"Święta."
Fred siedział w swoim pokoju wpatrując się w ścianę. George był u niego, ale jego brat nawet się do niego odezwał, więc poszedł. Chciał, żeby wszystko sobie przemyślał i ochłonął. Jednak Weasley miał tylko pustkę w głowie. Do tej pory wiedział, że zrobił źle. Zdawał sobie sprawę, że tęskni za Hermioną i chciałby znów wtulić się w jej ramiona. Był pewien, że bardzo ją skrzywdził, ale teraz do niego wszystko dotarło. Nie ukrywał, że jest idiotą i dupkiem, ale on był kompletnym idiotą i totalnym dupkiem! Jak mógł to zrobić?! Czuł, jakby w tym wszystkim się zagubił, jakby stracił siebie samego. Nie było to przyjemnie uczucie.
Hermiona polubiła rodziców Bena. Byli to mądrzy, sympatyczni i zabawni ludzie. Pani Selena była lekarzem, a jej mąż miał własną księgarnią. Zaproponował, żeby odwiedzili ją, a Granger była w siódmym niebie! Rewson powiedział rodzicom o swoich planach wyjazdu do Finlandii. Zgodzili się. Jednak oni sami nie mogli z nimi tam być. Mama Daniela ostatnio co raz gorzej się czuła i jej syn postanowił spędzić z nią święta.
Rewsonowie mieszkali w Norwich, więc dość długo jechali ich srebrnym BMV X5 M. Gryfonka powoli zasypiała, a Ben już dawno pogrążył się w śnie. Jej głowa zaczęła powoli opadać. Położyła ją na ramieniu chłopaka i już miała zasnąć, gdy usłyszała głos Seleny, która prowadziła samochód.
-Ładna z nich para.
-Też bym tak sądził, gdyby byli parą.
-Jak to?!
-Między nimi raczej nic nie ma.
-To spójrz na nich.
-Sel, proszę cię...
-Ben nigdy nie przedstawiałam nikogo z Hogwartu. Wspomniał o przyjaciołach, znajomych, o tej całej Katie. A teraz zaprasza dziewczynę na święta, ja mam nadzieję, że ty z nim porozmawiasz.-Spojrzała na niego groźnie.
-Jeśli ci tak na tym zależy, to porozmawiam z nim, ale idę o zakład, że to tylko jego przyjaciółka.
-A niby skąd ty to możesz wiedzieć?
-Widzę, jak na nią patrzy. Nie tak, jak na ciebie dwadzieścia lat temu.-Złapał żonę za rękę i nie rozmawiali już dalej.
Hermiona zamknęła oczy i nasłuchiwała, jak państwo Rewson rozmawiają. Bała się, że mogliby wykryć, że jeszcze nie śpi. Zastanawiała się nad tym, co usłyszała. Ben to tylko jej przyjaciel. Pani Selenie musiało się coś pomylić. Niby co mogłoby być między nimi i kiedy to ona widziała? Zgadzała się w całości z panem Danielem. Czy inni też ich tak traktowali? Zasnęła.
Koło północy byli na miejscu. W sobotę Ben pokazał całą okolicę Hermionie. Zwiedzili całe miasto. W niedzielę pakowali się na podróż. Rodzice Bena wykupili im bilety samolotem do Finlandii, choć nastolatkowie tłumaczyli im, że mogę się teleportować, oni nie chcieli o tym słuchać. Jedli właśnie obiad, gdy pani Selena znacząco chrząknęła i spytała.
-Czy wy jesteście parą?-Spojrzeli na siebie wystraszeni.
-My?Parą?-Powiedział Ben.
-W sensie ja i on?-Dodała Gryfonka.
-Nigdy w życiu! Oczywiście Hermiono jesteś bardzo ładna i mądra i nie bierz tego do siebie, ale nie mógłby być z Tobą.
-Ja z tobą też nie! Jesteś super, ale nie wyobrażam sobie nas razem.-Pani Rewson zrobiła zaskoczoną minę, a jej mąż uśmiechnął się pod nosem.
-Ben, macie tutaj studio tańca, prawda?
-Chyba jakieś tam jest.
-Pójdziemy tam.
-Po co?-Spojrzał na nią z niepokojem.
-Nie zadawaj tyle pytań. Idziemy.-Zabrała ze sobą coś na przebranie i wyszli. Po dwudziestu minutach znaleźli się małym, osiedlowym klubie tańca. Hermiona zapłaciła za salę i poszła się przebrać, a Puchon był zdziwiony i trochę przestraszony. On nie umiał tańczyć! Umiał tylko wymachiwać rękami i nogami. Czasami chodził na mugolskie imprezy, ale nie był w tym najlepszy.
Granger weszła na salę w granatowych spodenkach i czarnej bokserce. Włożyła swoją płytę i ustawiła piosenkę-Ellie Goulding-Army i zaczęła powoli tańczyć. Robiła niezwykłe piruety, szpagaty, gwiazdy i skoki. Była lekka i zwiewna w tym tańcu. Benowi oczy o mały włos nie wypadły. Gdy skończyła zaczął głośno klaskać i gwizdać. Ukłoniła mu się.
-Ta piosenka była trochę o nas.
-Rzeczywiście. Ale ja nie wiedziałem, że tak cudownie tańczysz?-Zapłonęła rumieńcem.
-Dwa lata temu, we wakacje zatańczyłam ten układ na konkursie.
-Na pewno wygrałaś.-Kiwnęła głowa.-Jesteś świetna.-Objął ją ramieniem. Poleciały następne piosenki, a oni tańczyli razem i wygłupiali się. Oboje powiedzieli, że muszą coś załatwić i poszli kupić sobie nawzajem prezent na święta. Wieczorem wrócili do domu i położyli się wcześnie spać.
W tym czasie w Norze wrzało. Gryfoni schowali się w pokoju Rona, a Fred nadal siedział w swoim.Przyszedł do niego pan Artur.
-Fred, musimy poważnie porozmawiać.-Zero reakcji.-Możesz mi to jakoś wyjaśnić? Jakoś wytłumaczyć? Co ci strzeliło do głowy z tym zakładem? A George? Gdzie on w ogóle jest? Też ma przechlapane.
-Nie chcę o tym gadać.
-Przykro mi, ale nie masz wyjścia. Musisz o tym ze mną pomówić. Czy ja naprawdę tak cię wychowałem, wpajałam ci nienawiść do kobiet, czy brak szacunku? A to przecież jest Hermiona, traktujemy ją, jak naszą własną córkę.
-Już mówiłem, że nie chcę o tym rozmawiać.
-NIE CHCESZ ROZMAWIAĆ?! JUŻ MY SOBIE POROZMAWIAMY!-Pani Molly weszła niczym tornado do pokoju bliźniaków.-GDZIE MY POPEŁNILIŚMY BŁĄD, ŻE MAMY TAKIEGO SYNA?! GDZIE TY PODZIAŁEŚ SWÓJ ROZUM?! GDZIE UCZUCIA?! WSZYSTKIEGO BYM SIĘ PO TOBIE I PO TWOIM BRACIE SPODZIEWAŁA, TYLKO NIE TEGO!-Wzięła głęboki oddech.-Fred, dlaczego Fred?-Powiedziała szepcząc i prawie płacząc, po czym wyszła trzaskając drzwiami, a po chwili jej mąż również opuścił pokój.
Słowa matki były, jak zatruty sztylet prosto w serce, ale głos w jego głowie mówił "Ona ma rację.". I po chwili zrozumiał, że to prawda. Że jego emocje i rozum opuściły go wraz z odejściem Hermiony. "Ale przecież potem też coś czułeś!" Nie rozumiał tego, niczego już nie rozumiał.
Resztę soboty i niedzielę spędził na sprzątaniu. Państwo Weasley również pokrzyczeli na George i kazali wysprzątać garaż. Nawet nie marudził. Poszedł tam, ale przybiegł do niego bliźniak i oznajmił, że to nie jego wina, że on go w to wszystko wciągnął i zajmie się tym. Nie chciał z nim dyskutować. W poniedziałek mama znów znalazła mu zajęcia, ale nie uskarżał się, bo cały czas powtarzał "zasłużyłeś sobie".
W poniedziałek rano rodzice Bena odwieźli go i jego przyjaciółkę na samolot do Finlandii. Obserwowali niebo, ptaki, miasta z dużej odległości. Kiedy im to się znudziło Hermiona oznajmiła, że muszą już teraz skończyć te prace domowe. Ben nie miał nic do gadania. I udało im się to zrobić przed lądowaniem. Teraz musieli już tylko odpoczywać.
Opuścili lotnisko i ruszyli do taksówki, która zawiozła ich na dworzec, a wtedy autobusem pojechali na południowo-wschodni kraniec Finlandii, później kawałek przeszli na pieszo, ale opłacało się. Domek, do którego dostali klucze był położony niedaleko sieci jezior Saimaa. Hermiona nie mogła wyjść z podziwu i cały czas zachwycała widoki i teren. Ben również dawno tutaj nie był i widok zapierał mu wdech w piersi. Teraz było tu dość sporu śniegu, ale Puchon wyjął różdżkę i na polanie nagle wyrosła piękna trawa. Poszli do domku, by móc rozpakować się.
Wchodziło się od razu do kuchni. Wszystko tutaj było drewniane. Był mały stolik i cztery krzesła. Przeszli przed drzwi, które prowadziły do salonu. Znajdowała się tam dość obszerna, brązowa sofa oraz dwa fotele. Na przeciwko tego był duży kominek. Mała łazienka oraz dwa pokoje. Jeden z wielkim drewnianym łożem, szafą i komodą oraz drugi, w którym stało jednoosobowe łóżku i szafa.
Choć Granger zawzięcie się kłóciła, że mniejszy pokój jej wystarczy, to Ben się uparł i nie zamierzał odpuścić. Te bitwę przegrała. Rewsonowie dawno tu nie byli, więc na początku zabrali się za posprzątanie całego domu, a potem za rozpakowanie się. Niesamowicie zgłodnieli, a nie wiedzieli, gdzie tu jest sklep. Wybrali się na spacer i znaleźli mały, przydrożny sklep spożywczy. Zrobili tam zakupy na zapas, a w domu kolację. Następnie położyli się na kocu na polanie i oglądali razem gwiazdy. Dla Hermiony było to zbyt bolesne. Jezioro, koc, gwiazdy...Fred... Starała się nie dawać tego po sobie poznać, ale Ben za dobrze ją znał. Wiedział, że coś ją trapi.
-Wszystko w porządku?
-Hmm...? Jasne, okej.
-Nie wydaję mi się.
-Ja po prostu myślałam o...-Urwała.
-O Fredzie.-Dokończył za nią, a jej policzki zarumieniły się.-Kiedy przestaniesz?
-Ben...Nie zaczynaj...
-Bardzo mi się to nie podoba!
-A co ja mogę na to poradzić?!-Wybuchnęła złością.- Myślisz, że naprawdę chcę bez przerwy myśleć o jakimś palancie, który był ze mną dla pięciu galeonów?! Dla mnie to też nie jest łatwe! Kto, jak kto, ale myślałam, że ty akurat to zrozumiesz!-Był zaskoczony.-Katie! Latasz za nią! Uczepiłeś się jej, jak rzep psiego ogona, a ona ma cię w nosie! Nie zwraca na ciebie uwagi, nie zwracała i nie będzie zwracać! Kiedy TO do ciebie dotrze?!-Odwrócił od niej wzrok. Musiała mu to przypominać?! Wszystko sobie przemyślał i nie odzywał się do niej przez pewien czas tocząc wewnętrzną walkę. Mógł powiedzieć, że jadą na tym samym wózku, ale Weasley to śmieć! Katie nigdy by tak go nie potraktowała. W sumie ona w ogóle go "nie traktowała".
-Czyli oboje jesteśmy nieszczęśliwie zakochani.-Objął ją ramieniem,a ona przybliżyła się do niego.
-Na to wychodzi.-Byli już bardzo śpiący i zasnęliby tam, ale Puchon wstał i zaprowadził przyjaciółkę do łóżka.
We wtorek, środę i czwartek Fred był na każde zawołanie wszystkich domowników. Nawet, jeśli nie rozmawiał z Hermioną, a ona nie rozstawała się z Benem, to w Hogwarcie przynajmniej ją widział i wiedział, że jest bezpieczna, a gdzie jest teraz?
Harry wyjechał do Syriusza we wtorek, razem mieli przyjechać we Wigilię. Ginny nie powiedziała rodzicom, że zerwała z Harrym. W sumie podobało jej się, że biorą ich za parę.
George miał już dość stanu w jakim znajduje się jego brat. Tego letargu i bezcelowości. Sam zajął się wysyłkami i sprzedażą ich produktów. Był trochę zapracowany, ale nie był zły na swojego bliźniaka.
-Fred, pogadamy.-Spytał, gdy cała rodzina wróciła z ulicy Pokątnej. Dokupili tam ostatnie rzeczy potrzebne na święta oraz prezenty. Fred nie poszedł z nimi, wymamrotał tylko, by George kupił prezenty od nich dla rodziny.
-Yhym.-Mruknął.
-Martwię się o ciebie. Mało jesz, słabo sypiasz. Zachowujesz się, jakby zamiast cienia chodziłby za tobą dementor. Rodzice są wściekli, ale im przejdzie. Jesteś ich synem, przecież nadal cię kochają.
-Ale ona mnie nie kocha...
-Już dawno ci mówiłem, żebyś poszedł do niej i to wszystko odkręcił.
-Nie, nie...Nie mogę tego zrobić.
-Właśnie, że możesz!
-Tylko jest jedna nierozwiązana sprawa, gdzie ona jest?-Powiedział sarkastycznie. George był jedyną osobą, przed którą mógł się otworzyć i szczerze porozmawiać. Czuł jednak, że to wszystko nie ma sensu. Musi odpuścić, nie może walczyć o coś, co zostało dawno stracone, o coś, co stoi na przegranej pozycji.
-Myślę, że to uda się jakoś...
-George! Fred! Chodźcie tutaj i pomóżcie mi!-Pani Molly wołała ich z kuchni. Cały czas zajmowała się potrawami na święta, a w całym domu roznosił się piękny zapach jej wyrobów. Spojrzeli na siebie i ruszyli do kuchni, by pomóc mamie.
Hermiona i Ben chodzili na długie spacery. Raz wykąpali się jeziorze, ale jego temperatura była niebezpiecznie niska. Wieczorami leżeli razem w pokoju, który zajmowała Gryfonka i zajadali się słodyczami, śmiejąc się i żartując.
W piątek rano wybrali się na większe zakupy i zabrali się za przygotowanie potraw świątecznych. Przy robieniu ciasta bawili się mąką. Przez pewien czas mogli o wszystkim zapomnieć. Przecież życie jest piękne...prawda?
-Harry! Syriusz! Jak dobrze was widzieć!-Pani Weasley zaczęła witać się z gośćmi.
-Ciebie również Molly.-Przywitał się Black. Jego przyjaciółka zaprowadziła go do kuchni, a Potter poszedł do Rona, by opowiedzieć mu o pobycie u ojca chrzestnego.
Wreszcie mogli spokojnie porozmawiać i Harry czuł, że nareszcie ma rodzinę. To było piękne uczucie i przepełniało go całego. Od czubka głowy, aż po najmniejszy palec u stóp.
W sobotę wszyscy obudzili się wcześnie i radośnie usiedli w kuchni, która była pięknie przyozdobiona. George chciał jeszcze pogadać z bliźniakiem, ale zauważył, że ten jest w lepszym humorze.
Rzeczywiście. Fred zrobił źle, poniósł za to karę i uważał, że to koniec sprawy. Nie można płakać nad rozlanym mlekiem. Nie można płakać przez Hermione.
Dobra, strasznie za nią tęsknił i czuł się z tym wszystkim okropnie, ale kiedy był z Wiktorią rzadziej o niej myślał, więc teraz musi znaleźć sobie nową dziewczynę, co będzie proste, i sprawa załatwiona.
Wymienili się prezentami i zachwalali jedzenie przygotowane przez panią domu. Na obiad wpadli do nich Remus i Tonks.
Hermiona i Ben spali do dziewiątej. Czuli się tutaj świetnie. Mogli robić to, co im się żywnie podobało i napajać się pięknem okolicy. Gryfonka podała prezent Rewsonowi. Dostał od niej masę książek o eliksirach. "Uroki, jak je dolewać, jak leczyć." "Magiczny poradnik dla młodych mistrzów eliksirów." "Sztuka ważenia" I wiele innych oraz kilka mugolskich chemicznych. Natomiast Puchon podarował przyjaciółce kolczyki z białego złota. Małe, w kształcie kuleczki. Przytulili się do siebie i zaczęli objadać się przygotowanym jedzeniem. Po chwili do ich okna zapukała Hedwiga. Miała przyczepioną małą paczkę. Szybko wpuścili ją do środka. "Wesołych świąt, dla Ciebie i Bena.-Harry." Gdy rozwinęli to, co przyniosła sowa byli mile zaskoczeni. Były tam pierniczki, ciasteczka, cukierki i czekoladki oraz szalik od pani Molly. Również kartka z życzeniami od Rona dla przyjaciółki. Dziewczyna korzystając z okazji przyczepiła sowie prezenty. Dla Weasleya kilka produktów od Zonka, a dla Pottera "Podręczny przybornik dla szukającego."
Późnym popołudniem wybrali się na spacer. Dzięki czarom Bena nie tylko zniknął śnieg, ale również było o kilkanaście stopni cieplej. Zapuścili się w stronę drzew. Na początku myśleli, że to las, ale to było tylko skupisko kilku świerków i cisów. Zauważyli krótki pomost. Usiedli na końcu, tak, że ich palce zanurzały się w lodowatej wodzie. Hermiona położyła głowę na ramieniu Puchona i siedzieli tak wpatrując się w zachodzące słońce.
Robiło się coraz chłodniej.
-Pójdę po jakiś koc.-Zaproponował, a dziewczyna zgodziła się skinieniem głowy.
Gryfonka rozmyślała nad wszystkim. Nad każdym źdźbłem. Nad każdą falą. Mogłaby tutaj zostać na zawsze. Mogłaby tutaj zostać przy Benie, swoim przyjacielu. Przy nim czuła się całkowicie bezpieczna i potrafił ją rozbawić, jak nikt inny. Zawsze wiedział, jak ją wesprzeć, jak sprawić, by choć na chwilę się uśmiechnęła.
Nagle z jej rozmyśleń wyrwał ją krzyk. Odwróciła się w stronę, w którą odszedł Rewson i widok zmroził jej krew w żyłach. Z tych niepozornych kilku drzew wyskoczyło pięciu mężczyzn. Trzech z nich rzuciło się w kierunku Puchona, a pozostali dwaj stali obok obserwując sytuację. Czary Bena, jakby przestały działać i trawę pokrył szron. Robiło się coraz zimnej.
Hermiona zerwała się na równe nogi. Wyjęła różdżkę z tylnej kieszeni swoich spodni. Dziękowała sobie w duchu, że mimo sielskiej atmosfery stawiała na bezpieczeństwo. Najszybciej, jak umiała zaczęła biec. Rzuciła zaklęcie na klęczącego nad Puchonem człowieka. Odrzuciło go do tyłu. Rozpoznała w Fenira Greybacka, jednak nie zastanawiała się nad tym. Pokonała dwójkę ludzi, którzy próbowali zaciągnąć gdzieś jej przyjaciela, a wtedy zakapturzone postacie wyjęły różdżki. Mieli nad nią przewagę, ale ona broniła się, a do jej głowy wpadały szybko myśli.
Greyback. Wilkołak. Ben. Nie rusza się. Nie!
Walczyła z podwójną siłą. Rzucała zaklęciami, jak szalona. Teraz to ona atakowała. Musiała zabrać stąd Bena. Musiała! Po kilku minutach pokonała czarodziejów. Była taka wściekła. Złość przeszła przez jej całe ciało. Dobiegła do Bena. Tak się o niego bała, zaczęła krzyczeć.
-Ben! Ben! Obudź się! Odezwij się!-Ale nie ruszył się nawet o centymetr. Przytulała się do niego, starając się wyczuć puls, jednak przeszkadzały jej w tym spazmy płaczu. Uspokoiła się, ponieważ wiedziała, że tym nie pomoże przyjacielowi. Jeśli to naprawdę był Fenir, to mógł go ugryźć. Otrzeźwiła głowę z emocji i zobaczyła na jego szyi mały ślad.
Remus! Tak! On może jej pomóc! Jeszcze nie wszystko stracone!
Chciała się tam teleportować, ale gdzie? Nigdy nie była u Lupina, nie wiedziała, gdzie mieszka, jak wygląda jego dom, ale musiała się tam dostać. Zaczęła głęboko myśleć o Remusie i Tonks. Miała ich cały czas w głowie. Wiedziała, że to nie powinno zadziałać, ale właśnie w jej ramionach jej przyjaciel zmienia się w wilkołaka, a przyjaźń jest w stanie pokonać nawet największą magią.
Wylądowali w jakimś salonie. Nie miała czasu, by się zastanawiać, jak ten dom wygląda.
-Remus! Remusie! Pomocy!-Krzyczała, ale nikt jej nie odpowiadał. Ona klęczała nadal nad Benem. Po chwili, sama nie wie jak, położyła go na ciemno zielonej sofie. Zaczęła rozglądać się po małym salonie. Kilka foteli, ława, kominek, zdjęcia, obrazy, ale nigdzie Lupina lub Nimfadory.
Po chwili, która dla niej trwała całą wieczność, usłyszała znajomy głos towarzyszący teleportacji. Od razu pobiegła tam i wpadła do kuchni, która również była mała, ale przytulna.
-Remusie! Pomóż mi!-Błagała go ze łzami w oczach. A jej widok przestraszył parę. Jej oczy były czerwone, włosy poczochrane, ubrania brudne po tym, jak położyła się obok Bena na polanie, a stopy całe ubłocone i były w nie powbijane igły z drzew. Można ją było określić, jako obraz nędzy i rozpaczy.
-Hermiono, co się stało?
-Pomóż mu!-Wrzasnęła. Miała już serdecznie dość tej bezsilności. On tam leżał, jakby już umierał. Jej przyjaciel, jej oparcie, jej Ben.
Z powrotem wbiegła do salonu i wróciła do zajmowanej pozycji. Klęczała przy jego głowie, trzymała jego rękę i wtulała się w jego pierś. Wyglądał tak niewinnie, jakby spał.
Lupin wraz z Nimfadorą poszli za nią. Nie znali tego chłopca, ale zaraz sobie przypomnieli, że to jest Ben Rewson.
-Co mu się stało?-Zapytała Tonks. Uklęknęła obok niej. Nie miała pojęcia, że chłopak, który leży w jej salonie to jej kuzyn.
-Wilkołak.-Szepnęła, po czym spojrzała na byłego nauczyciela obrony przed czarną magią. Wiedziała, że on może pomóc. To jedyny deska ratunku. Odsunęła się, by zrobić miejsce Lupinowi.
Remus był w szoku. Jeszcze nie spotkał się z takim przypadkiem, ale wiedział, że musi natychmiast zareagować, nie miał pojęcia co ma robić, ale wiedział, że coś musi. Nie może skazać tego biednego chłopaka na los, który go dotknął. Zbyt dobrze wiedział, co znaczy życie wilkołaka.
Jednym susem pokonał odległość, która dzieliła go od kanapy i spojrzał na jego twarz. Potem przyniósł swoje eliksiry i zaczął wlewać je do ust Bena. W tym czasie Nimfadora objęła Gryfonkę swoimi ramionami i podniosła ją. Uściskała ją i o nic nie pytała, za co Granger była jej niezmiernie wdzięczna.
Lupin próbował różnych zaklęć, eliksirów, starego złota, dyptamu ale od początku wiedział, że to nic nie da, to i tak się starał, tak bardzo się starał. Nie chciał, by spotkał go los podobny do jego. Kiedy zdał sobie sprawę, że już więcej nic nie może zrobić spuścił głowę w dół. Ręce mu opadły.
-Przykro mi Hermiono.-Spojrzał na nią smutno. Na ich twarzach widać było ogromny ból.
-Nie...nie...-Kręciła głową, a całe jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Dobrze, że Tonks trzymała ją w mocnym uścisku, inaczej upadłaby. Myśl, że Ben jest, że będzie wilkołakiem... Przecież to nie może być prawda! Remus jest wybitnym czarodziejem! Zaradzi temu, pomoże mu!
-Nie mogę nic więcej zrobić.-Czuł ból, że nie może ochronić go przed tym, ale naprawdę nie wiedział jak.
Granger rzuciła się w stronę przyjaciela i zaczęła płakać w jego koszulę. To jest Ben! Jej przyjaciel, mogła na niego liczyć, mogła do niego iść z każdym problemem, on jest człowiekiem! Dlaczego te wszystkie przykre rzeczy musiały ich spotykać?!
Nimfadora teraz przytulała swojego męża, który był strasznie przybity. Wiedziała, że przeżywa to i chciała być z nim.
Po kilkunastu minutach Ben zaczął się poruszyć, a po następnych jego ciało przeszłe straszne konwulsje.
-To nie będzie jego najlepsza noc w życiu. Chodź Hermiono.-Powiedział Remus. Gryfonka chciała już zaprotestować, ale uprzedziła ją Tonks.
-Myślę, że ona jest teraz mu bardzo potrzebna.-Granger spojrzała na nich. Nimfadora wyprowadziła Lupina i zaprowadziła do ich sypialni. Tam starała się go uspokoić z przeraźliwego szlochu. Potem czarodziej patrzył beznamiętnie w ścianę, więc ona tylko siedziała obok niego. Chciała, żeby wiedział, że jest. Nic więcej i nic mniej.
Hermiona nadal była przy swoim przyjacielu. Rzucało nim na wszystkie strony. W pewnej chwili wygiął się, jak łuk. Jego cały kręgosłup poszedł w górę, a ciało naprężyło się, ale po chwili spadł z powrotem na kanapę i znów zaczął się trząść na różne strony. Pocił się tak, że po chwili jego ciuchy były mokre, jakby były po praniu. Oczy nadal miał zamknięte. Dziewczyna cały czas szeptała.
-Ben...-Nie umiała wydusić z siebie więcej. Trwało to kilka godzin. Hermionie łzy spływały cały czas i umiała już przez nie patrzeć.
Potem ciało Puchona znów się naprężyło i kręgosłup, jak poprzednio poszedł w górę. Z jego ust zaczęła wypływać piana. Podniosła się i zaczęła wycierać ją swoją ręką. Robiła to przez cały czas, a potem Rewson upadł. Jego głowa odwróciła się w stronę Gryfonki, jedna ręką opadła mu z kanapy,a druga była na oparciu. Wyglądało na to, że przemiana dobiegła końca. Dziewczyna zaczęła płakać jeszcze bardziej, bez przerwy wtulała się w niego. Słońce powoli zaczynało wschodzić. Poprawiła jego ręce i głowę na poduszce. Sama otarła łzy i poszła do kuchni. Nie miała na to ochoty. Chciała być przy nim przez ten cały czas. Jednak wiedziała, że czekają na wyjaśnienia, na podziękowania i przeprosiny.
-Hermiono!-Podbiegła do niej Tonks. Wraz z Lupinem nie spali przez całą noc i czekali na nią w kuchni.-Dam ci czyste ubranie, wykąpiesz się.-Powiedziała łagodnie. Zaprowadziła ją do łazienki i po chwili przyniosła jej czarne spodnie i szarą bluzkę.
-Dziękuję.-Spojrzała na nią.
-Cii...Nie musisz.-Patrzyła na nią z miłością.
Hermiona stanęła pod prysznicem i puściła gorącą wodę. Stała tylko pod strumieniem, a woda odbijała się od niej i spadała. W uszach ten dźwięk był dla niej kilkanaście razy głośniejszy. Zagłuszył jej myśli. Wiedziała, że stoi już za długo, ale to ją odprężało. Wreszcie wyszła z gorącej kąpieli i poczuła chłód. Nie tylko dlatego, że nie czuła ciepła wody, ale jak to będzie? Jak to teraz wszystko będzie? Jednego była pewna. Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
Zajrzała do Bena, ale nadal się nie ruszał. Złapała go za rękę. Dadzą sobie radę...chyba... Wróciła do kuchni. Ustała w progu.
-Nikt nie może o tym wiedzieć.-Para pokiwała głową. Dosiadła się do stołu. Nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie i na picie. Przycisnęła kolana do brody.
-Jak?-Tylko tyle wykrztusił z siebie Remus. Nie chcieli na nią naciskać, ale musieli wiedzieć.
-Byliśmy we Finlandii.-Spojrzeli na nią zaskoczeni, ale nie mieli zamiaru jej przerywać.-Rodzice Bena mają tam domek.-No właśnie, czy ma powiedzieć, co tam się zdarzyło, czy raczej mówić wszystko, o jego przeszłości, o Umbridge? Nie chce robić nic wbrew przyjacielowi, więc poczeka z tym.-Zaprosił mnie tam na święta i wczoraj...-Opowiedziała o całym zajściu i zapadła między nimi natarczywa cisza, w której było słychać, jak krople wody spadają z włosów Hermiony. Przerwał to Lupin.
-Jak udało ci się pokonać trzech wilkołaków i dwóch śmierciożerców?
-Nie mam zielonego pojęcia.-Wpatrywała się w stół, wspominając wydarzenia minionego dnia.-Ja po prostu widziałam jego ciało i chyba się bałam, że może umrzeć, ale nie dopuszczałam tego do siebie, więc chciałam go chronić, chciałam, żeby żył.-Znów zapadła cisza, którą przerwała.-Tam są nasze rzeczy.
-Ja się po nie teleportuję-Odparł łagodnie.
-Nawet nie wiesz gdzie to.
-Ty też nie wiedziałaś, gdzie mieszkamy.-Fakt. Wstała i poszła do Bena. Znów przy nim była i mimo, że cały był spocony, wtuliła się w niego.
Po chwili przyszła do pokoju Nimafadora.
-Możemy pogadać?
-Okej.-Gryfonka nawet się nie ruszyła, więc kobieta usiadła w jednym z foteli.
-Słyszałam o tobie i o Fredzie...-Kompletnie o nim zapomniała. To znaczy nie myślałam o nim przez jeden dzień. Jej głową zawładnął Ben. Tak w ogóle to po co Tonks to wspomina? Nie chciała odpowiadać.-Strasznie mi przykro. Molly kazała mu o wszystkim opowiedzieć i ma przechlapane. Cały czas wynajduje mu nowy zajęcia, ale uważam, że zasłużył na to i chyba on też o tym wie.-"Kara go nie ominęła." Pomyślała. "To dobrze. To bardzo dobrze."-A ty i Ben... Wy...
-Nie ma żadnych nas.-Przerwała jej.-Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Okej.-Chciała z nią jeszcze o czymś porozmawiać, by nie czuła się samotna, ale Puchon zaczął się budzić. Delikatnie zaczął się wiercić, a potem powoli otworzył oczy.
-Ben!-Na twarzy Hermiony był uśmiech. On próbował też się uśmiechnąć, ale na jego twarzy był to dziwny grymas uśmiechu i bólu.-Jak się czujesz?
-Źle.-Cało ciało go bolało przeraźliwe. Czuł się, jakby wszędzie miał narobionych pełno siniaków. Każdy fragment jego ciała był, jak delikatna porcelana, gdyby mocniej go uściskać, pewnie rozpadłby się na kawałki.
-Pamiętasz coś?-Zapytała.
-Siedzieliśmy na pomoście i ja poszedłem po koc, a potem ten mężczyzna... Hermiono! A co z tobą?! Stało ci się coś?!-Próbował wstać, ale od razu syknął z bólu, a i dziewczyna powstrzymała go.
-Ze mną wszystko okej, spokojnie.-Mówiła łagodnie.
-Czy ja...naprawdę jestem wiesz czym?
- Opowiem ci wszystko, ale potem. Teraz musisz odpoczywać. Przyniosę ci coś do picia.
-Już idę.-Poderwała się Tonks, a Rewson, o ile to możliwe, zrobił się jeszcze bledszy. Nimfadora wyszła.
-Co ona tutaj robi?!-Rozejrzał się po pokoju.-I gdzie my właściwie jesteśmy?!
-Nie denerwuj się.
-Proszę.-Kobieta pojawiła się ze szklanką wodą. Chciał po nią wyciągnąć rękę, ale był zbyt słaby. Hermiona wzięła picie od Tonks. Ben nie był przekonany, czy może to pić, a Gryfonka widząc to wzięła mały łyk tak, by Dora tego nie zauważyła, ale to widziała i była lekko zaskoczona.
Kiedy już się napił, był strasznie zmarnowany, znów chciał spać. Zdążył tylko wyszeptać.
-Powiedz im, powiedz im wszystko.-Nie miała problemu, by zrozumieć o co mu chodzi. Nie kryła zdziwienia, ale ufała zarówno Remusowi, jak i Nimfadorze.
-Nigdy cię nie zostawię.-Wyszeptała.
-Nigdy cię nie zostawię.-Odpowiedział. To była ich gra słów.
Kiedy znów zasnął, wróciła do kuchni.
-Musimy porozmawiać. Poważnie.
-Dobrze.-Odpowiedziała Tonks. Gryfonka dosiadła się do stołu i zaczęła opowiadać. Zaczęła o tego, że miała mnóstwo pracy, że Ben jej pomagał. Potem powiedziała o karach od Umbridge, o to, co zobaczyła Padma. Mówiła całą historię. Jednak ukryła przed nimi, czym zastraszała ich Dolores. Jednak nie umieli jej odpuścić, wypytywali, więc ugięła się.
-Ben to twój kuzyn Tonks.-Myślała, że o tym wie. Że może się domyśla, ale po ich minach wiedziała, że nie mieli o tym zielonego pojęcia.
-Mój kuzyn?-Spytała przerażona, więc Hermiona opowiedziała tutaj o wszystkim, czego się dowiedziała od Puchona. Oboje byli wstrząśnięci, a Nimfadora wzruszona.
-Mam kuzyna, który jest Puchonem.
W Norze święta mijały bardzo przyjemnie. Fred poszedł do swoich rodziców.
-Przepraszam. Naprawdę głupio zrobiłem. To więcej się nie powtórzy. Naprawdę przepraszam.-Wiedzieli, że to prawda. Widzieli jak snuje się z kąta w kąt i było im żal chłopaka. Miło było go widzieć w lepszy nastroju, który nie trwał długo. Rankiem w niedzielę przyszła do niego sowa z kopertą. W środku była kartka.
Hermiona polubiła rodziców Bena. Byli to mądrzy, sympatyczni i zabawni ludzie. Pani Selena była lekarzem, a jej mąż miał własną księgarnią. Zaproponował, żeby odwiedzili ją, a Granger była w siódmym niebie! Rewson powiedział rodzicom o swoich planach wyjazdu do Finlandii. Zgodzili się. Jednak oni sami nie mogli z nimi tam być. Mama Daniela ostatnio co raz gorzej się czuła i jej syn postanowił spędzić z nią święta.
Rewsonowie mieszkali w Norwich, więc dość długo jechali ich srebrnym BMV X5 M. Gryfonka powoli zasypiała, a Ben już dawno pogrążył się w śnie. Jej głowa zaczęła powoli opadać. Położyła ją na ramieniu chłopaka i już miała zasnąć, gdy usłyszała głos Seleny, która prowadziła samochód.
-Ładna z nich para.
-Też bym tak sądził, gdyby byli parą.
-Jak to?!
-Między nimi raczej nic nie ma.
-To spójrz na nich.
-Sel, proszę cię...
-Ben nigdy nie przedstawiałam nikogo z Hogwartu. Wspomniał o przyjaciołach, znajomych, o tej całej Katie. A teraz zaprasza dziewczynę na święta, ja mam nadzieję, że ty z nim porozmawiasz.-Spojrzała na niego groźnie.
-Jeśli ci tak na tym zależy, to porozmawiam z nim, ale idę o zakład, że to tylko jego przyjaciółka.
-A niby skąd ty to możesz wiedzieć?
-Widzę, jak na nią patrzy. Nie tak, jak na ciebie dwadzieścia lat temu.-Złapał żonę za rękę i nie rozmawiali już dalej.
Hermiona zamknęła oczy i nasłuchiwała, jak państwo Rewson rozmawiają. Bała się, że mogliby wykryć, że jeszcze nie śpi. Zastanawiała się nad tym, co usłyszała. Ben to tylko jej przyjaciel. Pani Selenie musiało się coś pomylić. Niby co mogłoby być między nimi i kiedy to ona widziała? Zgadzała się w całości z panem Danielem. Czy inni też ich tak traktowali? Zasnęła.
Koło północy byli na miejscu. W sobotę Ben pokazał całą okolicę Hermionie. Zwiedzili całe miasto. W niedzielę pakowali się na podróż. Rodzice Bena wykupili im bilety samolotem do Finlandii, choć nastolatkowie tłumaczyli im, że mogę się teleportować, oni nie chcieli o tym słuchać. Jedli właśnie obiad, gdy pani Selena znacząco chrząknęła i spytała.
-Czy wy jesteście parą?-Spojrzeli na siebie wystraszeni.
-My?Parą?-Powiedział Ben.
-W sensie ja i on?-Dodała Gryfonka.
-Nigdy w życiu! Oczywiście Hermiono jesteś bardzo ładna i mądra i nie bierz tego do siebie, ale nie mógłby być z Tobą.
-Ja z tobą też nie! Jesteś super, ale nie wyobrażam sobie nas razem.-Pani Rewson zrobiła zaskoczoną minę, a jej mąż uśmiechnął się pod nosem.
-Ben, macie tutaj studio tańca, prawda?
-Chyba jakieś tam jest.
-Pójdziemy tam.
-Po co?-Spojrzał na nią z niepokojem.
-Nie zadawaj tyle pytań. Idziemy.-Zabrała ze sobą coś na przebranie i wyszli. Po dwudziestu minutach znaleźli się małym, osiedlowym klubie tańca. Hermiona zapłaciła za salę i poszła się przebrać, a Puchon był zdziwiony i trochę przestraszony. On nie umiał tańczyć! Umiał tylko wymachiwać rękami i nogami. Czasami chodził na mugolskie imprezy, ale nie był w tym najlepszy.
Granger weszła na salę w granatowych spodenkach i czarnej bokserce. Włożyła swoją płytę i ustawiła piosenkę-Ellie Goulding-Army i zaczęła powoli tańczyć. Robiła niezwykłe piruety, szpagaty, gwiazdy i skoki. Była lekka i zwiewna w tym tańcu. Benowi oczy o mały włos nie wypadły. Gdy skończyła zaczął głośno klaskać i gwizdać. Ukłoniła mu się.
-Ta piosenka była trochę o nas.
-Rzeczywiście. Ale ja nie wiedziałem, że tak cudownie tańczysz?-Zapłonęła rumieńcem.
-Dwa lata temu, we wakacje zatańczyłam ten układ na konkursie.
-Na pewno wygrałaś.-Kiwnęła głowa.-Jesteś świetna.-Objął ją ramieniem. Poleciały następne piosenki, a oni tańczyli razem i wygłupiali się. Oboje powiedzieli, że muszą coś załatwić i poszli kupić sobie nawzajem prezent na święta. Wieczorem wrócili do domu i położyli się wcześnie spać.
W tym czasie w Norze wrzało. Gryfoni schowali się w pokoju Rona, a Fred nadal siedział w swoim.Przyszedł do niego pan Artur.
-Fred, musimy poważnie porozmawiać.-Zero reakcji.-Możesz mi to jakoś wyjaśnić? Jakoś wytłumaczyć? Co ci strzeliło do głowy z tym zakładem? A George? Gdzie on w ogóle jest? Też ma przechlapane.
-Nie chcę o tym gadać.
-Przykro mi, ale nie masz wyjścia. Musisz o tym ze mną pomówić. Czy ja naprawdę tak cię wychowałem, wpajałam ci nienawiść do kobiet, czy brak szacunku? A to przecież jest Hermiona, traktujemy ją, jak naszą własną córkę.
-Już mówiłem, że nie chcę o tym rozmawiać.
-NIE CHCESZ ROZMAWIAĆ?! JUŻ MY SOBIE POROZMAWIAMY!-Pani Molly weszła niczym tornado do pokoju bliźniaków.-GDZIE MY POPEŁNILIŚMY BŁĄD, ŻE MAMY TAKIEGO SYNA?! GDZIE TY PODZIAŁEŚ SWÓJ ROZUM?! GDZIE UCZUCIA?! WSZYSTKIEGO BYM SIĘ PO TOBIE I PO TWOIM BRACIE SPODZIEWAŁA, TYLKO NIE TEGO!-Wzięła głęboki oddech.-Fred, dlaczego Fred?-Powiedziała szepcząc i prawie płacząc, po czym wyszła trzaskając drzwiami, a po chwili jej mąż również opuścił pokój.
Słowa matki były, jak zatruty sztylet prosto w serce, ale głos w jego głowie mówił "Ona ma rację.". I po chwili zrozumiał, że to prawda. Że jego emocje i rozum opuściły go wraz z odejściem Hermiony. "Ale przecież potem też coś czułeś!" Nie rozumiał tego, niczego już nie rozumiał.
Resztę soboty i niedzielę spędził na sprzątaniu. Państwo Weasley również pokrzyczeli na George i kazali wysprzątać garaż. Nawet nie marudził. Poszedł tam, ale przybiegł do niego bliźniak i oznajmił, że to nie jego wina, że on go w to wszystko wciągnął i zajmie się tym. Nie chciał z nim dyskutować. W poniedziałek mama znów znalazła mu zajęcia, ale nie uskarżał się, bo cały czas powtarzał "zasłużyłeś sobie".
W poniedziałek rano rodzice Bena odwieźli go i jego przyjaciółkę na samolot do Finlandii. Obserwowali niebo, ptaki, miasta z dużej odległości. Kiedy im to się znudziło Hermiona oznajmiła, że muszą już teraz skończyć te prace domowe. Ben nie miał nic do gadania. I udało im się to zrobić przed lądowaniem. Teraz musieli już tylko odpoczywać.
Opuścili lotnisko i ruszyli do taksówki, która zawiozła ich na dworzec, a wtedy autobusem pojechali na południowo-wschodni kraniec Finlandii, później kawałek przeszli na pieszo, ale opłacało się. Domek, do którego dostali klucze był położony niedaleko sieci jezior Saimaa. Hermiona nie mogła wyjść z podziwu i cały czas zachwycała widoki i teren. Ben również dawno tutaj nie był i widok zapierał mu wdech w piersi. Teraz było tu dość sporu śniegu, ale Puchon wyjął różdżkę i na polanie nagle wyrosła piękna trawa. Poszli do domku, by móc rozpakować się.
Wchodziło się od razu do kuchni. Wszystko tutaj było drewniane. Był mały stolik i cztery krzesła. Przeszli przed drzwi, które prowadziły do salonu. Znajdowała się tam dość obszerna, brązowa sofa oraz dwa fotele. Na przeciwko tego był duży kominek. Mała łazienka oraz dwa pokoje. Jeden z wielkim drewnianym łożem, szafą i komodą oraz drugi, w którym stało jednoosobowe łóżku i szafa.
Choć Granger zawzięcie się kłóciła, że mniejszy pokój jej wystarczy, to Ben się uparł i nie zamierzał odpuścić. Te bitwę przegrała. Rewsonowie dawno tu nie byli, więc na początku zabrali się za posprzątanie całego domu, a potem za rozpakowanie się. Niesamowicie zgłodnieli, a nie wiedzieli, gdzie tu jest sklep. Wybrali się na spacer i znaleźli mały, przydrożny sklep spożywczy. Zrobili tam zakupy na zapas, a w domu kolację. Następnie położyli się na kocu na polanie i oglądali razem gwiazdy. Dla Hermiony było to zbyt bolesne. Jezioro, koc, gwiazdy...Fred... Starała się nie dawać tego po sobie poznać, ale Ben za dobrze ją znał. Wiedział, że coś ją trapi.
-Wszystko w porządku?
-Hmm...? Jasne, okej.
-Nie wydaję mi się.
-Ja po prostu myślałam o...-Urwała.
-O Fredzie.-Dokończył za nią, a jej policzki zarumieniły się.-Kiedy przestaniesz?
-Ben...Nie zaczynaj...
-Bardzo mi się to nie podoba!
-A co ja mogę na to poradzić?!-Wybuchnęła złością.- Myślisz, że naprawdę chcę bez przerwy myśleć o jakimś palancie, który był ze mną dla pięciu galeonów?! Dla mnie to też nie jest łatwe! Kto, jak kto, ale myślałam, że ty akurat to zrozumiesz!-Był zaskoczony.-Katie! Latasz za nią! Uczepiłeś się jej, jak rzep psiego ogona, a ona ma cię w nosie! Nie zwraca na ciebie uwagi, nie zwracała i nie będzie zwracać! Kiedy TO do ciebie dotrze?!-Odwrócił od niej wzrok. Musiała mu to przypominać?! Wszystko sobie przemyślał i nie odzywał się do niej przez pewien czas tocząc wewnętrzną walkę. Mógł powiedzieć, że jadą na tym samym wózku, ale Weasley to śmieć! Katie nigdy by tak go nie potraktowała. W sumie ona w ogóle go "nie traktowała".
-Czyli oboje jesteśmy nieszczęśliwie zakochani.-Objął ją ramieniem,a ona przybliżyła się do niego.
-Na to wychodzi.-Byli już bardzo śpiący i zasnęliby tam, ale Puchon wstał i zaprowadził przyjaciółkę do łóżka.
We wtorek, środę i czwartek Fred był na każde zawołanie wszystkich domowników. Nawet, jeśli nie rozmawiał z Hermioną, a ona nie rozstawała się z Benem, to w Hogwarcie przynajmniej ją widział i wiedział, że jest bezpieczna, a gdzie jest teraz?
Harry wyjechał do Syriusza we wtorek, razem mieli przyjechać we Wigilię. Ginny nie powiedziała rodzicom, że zerwała z Harrym. W sumie podobało jej się, że biorą ich za parę.
George miał już dość stanu w jakim znajduje się jego brat. Tego letargu i bezcelowości. Sam zajął się wysyłkami i sprzedażą ich produktów. Był trochę zapracowany, ale nie był zły na swojego bliźniaka.
-Fred, pogadamy.-Spytał, gdy cała rodzina wróciła z ulicy Pokątnej. Dokupili tam ostatnie rzeczy potrzebne na święta oraz prezenty. Fred nie poszedł z nimi, wymamrotał tylko, by George kupił prezenty od nich dla rodziny.
-Yhym.-Mruknął.
-Martwię się o ciebie. Mało jesz, słabo sypiasz. Zachowujesz się, jakby zamiast cienia chodziłby za tobą dementor. Rodzice są wściekli, ale im przejdzie. Jesteś ich synem, przecież nadal cię kochają.
-Ale ona mnie nie kocha...
-Już dawno ci mówiłem, żebyś poszedł do niej i to wszystko odkręcił.
-Nie, nie...Nie mogę tego zrobić.
-Właśnie, że możesz!
-Tylko jest jedna nierozwiązana sprawa, gdzie ona jest?-Powiedział sarkastycznie. George był jedyną osobą, przed którą mógł się otworzyć i szczerze porozmawiać. Czuł jednak, że to wszystko nie ma sensu. Musi odpuścić, nie może walczyć o coś, co zostało dawno stracone, o coś, co stoi na przegranej pozycji.
-Myślę, że to uda się jakoś...
-George! Fred! Chodźcie tutaj i pomóżcie mi!-Pani Molly wołała ich z kuchni. Cały czas zajmowała się potrawami na święta, a w całym domu roznosił się piękny zapach jej wyrobów. Spojrzeli na siebie i ruszyli do kuchni, by pomóc mamie.
Hermiona i Ben chodzili na długie spacery. Raz wykąpali się jeziorze, ale jego temperatura była niebezpiecznie niska. Wieczorami leżeli razem w pokoju, który zajmowała Gryfonka i zajadali się słodyczami, śmiejąc się i żartując.
W piątek rano wybrali się na większe zakupy i zabrali się za przygotowanie potraw świątecznych. Przy robieniu ciasta bawili się mąką. Przez pewien czas mogli o wszystkim zapomnieć. Przecież życie jest piękne...prawda?
-Harry! Syriusz! Jak dobrze was widzieć!-Pani Weasley zaczęła witać się z gośćmi.
-Ciebie również Molly.-Przywitał się Black. Jego przyjaciółka zaprowadziła go do kuchni, a Potter poszedł do Rona, by opowiedzieć mu o pobycie u ojca chrzestnego.
Wreszcie mogli spokojnie porozmawiać i Harry czuł, że nareszcie ma rodzinę. To było piękne uczucie i przepełniało go całego. Od czubka głowy, aż po najmniejszy palec u stóp.
W sobotę wszyscy obudzili się wcześnie i radośnie usiedli w kuchni, która była pięknie przyozdobiona. George chciał jeszcze pogadać z bliźniakiem, ale zauważył, że ten jest w lepszym humorze.
Rzeczywiście. Fred zrobił źle, poniósł za to karę i uważał, że to koniec sprawy. Nie można płakać nad rozlanym mlekiem. Nie można płakać przez Hermione.
Dobra, strasznie za nią tęsknił i czuł się z tym wszystkim okropnie, ale kiedy był z Wiktorią rzadziej o niej myślał, więc teraz musi znaleźć sobie nową dziewczynę, co będzie proste, i sprawa załatwiona.
Wymienili się prezentami i zachwalali jedzenie przygotowane przez panią domu. Na obiad wpadli do nich Remus i Tonks.
Hermiona i Ben spali do dziewiątej. Czuli się tutaj świetnie. Mogli robić to, co im się żywnie podobało i napajać się pięknem okolicy. Gryfonka podała prezent Rewsonowi. Dostał od niej masę książek o eliksirach. "Uroki, jak je dolewać, jak leczyć." "Magiczny poradnik dla młodych mistrzów eliksirów." "Sztuka ważenia" I wiele innych oraz kilka mugolskich chemicznych. Natomiast Puchon podarował przyjaciółce kolczyki z białego złota. Małe, w kształcie kuleczki. Przytulili się do siebie i zaczęli objadać się przygotowanym jedzeniem. Po chwili do ich okna zapukała Hedwiga. Miała przyczepioną małą paczkę. Szybko wpuścili ją do środka. "Wesołych świąt, dla Ciebie i Bena.-Harry." Gdy rozwinęli to, co przyniosła sowa byli mile zaskoczeni. Były tam pierniczki, ciasteczka, cukierki i czekoladki oraz szalik od pani Molly. Również kartka z życzeniami od Rona dla przyjaciółki. Dziewczyna korzystając z okazji przyczepiła sowie prezenty. Dla Weasleya kilka produktów od Zonka, a dla Pottera "Podręczny przybornik dla szukającego."
Późnym popołudniem wybrali się na spacer. Dzięki czarom Bena nie tylko zniknął śnieg, ale również było o kilkanaście stopni cieplej. Zapuścili się w stronę drzew. Na początku myśleli, że to las, ale to było tylko skupisko kilku świerków i cisów. Zauważyli krótki pomost. Usiedli na końcu, tak, że ich palce zanurzały się w lodowatej wodzie. Hermiona położyła głowę na ramieniu Puchona i siedzieli tak wpatrując się w zachodzące słońce.
Robiło się coraz chłodniej.
-Pójdę po jakiś koc.-Zaproponował, a dziewczyna zgodziła się skinieniem głowy.
Gryfonka rozmyślała nad wszystkim. Nad każdym źdźbłem. Nad każdą falą. Mogłaby tutaj zostać na zawsze. Mogłaby tutaj zostać przy Benie, swoim przyjacielu. Przy nim czuła się całkowicie bezpieczna i potrafił ją rozbawić, jak nikt inny. Zawsze wiedział, jak ją wesprzeć, jak sprawić, by choć na chwilę się uśmiechnęła.
Nagle z jej rozmyśleń wyrwał ją krzyk. Odwróciła się w stronę, w którą odszedł Rewson i widok zmroził jej krew w żyłach. Z tych niepozornych kilku drzew wyskoczyło pięciu mężczyzn. Trzech z nich rzuciło się w kierunku Puchona, a pozostali dwaj stali obok obserwując sytuację. Czary Bena, jakby przestały działać i trawę pokrył szron. Robiło się coraz zimnej.
Hermiona zerwała się na równe nogi. Wyjęła różdżkę z tylnej kieszeni swoich spodni. Dziękowała sobie w duchu, że mimo sielskiej atmosfery stawiała na bezpieczeństwo. Najszybciej, jak umiała zaczęła biec. Rzuciła zaklęcie na klęczącego nad Puchonem człowieka. Odrzuciło go do tyłu. Rozpoznała w Fenira Greybacka, jednak nie zastanawiała się nad tym. Pokonała dwójkę ludzi, którzy próbowali zaciągnąć gdzieś jej przyjaciela, a wtedy zakapturzone postacie wyjęły różdżki. Mieli nad nią przewagę, ale ona broniła się, a do jej głowy wpadały szybko myśli.
Greyback. Wilkołak. Ben. Nie rusza się. Nie!
Walczyła z podwójną siłą. Rzucała zaklęciami, jak szalona. Teraz to ona atakowała. Musiała zabrać stąd Bena. Musiała! Po kilku minutach pokonała czarodziejów. Była taka wściekła. Złość przeszła przez jej całe ciało. Dobiegła do Bena. Tak się o niego bała, zaczęła krzyczeć.
-Ben! Ben! Obudź się! Odezwij się!-Ale nie ruszył się nawet o centymetr. Przytulała się do niego, starając się wyczuć puls, jednak przeszkadzały jej w tym spazmy płaczu. Uspokoiła się, ponieważ wiedziała, że tym nie pomoże przyjacielowi. Jeśli to naprawdę był Fenir, to mógł go ugryźć. Otrzeźwiła głowę z emocji i zobaczyła na jego szyi mały ślad.
Remus! Tak! On może jej pomóc! Jeszcze nie wszystko stracone!
Chciała się tam teleportować, ale gdzie? Nigdy nie była u Lupina, nie wiedziała, gdzie mieszka, jak wygląda jego dom, ale musiała się tam dostać. Zaczęła głęboko myśleć o Remusie i Tonks. Miała ich cały czas w głowie. Wiedziała, że to nie powinno zadziałać, ale właśnie w jej ramionach jej przyjaciel zmienia się w wilkołaka, a przyjaźń jest w stanie pokonać nawet największą magią.
Wylądowali w jakimś salonie. Nie miała czasu, by się zastanawiać, jak ten dom wygląda.
-Remus! Remusie! Pomocy!-Krzyczała, ale nikt jej nie odpowiadał. Ona klęczała nadal nad Benem. Po chwili, sama nie wie jak, położyła go na ciemno zielonej sofie. Zaczęła rozglądać się po małym salonie. Kilka foteli, ława, kominek, zdjęcia, obrazy, ale nigdzie Lupina lub Nimfadory.
Po chwili, która dla niej trwała całą wieczność, usłyszała znajomy głos towarzyszący teleportacji. Od razu pobiegła tam i wpadła do kuchni, która również była mała, ale przytulna.
-Remusie! Pomóż mi!-Błagała go ze łzami w oczach. A jej widok przestraszył parę. Jej oczy były czerwone, włosy poczochrane, ubrania brudne po tym, jak położyła się obok Bena na polanie, a stopy całe ubłocone i były w nie powbijane igły z drzew. Można ją było określić, jako obraz nędzy i rozpaczy.
-Hermiono, co się stało?
-Pomóż mu!-Wrzasnęła. Miała już serdecznie dość tej bezsilności. On tam leżał, jakby już umierał. Jej przyjaciel, jej oparcie, jej Ben.
Z powrotem wbiegła do salonu i wróciła do zajmowanej pozycji. Klęczała przy jego głowie, trzymała jego rękę i wtulała się w jego pierś. Wyglądał tak niewinnie, jakby spał.
Lupin wraz z Nimfadorą poszli za nią. Nie znali tego chłopca, ale zaraz sobie przypomnieli, że to jest Ben Rewson.
-Co mu się stało?-Zapytała Tonks. Uklęknęła obok niej. Nie miała pojęcia, że chłopak, który leży w jej salonie to jej kuzyn.
-Wilkołak.-Szepnęła, po czym spojrzała na byłego nauczyciela obrony przed czarną magią. Wiedziała, że on może pomóc. To jedyny deska ratunku. Odsunęła się, by zrobić miejsce Lupinowi.
Remus był w szoku. Jeszcze nie spotkał się z takim przypadkiem, ale wiedział, że musi natychmiast zareagować, nie miał pojęcia co ma robić, ale wiedział, że coś musi. Nie może skazać tego biednego chłopaka na los, który go dotknął. Zbyt dobrze wiedział, co znaczy życie wilkołaka.
Jednym susem pokonał odległość, która dzieliła go od kanapy i spojrzał na jego twarz. Potem przyniósł swoje eliksiry i zaczął wlewać je do ust Bena. W tym czasie Nimfadora objęła Gryfonkę swoimi ramionami i podniosła ją. Uściskała ją i o nic nie pytała, za co Granger była jej niezmiernie wdzięczna.
Lupin próbował różnych zaklęć, eliksirów, starego złota, dyptamu ale od początku wiedział, że to nic nie da, to i tak się starał, tak bardzo się starał. Nie chciał, by spotkał go los podobny do jego. Kiedy zdał sobie sprawę, że już więcej nic nie może zrobić spuścił głowę w dół. Ręce mu opadły.
-Przykro mi Hermiono.-Spojrzał na nią smutno. Na ich twarzach widać było ogromny ból.
-Nie...nie...-Kręciła głową, a całe jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Dobrze, że Tonks trzymała ją w mocnym uścisku, inaczej upadłaby. Myśl, że Ben jest, że będzie wilkołakiem... Przecież to nie może być prawda! Remus jest wybitnym czarodziejem! Zaradzi temu, pomoże mu!
-Nie mogę nic więcej zrobić.-Czuł ból, że nie może ochronić go przed tym, ale naprawdę nie wiedział jak.
Granger rzuciła się w stronę przyjaciela i zaczęła płakać w jego koszulę. To jest Ben! Jej przyjaciel, mogła na niego liczyć, mogła do niego iść z każdym problemem, on jest człowiekiem! Dlaczego te wszystkie przykre rzeczy musiały ich spotykać?!
Nimfadora teraz przytulała swojego męża, który był strasznie przybity. Wiedziała, że przeżywa to i chciała być z nim.
Po kilkunastu minutach Ben zaczął się poruszyć, a po następnych jego ciało przeszłe straszne konwulsje.
-To nie będzie jego najlepsza noc w życiu. Chodź Hermiono.-Powiedział Remus. Gryfonka chciała już zaprotestować, ale uprzedziła ją Tonks.
-Myślę, że ona jest teraz mu bardzo potrzebna.-Granger spojrzała na nich. Nimfadora wyprowadziła Lupina i zaprowadziła do ich sypialni. Tam starała się go uspokoić z przeraźliwego szlochu. Potem czarodziej patrzył beznamiętnie w ścianę, więc ona tylko siedziała obok niego. Chciała, żeby wiedział, że jest. Nic więcej i nic mniej.
Hermiona nadal była przy swoim przyjacielu. Rzucało nim na wszystkie strony. W pewnej chwili wygiął się, jak łuk. Jego cały kręgosłup poszedł w górę, a ciało naprężyło się, ale po chwili spadł z powrotem na kanapę i znów zaczął się trząść na różne strony. Pocił się tak, że po chwili jego ciuchy były mokre, jakby były po praniu. Oczy nadal miał zamknięte. Dziewczyna cały czas szeptała.
-Ben...-Nie umiała wydusić z siebie więcej. Trwało to kilka godzin. Hermionie łzy spływały cały czas i umiała już przez nie patrzeć.
Potem ciało Puchona znów się naprężyło i kręgosłup, jak poprzednio poszedł w górę. Z jego ust zaczęła wypływać piana. Podniosła się i zaczęła wycierać ją swoją ręką. Robiła to przez cały czas, a potem Rewson upadł. Jego głowa odwróciła się w stronę Gryfonki, jedna ręką opadła mu z kanapy,a druga była na oparciu. Wyglądało na to, że przemiana dobiegła końca. Dziewczyna zaczęła płakać jeszcze bardziej, bez przerwy wtulała się w niego. Słońce powoli zaczynało wschodzić. Poprawiła jego ręce i głowę na poduszce. Sama otarła łzy i poszła do kuchni. Nie miała na to ochoty. Chciała być przy nim przez ten cały czas. Jednak wiedziała, że czekają na wyjaśnienia, na podziękowania i przeprosiny.
-Hermiono!-Podbiegła do niej Tonks. Wraz z Lupinem nie spali przez całą noc i czekali na nią w kuchni.-Dam ci czyste ubranie, wykąpiesz się.-Powiedziała łagodnie. Zaprowadziła ją do łazienki i po chwili przyniosła jej czarne spodnie i szarą bluzkę.
-Dziękuję.-Spojrzała na nią.
-Cii...Nie musisz.-Patrzyła na nią z miłością.
Hermiona stanęła pod prysznicem i puściła gorącą wodę. Stała tylko pod strumieniem, a woda odbijała się od niej i spadała. W uszach ten dźwięk był dla niej kilkanaście razy głośniejszy. Zagłuszył jej myśli. Wiedziała, że stoi już za długo, ale to ją odprężało. Wreszcie wyszła z gorącej kąpieli i poczuła chłód. Nie tylko dlatego, że nie czuła ciepła wody, ale jak to będzie? Jak to teraz wszystko będzie? Jednego była pewna. Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
Zajrzała do Bena, ale nadal się nie ruszał. Złapała go za rękę. Dadzą sobie radę...chyba... Wróciła do kuchni. Ustała w progu.
-Nikt nie może o tym wiedzieć.-Para pokiwała głową. Dosiadła się do stołu. Nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie i na picie. Przycisnęła kolana do brody.
-Jak?-Tylko tyle wykrztusił z siebie Remus. Nie chcieli na nią naciskać, ale musieli wiedzieć.
-Byliśmy we Finlandii.-Spojrzeli na nią zaskoczeni, ale nie mieli zamiaru jej przerywać.-Rodzice Bena mają tam domek.-No właśnie, czy ma powiedzieć, co tam się zdarzyło, czy raczej mówić wszystko, o jego przeszłości, o Umbridge? Nie chce robić nic wbrew przyjacielowi, więc poczeka z tym.-Zaprosił mnie tam na święta i wczoraj...-Opowiedziała o całym zajściu i zapadła między nimi natarczywa cisza, w której było słychać, jak krople wody spadają z włosów Hermiony. Przerwał to Lupin.
-Jak udało ci się pokonać trzech wilkołaków i dwóch śmierciożerców?
-Nie mam zielonego pojęcia.-Wpatrywała się w stół, wspominając wydarzenia minionego dnia.-Ja po prostu widziałam jego ciało i chyba się bałam, że może umrzeć, ale nie dopuszczałam tego do siebie, więc chciałam go chronić, chciałam, żeby żył.-Znów zapadła cisza, którą przerwała.-Tam są nasze rzeczy.
-Ja się po nie teleportuję-Odparł łagodnie.
-Nawet nie wiesz gdzie to.
-Ty też nie wiedziałaś, gdzie mieszkamy.-Fakt. Wstała i poszła do Bena. Znów przy nim była i mimo, że cały był spocony, wtuliła się w niego.
Po chwili przyszła do pokoju Nimafadora.
-Możemy pogadać?
-Okej.-Gryfonka nawet się nie ruszyła, więc kobieta usiadła w jednym z foteli.
-Słyszałam o tobie i o Fredzie...-Kompletnie o nim zapomniała. To znaczy nie myślałam o nim przez jeden dzień. Jej głową zawładnął Ben. Tak w ogóle to po co Tonks to wspomina? Nie chciała odpowiadać.-Strasznie mi przykro. Molly kazała mu o wszystkim opowiedzieć i ma przechlapane. Cały czas wynajduje mu nowy zajęcia, ale uważam, że zasłużył na to i chyba on też o tym wie.-"Kara go nie ominęła." Pomyślała. "To dobrze. To bardzo dobrze."-A ty i Ben... Wy...
-Nie ma żadnych nas.-Przerwała jej.-Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Okej.-Chciała z nią jeszcze o czymś porozmawiać, by nie czuła się samotna, ale Puchon zaczął się budzić. Delikatnie zaczął się wiercić, a potem powoli otworzył oczy.
-Ben!-Na twarzy Hermiony był uśmiech. On próbował też się uśmiechnąć, ale na jego twarzy był to dziwny grymas uśmiechu i bólu.-Jak się czujesz?
-Źle.-Cało ciało go bolało przeraźliwe. Czuł się, jakby wszędzie miał narobionych pełno siniaków. Każdy fragment jego ciała był, jak delikatna porcelana, gdyby mocniej go uściskać, pewnie rozpadłby się na kawałki.
-Pamiętasz coś?-Zapytała.
-Siedzieliśmy na pomoście i ja poszedłem po koc, a potem ten mężczyzna... Hermiono! A co z tobą?! Stało ci się coś?!-Próbował wstać, ale od razu syknął z bólu, a i dziewczyna powstrzymała go.
-Ze mną wszystko okej, spokojnie.-Mówiła łagodnie.
-Czy ja...naprawdę jestem wiesz czym?
- Opowiem ci wszystko, ale potem. Teraz musisz odpoczywać. Przyniosę ci coś do picia.
-Już idę.-Poderwała się Tonks, a Rewson, o ile to możliwe, zrobił się jeszcze bledszy. Nimfadora wyszła.
-Co ona tutaj robi?!-Rozejrzał się po pokoju.-I gdzie my właściwie jesteśmy?!
-Nie denerwuj się.
-Proszę.-Kobieta pojawiła się ze szklanką wodą. Chciał po nią wyciągnąć rękę, ale był zbyt słaby. Hermiona wzięła picie od Tonks. Ben nie był przekonany, czy może to pić, a Gryfonka widząc to wzięła mały łyk tak, by Dora tego nie zauważyła, ale to widziała i była lekko zaskoczona.
Kiedy już się napił, był strasznie zmarnowany, znów chciał spać. Zdążył tylko wyszeptać.
-Powiedz im, powiedz im wszystko.-Nie miała problemu, by zrozumieć o co mu chodzi. Nie kryła zdziwienia, ale ufała zarówno Remusowi, jak i Nimfadorze.
-Nigdy cię nie zostawię.-Wyszeptała.
-Nigdy cię nie zostawię.-Odpowiedział. To była ich gra słów.
Kiedy znów zasnął, wróciła do kuchni.
-Musimy porozmawiać. Poważnie.
-Dobrze.-Odpowiedziała Tonks. Gryfonka dosiadła się do stołu i zaczęła opowiadać. Zaczęła o tego, że miała mnóstwo pracy, że Ben jej pomagał. Potem powiedziała o karach od Umbridge, o to, co zobaczyła Padma. Mówiła całą historię. Jednak ukryła przed nimi, czym zastraszała ich Dolores. Jednak nie umieli jej odpuścić, wypytywali, więc ugięła się.
-Ben to twój kuzyn Tonks.-Myślała, że o tym wie. Że może się domyśla, ale po ich minach wiedziała, że nie mieli o tym zielonego pojęcia.
-Mój kuzyn?-Spytała przerażona, więc Hermiona opowiedziała tutaj o wszystkim, czego się dowiedziała od Puchona. Oboje byli wstrząśnięci, a Nimfadora wzruszona.
-Mam kuzyna, który jest Puchonem.
W Norze święta mijały bardzo przyjemnie. Fred poszedł do swoich rodziców.
-Przepraszam. Naprawdę głupio zrobiłem. To więcej się nie powtórzy. Naprawdę przepraszam.-Wiedzieli, że to prawda. Widzieli jak snuje się z kąta w kąt i było im żal chłopaka. Miło było go widzieć w lepszy nastroju, który nie trwał długo. Rankiem w niedzielę przyszła do niego sowa z kopertą. W środku była kartka.
UWAGA DZIEWCZYNY!
JEŚLI NAPRAWDĘ SĄDZICIE, ŻE FRED WEASLEY TO NAJWIĘKSZY PRZYSTOJNIAK I ŻARTOWNIŚ W CAŁYM HOGWARCIE TO MUSZĘ WAS NIESTETY ROZCZAROWAĆ!
Miałam ten wątpliwy zaszczyt chodzić z nim przez dwa tygodnie i poznałam go na tyle, by Was przed nim ostrzec.
Wszystkie patrzymy na niego i myślimy "Ale on przystojny!". Znam to z autopsji. Zawsze wygląda tak, jak...to on. Zgrywa niegrzecznego chłopca i przy tym jest uroczy, ale to NIEPRAWDA! Ten chłopak godzinami stoi przy lustrze i poprawia swój wygląd, by tylko tak pozorować. W swoim dormitorium chowa magazyny, które mają mu pomóc, by wyglądać "cool".
Która z Was nie myślała, jak by to było go pocałować? Nawet jeśli się wyprzesz, wiem, że chciałaś to zrobić. W końcu jego usta wyglądają, jakby zostały stworzone do całowania. TO TYLKO POZORY! Stosuje dużo błyszczyków i pomadek, by tak wyglądały.
Przechodząc do samego pocałunku, to spodziewałam się wybuchów fajerwerek, spadających gwiazd, motylów w brzuchu, wiecie TEGO. A czego się doczekałam? Dużo śliny i nic więcej. Musiałam sama przejąć inicjatywę. W życiu nie przeżyłam gorszych pocałunków.
Nasze życie polegało na tym, że robimy co on chce. Zero szacunku do mojej osoby, a kiedy brakowało mu pomysłów przybiegał do mnie i próbował się przymilić, żeby coś wymyśliła, żebyśmy coś porobili. Po mimo, że przez kilkanaście godzin zlewał mnie totalnie.
Sprawa nawet zaszły tak daleko...Sama nie wiem, jak do tego mogłam dopuścić. Chyba myślałam, że tak się zrehabilituje, ale on znów był nieporadny, a jak przyszło co do czego to uderzył się mnie z całej siły, tak, że zemdlałam. Kiedy się obudziłam nie było go i moich ciuchów.
DZIEWCZYNY!
Musimy trzymać się razem, więc wysyłam Wam ten list, żebyście przemyślały wszystko jeszcze raz zanim powiecie, że Fred Weasley, to żartowniś, przystojniak, ciacho, pewny siebie i wysportowany koleś, wspaniały kochanek i wymarzony chłopak! Uważajcie na niego!
Jego była, Wiktoria Frobisher
Jego była, Wiktoria Frobisher
"Czy ona jest nienormalna?! To jest zwykła wariatka! Jak ja mogłem być z kimś takim?! Jak to się stało, że z nią chodziłem?! Dlaczego ona napisała to na mnie?! Kto mi to wysłał?!" Fred nie mógł odpędzić się od myśli. Czuł, że to to jest bardzo podobne do tego, co zrobił Hermionie, ale co się stało z Wiktorią?! Nigdy nie była zbyt normalna, ale to przekraczało wszelkie granice. Kto mu to wysłał. Odwrócił kartkę i wszystko już było jasne. Alicja Spinnet. Jego przyjaciółka. Dobrze wiedzieć, że jeszcze jakiś przyjaciół ma. Przyszedł do niego George.
-Co tam bracie?-Podał mu kartkę. Ten zmarszczył brwi i zaczął czytać.
-Łooo!
-No łoo.-Odpowiedział sarkastycznie.
-Nie powinieneś raczej się tym przejmować, przecież z Hermioną już się całowałeś.-Myślał o niej cały czas, ale wiedział, jakie jest na to lekarstwo. Musi znaleźć nową dziewczyną. Z tą kartką to nie takie łatwe.
-Hermiona, Hermiono, ja przecież byłem z tyloma dziewczynami, że one tego nie potwierdzą, prawda?
-W sumie też racja.-Odpowiedział po krótkim namyśle. Fred poszedł schować tę kartkę, by przypadkiem jego rodzice jej nie znaleźli, a potem dzień spędzał z rodziną.
Granger cały czas czuwała przy Benie, który budził się co kilka godzin, by napić się wody. Nie myślała nad niczym. Wiedziała, że jeśli zacznie to robić, to może z tego nie wyjść. Tyle rzeczy na jej głowie.
W poniedziałek rano Syriusz, Harry, George i Fred siedzieli w salonie i popijali herbatę z domieszką ognistej.
-Dawno nie byłem na porządnej imprezie. Zbliża się sylwester. Przydało się, by coś zorganizować, albo gdzieś wpaść.-Powiedział George.
-Racja.-Poparł go bliźniak.
-Tylko gdzie? U nas odpada. Mama by się wściekła. U Angeliny też, jej rodzice zostają w domu na nowy rok.-Mówił nadal George.
-U Lav też nie. Jej rodzina się zjeżdża.-Dodał Fred.
-Przykro mi, ale u Dursleyów też jej nie zrobicie.-Rzekł z uśmiechem Potter.
-Możecie zrobić u mnie.-Powiedział Syriusz, a wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.
-Naprawdę?-Spytał George.
-Jasne. Jesteście w takim wieku, że musicie korzystać z życia, a jeszcze te czasy...Pamiętam, jak ja byłem w waszym wieku. Och tak...To były czasy. Ciągle imprezowałem. Czasami nawet z James.-Spojrzał na swojego chrześniaka.-Oczywiście Molly się nie dowie.-Skierował swój wzrok na bliźniaków.
-Super!
-Ekstra!
-Bomba!
-Wspaniale!
-Fantastycznie!
-Dziękujemy Syriuszu!-Przekrzykiwali się, ale Harry się skrzywił.
-Co jest?-Zapytał go Black.
-Mieliśmy ten czas spędzić razem.
-Och i spędzimy. Przecież teraz jesteśmy stale razem, a jeden dzień nie zrobi nam różnicy.
-Mielibyśmy urządzić imprezę na Grimmauld Place 12?-Głos zabrał Potter.
-Dlaczego nie? Użyję specjalnych zaklęć, tak, że wasi przyjaciele będą widzieli ten dom, a potem zapomną do niego drogi. O to nie musicie się bać.
-A co z tobą? Przecież nie możesz tam być.
-Mam swoje kryjówki.-Uśmiechnął się półgębkiem.
-Syriuszu nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczni.-Oznajmił Fred.
-Za co?-Do pokoju wparowała pani Molly.
-Och za nich Molly.-Uśmiechnął się do przyjaciółki, ale ta spojrzała na nich krzywo, wiedząc, że coś kombinują.
Poniedziałek dla Bena była trochę lepsza. Czuł się trochę lepiej. Hermiona nakarmiła go zupą. Nadal nie mógł się ruszać. Potem przyszła do niego Tonks, która została z nim na osobności. Chciała nacieszyć się odnalezionym członkiem jej rodziny.
Para miała zaproszenie do Nory, ale odmówiła. Nie chcieli zostawiać nastolatków samych. Remus teleportował się po ich rzeczy,a kiedy wrócił, powiedział.
-To wydaję mi się dziwne. Wilkołaki przecież nie biegają tak sobie po Finlandii. Przy jeziorach i akurat wtedy, gdy święta spędza tam dwoje nastolatków.
-Co masz na myśli Remusie?-Spytała Gryfonka, kiedy wieczorem siedzieli w kuchni.
-Myślę, że oni tropili. Możliwe, że na kogoś polowali. Choć z drugiej strony to Greyback. On to robi dla przyjemności.
-Hermiono, nie wiem, czy o tym myślałaś, ale jak to teraz wszystko będzie wyglądać?-Granger doskonale wiedziała o co chodzi Tonks, jednak wykręcała się dotychczas od tych myśli. Teraz musi się z nimi zmierzyć.
-Nie wiem. W Hogwarcie jest Umbridge. Ona od razu wywali Bena, jak dowie się, że jest...wil...jest....jest wilkołakiem.-To zdanie sprawiło jej niemało problemów. To była świeża sprawa. Blizna nadal była drażliwa i otwarta.
-Wrócicie do Hogwartu?
-Nie mamy innego wyjścia.-Rozmawiały dziewczyny.-Jeśli tam nas nie będzie zaczną coś podejrzewać. Mogą nas złapać.
-Co będziecie robić, kiedy nastąpi przemiana?
-Będę odprowadzać go do Wrzeszczącej Chaty.
-A co z Wywarem Tojadowym?
-Ben jest wspaniały z eliksirów. Powinien sobie poradzić z tym.
-Okej, w razie czego my wam pomożemy.-Spojrzała na męża, ale on obecnie był w stanie niewiele lepszym od Rewsona. Bardzo przeżywał, że nie udało mu się go uratować od likantropii, a potem się dowiedział, że to kuzyn Tonks.
We wtorek Rewson nabierał sił. Mógł już usiąść, ale nadal był zbyt słaby, żeby się wykąpać i czy ubrać czyste ubranie. Nadal nie rozmawiał z Hermioną na temat tego co się stało. Kiedy karmiła go obiadem zaczął mówić.
-Jak to wszystko się stało?-Próbowała wcisnąć w niego kolejną łyżkę kremu dyniowego, ale jego usta stworzyły wąska linię. Chciał wyjaśnień. Teraz. Westchnęła i opowiedziała o wszystkim. Był pod wrażeniem, że poradziła sobie w tej sytuacji. Nawet ona musiała przyznać, że to było niezłe.
-Będziesz do mnie pisać, prawda? Często! I będziesz pisać dużo o Katie, okej?-Zrobiła wielkie oczy i nie wiedziała o co mu chodzi.-No wiesz, ja nie wracam do Hogwartu.
-Nie wracasz do Hogwartu?!-Łyżka, którą trzymała z łoskotem wpadła do talerza, a krem opryskał im twarze.
-Hermiono, jak ty to sobie wyobrażasz?-Mówił spokojnym i opanowanym głosem.-Doskonale zdajesz sobie sprawę kim teraz się stałem i...
-Wiem! Jesteś Benem Rewsonem! Moim przyjacielem, Puchonem, moim oparciem! Jesteś radosny, zabawny, miły i opiekuńczy! I po prostu jesteś wilkołakiem!
-Po prostu jesteś wilkołakiem?! Wiesz, co będzie mi za to grozić?! Nigdy w to cię nie wciągnę. Poza tym w Hogwarcie nie byłbym bezpieczny i inni byliby zagrożeni.
-Już wszystkie jest ustalone.
-Co?-Był zdziwiony.
-Wszystko ustaliśmy z Tonks. Podczas pełni będziesz we Wrzeszczącej Chacie i będziesz ważył dla siebie Wywar Tojadowy, a jeśli ci się nie uda, w co wątpię, pomoże nam Remus.
-Jakim nam?! Hermiono, ty nie możesz! Ty...
-Nigdy cię nie zostawię.-Przytuliła się do niego z całej siły, aż zabolały go żebra.
-Nigdy cię nie zostawię.-Wyszeptał przez jej włosy. Doskonale wiedziała, jaka jest Hermiona. Czuła, dobra, mądra, wspaniała, ale nie liczył, że aż tak dla niego będzie się poświęcać. Nie spodziewał się po niej aż tak wiele. Przecież ona wcale nie musiała tego robić. Spłynęło mu kilka łez, ale zaraz zaczął się śmiać i reszta dnia spędzili miło, jakby zapominając o wcześniej rozmowie.
Po południu Nimfadora nadrabiała stracony czas ze swoim kuzynem. Mieli bardzo podobny charakter. Żartowali, śmiali się, robili głupie miny. Aż do wieczoru.
-Zbliża się pełnia.-Wszyscy zadrżeli na słowa Lupina. W rękach trzymał dwa kubki. Wypili je razem z Benem, który nigdy wcześniej nie czuł takiego strachu. Bał się tego, jak będzie teraz wyglądał, co się z nim stanie. Jednak nadal był tym samym chłopakiem. Próbował rzucać żartami.
-Ciekawe jakie futerko mi wyrośnie.-Uśmiechnął się, ale nikt nie mógł odpowiedzieć mu tym samym. Hermiona i Nimfadora przeraźliwie się o niego bały. Gryfonka nie chciała stracić przyjaciela, a Tonks dopiero co poznanego członka rodziny. Remus martwił się o niego. Gdy już było blisko, wyszli na dwór. Najpierw przemienił się Lupin. Wywar Tojadowy działał. Wiedział, że nie może dotknąć człowieka. Następnie zaczął się przemieniać Ben i nie był to przyjemny widok.
Upadł na ziemię i zaczął rzucać się we wszystkie strony. Głowa dziwnie mu się wykrzywiła, a jego żyły stały się większe. Zaczęła się przemiana i już po chwili leżał przed nimi wilkołak. Był odwrócony plecami. Po chwili wstał. Zachowywał się, jak potulny piesek. Jego sierść była ciemnobrązowa z domieszką szarości. Był bardzo szczupły, miał długie łapy i duży łeb.
Jego szczęka otworzyła się i ukazały im się wielkie i ostre kły. Przybrał pozycję, jakby chciał zapolować, ale Remus był szybszy. Rzucił się na niego i zaczęli walczyć. Dziwne było to, że po mimo zabiegów Lupina i Wywaru Ben chciał zaatakować człowieka.
Remus był bez szansy. Walczył z młodym i nowym wilkołakiem, który miał w sobie dużo siły. Ben obalił go kilka razy na ziemię, ale ten się nie podawał.
Hermiona i Tonks stały nadal w tym samym miejscu, bojąc się o jednego, jak i o drugiego. Dopiero, gdy Rewson przygniótł Lupina zaczęły biec. Nie miały najmniejszej ochoty rzucać w Benem żadnym z zaklęć. Biegły najszybciej, jak umiały, ale nie mogły się z nim równać. Po chwili był tuż za nimi. Hermiona odwróciła się, by sprawdzić, gdzie jest, a jego długie pazury przejechały po jej policzku, aż do szyi. To uderzenie było na tyle silne, że przewróciła się. Czuła, jak krew leci po jej skórze i brudzi jej koszulkę. Spojrzała na swojego przyjaciela, który uniósł wysoko swoją łapę, by uderzyć Nimfadorę. Zamachnął się i już miał to zrobić, gdy Hermiona krzyknęła.
-Nie!-Jego łapa zawisła w powietrzu.-Nie! Ben! Ben! Wiem, że to jesteś ty. Gdzieś tam w środku. W głębi serca. Pod tym pancerzem z futra kryje się dobry i wrażliwy chłopak. Mój przyjaciel, który potrafi mnie rozśmieszyć, który jest ze mną zawsze w trudnych chwilach.-Powoli zaczynała się rozklejać, choć dobrze wiedziała, że zaraz będzie musiała wyciągnąć różdżkę i powstrzymać go przed zrobieniem krzywdy Nimfadorze.-Nigdy cię nie zostawię.- Jej przemowa nie miała najmniejszego sensu, ale tak bardzo chciała, żeby Rewson jej posłuchał i o dziwo zrobił to. Spuścił swoją łapę i spojrzał na Hermionę, jakby czekając na jej rozkaz.
-Idź do Lupina i pomóż im. Słuchaj się go.-Nie była pewna, czy to dobrze to rozumie, ale Ben odszedł. Pomógł wstać Remusowi i zabrał go kawałek dalej.
-Nie wierzę.-Wyszeptała Tonks.
-Ja też nie.
Puchon i Remus wrócili nad ranem. Oboje nie byli w dobrym stanie. Starszy z nich był strasznie pokiereszowany po walce z Benem, a Rewson był po swojej pierwszej pełni, co łączyło się z okropnym bólem. Nimfadora zajęła się mężem, który wieczorem już czuł się lepiej, natomiast Hermiona swoim przyjacielem, który był w okropnym stanie.
W środę, po mimo, że czuł tragicznie, żartował sobie. Jednak przyszedł czas, by porozmawiać o tym, co się stało.
-Pamiętasz co?-Zapytała go jego kuzynka.
-Nie za bardzo. Pamiętam piekący ból, który rozchodził się po moim całym ciele. Potem poczułem, jakby ktoś oderwał mi moją skórę, a na koniec, jakby chciał zabrać mi dusze. Nagle zobaczyłem coś, co musiałem zgładzić, ale coś próbowało mnie powstrzymać. To chyba był inni wilkołak, bo mówił mi, że tak nie wolno, że nie mogę. Mówił jeszcze coś, czego nie rozumiałem. Czułem, że żądza krwi przepełnia mnie i wiedziałem, że już nic nie jest w stanie mnie pokonać. Nawet on. To coś, na co polowałem zaczęło uciekać, więc je goniłem, a potem, nie jestem do końca pewien czy to może być prawda, ale usłyszałem głos. Twój głos Hermiono. Mówiłaś do mnie, że nie mogę tego zrobić, że jestem twoim przyjacielem, że jestem dobry. Rozkazałaś mi bym znalazł Remusa i robił to, co on karze, więc odszedłem od tego czegoś na co polowałem. Nie wiem, jak to możliwe. To chyba było tylko w mojej głowie.
-Nie.-Odpowiedziała po chwili Dora.
-Ty polowałeś na nas. Na mnie i Tonks. A tym wilkołakiem, z którym walczyłeś był Remus.
-Ale...ale...nie! To nie może być prawda! Powiedziałaś mi, że ta blizna to od gałęzi, ja chyba nie...?
-Ben...
-Hermiono! Ja jestem niebezpieczny i Wywar na mnie nie zadziałał!
-No właśnie tutaj pojawia się dziwna anomalia. Byłeś żądny krwi, nie zdawałeś sobie sprawy, że chcesz zaatakować Hermionę i Tonks, ale kiedy usłyszałeś ich głos odwróciłeś się.
-Wiedziałem, że mówi to Hermiona, choć nie miałam pojęcia kto to jest. W mojej głowie były przebłyski, coś próbowało przedostać się do mojego mózgu, ale nie mogło. Gdy usłyszałem jej głos to było jak nakaz. Muszę tak postępować.
-Dziwne...To jest bardzo dziwne. To wskazywałoby na to, że podczas przemiany słuchasz się Hermiony, a to jest i niebezpieczne i niespotykane. Teraz musimy czekać do następnej pełni i sprawdzić to.
-Nie zgadzam się! A jeśli znów coś jej zrobię?!
-Ben...Spójrz na mnie. Nic mi się nie stało.-Skórę Hermiony zdobiła rysa od jej policzka aż po szyję, która powstała po pazurach Rewsona.
-Przepraszam. Jest mi tak wstyd.
-Przestań! To nie jest twoja wina.-Usiadła bliżej niego i przytuliła się.
Harry, Ron, Ginny Lavender, Angelina, George i Fred spali od wtorku u Syriusza w związku z planowaną imprezą. Pani Weasley powiedzieli, że nie chcą, by Black czuł się samotny. Sprzątali cały dom, by na zabawie lśnił.
W środę wieczorem usiedli w kuchni, żeby wysłać zaproszenia na Sylwestra. Sowy poleciały do: Lee, Luny, Parvati i Padmy, Deana, Cho, Alicji i jeszcze do wielu innych przyjaciół. Fred postanowił zadać to pytanie, które cisnęło mu się na usta od samego początku pobytu u Syriusza.
-Zapraszamy Hermione?-Miał szukać nowej dziewczyny, ale wciąż nie mógł zapomnieć o tej starej. Sam nie wiedział na co liczy. Po prostu miło było na nią patrzeć i wiedzieć, że nic jej nie jest. Nawet jeśli cały czas był przy niej Ben. Może George ma rację i tak naprawdę Puchonowi zależy tylko na Katie?
-Tak naprawdę zaprosiłem ją już wcześniej. Przed przerwą, w Hogwarcie. Jeszcze nie miałem pojęcia o tej imprezie.-Odpowiedział Harry.
-Ona spędziła święta z rodzicami, tak?-Spytała Angelina.
-Nie.-Powiedział szybko Potter, zapominając, że miał o tym nie mówić.-Ben zaprosił ją do Finlandii. Ma chłopak gest, no nie?-Mruknęli tylko "yhym". Ta dwójka, jak dla nich, zachowywała się podejrzanie. Po co wybrali się aż do Finlandii?
Fred nie mógł sobie znaleźć miejsca na Grimmauld Place 12. Miał wielką nadzieję, że Hermiona pojawi się na Sylwestrze, ale święta spędziła z Benem, to chyba jednoznaczny znak, że są razem, prawda?
W czwartek Rewson nadal nie czuł się dobrze, ale wreszcie mógł wziąć kąpiel. Pomógł mu przy tym Remus. Musiał przyznać, że to pomogło. Ciepła woda wpłynęła na niego kojąco i uspokajająco. Zgrywał twardziela i dowcipnisia, ale tak naprawdę bał się. O Hermionę, czy jej nie skrzywdzi, o siebie, o innych ludzi. Przecież on teraz był wilkołakiem! Ta myśl przeszywała jego ciało. Jego całe życie się zmieni. Oprócz jednego. Obok niego zawsze będzie Hermiona. Nigdy jej nie zostawi. Wszystko się ułoży, musi.
-Co robimy jutro?-Zapytał, gdy Hermiona leżała obok niego na łóżku w pokoju gościnnym u Tonks i Remusa.
-Jutro?-Nie rozumiała.
-Hermiono, nie mów, że zapomniałaś!-Zaczęła gorączkowo myśleć, co jutro jest takiego ważnego, ale nic nie przychodziło jej do głowy.-Jutro jest sylwester!
-Rzeczywiście...-Zupełnie zgubiła rachubę czasu.
-To co, może jakaś impreza?-Uśmiechnął się.
-Impreza?-Tak, jasne. Niech pójdą na zabawę. Hermiona z wielkim śladem na twarzy, a Ben z podpuchniętymi oczami i siniakami. Doskonały pomysł.
-Tak! Hermiono, przecież to powitanie nowego roku.
-Niby gdzie mamy iść?-Spytała sarkastycznie.
-Nie wiem, może do Dziurawego Kotła, albo do Trzech mioteł. Jeśli chcesz możemy się nawet wkręcić na mugolską imprezę.
-Nie mam ochoty.
-Oj, Hermiona, nie możemy nic nie robić w ostatnią noc roku.-Naburmuszył się.
-Pójdę do Tonks i zapytam się, co oni robią, okej?
-Okej.
Okazało się, że Nimfadora i Remus dostali zaproszeni do Nory i chcieli tam spędzić sylwestra, ale nie chcieli też zostawić ich samych. Gryfonka zapewniła, że wraz z Benem również wyjdą i wtedy przypomniało jej się, że zaprosił ją Harry. Powinna skorzystać z jego uprzejmości.
-Ben, na sylwestra wybierzemy się do Harrego. Jest u Syriusza.
-U kogo? U Syriusza? Jakiego Syriusza? No chyba nie Blacka.-Zaśmiał się, a dziewczyna dopiero teraz zdała sobie sprawę, że on nie ma pojęcia o tym, co wydarzyło się w trzeciej klasie.
-U Syriusza Blacka.-Odparła ze śmiertelną powagą. Jego cała twarz stężała. Mięśnie napięły się.
-Żartujesz, prawda?
-Nie.-Opowiedziała mu o tym, że Black jest ojcem chrzestnym Pottera, o tym, co wydarzyło się we Wrzeszczącej Chacie i o Zakonie Feniksa. Słuchał w skupieniu i napięciu. Był trochę przerażony. W końcu wszyscy Syriusza brali za mordercę, a tu taka nagła zmiana zdarzeń, ale ufał Hermionie. Ufał Tonks, która okazała się bardzo zabawna i bardzo podobna do niego. Ufał Remusowi, który odwiedzał go często i pytał, jak się czuje, co potrzebuje, a czasem za nim jeszcze Puchon pomyślał już to miał.
-W porządku, pójdziemy tam.
W piątek przy Grimmauld Place dziewczyny pracowały przy potrawach i przekąskach. Chłopacy montowali głośniki i byli odpowiedzialni za fajerwerki. I choć Angelina uważała to za strasznie seksistowskie, to musiała się zgodzić, że, gdyby Gryfoni im pomagali na kolację mogliby podać wielkie nic. '
Syriusz przyniósł wielki zapas ognistej i piwa kremowego. Po, chyba setnym, zapewnieniu Harrego, że nic mu się nie stanie i zobaczą się już jutro wieczorem oraz, że będzie na siebie uważał, wyszedł z domu pod postacią dużego, czarnego psa.
O godzinie osiemnastej w piątek Hermiona zeszła do kuchni, by pożegnać się z Remusem i Tonks, którzy właśnie mieli teleportować się do Nory. Był też tam Ben. Jego stan poprawiał się, ale cienie nie zniknęły spod oczu, a skóra zrobiła się ziemista.
-Teraz kolej na nas.-Powiedziała Granger, gdy para zniknęła. Puchon zmierzył ją od góry do dołu. Była ubrana w ciemne jeansy i siwą bluzę.
-Chyba nie chcesz iść w tym.-Wskazałem palce na jej ubrania.
-Właśnie chcę iść w tym.
-Hermionooo...no nie, nie możesz!
-To nie będzie jakaś impreza, tylko miły wieczór w towarzystwie Harrego i Syriusza. Nie muszę się przebierać.
-Hermiono! To jest ostatnia noc tego roku, który dla nas był bardzo trudny! Mam ci przypominać to wszystko?! Zakończmy to miłym akcentem.
-Dobrze.-Odparła po chwili namysłu i poszła do pokoju gościnnego, w którym były jej rzeczy. Spała w salonie, choć Ben nie chciał na to pozwolić. Te bitwę przegrał on.
Założyła granatową sukienkę całą w cekinach na ramiączka, która była odcinana pod biustem i luźno puszczona na dole. Do tego założyła czarne szpilki i skórzaną kurtkę tego samego koloru. Usta podkreśliła lekko różową szminką, a włosy wyprostowała. Końcowy efekt bardzo ją zadowolił.
Ben wyglądał równie szykownie. Miał jasnoniebieską koszulę i czarne spodnie. Wspólnie ustalili, że nie powiedzą nikomu o tym, co się stało, a bliznę Hermiony zwalą na gałąź.
Teleportowali się w okolicach domu Syriusza, kiedy wybiła godzina dwudziesta. Uśmiechnięci spojrzeli na budynek, który wyłonił się z pomiędzy dwóch innych. Przez przez furtkę i usłyszeli głośną muzykę. Spojrzeli na siebie niepewnie. Czyżby tam naprawdę była impreza?
-Co tam bracie?-Podał mu kartkę. Ten zmarszczył brwi i zaczął czytać.
-Łooo!
-No łoo.-Odpowiedział sarkastycznie.
-Nie powinieneś raczej się tym przejmować, przecież z Hermioną już się całowałeś.-Myślał o niej cały czas, ale wiedział, jakie jest na to lekarstwo. Musi znaleźć nową dziewczyną. Z tą kartką to nie takie łatwe.
-Hermiona, Hermiono, ja przecież byłem z tyloma dziewczynami, że one tego nie potwierdzą, prawda?
-W sumie też racja.-Odpowiedział po krótkim namyśle. Fred poszedł schować tę kartkę, by przypadkiem jego rodzice jej nie znaleźli, a potem dzień spędzał z rodziną.
Granger cały czas czuwała przy Benie, który budził się co kilka godzin, by napić się wody. Nie myślała nad niczym. Wiedziała, że jeśli zacznie to robić, to może z tego nie wyjść. Tyle rzeczy na jej głowie.
W poniedziałek rano Syriusz, Harry, George i Fred siedzieli w salonie i popijali herbatę z domieszką ognistej.
-Dawno nie byłem na porządnej imprezie. Zbliża się sylwester. Przydało się, by coś zorganizować, albo gdzieś wpaść.-Powiedział George.
-Racja.-Poparł go bliźniak.
-Tylko gdzie? U nas odpada. Mama by się wściekła. U Angeliny też, jej rodzice zostają w domu na nowy rok.-Mówił nadal George.
-U Lav też nie. Jej rodzina się zjeżdża.-Dodał Fred.
-Przykro mi, ale u Dursleyów też jej nie zrobicie.-Rzekł z uśmiechem Potter.
-Możecie zrobić u mnie.-Powiedział Syriusz, a wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.
-Naprawdę?-Spytał George.
-Jasne. Jesteście w takim wieku, że musicie korzystać z życia, a jeszcze te czasy...Pamiętam, jak ja byłem w waszym wieku. Och tak...To były czasy. Ciągle imprezowałem. Czasami nawet z James.-Spojrzał na swojego chrześniaka.-Oczywiście Molly się nie dowie.-Skierował swój wzrok na bliźniaków.
-Super!
-Ekstra!
-Bomba!
-Wspaniale!
-Fantastycznie!
-Dziękujemy Syriuszu!-Przekrzykiwali się, ale Harry się skrzywił.
-Co jest?-Zapytał go Black.
-Mieliśmy ten czas spędzić razem.
-Och i spędzimy. Przecież teraz jesteśmy stale razem, a jeden dzień nie zrobi nam różnicy.
-Mielibyśmy urządzić imprezę na Grimmauld Place 12?-Głos zabrał Potter.
-Dlaczego nie? Użyję specjalnych zaklęć, tak, że wasi przyjaciele będą widzieli ten dom, a potem zapomną do niego drogi. O to nie musicie się bać.
-A co z tobą? Przecież nie możesz tam być.
-Mam swoje kryjówki.-Uśmiechnął się półgębkiem.
-Syriuszu nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczni.-Oznajmił Fred.
-Za co?-Do pokoju wparowała pani Molly.
-Och za nich Molly.-Uśmiechnął się do przyjaciółki, ale ta spojrzała na nich krzywo, wiedząc, że coś kombinują.
Poniedziałek dla Bena była trochę lepsza. Czuł się trochę lepiej. Hermiona nakarmiła go zupą. Nadal nie mógł się ruszać. Potem przyszła do niego Tonks, która została z nim na osobności. Chciała nacieszyć się odnalezionym członkiem jej rodziny.
Para miała zaproszenie do Nory, ale odmówiła. Nie chcieli zostawiać nastolatków samych. Remus teleportował się po ich rzeczy,a kiedy wrócił, powiedział.
-To wydaję mi się dziwne. Wilkołaki przecież nie biegają tak sobie po Finlandii. Przy jeziorach i akurat wtedy, gdy święta spędza tam dwoje nastolatków.
-Co masz na myśli Remusie?-Spytała Gryfonka, kiedy wieczorem siedzieli w kuchni.
-Myślę, że oni tropili. Możliwe, że na kogoś polowali. Choć z drugiej strony to Greyback. On to robi dla przyjemności.
-Hermiono, nie wiem, czy o tym myślałaś, ale jak to teraz wszystko będzie wyglądać?-Granger doskonale wiedziała o co chodzi Tonks, jednak wykręcała się dotychczas od tych myśli. Teraz musi się z nimi zmierzyć.
-Nie wiem. W Hogwarcie jest Umbridge. Ona od razu wywali Bena, jak dowie się, że jest...wil...jest....jest wilkołakiem.-To zdanie sprawiło jej niemało problemów. To była świeża sprawa. Blizna nadal była drażliwa i otwarta.
-Wrócicie do Hogwartu?
-Nie mamy innego wyjścia.-Rozmawiały dziewczyny.-Jeśli tam nas nie będzie zaczną coś podejrzewać. Mogą nas złapać.
-Co będziecie robić, kiedy nastąpi przemiana?
-Będę odprowadzać go do Wrzeszczącej Chaty.
-A co z Wywarem Tojadowym?
-Ben jest wspaniały z eliksirów. Powinien sobie poradzić z tym.
-Okej, w razie czego my wam pomożemy.-Spojrzała na męża, ale on obecnie był w stanie niewiele lepszym od Rewsona. Bardzo przeżywał, że nie udało mu się go uratować od likantropii, a potem się dowiedział, że to kuzyn Tonks.
We wtorek Rewson nabierał sił. Mógł już usiąść, ale nadal był zbyt słaby, żeby się wykąpać i czy ubrać czyste ubranie. Nadal nie rozmawiał z Hermioną na temat tego co się stało. Kiedy karmiła go obiadem zaczął mówić.
-Jak to wszystko się stało?-Próbowała wcisnąć w niego kolejną łyżkę kremu dyniowego, ale jego usta stworzyły wąska linię. Chciał wyjaśnień. Teraz. Westchnęła i opowiedziała o wszystkim. Był pod wrażeniem, że poradziła sobie w tej sytuacji. Nawet ona musiała przyznać, że to było niezłe.
-Będziesz do mnie pisać, prawda? Często! I będziesz pisać dużo o Katie, okej?-Zrobiła wielkie oczy i nie wiedziała o co mu chodzi.-No wiesz, ja nie wracam do Hogwartu.
-Nie wracasz do Hogwartu?!-Łyżka, którą trzymała z łoskotem wpadła do talerza, a krem opryskał im twarze.
-Hermiono, jak ty to sobie wyobrażasz?-Mówił spokojnym i opanowanym głosem.-Doskonale zdajesz sobie sprawę kim teraz się stałem i...
-Wiem! Jesteś Benem Rewsonem! Moim przyjacielem, Puchonem, moim oparciem! Jesteś radosny, zabawny, miły i opiekuńczy! I po prostu jesteś wilkołakiem!
-Po prostu jesteś wilkołakiem?! Wiesz, co będzie mi za to grozić?! Nigdy w to cię nie wciągnę. Poza tym w Hogwarcie nie byłbym bezpieczny i inni byliby zagrożeni.
-Już wszystkie jest ustalone.
-Co?-Był zdziwiony.
-Wszystko ustaliśmy z Tonks. Podczas pełni będziesz we Wrzeszczącej Chacie i będziesz ważył dla siebie Wywar Tojadowy, a jeśli ci się nie uda, w co wątpię, pomoże nam Remus.
-Jakim nam?! Hermiono, ty nie możesz! Ty...
-Nigdy cię nie zostawię.-Przytuliła się do niego z całej siły, aż zabolały go żebra.
-Nigdy cię nie zostawię.-Wyszeptał przez jej włosy. Doskonale wiedziała, jaka jest Hermiona. Czuła, dobra, mądra, wspaniała, ale nie liczył, że aż tak dla niego będzie się poświęcać. Nie spodziewał się po niej aż tak wiele. Przecież ona wcale nie musiała tego robić. Spłynęło mu kilka łez, ale zaraz zaczął się śmiać i reszta dnia spędzili miło, jakby zapominając o wcześniej rozmowie.
Po południu Nimfadora nadrabiała stracony czas ze swoim kuzynem. Mieli bardzo podobny charakter. Żartowali, śmiali się, robili głupie miny. Aż do wieczoru.
-Zbliża się pełnia.-Wszyscy zadrżeli na słowa Lupina. W rękach trzymał dwa kubki. Wypili je razem z Benem, który nigdy wcześniej nie czuł takiego strachu. Bał się tego, jak będzie teraz wyglądał, co się z nim stanie. Jednak nadal był tym samym chłopakiem. Próbował rzucać żartami.
-Ciekawe jakie futerko mi wyrośnie.-Uśmiechnął się, ale nikt nie mógł odpowiedzieć mu tym samym. Hermiona i Nimfadora przeraźliwie się o niego bały. Gryfonka nie chciała stracić przyjaciela, a Tonks dopiero co poznanego członka rodziny. Remus martwił się o niego. Gdy już było blisko, wyszli na dwór. Najpierw przemienił się Lupin. Wywar Tojadowy działał. Wiedział, że nie może dotknąć człowieka. Następnie zaczął się przemieniać Ben i nie był to przyjemny widok.
Upadł na ziemię i zaczął rzucać się we wszystkie strony. Głowa dziwnie mu się wykrzywiła, a jego żyły stały się większe. Zaczęła się przemiana i już po chwili leżał przed nimi wilkołak. Był odwrócony plecami. Po chwili wstał. Zachowywał się, jak potulny piesek. Jego sierść była ciemnobrązowa z domieszką szarości. Był bardzo szczupły, miał długie łapy i duży łeb.
Jego szczęka otworzyła się i ukazały im się wielkie i ostre kły. Przybrał pozycję, jakby chciał zapolować, ale Remus był szybszy. Rzucił się na niego i zaczęli walczyć. Dziwne było to, że po mimo zabiegów Lupina i Wywaru Ben chciał zaatakować człowieka.
Remus był bez szansy. Walczył z młodym i nowym wilkołakiem, który miał w sobie dużo siły. Ben obalił go kilka razy na ziemię, ale ten się nie podawał.
Hermiona i Tonks stały nadal w tym samym miejscu, bojąc się o jednego, jak i o drugiego. Dopiero, gdy Rewson przygniótł Lupina zaczęły biec. Nie miały najmniejszej ochoty rzucać w Benem żadnym z zaklęć. Biegły najszybciej, jak umiały, ale nie mogły się z nim równać. Po chwili był tuż za nimi. Hermiona odwróciła się, by sprawdzić, gdzie jest, a jego długie pazury przejechały po jej policzku, aż do szyi. To uderzenie było na tyle silne, że przewróciła się. Czuła, jak krew leci po jej skórze i brudzi jej koszulkę. Spojrzała na swojego przyjaciela, który uniósł wysoko swoją łapę, by uderzyć Nimfadorę. Zamachnął się i już miał to zrobić, gdy Hermiona krzyknęła.
-Nie!-Jego łapa zawisła w powietrzu.-Nie! Ben! Ben! Wiem, że to jesteś ty. Gdzieś tam w środku. W głębi serca. Pod tym pancerzem z futra kryje się dobry i wrażliwy chłopak. Mój przyjaciel, który potrafi mnie rozśmieszyć, który jest ze mną zawsze w trudnych chwilach.-Powoli zaczynała się rozklejać, choć dobrze wiedziała, że zaraz będzie musiała wyciągnąć różdżkę i powstrzymać go przed zrobieniem krzywdy Nimfadorze.-Nigdy cię nie zostawię.- Jej przemowa nie miała najmniejszego sensu, ale tak bardzo chciała, żeby Rewson jej posłuchał i o dziwo zrobił to. Spuścił swoją łapę i spojrzał na Hermionę, jakby czekając na jej rozkaz.
-Idź do Lupina i pomóż im. Słuchaj się go.-Nie była pewna, czy to dobrze to rozumie, ale Ben odszedł. Pomógł wstać Remusowi i zabrał go kawałek dalej.
-Nie wierzę.-Wyszeptała Tonks.
-Ja też nie.
Puchon i Remus wrócili nad ranem. Oboje nie byli w dobrym stanie. Starszy z nich był strasznie pokiereszowany po walce z Benem, a Rewson był po swojej pierwszej pełni, co łączyło się z okropnym bólem. Nimfadora zajęła się mężem, który wieczorem już czuł się lepiej, natomiast Hermiona swoim przyjacielem, który był w okropnym stanie.
W środę, po mimo, że czuł tragicznie, żartował sobie. Jednak przyszedł czas, by porozmawiać o tym, co się stało.
-Pamiętasz co?-Zapytała go jego kuzynka.
-Nie za bardzo. Pamiętam piekący ból, który rozchodził się po moim całym ciele. Potem poczułem, jakby ktoś oderwał mi moją skórę, a na koniec, jakby chciał zabrać mi dusze. Nagle zobaczyłem coś, co musiałem zgładzić, ale coś próbowało mnie powstrzymać. To chyba był inni wilkołak, bo mówił mi, że tak nie wolno, że nie mogę. Mówił jeszcze coś, czego nie rozumiałem. Czułem, że żądza krwi przepełnia mnie i wiedziałem, że już nic nie jest w stanie mnie pokonać. Nawet on. To coś, na co polowałem zaczęło uciekać, więc je goniłem, a potem, nie jestem do końca pewien czy to może być prawda, ale usłyszałem głos. Twój głos Hermiono. Mówiłaś do mnie, że nie mogę tego zrobić, że jestem twoim przyjacielem, że jestem dobry. Rozkazałaś mi bym znalazł Remusa i robił to, co on karze, więc odszedłem od tego czegoś na co polowałem. Nie wiem, jak to możliwe. To chyba było tylko w mojej głowie.
-Nie.-Odpowiedziała po chwili Dora.
-Ty polowałeś na nas. Na mnie i Tonks. A tym wilkołakiem, z którym walczyłeś był Remus.
-Ale...ale...nie! To nie może być prawda! Powiedziałaś mi, że ta blizna to od gałęzi, ja chyba nie...?
-Ben...
-Hermiono! Ja jestem niebezpieczny i Wywar na mnie nie zadziałał!
-No właśnie tutaj pojawia się dziwna anomalia. Byłeś żądny krwi, nie zdawałeś sobie sprawy, że chcesz zaatakować Hermionę i Tonks, ale kiedy usłyszałeś ich głos odwróciłeś się.
-Wiedziałem, że mówi to Hermiona, choć nie miałam pojęcia kto to jest. W mojej głowie były przebłyski, coś próbowało przedostać się do mojego mózgu, ale nie mogło. Gdy usłyszałem jej głos to było jak nakaz. Muszę tak postępować.
-Dziwne...To jest bardzo dziwne. To wskazywałoby na to, że podczas przemiany słuchasz się Hermiony, a to jest i niebezpieczne i niespotykane. Teraz musimy czekać do następnej pełni i sprawdzić to.
-Nie zgadzam się! A jeśli znów coś jej zrobię?!
-Ben...Spójrz na mnie. Nic mi się nie stało.-Skórę Hermiony zdobiła rysa od jej policzka aż po szyję, która powstała po pazurach Rewsona.
-Przepraszam. Jest mi tak wstyd.
-Przestań! To nie jest twoja wina.-Usiadła bliżej niego i przytuliła się.
Harry, Ron, Ginny Lavender, Angelina, George i Fred spali od wtorku u Syriusza w związku z planowaną imprezą. Pani Weasley powiedzieli, że nie chcą, by Black czuł się samotny. Sprzątali cały dom, by na zabawie lśnił.
W środę wieczorem usiedli w kuchni, żeby wysłać zaproszenia na Sylwestra. Sowy poleciały do: Lee, Luny, Parvati i Padmy, Deana, Cho, Alicji i jeszcze do wielu innych przyjaciół. Fred postanowił zadać to pytanie, które cisnęło mu się na usta od samego początku pobytu u Syriusza.
-Zapraszamy Hermione?-Miał szukać nowej dziewczyny, ale wciąż nie mógł zapomnieć o tej starej. Sam nie wiedział na co liczy. Po prostu miło było na nią patrzeć i wiedzieć, że nic jej nie jest. Nawet jeśli cały czas był przy niej Ben. Może George ma rację i tak naprawdę Puchonowi zależy tylko na Katie?
-Tak naprawdę zaprosiłem ją już wcześniej. Przed przerwą, w Hogwarcie. Jeszcze nie miałem pojęcia o tej imprezie.-Odpowiedział Harry.
-Ona spędziła święta z rodzicami, tak?-Spytała Angelina.
-Nie.-Powiedział szybko Potter, zapominając, że miał o tym nie mówić.-Ben zaprosił ją do Finlandii. Ma chłopak gest, no nie?-Mruknęli tylko "yhym". Ta dwójka, jak dla nich, zachowywała się podejrzanie. Po co wybrali się aż do Finlandii?
Fred nie mógł sobie znaleźć miejsca na Grimmauld Place 12. Miał wielką nadzieję, że Hermiona pojawi się na Sylwestrze, ale święta spędziła z Benem, to chyba jednoznaczny znak, że są razem, prawda?
W czwartek Rewson nadal nie czuł się dobrze, ale wreszcie mógł wziąć kąpiel. Pomógł mu przy tym Remus. Musiał przyznać, że to pomogło. Ciepła woda wpłynęła na niego kojąco i uspokajająco. Zgrywał twardziela i dowcipnisia, ale tak naprawdę bał się. O Hermionę, czy jej nie skrzywdzi, o siebie, o innych ludzi. Przecież on teraz był wilkołakiem! Ta myśl przeszywała jego ciało. Jego całe życie się zmieni. Oprócz jednego. Obok niego zawsze będzie Hermiona. Nigdy jej nie zostawi. Wszystko się ułoży, musi.
-Co robimy jutro?-Zapytał, gdy Hermiona leżała obok niego na łóżku w pokoju gościnnym u Tonks i Remusa.
-Jutro?-Nie rozumiała.
-Hermiono, nie mów, że zapomniałaś!-Zaczęła gorączkowo myśleć, co jutro jest takiego ważnego, ale nic nie przychodziło jej do głowy.-Jutro jest sylwester!
-Rzeczywiście...-Zupełnie zgubiła rachubę czasu.
-To co, może jakaś impreza?-Uśmiechnął się.
-Impreza?-Tak, jasne. Niech pójdą na zabawę. Hermiona z wielkim śladem na twarzy, a Ben z podpuchniętymi oczami i siniakami. Doskonały pomysł.
-Tak! Hermiono, przecież to powitanie nowego roku.
-Niby gdzie mamy iść?-Spytała sarkastycznie.
-Nie wiem, może do Dziurawego Kotła, albo do Trzech mioteł. Jeśli chcesz możemy się nawet wkręcić na mugolską imprezę.
-Nie mam ochoty.
-Oj, Hermiona, nie możemy nic nie robić w ostatnią noc roku.-Naburmuszył się.
-Pójdę do Tonks i zapytam się, co oni robią, okej?
-Okej.
Okazało się, że Nimfadora i Remus dostali zaproszeni do Nory i chcieli tam spędzić sylwestra, ale nie chcieli też zostawić ich samych. Gryfonka zapewniła, że wraz z Benem również wyjdą i wtedy przypomniało jej się, że zaprosił ją Harry. Powinna skorzystać z jego uprzejmości.
-Ben, na sylwestra wybierzemy się do Harrego. Jest u Syriusza.
-U kogo? U Syriusza? Jakiego Syriusza? No chyba nie Blacka.-Zaśmiał się, a dziewczyna dopiero teraz zdała sobie sprawę, że on nie ma pojęcia o tym, co wydarzyło się w trzeciej klasie.
-U Syriusza Blacka.-Odparła ze śmiertelną powagą. Jego cała twarz stężała. Mięśnie napięły się.
-Żartujesz, prawda?
-Nie.-Opowiedziała mu o tym, że Black jest ojcem chrzestnym Pottera, o tym, co wydarzyło się we Wrzeszczącej Chacie i o Zakonie Feniksa. Słuchał w skupieniu i napięciu. Był trochę przerażony. W końcu wszyscy Syriusza brali za mordercę, a tu taka nagła zmiana zdarzeń, ale ufał Hermionie. Ufał Tonks, która okazała się bardzo zabawna i bardzo podobna do niego. Ufał Remusowi, który odwiedzał go często i pytał, jak się czuje, co potrzebuje, a czasem za nim jeszcze Puchon pomyślał już to miał.
-W porządku, pójdziemy tam.
W piątek przy Grimmauld Place dziewczyny pracowały przy potrawach i przekąskach. Chłopacy montowali głośniki i byli odpowiedzialni za fajerwerki. I choć Angelina uważała to za strasznie seksistowskie, to musiała się zgodzić, że, gdyby Gryfoni im pomagali na kolację mogliby podać wielkie nic. '
Syriusz przyniósł wielki zapas ognistej i piwa kremowego. Po, chyba setnym, zapewnieniu Harrego, że nic mu się nie stanie i zobaczą się już jutro wieczorem oraz, że będzie na siebie uważał, wyszedł z domu pod postacią dużego, czarnego psa.
O godzinie osiemnastej w piątek Hermiona zeszła do kuchni, by pożegnać się z Remusem i Tonks, którzy właśnie mieli teleportować się do Nory. Był też tam Ben. Jego stan poprawiał się, ale cienie nie zniknęły spod oczu, a skóra zrobiła się ziemista.
-Teraz kolej na nas.-Powiedziała Granger, gdy para zniknęła. Puchon zmierzył ją od góry do dołu. Była ubrana w ciemne jeansy i siwą bluzę.
-Chyba nie chcesz iść w tym.-Wskazałem palce na jej ubrania.
-Właśnie chcę iść w tym.
-Hermionooo...no nie, nie możesz!
-To nie będzie jakaś impreza, tylko miły wieczór w towarzystwie Harrego i Syriusza. Nie muszę się przebierać.
-Hermiono! To jest ostatnia noc tego roku, który dla nas był bardzo trudny! Mam ci przypominać to wszystko?! Zakończmy to miłym akcentem.
-Dobrze.-Odparła po chwili namysłu i poszła do pokoju gościnnego, w którym były jej rzeczy. Spała w salonie, choć Ben nie chciał na to pozwolić. Te bitwę przegrał on.
Założyła granatową sukienkę całą w cekinach na ramiączka, która była odcinana pod biustem i luźno puszczona na dole. Do tego założyła czarne szpilki i skórzaną kurtkę tego samego koloru. Usta podkreśliła lekko różową szminką, a włosy wyprostowała. Końcowy efekt bardzo ją zadowolił.
Ben wyglądał równie szykownie. Miał jasnoniebieską koszulę i czarne spodnie. Wspólnie ustalili, że nie powiedzą nikomu o tym, co się stało, a bliznę Hermiony zwalą na gałąź.
Teleportowali się w okolicach domu Syriusza, kiedy wybiła godzina dwudziesta. Uśmiechnięci spojrzeli na budynek, który wyłonił się z pomiędzy dwóch innych. Przez przez furtkę i usłyszeli głośną muzykę. Spojrzeli na siebie niepewnie. Czyżby tam naprawdę była impreza?
Drodzy czytelnicy!
Jest nowy post. Na początku miał być w czwartek, piątek, ale przeliczyłam trochę swoje możliwości. Planowałam, żeby był trochę dłuższy, ale mam kilka koncepcji, co miało by się wydarzyć, więc chcę wszystko przemyśleć, przeanalizować, żeby nowa notka była, jak najlepsza.
Pomysł na to, żeby Ben został wilkołakiem w mojej głowie narodził się już dawno. Całą tę akcję miałam wymyśloną, tylko to miało być na przerwę na wiosnę, jednak stwierdziłam, że lepiej będzie tutaj pasować, żeby akcja się toczyła, żeby coś się działo.
Fred może denerwować. Nawet mnie denerwuję. :D Tutaj chodzi o to, że on ją kocha, ale wstydzi się tego i wie, co jej zrobił. Poza tym zachowanie Hermiony wcale mu nie pomaga i jest zagubiony, nie wie, co by było najlepsze.
Chciałabym jeszcze polecić bloga mojej stałej czytelniczki Insurgent. https://karolinaiksiazka.blogspot.com/ Blog nie jest związany z HP, ale odnajdzie się tam każdy, kto lubi czytać książki. Najgorsze są początki, więc zmotywujmy ją komentarzami.
Jeśli chodzi o piosenkę, to po protu chciałam pokazać, że oni są swoją armią, swoim wsparciem.
Trudno jest mi powiedzieć kiedy będzie nowy rozdział, będziemy w stałym kontakcie, a ja postaram się, żeby pojawił się w tym miesiącu, bo jak już wspomniałam będzie z tym coraz trudniej.
P.S. Uwielbiam to "zdjęcie". Idealnie opisuje domy.
Melduję się !!!
OdpowiedzUsuńRozdział idealny Ale Ben wilkolakiem !!!??? I słucha tylko Hermiomy ?!?!
Łał !!
Mam nadzieję ze Fred jak zobaczy blizne to zacznie coś podejrzewać i będzie pytał i pytał oraz należał żeby powiedziala mu prawdę !!
Pozdrawiam i weny życzę !! :* <3
Dziękuję! :))
OdpowiedzUsuńWłaśnie cały czas myślę co ma się wydarzyć na tej imprezie, mam kilka wersji, a wena z pewnością się przyda. :)
Właśnie nowy wygląd ma nawiązywać do tego, że Ben jest wilkołakiem, ale poszukuję jakiegoś fajnego szablonu i podejrzewam, że ten nie będzie tutaj długo, lubię zmieniać wygląd. :D
Och kochana przezylam szok! Wilkołak :o. Ale podoba mi się ten pomysł, bardzo! I mega podoba mi się ten pomysł z blizna Hermiony! I mega nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału bo ciekawość mnie zzera co się stanie! <3 cudowny rozdział i mega dużo emocji bo znów się poplakalam!
OdpowiedzUsuńI dziękuje Ci z całego serducha za polecenie mnie <3 (muszę cos dodać w końcu bo praca zabiera mi na razie cały czas :()
Wielkie caluski i trzymam kciuki za wene! <3
Jejku, jejku, jejku! Znów się popłakałaś?! :O Ja nie wierzę, że moje posty mogę dostarczać aż takich emocji, dziękuję Ci z całego serca. <3
OdpowiedzUsuńKoniecznie pisz, bo również nie mogę doczekać się czegoś nowego. ;)
Dziękuję!!! :*
Twoje opowiadanie jest genialne uwielbiam ten paring, a jest o nich malo dobrych tekstów. Rozdział wspaniały, Ben jako wilkołak kontrolowany przez Hermione ciekaawe :-)Czy blizna Hermiony zniknie? A co wydarzy sie na imprezie nie moge sie doczekac kolejnego rozdziału ;-) życze duzo weny i czasu oraz chceci do pisania i wstawiania nowosci które pokochamy :-) :-*
OdpowiedzUsuńHej! Cześć! Witam na moim blogu!
UsuńDziękuję z całego serca! <3 Bardzo miło czyta się takie komentarze. :)
Na te wszystkie pytanie odpowie Ci nowy rozdział. :)
Weny nigdy nie za dużo. Dziękuję! ;*
Kiedy kolejny rozdział? czekam niecierpliwie;-)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział w ten weekend. :)
Usuń