło na George. Na co on szybko krzyknął: 'Wyzwanie!"
-Dobrze. W takim razie musisz popływać w jeziorze.
-Teraz? Przecież jest już 21? Jest zimno!
-Sam wybrałeś wyzwanie.
-No dobrze.- Geroge wbiegł do jeziora i już po chwili siedział z powrotem na krześle, trzęsąc się z zimna. 
   Zabawa trwała w najlepsze. Dowiedzieli się kilku sekretów, że Ronowi podobała się kiedyś Cho, że Fred kilka razy wkradał się do dormitorium dziewcząt i jeszcze wielu innych rzeczy. Teraz Harry kręcił i wypadło na Hermionę. Znał ją bardzo dobrze, więc chciał, żeby wybrała wzywanie, ale ona widząc, co pozostali musieli robić, mianowicie wejść na dach, albo tarzać się w błocie wybrała prawdę. 
 Fred myślał, że jeśli on wylosowałby Hermionę wiedziałby, o co ją zapytać, ale teraz zrozumiał, że ma szczęście, że to nie on, bo wolałby porozmawiać z nią na osobności. 
 Harry miał pewne pytanie dla Gryfnoki. Co prawda to było na początku czwartego roku, ale czuł, że go wtedy okłamała.
-Hermiono pamiętasz, jak w czwartej klasie przyszedłem do Ciebie, do biblioteki, a Ty pisałeś jakiś esej? Powiedziałaś mi wtedy, że odrabiasz pracę domową, ale szybko go schowałaś.
-No tak, pamiętam.
-Ta praca na pewno, nie była Twoja, więc czyja?- Hermiona przez chwilę wahała się, czy powiedzieć prawdę, ale w końcu zdecydowała się. To było dawno temu, a tylko gra.
-Robiłam ten esej dla Lucjana Bole.- Nagle wszyscy wytrzeszczyli oczy.
-Hermiono! On jest ze Slytherinu!- Krzyknął Ron.
-No przecież wiem- Gryfonka próbowała udawać strasznie przejętą.
-Dlaczego?- Zapytał Harry.
-To jest już drugie pytanie.
-Och, no Hermiono.- Tym razem odezwała się Ginny.
-No dobra. Napisałam dla niego ten esej, bo...poprosił mnie o to.
-Doby żart...Jakiś Ślizgon prosi czarownicę, której rodzice to mugole o pomoc.- Angelina wiedziała, że jej przyjaciółka kłamie.
-No tak.
-Dobra Hermiono, nie zgrywaj się, tylko mów prawdę.
-Zagroził, że poślę tłuczek w Twoją stronę Harry.
-Naprawdę? Hermiono! Aż tak we mnie wierzysz, że robisz wszystko, żeby inni zawodnicy nie posyłali we mnie tłuczków?! 
-Harry, może Hermiona nie wierzy w Ciebie, ale ja i Fred?! My bronimy Ciebie, żebyś nie dostał, a ona jakieś tajne pakty zagłada z Ślizgonami!- George bardzo podkreślił ostanie słowo.
-Wierzę w Was! Wierzę w Was wszystkich, ale wygraliście ten mecz, a żaden tłuczek nie poleciał w stronę Harre'go.
-Ma rację. Wygraliście wtedy i to się liczy.- W obronie przyjaciółki stanął Ron, ale Ginny wiedziała o, co w tym wszystkim chodzi.
-Lucjan Bole, mówisz. To nie był ten chłopak, co wystawał pod portretem Grubej Damy czekając z kwiatami na Ciebie?- Hermiona zaczerwieniła się. Nie wiedziała, że Gryfonka jest taka spostrzegawcza. Nie chciał o tym nikomu mówić, bo nigdy by nie umówiła się z Ślizgonem i nie zrobiła tego. 
-Tak- wyszeptała cicho, patrząc na swoje trampki.
-I co? Umówiłaś się z nim w końcu?- Lavender nie mogła usiedzieć w miejscu. Tłok informacji źle na nią działał. 
-Nie! Oczywiście, że nie.- Hermiona spojrzała się na nią takim wzrokiem, jakby właśnie ją zapytała, czy zamierza przestać się uczyć.- W życiu nie umówiłabym się z żadnym Ślizgonem, a ni on ze mną...-dodała ciszej.
-Jak to?- Zapytał Fred, który jak dotąd przysłuchiwał się rozmowie, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
-Wpadł na pomysł razem z kolegami, że będę za niego odrabiała prace domowe. Myślał, że tymi kwiatami mnie przekupi.
-To podłe- powiedziała Angelina. Hermiona już nic nie powiedziała, bo niby, co miała odpowiedzieć, że już nie raz chłopcy, tak chcieli ją wykorzystać?
  Zagrali jeszcze kilka razy, ale ani Fred nie wylosował Hermiony, ani ona jego. Pożegnali się ze sobą i poszli spać. 
  Gryfonka przed snem myślała jeszcze o tej sytuacji w bibliotece i o tych kwiatach i przypomniała sobie, jak wtedy poznała Wiktora, jak podszedł do niej i zaczął pocieszać, a ona powiedziała mu o wszystkim. Nie kochała Lucjana, po prostu bolało ją, jak chciał ją potraktować. Wtedy Krum powiedział jej. -Obiecaj, że już nigdy nie będziesz płakać! Nie przez żadnego chłopaka, ani przez to, że ktoś się z Ciebie wyśmiewa!- Ona mu wtedy to przyrzekła i tak zaczęła się ich przyjaźń. Tej nocy wspomniała jeszcze kilka razy Freda, ale zasnęła myśląc o Wiktorze.
   Hermiona obudziła się prawie, w tym samie czasie, co Ginny. Ubrały się i zeszły na śniadanie. Starsza dziewczyna założyła czerwoną koszulkę na ramiączka i czarne spodenki i już dziś nie musiała zakładać tego okropnego opatrunku! Była z tego powodu bardzo szczęśliwa. Młodsza niebieską na szyję oraz granatową spódniczkę. Kiedy usiadły do stołu i powitały się z panią Weasley do kuchni wleciała sowa i stanęła przy pani domu. Ta zabrała z jej dzioba list, ale zwierzę nie odleciało. Pani Molly zaczęła po cicho czytać treść, po czym odezwała się Ginny.
-To ciocia Tessy! Piszę, że planuje mały remont w domu i prosi o pomoc chłopców.
-Przepraszam, ale czy ta ciocia nie mogłaby po prostu użyć magi? 
-Nie! Moja kuzynka Tessy zawsze o pomoc prosi moich synów. Sama nie ma dzieci, ani męża,a my ją rzadko odwiedzamy, więc to jedyna okazja, żeby poczuła, że ma rodzinę. Zazdrości mi takiej gromadki dzieci, szczególnie teraz kiedy w domu jest ich dwa razy więcej.
-Och, nie wiedziałam. Nie chciałam nikogo urazić.
-Kochaniutka nikogo nie obraziłaś. Nie znasz jej.
-Mamo, ale chyba Harry nie musi do niej jechać? Przecież to nie jego rodzina.- Zapytała Ginny z nutką nadziei w głosie, że jej rodzicielka nie wyśle jej chłopaka, do zupełnie mu obcej kobiety.
-Ginny, oczywiście, że Harry pojedzie do niej! Gdyby nie to, że całujesz się z nim w ogrodzie, uważałabym go za rodzonego syna.- Weasley spłonęła rumieńcem, kiedy dowiedziała się, że jej mama widziała ją całującą Pottera.
-Żadna dziewczyna, może oprócz Hermiony, bo jej nie zależy, nie zgodzi się na to, żeby jej chłopak jechał do jakieś ciotki!
-To nie jest jakaś tam ciotka, tylko cioteczka Tessy, a one nie mają nic do gadania! Postanowiłam!
-Wyślijmy tam Freda. Będzie tam około trzech tygodni! Nikt za nim nie będzie tęsknił!- Hermiona poczuła lekkie ukłucie w sercu. Ona będzie za nim tęsknić. Oczywiście, jak za zwykłym przyjacielem.
-Na pewno się zgodzi. Jest w ogrodzie, zbiera maliny na jogurt, zaraz przyjdzie.- Po kilku minutach Fred wszedł z miską pełną dojrzałych malin. Trochę skrępował się tym, że dziewczyny widzą, jak wykonuję "babskie" zajęcia. Szczególnie Hermiona. Pani Weasley od razu powiedziała o liście.
-Słuchaj Fredi, napisała do mnie Twoja ulubiona ciocia Tess. Potrzebuję Twojej pomocy przy remoncie. Musiałbyś pojechać do niej na niecały miesiąc. Zgadasz się?
-Czyś Ty zwariowałaś?! Mam połowę swoich wakacji spędzić u ciotki Tessy?! Nigdy! Dlaczego ja, a nie ktoś inny?!
-Przecie wiesz, że to Ty byłeś jej pupilkiem.
-Nie, mamo! Jej ulubieńcem był Percy, a potem Ron, ja byłem na szary końcu.- Dziewczyny rozbawione całą tą sytuację próbowały się nie śmiać, ale przychodziło im to z trudem.
-Fred, ciocia prosi wszystkich o pomoc, ale myślałam, że ucieszysz się z wakacji u cioci.
-To źle myślałaś mamo. Nie chcę tam jechać, a skoro prosi wszystkich, to tylko z nimi, jak muszę to pojadę.
-No dobrze, odpiszę jej, że przyjedziecie.
-A kiedy w ogóle mamy u niej być?
-W czwartek rano.
-Już w czwartek?! Do kiedy?
-To zależy, jak szybko się wyrobicie.
-Oby do czwartku wieczorem.
-Na pewno nie zdążycie, podejrzewam, że najwcześniej we wtorek, środę.
-O matko...
-Pójdę po pergamin i pióro i odpiszę cioci.- Kiedy tylko pani Molly wyszła z kuchni Gryfnoki nie powstrzymywały już śmiechu.
-Naprawdę to was tak śmieszy?- Zapytał zezłoszczony Fred.
-Tak- ledwo odpowiedziała mu jego siostra. Chłopak nie odzywając się już do dziewczyn zaczął robić jogurt, kiedy skończył Gryfonki były w świetnym humorze.
-Daj spróbować- powiedziała Hermiona. Chłopak sięgnął po łyżeczkę i sam próbował ją nakarmić. Ta rozbawiona otworzyła buzię. Patrzyli sobie, niepierwszy raz w te wakacje, głęboko w oczy. Mogli stać tak godzinami. Nic nie mówiąc, nic nie robiąc. Tonęli nawzajem w swoich oczach. Fred musi się powstrzymać. Jego siostra patrzy i już miał włożyć łyżeczkę do buzi dziewczyny, kiedy rzucił ją w nos.
-Ooo, nie! Pożałujesz tego!- Odgrażała się Gryfonka śmiejąc się jednocześnie udając wściekłą. Włożyła całą rękę do jogurtu i pełną garść rzuciła w Freda. Jego koszulka była cała brudna. Ten nie pozostał jej dłużny i też rzucił w nią. Tym razem dostała w dekolt. Otworzyła szeroko buzię. Poczuła coś zimnego na piersiach. Od razu odpłaciła się rzucając w twarz Gryfonowi. Wreszcie przyciągnął ją do siebie i próbował przytulić, ale ona miała jeszcze jogurt, który wsmarowała mu w włosy. Zaczęła uciekać wokół stołu piszcząc, jednak Weasley złapał ją i wrzucił jogurt na plecy. Nawet nie zauważyli, kiedy Ginny wyszła z kuchni mówiąc pod nosem.- Jak dzieci...- Nadal świetnie się bawili i uciekali przed sobą. Nagle wszedł George i krzyknął.- Co tutaj się dzieję?- Rozbawieni spojrzeli na siebie i zaśmiali się.- Bitwa na jedzenie, a ja nic o niej nie wiem?!- Niestety do kuchni weszła również pani Molly, która dostała jogurtem prosto w twarz od George.
-George Weasley! Co to ma znaczyć?! 
-Prze...prze...przepraszam.- Nie mogli powstrzymać śmiechu. Fred złapał za rękę Hermione, żeby wyszli na dwór. Nie chciał słuchać bury od mamy.
-Chodź, wykąpiemy się w jeziorze.- Fred nadal prowadził Hermione, jakby bał się, że nie trafi, ale ona pamiętała o Mariecie i Demelzie i nie chciała sobie robić niepotrzebnych nadziei, dlatego wyciągnęła rękę, na co Fred nie chciał się zbytnio zgodzić, dlatego przetrzymał jej ciepłą, małą i kruchą dłoń, ale ona była zdecydowana. 
  W ubraniach weszli do wody, nawzajem się ochlapując i śmiejąc. Fred próbował umyć sobie włosy, czego celowo nie robił za dobrze.
-Daj, pomogę Ci- wyciągnęła rękę Hermiona i myła mu włosy. Może komuś to wydawać się dziwne, ale on po prostu szukał z nią ciągłego kontaktu, gdy była blisko był szczęśliwy, gdy go dotykała był w siódmym niebie. 
-Teraz jest dobrze- powiedziała uśmiechnięta. "Jak ona pięknie się uśmiecha"- pomyślał.
-Dzięki, w ramach rewanżu umyję Tobie włosy.- Zaproponował uśmiechnięty. Miał wielką ochotę dotknąć Gryfonkę.
-Okej.- Chłopak mył jej włosy i śmiali się. Byli tacy szczęśliwi. Położył na nią cały ciężar swojego ciała i Hermiona cała zanurzyła się. Fred też od razu zanurkował, bojąc się, żeby nie powtórzyła się sytuacja z wczoraj, ale nie spodziewał się tego, co zobaczy. Gryfonka robiła salto w wodzie. Wypłynęli.
-Jak to zrobiłaś?! Ja... ja nie wiedziałem, że tak dobrze umiesz pływać!
-Zapamiętaj sobie, że jeśli zaczynam się czegoś nauczać, to, albo będę najlepsza, albo nie będę się tego uczyć.
-Rzeczywiście warto zapamiętać, ale nauczysz mnie kiedyś tego, prawda?- Fred nadal nie mógł wyjść z podziwu, że Hermiona tak dobrze umie pływać i robić akrobacje pod wodą.
-Jeśli zasłużysz.- Uśmiechnęła się uwodzicielsko.
-Co muszę zrobić, żeby zasłużyć?- Chłopak podszedł bardzo blisko dziewczyny. Dzieliły ich zaledwie centymetry. W jego głosie był spokój i opanowanie. Przybliżał cały czas swoją twarz do Gryfonki, a i ona zdawała sobie sprawę, co za chwilę się wydarzy i chciała tego. Tak! Hermiona Granger chciała pocałować Freda Weasley'a! Ale znowu to samo! Przed oczami zobaczyła twarz Demelzy, Marietty i Cormac'a. Szybko powiedziała.- Jeszcze nie wiem, ale dam Ci znać, jak na coś wpadnę.- Spuściła głowę i wyszła na brzeg. Szła powoli w stronę Nory. Fred był przygnębiony, że dziewczyna nie chciała pocałunku, ale ona nie była, jak jego byłe. Z tamtymi tylko się bawił. Poderwał je i mógł  je całować, kochać się z nimi, ale nie z Hermioną. Pobiegł za nią i razem weszli do domu. Poszli do swoich pokojów przebrać się.
  Wszyscy spotkali się dopiero na obiedzie. Tu reszta chłopaków dowiedziała się o wyjeździe do cioci Tessy, z czego nie byli zadowoleni, co można było wywnioskować po długim i przeciągającym się "Ooo...". Gryfonki też nie były szczęśliwe, że ich drugie połówki wyjadą na kilka dni, ale nie mogły kwestionować decyzji pani Molly. Siedzieli przy stole smutni jedząc obiad i myśląc, że w czwartek muszą się rozstać. Nagle Angelina zaproponowała.
-Może wybierzemy się jutro do "Kociej łapy" na imprezę? 
-Tak!
-To świetny pomysł!
-Jasne!- Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać. Wszyscy tylko nie Hermiona i Fred. Ginny od razu zauważyła, że jej przyjaciółka nie cieszy się z grupowego wypadu.
-Hermiona, co jest? Nie cieszysz się?
-Wiecie, ja już z kimś się umówiłam na tę imprezę.- Fred aż do teraz myślał, że może jednak dziewczyna zrezygnuję i pójdzie z grupą na dyskotekę, ale dlaczego się łudził. Przecież już się zgodziła.
  W kuchni było słychać gwizdy i głośne- Uuu...- Lavender zapytała.- Czyżby znowu z naszym przystojniakiem, Cormac'iem?
-Tak- potwierdziła zgodnie z prawdą.
-O, to nie przeszkadzamy. Nie musisz z nami iść, ale Ty Fred koniecznie!- Naciskała Angela.
-Nie! Będę Wam tylko przeszkadzał!
-Daj spokój, stary! Nie daj się prosić!- Teraz przyjaciela namawiał Harry.
-Oj, nie wymuszajcie na nim decyzji. Jeśli nie chcę, niech nie idzie.- Stanął George w obranie brata. Bliźniaka trochę zaszokowało, to, co właśnie usłyszał. Myślał, że to właśnie on będzie namawiał go na wspólne wyjście, ale George miał już w głowie pewien plan.
  Dziewczyny już wieczorem zaczęły się zastanawiać, w czym powinny wystąpić, żeby zrobić, jak najlepsze wrażenie. Rozmawiały o modzie, kosmetykach, chłopakach, dziewczynach z Hogwartu i o wszystkim. Złączyły łóżka Ginny i Hermiony i wszystkie zasnęły.
  Najwcześniej wstała Angelina. Zeszła na dół. Nikogo tu nie było. Przygotowała śniadanie dla siebie i dla dziewczyn i zaniosła je na górę. Wszystkie były jej wdzięczne, gdy już się najadły znów zaczęły się śmiać. Czuły się, jak najlepsze przyjaciółki, które mogę porozmawiać o wszystkim. Dochodziła dwunasta, więc Lavender poszła do pokoju po wszystkie niezbędne rzeczy, żeby wyszykować się na wieczór, a Ginny po obiad dla nich. Zjadły i od razu zabrały się do pracy. Wszystkie( nawet Hermiona) chciały wyglądać oszałamiająco. 
  Angelina wybrała sukienkę w wzór zebry z czarnym szerokim paskiem na biodrach, znacznie dłuższą z tyłu niż z przodu i czarne sandały na obcasie. Włosy zostawiła rozpuszczone.
  Ginny założyła jasno-pomarańczową sukienkę, idealnie przylegającą do ciała na ramiona i do tego białe wysokie szpilki.
  Lavender, jak zwykle zaszalała i założyła czerwoną bluzkę, różową spódnicę i srebrne baletki.
  Hermiona wybrała dla siebie czarną sukienkę bez ramiączek. Góra była zdobiona małymi diamencikami. Na dół była zarzucona jedna warstwa tiulu, spod, której było widać dopasowaną czarną spódnicę. Na nogi założyła czarne szpilki. Włosy wyprostowała i zrobiła przedziałek na środku. Założyła pierścionek z czarnym dużym oczkiem. Nie chciała być prowokująca, więc zarzuciła na siebie czarny, dziergany sweterek. Wyglądała, jakby w ogóle się nie malowała. Jasny błyszczyk, jasny puder i delikatne oczy.
  Gryfonka sama została w pokoju, ponieważ dziewczyny postanowiły przed imprezą wejść jeszcze do kilku klubów. Mimo, że to było drugie spotkanie, stresowała się tak samo. Postanowiła zejść na dół, napić się wody.
   George za nim wyszedł powiedział bratu.- Kupiłem rodzicom bilety, do tego kina. Masz dziś wolny dom. Nie zmarnuj tego, ale nie bój się już zapewniłem Ci towarzystwo.- Mrugnął do bliźniaka okiem i wyszedł ze swoją dziewczyną. Fred usiadł w kuchni przy stole pijąc herbatę, kiedy weszła Hermiona. Sam nie wiedział co ma zrobić. Wstał. Reakcja podobna do tej w piątek. Oczy zaraz, by mu wyszły z orbit, a szczękę musiał zbierać z podłogi. "Dlaczego ona musi być taka piękna?! Nawet nie musi ubierać się wyzywająco, a pociąga mnie!"- Myślał Fred. W końcu się opanował widząc na twarzy Gryfonki uśmiech i lekkie rumieńce.
-Podać Ci coś?
-Poproszę wodę.
-Już się robi.- Chłopak odsunął krzesło Hermionie i podał jej szklankę.
-Wyglądasz...nieziemsko.
-Dziękuję. Choć wcale nie musiałeś tego mówić. Wyczytałam to z Twojej twarzy.- Fred trochę się zawstydził, że Gryfonka zauważyła jego reakcję. Miał nadzieję, że George złamał nogę McLaggen'owi i Hermiona to jego towarzystwo na dziś.
-Hermiono, dlaczego idziesz z nim na drugie spotkanie?
-Fred już to wałkowaliśmy.
-Tak, wiem, ale lepiej bawiłabyś się ze mną. On Cię przeprosił i co z tego? Ja Cię przeprosiłem i możesz mi ufać, razem się śmiejemy, potrafię Cię rozbawić do łez.- Dziewczyna nic nie powiedziała, ważąc słowa.- Może lepiej, by było gdybyś została?- Gryfonka przez chwilę rozmyślała taką możliwość, ale nie może tego zrobić. Przecież się umówiła i każdy zasługuję na drugą szansę.
-Obiecałam mu- wyszeptała i wyszła. Coraz bardziej oddalając się od Nory.
   Fred siedział smutny. Wybrała Cormac'a zamiast niego! Dlaczego?! Naprawdę nie zauważyła, że mu się podoba? Że się stara o jej względy? Nie mógł długo użalać się nad sobą, bo do kuchni właśnie teleportowała się Demelza w czerwonej obcisłej sukience, która ledwo zakrywała jej tyłek i odsłaniała biust. Miała niebotycznie wysokie czerwone szpile. Od razu rzuciła się w ramiona chłopaka.
-Fredi! Kochanie! Tak się stęskniłam, a Ty nie piszesz!- "Więc to jest, to moje towarzystwo? Świetnie." Gryfon nie był zadowolony z pomysłu brata. Zaprosił Demelzę do salonu i zaproponował coś do picia. Wybrała ognistą whisky, więc przyniósł jej i sobie trunek. Dziewczyna próbowała przykleić się do chłopaka, ale ten usilnie ją odpychał. 
   Hermiona już znacznie oddaliła się od Nory, kiedy zrozumiała, że ten wieczór woli spędzić z Fredem niż z Cormaciem. Trudno! Niech McLaggen mówi, co chcę! Ją już on nie obchodzi. Odwróciła się napięcie i zaczęła biec do Nory. Wpadła do korytarza i zaczęła głośno mówić.- Fred!- Sprawdziła w kuchni. Nie ma go. Zajrzała do salonu, ale to, co tam zobaczyła ścięło ją z nóg. Demelza w krótkiej mini, z biustem na wierzchu siedzi na Fredzie, trzyma mu ręce i schyla się do pocałunku, kiedy weszła dziewczyna nawet nie drgnęła. Spojrzała na nią mówiąc. "Czego?! Nie widzisz, że jesteśmy zajęci?!" Chłopak próbował wstać, ale ona mu na to nie pozwalała.- Hermiona"- powiedział prawie bezgłośnie. Nagle ktoś znowu się teleportował. To Marietta. Gryfonka już wszystko zrozumiała. Mu wcale nie zależało na niej. Po prostu chciał być pewien, że nie wróci. Krukonka miała na sobie czarne, skórzane getry i krótki błyszczący top i tak samo wysokie szpilki, jak Demelza. "Jaka jestem głupia! Po co tu wracałam?!"- Hermiono zaczekaj!- Fred chciał biec za nią, ale nie mógł.
-Nie, już nic. Już idę.- Dziewczyna wyszła z salonu i natychmiast teleportowała się do "Kociej łapy".

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"To ona."

"Czy to dzieje się naprawdę?"

"Idealnie dopasowani" Miniaturka #2