Bitwa

      Hermiona przebrana za Bellatrix Lestrange nie wypadała dobrze w swojej roli. Choć eliksir wielosokowy zadziałał fantastycznie, czuć było od niej zdenerwowanie. Przyjaciele myśleli, że nie dostaną się do skrytki w Banku Gringotta, ponieważ goblin, który ich obsługiwał był wyjątkowo podejrzliwy, ale z pomocą przyszedł Harry. Rzucił na pracownika zaklęcie Imperius i już po chwili mknęli wózkiem w podziemiach zamku. Gryfek wprowadził ich do skrytki śmierciożerczyni i Potter znalazł horkrus, który był ukryty pod postacią pucharu Helgi Hufflepuff. Następnie goblin opuścił trójkę przyjaciół, więc musieli działać sami i spróbować pokonać strażników oraz smoka. Niezastąpiona okazała się być Hermiona, która była pełna waleczności i odwagi po spotkaniu z Fredem. Wiedziała, że nie może z nim zostać, ale chciała do niego wrócić, dlatego walczyła z największym poświęceniem, bo wiedziała, że ma dla kogo. Wskoczyła na grzbiet smoka, a za nią jej przyjaciele i tak wylecieli z banku, robiąc przy tym niesamowity hałas.

Freda nie było w sklepie, ponieważ George uważał, że powinien odpocząć. Siedział w fotelu, popijał Ognistą i starał się nie myśleć, że gdzieś tam jego ukochana walczy z mocami ciemności i może jej stać się krzywda... Bardzo przeżywał atak, który ją dotknął w dworze Malfoyów. Wyobrażał sobie jej śmiejąca się twarz i to, że niedługo będą szczęśliwi i tak zasnął. Obudziło go mocne szturchnięcie George. 

- Obudź się! Musisz to zobaczyć! - Wrzeszczał nad jego uchem.

- Co się stało? - Poderwał się z fotela jak oparzony.

- Ktoś właśnie uciekł na smoku z Banku Gringotta.

- CO?! Chyba nie myślisz, że... To mogli być oni?!

- Chodź! - Pociągnął go za rękaw. - Może się czegoś dowiemy.

Wybiegli na ulicę Pokątną, ale tu panował absolutny chaos. Ludzie biegali to w jedną, to w drugą stronę. Jedni krzyczeli, inni teleportowali się. Bliźniacy poczuli się zagrożeni gdy tylko zobaczyli na niebie mroczny znak. Szybko zamknęli sklep i dom i teleportowali się do Nory. Pana Artura jeszcze nie było w domu, co świadczyło o tym, że jeszcze nic nie wie. Matka przywitała ich uśmiechem. 

- Fred! George! Jak dobrze was widzieć! - Lecz po chwili zobaczyła ich przerażone miny i zdała sobie sprawę, że powinni być jeszcze w sklepie. - O jeny... Co się stało? - Prawie szeptała i opadała na krzesło. George jak najspokojniej potrafił zaczął opowiadać co się wydarzyło.

- Byłem w sklepie, kiedy usłyszałem ten hałas. Wszyscy klienci wybiegli na ulicę a ja z nimi i wtedy to zobaczyłem... Smoka, który odlatywał z banku. Było widać na nim sylwetki jakiś ludzi, więc podejrzewamy, że to mogliby być Ron, Harry i Hermiona.

Dopiero teraz Fred zdał sobie sprawę jak znów był jej blisko. Zaledwie kilka ulic od niego była jego dziewczyna i w dodatku znowu w tarapatach. Pani Molly zaczęła płakać w fartuch i nie mogli jej uspokoić. Ojciec nadal się nie pokazywał, ale po chwili zjawił się Bill blady jak ściana. Jeszcze bardziej się przestraszyli, ale chcieli wiedzieć, co może im powiedzieć o włamaniu.

- Nie ma wątpliwości. To Ron, Harry i Hermiona uciekli z Gringotta.

- Ale jak? Jak tego dokonali? - Dociekał George.

-Hermiona przybrała postać Bellatrix Lestrange po wypiciu eliksiru wielosokowego. - Fred na dźwięk tego nazwiska aż wzdrygnął się. - Tak udało im się dostać do jej skrytki. Harry z Gryfkiem schowali się pod pelerynę niewidkę, a Ron się przebrał. Czegoś musieli szukać...

- Znaleźli to? - Chciał wiedzieć George.

- Taak... Raczej tak... Sądząc po reakcji Sami-Wiecie-Kogo. - Pani Molly wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, jakby nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.

- ON tam był?! Widziałeś go?!

- Pojawił się chyba po pięciu minutach od ich zniknięciu i zabił wszystkie gobliny, które spotkał... Ja też byłem w banku, ale szybko schowałem się i obserwowałem wszystko z kryjówki. Był wściekły... - Pani Molly wpadła w objęcia syna.

-Gdy pomyślę, że byłeś tak blisko... Że mogło ci się coś stać.

- Spokojnie mamo... Udało mi się wyjść z tego cało... Mam nadzieję, że im też.

Tradycyjnie w Norze zebrała się cała rodzina Weasley i rozprawiała o tym, co mogło spotkać trójkę przyjaciół. Fred myślał tylko o Hermionie i o tym, że nie mógł jej ochronić a tak bardzo chciał...

W tym samym czasie Gryfoni przelatywali nad Anglią na ogromnym i wycieńczonym smoku. Kiedy zeskoczyli z niego do lodowatej wody i podpłynęli do brzegu, Ron rzucił zaklęcia ochronne. Harry natomiast miał kolejną wizję z Lordem Voldemortem w roli głównej. Wyraźnie widział także Hogwart, do którego chciał natychmiast się teleportować. Jednak Hermiona była sceptycznie nastawiona do tego pomysłu.

- Harry przecież wiesz, że Snape jest dyrektorem szkoły! Nie będziesz mógł wejść główną bramą! Jak w ogóle sobie to wyobrażasz? Musimy opanować emocje i przemyśleć to wszystko. Ułożyć plan działania i przede wszystkim zastanowić się czy naprawdę musimy udać się do Hogwartu.

- Hermiono! - Harry nie krył swojej złości. - Planujemy coś, główkujemy i czy potem coś udaje się nam zgodnie z planem?! Czy naprawdę zaplanowałaś, że uciekniemy na smoku?!

-Hej! Przestań na nią wrzeszczeć! - W obronie Granger stanął Ron.

- Przepraszam... - Harry było głupio, że tak potraktował przyjaciółkę, ale czuł, że właśnie to powinni zrobić. Wyruszyć do Hogwartu. - Musimy iść za ciosem. Mamy horkruksa, a następny jest w szkole.

- Okej. - Odpowiedziała Gryfonka. - Ale czy naprawdę musimy to robić bez żadnego przygotowania?

- TAK! - Ryknął Harry. - On wie, że mamy puchar i jest wściekły. Będzie chciał schować to, co jest ukryte w zamku. To coś na pewno należy do Roweny Ravenclaw.

Hermiona poddała się. Nie zamierzała kłócić się z nim dalej. Ron próbował z nim rozmawiać, ale Potter był zdeterminowany. On tu rządził, więc musieli poddać się jego woli.  

Teleportowali się do Hogsmeade i usłyszeli alarm oraz kroki wielu osób zbliżające się w ich stronę. Tylko cudem udało im się schować w bocznej uliczce, a później pomógł im ktoś, kto wyglądał niepokojąco podobnie do profesora Albusa. Okazało się, że to jego brat, Aberforth. Opowiedział im prawdę na temat życia rodziny Dumbledore. Cała trójka nie kryła swojego zaskoczenia i smutku, ale nie mieli czasu na dłuższe rozmowy. Chcieli dostać się do Hogwartu w czym Aberforth im pomógł. Odkryli tajemne przejście do zamku, w którym pojawił się Neville. Ucieszyli się na jego widok, choć na jego twarzy dostrzegli blizny i siniaki. Gryfon opowiedział im co teraz się dzieje w szkole. Kiedy dotarli do Pokoju Życzeń wszyscy powitali ich jak bohaterów. Byli gotowi na walkę, ale przecież nie Harry nie chciał tego. Musiał tylko odnaleźć coś, co należało do Roweny. Nagle usłyszeli hałas dobiegający z korytarza, którym tu przyszli. Kilka osób wyskoczyło przed szereg, tak, że Hermiona teraz była schowana za głowami kilku chłopców, ale z przejścia wyłoniła się płomienna głowa Ginny.

- Poinformowałem Gwardię! Wszyscy chcemy walczyć! - Harry chciał już jeszcze raz powiedzieć, że nie będzie żadnej bitwy, gdy ujrzał Weasley. Tak długo jej nie widział, a tak często myślał... Dziewczyna chyba czuła to samo, bo rzuciła mu się w ramiona i namiętnie pocałowała. Ron odwrócił głowę i dopiero wtedy ją zobaczył... Siedziała w kącie pokoju i jakby nie dowierzała, że to naprawdę on.

- Lavender... - Szepnął i pobiegł do niej, by uścisnąć ją i również pocałować.

Zaraz za Ginny pojawiła się jak zwykle piękna Angelina ze swoim chłopakiem Georgem. Na końcu wyszedł Fred. Wzrok miał rozbiegany, ale Hermiona cieszyła się, że nie może jej zobaczyć. Nie widziała go zaledwie kilka godzin, ale tyle się wydarzyło. Najchętniej padłaby mu w ramiona, ale nie wiedziała czy chce, by wszyscy to ujrzeli. 

- Gdzie jest Hermiona? - Zapytał Harrego i wtedy grupka chłopaków odsunęła się. Hermiona stała wpatrzona w Freda i zrobiła pół kroku w jego stronę, a resztę drogi przebył ją. Uścisnął ją mocno aż nie mogła złapać tchu, a ludzie wpatrywali się w nich z ciekawością. Fred zachłannie pocałował Gryfonkę.

- Hermiono...

- Fred, kocham cię. - Wyznała Gryfonka.

- Ja ciebie też kocham. - Przyznał z uśmiechem. Pociągnął ją w kąt pokoju, by mogli porozmawiać bez obawy, że zostaną podsłuchani. - Hermiono, musisz mi coś obiecać, tak jak obiecałaś, że nic ci się nie stanie i wrócisz do mnie. Teraz musisz mi obiecać, że gdy wszystko się skończy będziesz moja i zostaniesz moją narzeczoną. - Nie planował tego, ale wiedział, że nadchodzi rozstrzygający moment i chciał mieć pewność, że będą już ze sobą na zawsze. - Nie ma dla ciebie żadnego pierścionka, ale gdy wszystko się skończy kupi ci najpiękniejszy pierścionek zaręczynowy na świecie, a ty będziesz najwspanialszą narzeczoną. - Bał się, że dziewczyna zacznie protestować lub nie zgodzi się, ale ona tylko lekko kiwnęła głową i pewną głosem powiedziała: tak. Pocałowała Freda jak najgoręcej umiała. Teraz obydwoje znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie i chciała, by po tym wszystkim mogła wreszcie bez strachu cieszyć się ich miłością.

Nagle do Pokoju Życzeń ktoś wbiegł, a był to Ben Rewson. 

- Snape wie, że widziano Harry'ego! - Zobaczył to, czego się nie spodziewał. Myślał, że to co roznosi się po Hogwarcie to zwykłe plotki, ale naprawdę w pomieszczeniu był Wybraniec wraz z Ronem i Hermioną, która natychmiast do niego podbiegła i przytuliła. Puchon nie wyglądał za dobrze. Pod oczami miał wielkie sińce, a twarz pokryte świeżymi ranami. Nie mieli zbyt wiele czasu, bo z tajnego przejścia zaczęły pojawiać się nowe postacie. Przybyła pani Molly z Arturem i Bill z Fleur, a nawet Charlie. Potem pojawił się Lupin, Tonks i Kingsley, a na końcu, ktoś niespodziewany - Percy Weasley. Rzucił się w ramiona swoich rodziców i zaczął ich gorąco przepraszać za swoje dotychczasowe zachowanie. Potem podszedł do starszych braci i ciepło przywitał się ze swoją szwagierką. Ron, George i Fred spojrzeli po sobie, ale nie mieli innych wyjścia i zresztą nie chcieli niczego bardziej jak podjeść do niego i serdecznie przytulić. Czym były dawne oskarżenia w obliczu nadchodzących zdarzeń?

Uczniowie ukryli pomiędzy sobą członków Zakonu i zeszli do Wielkiej Sali. Harry ujawnił się, ale profesor Mcgonagall stanęła w jego obronie i przegoniła mistrza eliksirów. Po chwili radosnych krzyków usłyszeli przeraźliwy głos Lorda Voldemorta, który przemawiał do nich, jakby stał za ich plecami. Czarny Pan chciał, aby wydali Pottera. Kilka Ślizgonek ruszyło w jego stronę, ale oddane mu osoby stanęły przed nim, by chronić go. Profesor Mcgonagall stanowczo nakazała wyjść wszystkim, którzy nie popierają Wybrańca oraz osobom niepełnoletnim. Kilku uczniów jednak nie chciało opuszczać zamku, w tym Ginny. Niektórzy tylko udawali, że mają zamiar udać się domu, a potem prześlizgali się niezauważeni, by schować się i zostać. 

Harry poszedł z Luną, by znaleźć diadem Ravenclaw, a Ron zaproponował by z Hermioną udali się do Komnaty Tajemnic i zabrali kieł bazyliszka, które pomoże zniszczyć horkruksy. Granger ostatni raz spojrzała w oczy Freda, który już wraz z Georgem i Angeliną został wyznaczony do obrony zamku. 

- Do zobaczenia Fred! - Krzyknęła, gdy swoim sposobem musnęła jego wargi i wybiegła z przyjaciółmi, by zniszczyć Sami-Wiecie-Kogo i połączyć się już na zawsze z ukochanym.

Okazało się, że Ron zna trochę mowę węży, ponieważ Harry mówi przez sen. Kiedy weszli do Komnata Hermiona była wstrząśnięta ogromem bazyliszka. Również Ron okazał strach, ponieważ nie widział wcześniej węża i nawet nie przypuszczał, że jego przyjaciel musiał zmierzyć się z taką bestią. Wyrwali kilka kłów bazyliszka i Ron rozkazał, by to Hermiona zniszczyła puchar Helgi. Dziewczyna nie była przekonana do tego, ale udało jej się to. Pełni dobrej energii opuścili to ponure miejsce i postanowili znaleźć Pottera. Nie znaleźli go na mapie Huncwotów, więc doszli do wniosku, że jest w Pokoju Życzeń i rzeczywiście Harry tam był. Opowiedział o tym, co mówiła Szara Dama i wspólnie udało im się znaleźć kolejną cząstkę duszy Voldemorta, ale wtedy pojawił się Draco Malfoy wraz ze swoimi gorylami. Crabb zaczął wszystko palić i musieli ewakuować się na miotłach. Harry po mimo sprzeciwom Rona wrócił się po Malfoya i Goyle. Crabb zginął tragicznie poparzony przez ogień. W środku został diadem, ale zaklęcie Ślizgona - Szatańska Pożoga, było tak silne, że zniszczyło go. Pozostał tylko wąż. Cała trójka spojrzała po sobie. Byli już tak blisko.

Nagle za rogu wybiegli Fred i Percy. 

- Fred! - Hermiona nie mogła ukryć swojego szczęścia. Fred żył! Był cały i zdrów. Walczył, a oni zniszczyli horkruksy i został im tylko wąż. Jest szansa. Może niedługo to wszystko się skończy, a Fred kupi jej pierścionek i będą najszczęśliwszy. Rzuciła mu się w ramiona, ale tylko na chwilę, bo obok nich przeleciało czerwone światło.

- Hej Hermiono! A mnie nie uściskasz?! - Zawołał Percy.

- Ona przytula się tylko do swoich chłopaków. - Odpowiedział z szerokim uśmiechem Fred.

- Co, o czym ty mówisz? - Percy wyraźnie był zbity z tropu, by po chwili na jego twarzy pojawił się wyraz niedowierzania.

- Fred! Na brodę Merlina! Co ty zrobiłeś, że poderwałeś Hermionę Granger?!

- Ma się swoje sztuczki. - Na twarzy Freda gościł promienny uśmiech, jakby wcale nie znajdował się w środku zaciekłej bitwy. Patrzył na Gryfonkę z maślanymi oczami kiedy to się stało... Usłyszeli potężny wybuch a po chwili dźwięk pękania murów i w ich stronę leciała ściana. Starali się uniknąć zderzenia, a Fred widząc, że wielki fragment leci w stronę starszego brata, podbiegł i odepchnął go.

Wszyscy leżeli z rękami na głowie, by ją osłonić. Zaczęli kaszleć i powoli wstawać.

- Harry, Ron nic wam nie jest? - Spytała Gryfonka.

- W porządku Hermiono. - Odparł Ron.

- Percy, Fred co z wami? - Zapytał Harry, ale w odpowiedzi przyszedł cichy szloch. Natychmiast podeszli w jego kierunku, ale tam ujrzeli coś przerażającego. Fred leżał z zamkniętymi oczami i uśmiechem a jego nogi całe były zawalone gruzem. Nad nim szlochał Percy.

- Uratował mnie! Uratował! Gdyby nie wbiegł i nie popchnął mnie wszystko by się na mnie zwaliło! - Próbował im się tłumaczyć dlaczego to nie on leży zawalony murem. Hermiona natomiast nie mogła uwierzyć w to co widzi. Nie mogła z siebie wydobyć żadnych dźwięku. Percy nadal szlochał nad ciałem brata. - Ty cholerny bohaterze! Po co to robiłeś?! Idiota!

Ron podszedł bliżej i próbował wyczuć puls i... wyczuł go!

- On żyje! - Hermiona natychmiast uklękła obok i przyłożyła ucho do klatki, by wsłuchać się w miarowy rytm bicia jego serca. Poczuła, że i jej serce przyspiesza. ŻYJE! ŻYJE! ŻYJE! Percy też wydawał się być spokojniejszy. Nikt nie zauważył, że Harry osunął się powoli na podłogę pogrążony nową wizją Voldemorta.

- Musimy go natychmiast przetransportować do Święta Munga! - Hermiona była zdeterminowana. - Tam będę wiedzieli co zrobić! Pomóżcie mi! Osuniemy ten gruz z jego nóg. - Jednak gdy zaczęła to robić jej humor pogorszył się. Lewa noga była całkowicie zmiażdżona a z prawej wystawała kość w bardzo dziwnym kierunku. Percy klęczał obok niej i pracował z nią nie zważając na zaklęcia, które nie ustawały, ale Ron zauważył, że Harry cały dygocze.

- Wąż jest razem z nim we Wrzeszczącej Chacie! Musimy tam iść Szybko! - Ponaglał przyjaciela. - Hermiono, musimy iść. - Starał się zabrzmieć łagodnie.

- Ja nie idę. - Odpowiedziała stanowczym głosem. Wiedziała, że przyczyniła się do pokonania Sami-Wiecie-Kogo i teraz musimy się zająć Fredem. Został jeden horkrus, z którym oni dadzą sobie radę. Teraz bardziej potrzebuje jej Fred. Nie wiedziała kiedy zaczęła płakać, ale poczuła jak łzy zmywają z jej twarzy kurz.

- Co to ma znaczyć, że nie idziesz?! - Wrzasnął Percy. - MUSISZ iść z nimi! Ja się zajmę Fredem, przetransportuję go do Wielkiej Sali, a tam jest pani Pomfrey. Wszystkim się zajmę. Obiecuję Hermiono. - Powiedział łagodnie.

- Hermiono, wiesz o co walczymy i wiesz co się dzieje... Fred nie zostanie sam. - Dodał Potter. Nie wyobrażał sobie, żeby nagle przyjaciółka miała ich opuścić. Granger warzyła w sobie te słowa, ale wiedziała, że teraz nie może zawieźć. Miała tylko nadzieję, że Percy odpowiednio zaopiekuje się Fredem. Pocałowała ukochanego w czoło i wstała, by zabić Voldemorta.

Harry biegiem opowiedział o tym co widział, więc postanowili skorzystać z tajnego przejścia obok Bijącej Wierzby. Gdy tam dotarli słyszeli rozmowę Czarnego Pana z Severusem Snape, a po chwili zobaczyli jak Nagini gryzie mistrza eliksirów. Gdy Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać zniknął, Harry wyszedł z kryjówki i wziął ze sobą wspomnienia Snape. Nie czuł nic, gdy patrzył na jego martwe ciało.

Gdy z powrotem pojawili się na błoniach znów usłyszeli morderczy głos Lorda Voldemorta. Dał on godzinę Wybrańcowi, by pojawił się w Zakazanym Lesie. Harry pobiegł do myślodsiewnii w gabinecie dyrektora, a Hermiona i Ron do Wielkiej Sali. Zobaczyli, że Fred leży wśród rannych, ponieważ nad nim było wiele rudych głów. Od razu się tam przepchnęli, a George wpadł im w ramiona, a następnie pani Molly. Dziewczyna złapała za rękę Freda. Nie pozwoli, żeby znów coś mu się stało. 

- Dlaczego on nie jest w Świętym Mungu! Natychmiast trzeba go tam teleportować!

- Hermiono, przecież wiesz, że z Hogwartu... - Zaczął Ron.

- Nie można się teleportować! Wiem! A Pokój Życzeń! Nie... Trochę go uszkodziliśmy... Świstoklik! Tak! Znam formułę, ale nigdy nie używałam tego zaklęcia... Wolałabym, żeby w tym przypadku zrobiła to wprawiona ręka... Kingsley! Kingsley! - Zaczęła szukać mężczyzny, aby jej pomógł, ale wtedy go ujrzała... Martwego... Aż ciarki przeszły jej po plecach. Przy jego cieli klęczeli Remus wraz z Tonks. Ujrzeli ją i natychmiast podeszli.

- Hermiono! Co z Fredem?! - Spytała Dora.

- Trzeba go natychmiast teleportować do Świętego Munga! Chciałam poprosić Kingsleya...

- O co?

- Aby użył zaklęcia Portus do wykonania świstoklika. Sama nigdy go nie używałam i chce mieć pewność, że wszystko będzie dobrze. - Lupin podniósł z podłogi pęknięty talerz i wyszeptał zaklęcie.

- Dziękuję Remusie... Dziękuję. A Kingsley...

- O tym później porozmawiamy. Zajmy się Fredem. - Tego nie trzeba było jej dwa razy powtarzać. Pobiegła szybko do ukochanego.

- Mam świstoklik! Kto z nim leci? George? - Ale bliźniak nie miał zadowolonej miny.

- Hermino wiesz, że martwię się o niego, ale wolę tu zostać pomścić go.

- Ja też. - Dodał Percy.

- I ja. - Powiedział Bill.

- Ja także. - Rzekł Charlie.

- Pani Molly? - Zapytała ze łzami w oczach Gryfonka. Widziała po ich minach, że pragnę zemsty i nikt nie mógł się zdecydować kto ma lecieć.

- Ja to zrobię. - Powiedziała po chwili Fleur. Hermiona rzuciła się jej na szyję. Wiedziała, że Francuzka wolałaby być przy Billu, więc była jej bardzo wdzięczna. Dała jej talerz, który był świstoklikiem, a kobieta podeszła do męża i złożyła na jego ustach, dla Hermiony o wiele za długi, pocałunek. Potem uklękła przy Fredzie. Granger zdążyła w tym czasie obsypać pocałunkami dłoń chłopaka.

Fleur złapała za rękę Freda i splecionymi palcami dotknęli talerz. Natychmiast się teleportowali, a pozostali poszli pomóc innym rannym. Hermiona dostrzegła Bena, która krwawił z barku, ale poza tym wyglądał dobrze. Przytulili się do siebie.

- Cieszę się, że żyjesz. - Wyznał. - Idź! Wiem, że musisz. Jak wszystko się skończy to porozmawiamy. - Jak wszystko się skończy... Już za często to słyszała.

Hermiona z Ronem szukali przyjaciela, ale nie mogli go znaleźć. Zaczęli podejrzewać, że naprawdę poszedł do Zakazanego Lasu kiedy usłyszeli przenikający do szpiku kości głos. Oznajmiono, że Harry nie żyje. Został zabity kiedy próbował uciec i wszyscy mają się poddać teraz Voldemortowi. 

W ich oddziałach zapadła konsternacja. Nie mogli uwierzyć w to, co usłyszeli. Aż w końcu zobaczyli jak Hagrid niesie ciało Pottera. Ginny zaczęła płakać. Wiele osób krzyczało z przerażenia. Neville próbował walczyć z Sami-Wiecie-Kim, ale został pozbawiony różdżki. Voldemort przywołał Tiarę Przydziału i spalił na głowie chłopaka. Po chwili Longbootom wyciągnął z tiary miecz Godryka Gryffindora, którym zabił Nagini. Harry korzystając z zamieszania narzucił na siebie pelerynę niewidkę i uciekł ze sceny. Bitwa przeniosła się do Wielkiej Sali, gdzie Harry ujawnił się dopiero po tym jak pani Molly zabiła Bellatrix. Potter wyznał, że to on jest władcą Czarnej Różdżki i pokonał Lorda Voldemorta. Wszyscy wstrzymali oddech, by po chwili wiwatować na cześć zwycięstwa. Jednak Hermiona myślała tylko o jednym, by znaleźć się przy Fredzie. Remus po kolejny uczynił świstoklik, tym razem z widelca i Hermiona, George, Percy i państwo Weasley przenieśli się do szpitala. Powiedziano im gdzie znajduje się Fred i natychmiast tam pobiegli. Granger podeszła do megomedyka, który opiekował się jej ukochanym.

- Co z Fredem?! Jak on się czuje?!

- Kim pani jest? - Nie krył swojego zdziwienia i oburzenia, że Gryfonka tak krzyczy.

- Ja jestem jego... - Urwała w połowie zdania. Przecież chyba może powiedzieć o połowicznych zaręczynach? - Jestem jego narzeczoną. - Odparła z dumą, a rodzina Weasley odpowiedziała jej głośnym: co? Dziewczyna postanowiła opowiedzieć co się wydarzyło. - Gdy spotkaliśmy się z Fredem w Pokoju Życzeń zapytał czy kiedy wszystko się już skończy to czy będziemy narzeczeństwem. Obiecał kupić mi pierścionek. Wygraliśmy wojnę, a więc teraz jestem jego narzeczoną. - Powiedziała z uśmiechem, ale widząc minę pani Molly odparła. - Przepraszam...

Matka Freda zalała się łzami. - Jestem taka szczęśliwa. - Wyznała i już po chwili obie wtulone i płaczące czekały na wyjaśnienia od magomedyka.

- Stan Freda jest stabilny. Naprawdę pani Pomfrey zadziałała szybko i skutecznie. Dzięki niej nie trzeba było amputować nóg, a nam udało się je poskładać. Co prawda będzie musiał wykonywać coś, co mugole nazywają rehabilitacją. - Na te słowa pani Molly, która nigdy nie była fanką mugoli, skrzywiła się, ale pocieszyła ją Hermiona.

- Pani Molly to nic strasznego. Rehabilitacja to tylko ćwiczenia.

- Mów mi mamo. - Odpowiedziała Molly. Kobiety znów zaczęły płakać.

- Wyjdzie już za kilka dni, to pewne i będzie w stanie sam chodzić, choć może utykać szczególnie na lewą nogę, która została zmiażdżona, ale to powinno minąć. Nie będzie mógł też się przemęczać, ale jeśli będzie stosował się do zaleceń odzyska całkowitą sprawność. - Wszyscy odetchnęli na te słowa.

- Czy można go odwiedzić? - Zapytał George.

- Tak, ale pojedynczo.

- Niech pani... to znaczy mamo idź. - Zaproponowała Hermiona.

- Nie... Ty idź kochana...

- Nie, pani... mama powinna. - Ich dyskusja trwałaby dłużej, gdyby nie George, który próbował wejść, ale powstrzymała go rodzicielka, która sama weszła do sali i wróciła po pół godziny z łzami w oczach.

Wszyscy otrzymali ciepłe napoje i jedzenie oraz potrzebne medykamenty. Wiele osób pytało ich o bitwę, ale byli zbyt zmęczeni, by opowiadać.

Granger myślała, że nareszcie spotka się z ukochanym, ale George bardzo nalegał, że chce zobaczyć Freda, więc powiedziała, że poczeka. Gdy bliźniak wszedł do sali usłyszeli krzyki. Nie minęło wiele czasu, gdy George wyszedł z lekko naburmuszoną miną.

- Mówi, że woli widzieć Ciebie. - Powiedział Hermionie. Dziewczyna wstała i podeszła do drzwi. A co jeśli będzie miał pretensje, że to jej wina? Że go nie uchroniła? Że go zatrzymała?

Zaraz wszystko się okaże...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"To ona."

"Ponownie."

"Idealnie dopasowani" Miniaturka #2