"Spotkanie-przerwa."
-Wspaniale Neville!-Pochwalił go Harry.
-Okej, to kiedy zaczynamy?-Na twarzy Rona zagościł uśmiech.
-Jutro.-Powiedział rozentuzjazmowany Longbotttom. Hermionie i Benowi niezbyt to się uśmiechało. Jutro mieli swoją pierwszą wartę.
-Może lepiej będzie w piątek. Do tego czasu zdążymy, znaczy zdążycie wszystkich zawiadomić.-Zaproponowała nieśmiało Gryfonka.
-Hermiona może mieć rację. Zaczekajmy do piątku.-Oznajmił Harry.
Wyszli z Pokoju Życzeń. Neville i Ron popędzili, by oznajmić reszcie o spotkaniu w piątek o siedemnastej. Ben pomyślał, że to dobry moment, by Hermiona i Harry zostali sami, więc pod pretekstem spotkania ze znajomymi (na pewno ktoś się z nim mówi!) odszedł od nich.
-Harry, mogę Cię o coś spytać?-Zaczęła nieśmiało.
-Jasne.-Ruszyli wolno korytarzem.
-Dlaczego rozmawiałeś z profesorem Slughornem?
-Ach, więc o to chodzi.-Uśmiechnął się pod nosem.-Właściwie to nawet chciałam ci o tym powiedzieć.-Ucieszyło ją to, ale wiedziała, że jej przyjaciel może mieć pewne wątpliwości, czy jest teraz ona godna zaufania.-Jak pewnie już zauważyłaś dyrektor woła mnie do swojego gabinetu. To wszystko ma związek z Sama-Wiesz-Kim. Jeszcze nie mam dokładnych informacji, ale Dumbledore chce, żebym trzymał się blisko niego, a ja mu wierzę.-Dziewczyna lekko kiwnęła głową.
-A ta książka? Własność Księcia Półkrwi? Wiesz...byłam ciekawa, więc poszłam...-Nie mogła dokończyć.
-Do biblioteki.
-Tak, ale nie znalazłam tam nic o kimś takim.-Spojrzała na niego niepewnie.
-Nie podoba mi się ta książka.
-Nie oddam jej Hermiono.-Powiedział spokojnie i dziewczyna wiedziała, że nie nakłoni go na zmianę decyzji.
-Co do Katie...Naprawdę uważasz, że Draco byłby w stanie zrobić coś takiego?-Spytała.
-Oczywiście Hermiono. Przyglądam mu się uważnie i sądzę, że on jest jednym z nich.-Stanęła w pół kroku. Wydawało jej się to niemożliwe. Okej, trzeba przyznać, że Malfoy to arystokratyczny zarozumialec, ale on jest jeszcze dzieckiem! Nastolatkiem! A nie żądnym krwi i bezwzględnym podwładnym Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać!
-Harry, chyba nie myślisz, że jest...jest...śmierciożercą?-Wyszeptała.
-Właśnie tak myślę Hermiono. Ja właściwie jestem tego pewien.-Skrzywiła się na te słowa. Jakoś jej to się nie kleiło.-Widziałam go razem z Ronem w sklepie u Zonka, kiedy wchodził do toalety. Katie tam się kręciła.
-To jeszcze nic nie oznacza, nie możesz rzucać takich poważnych i pochopnych oskarżeń.-Starała się mówić, jak najciszej.
-Jestem pewien tego, co widziałem.-Był zirytowany. Dlaczego nikt mu nie wierzy?!
-W porządku Harry, ale obawiam się, że twoje słowa nie będę miały dużej siły przebycia.-Zapadła cisza, którą po chwili przerwała dziewczyna.-Ben się strasznie martwi. Już chyba ze sto razy opowiadałam mu tę historię, a on nadal prosi bym mówiła. Nawet napisał do mamy Katie. Odpisała mu, prosiła, żeby przestał się z nią kontaktować i, że nie będzie przekazywać mu informacji na temat swojej córki.-Gryfonka sama nie wiedziała, dlaczego postanowiła mu o tym powiedzieć. Chyba dlatego, że Potter był z nią taki szczery, ale również chciała mu udowodnić, że jest jego przyjaciółką, że ona i Ben stoją po jego stronie. Chciała, żeby to wszystko wiedział. Najchętniej opowiedziałaby mu całą historię związana z Umbridge, Rewsonem i jego rodziną, ale nie mogła.
Harry chciał właśnie zapytać się o Brygadę Inkwizycyjną. Miał to zrobić już dawno, ale jakoś nie miał odwagi, by się na to zebrać. Niby jej ufał, ale teraz, gdy zadaje się z Dolores miał wątpliwości, czy dobrze robi mówiąc jej o wszystkim. Już chciał otwierał usta, by zadać to pytanie, które chodziło mu po głowie od kilku dni. "Czy ty i Ben naprawdę założyliście Brygadę Inkwizycjną?" Jednak przeszkodził mu Ron biegnący z Lavender za rękę. Dziewczyna zmroziło ich swoich spojrzeniem.
-Załatwione Harry, wszystkim już powiedzieliśmy.-Uśmiechnął się Weasley.
-Super!-Odpowiedział Potter. Jednak Brown nadal patrzyła na nich z niechęcią, a widząc uśmiech swojego chłopaka uderzyła go w potylicę i pociągnęła za rękę.
-Nie uf...-Chciał powiedzieć, ale dziewczyna zagłuszyła go.
-Nie ufa mi.-Spojrzała na swoje buty.-To na razie.-I odeszła, zostawiając przyjaciela zaskoczonego. Hermiona sama nie rozmawiała z nikim, wydawać by się mogło, że wcale nie stara się utrzymać z kimkolwiek kontakt, a teraz, jakby zasmuciła się z powodu Lavender? Nie...coś na pewno jej się przypomniało, ma coś do roboty.
Hermiona nie była wcale zaskoczona. W tej szkole chyba nikt jej już nie ufał. Oczywiście poza Benem. Jednak była jej przykro z powodu Brown. Miały ze sobą dobry, by nie powiedzieć świetny kontakt, a po tym, jak Padma powiedziała wszystkim, co rzekomo się stało w tej klasie, Lavender wraz z Angeliną starały się z nią pomówić. Więc jednak Umbridge dopięła swego i jedyne osoby, które chciały rozmawiać z nią i Puchonem odwróciły się od nich? Wcale nie była tym zdziwiona, jednak było jej przykro, czując w głębi duszy samotność.
Lavender przestała ufać Hermionie, gdy dowiedziała się o Brygadzie Inkwizycyjnej. Dotychczas bardzo ją lubiła i szanowała, ale nie mogła jej poznać od czasu wakacji. To nie była dla niej ta sama dziewczyna.
Fred dowiedział się już o pierwszym spotkaniu Gwardii. Był w piątek umówiony z Wiktorią, ale przełoży to spotkanie. Ta dziewczyna naprawdę zaczynała go denerwować. Cały czas robiła mu wyrzuty. Nic nie było wystarczająco dobre, oprócz jej samej. Nie liczyło się zdanie Freda, jego potrzeby. Ważna była tylko ona. To było strasznie irytujące i Gryfon miał jej po dziurki w nosie.
W środę Ben wraz z Granger mieli swój pierwszy dyżur patrolowania korytarzy. Chodzili po zamku bez wyraźnego celu rozmawiając o nowej lekcji, którą wprowadził profesor Slughorn. Wszędzie było dość spokojnie. Zresztą postanowili, że nie będą nikogo karać, no chyba, że Ślizgonów. Przed północą Ben odprowadził Hermione pod portret Grubej Damy i sam skierował się do piwnicy, do swojego pokoju wspólnego.
W czwartek Gwardia Dumbledora była poddenerwowana i spięta, ale również szczęśliwa. Nie mogli doczekać się pierwszego spotkania.
Po południu Hermiona wybrała się do gabinetu Dolores, ale to co tam usłyszała przekroczyło jej najśmielsze oczekiwania.
-Muszę z żalem przyznać panno Granger, że nie możesz mnie tak często odwiedzać. Musisz zająć się Brygadą Inkwizycyjną.-Granger czuła, że jej serce przyspiesza, oddech robi się płytszy i częstszy.-Dlatego zawieszam nasze spotkanie, ale jeśli tylko bliźniacy Weasley, lub ktokolwiek z ich rodziny zacznie kombinować będziesz miała przechlapane! Rozumiesz?-Teraz nawet nie czuła strachu.-Wyrzucę każdego z nich po kolei z tej szkoły, następnie wyrzucę Artura z jego pracy, a na sam koniec zajmę się Molly.-Na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek. Hermiona miała wielką ochotę zetrzeć jej go, ale powstrzymała się. Wiedziała, że prędzej, czy później Fred i George zrobią coś głupiego i będzie musiała tu wrócić, jednak nie zastanawiała się teraz nad tym. Po prostu była szczęśliwa. Po raz ostatni napisała "Jestem brudnej krwi." i wybiegła z gabinetu Umbridge. Od razu pobiegła pod Wielką Salą. Puchon właśnie zamierzał wejść na kolację.
-Ben!-Krzyknęła zadowolona. Spojrzał na nią pełen obaw, ale widząc jej uśmiech odpowiedział tym samym.
-Co jest?-Był ciekawy.
-Byłam właśnie u Umbridge i nie zgadniesz co mi powiedziała.-Nawet nie próbował zgadnąć. Nie wiedział, co też mogła wymyślić Dolores, że jego przyjaciółka jest taka szczęśliwa.-Zawiesiła nasze spotkania!-Szeroko się uśmiechnęła, a ona przytulił ją do siebie.
-Wspaniale.-Powiedział jej.
Fred postanowił, że zerwie z Wiktorią po tym, jak nawrzeszczała na niego, że nie zajmuje się nią, gdy jadł śniadanie z Georgem. Robiła się coraz bardziej zaborcza i chciała wiecznej uwagi. Sam nie wiedział kiedy ma to zrobić, nie chciał na święta zostać sam, ale z drugiej strony mógł poznać kogoś w Sylwestra, więc obiecał sobie, że zrobi to, gdy Frobisher znów podniesie na niego głos.
Właśnie szedł na kolację z Georgem i Angeliną. Jego dziewczyna nadal nie chciała z nim rozmawiać. Gdy nagle zobaczył, jak Ben obejmuje Hermione. Jego Hermione! "Absurd. Już dawno nie masz nic do powiedzenia na jej temat. Fakt, może i jest ładna, ale tylko wtedy, gdy się wystroi." Próbował przekonać siebie samego, że nie warto zaprzątać sobie tym głowy. Jego bliźniak i Johnson również to zauważyli, ale nie skomentowali tego. George wiedział, że Fredowi może być przykro z tego powodu, ale nie może mu mówić co ma robić.
Hermiona była tyłem do nich, więc nie zauważyła Gryfonów. Natomiast Ben widział, jak na nich patrzą i kiedy Granger chciała go puścić, specjalnie przytrzymał ją w uścisku, posyłając złowieszcze spojrzenie Fredowi. Zawsze lubił bliźniaków, a ich żarty uważał za śmieszne. Ale kiedy Weasley zrobił to, co zrobił to bardzo zmienił o nich zdanie. Nie raz, nie dwa przekonywał Hermione, że Fred to zwykły kretyn i śmieć, a cała jego rodzina nie jest jej warta, ale ta na początku strasznie się oburzała i wyzywała Bena, a potem posyłała mu znaczące spojrzenia, więc on wolał nie drążyć tego tematu.
Wieczorem Wiktoria przyszła skruszona do swojego chłopaka. Wiedziała, że jeśli nie przestanie zachowywać się tak, jak się zachowuje, to skończy na baaardzo długiej liście, jako była Freda Weasleya.
-Hej.-Powiedziała z nadzieją, że jej odpowie.
-Cześć.-Wcale nie chciał z nią rozmawiać, ale cały czas był zdenerwowany. Nie, nie dlatego, że Wiktoria nakrzyczała na niego. Dlatego, że Ben przytulał się przed Wielką Salą z Hermioną.
-Przepraszam.-Dziewczyna usiadła obok niego i wtuliła się w niego, a on objął ją ramieniem. Znów to robił. Uciekał przed uczuciem do Hermiony wtulając się w inną dziewczynę.
Pocałowała go. Na początku bardzo delikatnie. Niechętnie oddał pocałunek. Potem zaczęła z coraz większą żarliwością wbijać się w jego wargi. Nagle przestała, w pół pocałunku.
-Idź za mną, a potem poczekaj pięć minut i wejdź.-Powiedziała uwodzicielsko i wyszła z Pokoju Wspólnego. Nie wiedział co ma zrobić. Rozejrzał się. W Pokoju było mało osób. Kilka osób rozmawiających z młodszych klas i kilka starszych, które odrabiały jeszcze prace domowe. Powoli wstał i wyszedł.
"Skoro ona może, to ja też. Nie jestem nic jej winien. Nie powinien o niej teraz myśleć. Idę do Wiktorii."
Dziewczyna prowadziła go bardzo kobiecym ruchem, co chwilą odwracając się do niego z figlarnym uśmiechem, by upewnić się, czy idzie za nią. W końcu weszła do pewnego pomieszczenia. Fred kiedyś słyszał o nim i tu miało odbyć się pierwsze spotkanie Gwardii. Teraz musiał czekać, ale równie dobrze mógł uciekać, ale co wtedy pomyślałby Wiktoria? Co z niego za facet? Powiedziałaby wszystkim. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest idiotą zaprzątając sobie tym głowę. Powinien myśleć, czy rzeczywiście chce to zrobić. Nagle w jego głowie zawirowała Hermiona. Jej śliczne brązowe oczy, włosy, ona, jej ciało. Tak bardzo za nią tęsknił. Ale nie może, po prostu nie może. Zaczął zastanawiać się nad Wiktorią i nad pokojem, w którym teraz jest. Ręce strasznie mu się pociły, a serce biło, jak oszalałe, bo nie wiedział, czy robi dobrze. Nagle ukazały mi się drzwi. Złapał za klamkę starając się uspokoić, uśmiechnął się, zrobił dwa wdechy i nacisnął.
Wiktoria czekała na niego. Była w koszuli i bieliźnie. Wyciągnęła do niego rękę. Z jednej strony jest zwyczajnym facetem, a przed nim stoi bardzo ładna dziewczyna, z drugiej wcale nie chciał tego robić. Złapał jej dłoń i zaczęli się namiętnie całować. Starał się, jak mógł, by skupić się na tym, co dzieje się teraz, ale widział tylko Hermione, kiedy całowali się na łące. Nic nie mógł na to poradzić.
Leżeli w siebie wtuleni, zupełnie nadzy. Fred myślał tylko o tym, co właśnie zrobił. Nie kochał Wiktorii. W sumie nic do niej nie czuł. Jednak teraz ją obejmował. Miał wyrzuty sumienia.
Dziewczyna czując, że zrobiła co w jej mocy, byle tylko móc dalej cieszyć się Fredem wstała, pospiesznie się ubrała i pobiegła do wieży Grfyonów. Weasley nie mógł ruszyć się z miejsca. Po co on właściwie to robił?! "Żeby udowodnić coś Hermionie." Podsunął mu głos w głowie. "Ale co?" Zapytał sam siebie. "Że możesz bez niej żyć."
Dopiero po pół godzinie wrócił do swojego dormitorium. George siedział nad ich wynalazkami i majsterkował, a Lee leżał i czytał jakiś magazyn. Opadł na swoje łóżku.
-Co tam?-Rzucił Jordan, ale nie oderwał wzroku znad gazety.
-Przespałem się z Wiktorią.-Powiedział bez żadnych emocji. Sumienie wypruło z niego wszystkie.
-Co?!-Odpowiedzieli równocześnie. Lee aż usiadł,a George rzucił jakimś kawałkiem metalu.
-Przespałem się z...-Chciał powiedzieć równie spokojnie, jak poprzednio.
-Dobra.-Bliźniak musiał wysłuchiwać ciągłego narzekania na Frobisher, a teraz Fred to robi! Gdzie tutaj sens?!-Dlaczego?
-Żebym ja to wiedział...-Odparł zrezygnowany.
-No jak to! Przecież to twoja dziewczyna!-Fred nie zwierzał się z tej sprawy Jordanowi.
-Chciał z nią zerwać.-Prawie szepnął George.
-Ooo, to nie będzie ciekawie.-Lee spojrzał na Weasleya z politowaniem.
-Wiem.
-Będzie próbowała cię zatrzymać, będzie krzyczeć, piszczeć, chyba, że jeszcze z nią trochę pochodzisz.-Tłumaczył Jordan.
-To niemożliwe. Za bardzo mnie denerwuje.-Nie mógł znaleźć w sobie chęci do rozmowy, do czegokolwiek. Był tylko on. Bez duszy, bez uczuć, bez siebie. Tylko ciało.-Sądzę, że to był pewien akt desperacji z jej strony.
-Akt desperacji?-Przyjaciel był zaskoczony, że Gryfon używa takich słów.
-Tak. Podejrzewała, że to będzie koniec naszego związku, ale liczyła, że to może coś zmienić.
-Powiedziała ci, że cię kocha?-George był zmartwiony.
-Nie.
-A ty jej?
-Nie. Oczywiście, że nie. Przecież jej nie kocham, więc nie mógłbym jej tego powiedzieć.
-Ale przespać się z nią to już inna sprawa?!-Weasley rozzłościł się, jednak na Fredzie nie robiło to żadnego znaczenia.-Lee, możesz na chwilę zostawić nas samych.-Poprosił.
-Jasne.-Odparł i już go nie było.
-Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz?!-Stanął nad jego łóżkiem.-Narzekasz na nią cały dzień, a potem, jak gdyby nigdy nic idziesz i... To dlatego, że widziałeś, jak Hermiona przytula Bena! Tak?! Fred, szczerze wątpię, żeby oni byli razem. Ten cały Rewson patrzy się na Katie, jak ciele w malowane wrota! A Hermiona...Hermionie jest przykro. Ta cała sprawa z tym nibym zakładem. No kto by się nie wkurzył?
-Nie George.-Usiadł na łóżku.-Ta sprawa nie jest związana z Hermioną i przestań o niej gadać! Jeśli chcesz, bardzo proszę, idź do niej! Skoro jest taka cudowna zostaw Angelinę i biegnij do niej!-Ustał na przeciwko brata i patrzył na niego groźnie.
-Ja kocham Angelinę i jestem z nią szczęśliwy.-Odpowiedział spokojnie.-A ty kochasz Hermione i to cię boli.-Podszedł do wcześniej porozrzucanych przedmiotów i zajął się wcześniej porzucaną pracą.
-Tęsknię za nią.-Ukrył twarz w dłoniach, a George spojrzał na niego już dużo łagodniej.-Ale co ona wyprawia?! Zakłada Brygadę Inkwizycyjną, cały czas chodzi z tym Benem! Mam tego dość! Nie chce o niej już pamiętać!-Powiedział z wyrzutem.-Bliźniak usiadł obok niego i poklepał po ramieniu.-Nic nie mów...-Szepnął, na co George zgodził się skinieniem głowy. Po chwili do dormitorium wpadł Lee i spojrzał na nich z lekkim uśmiechem. Nie było to prześmiewcze. Chciał jeszcze wyjść, ale Fred powiedział, żeby został, bo właśnie kładzie się spać.
W piątek po lekcjach każdy patrzył na zegarek. Ale ten, jakby na złość stał w miejscu. Gdy brakowało pięciu minut, by rozpocząć spotkanie na korytarzu pojawiła się Hermiona z Benem. Byli już tam prawie wszyscy.
-Cześć. Fajnie, że jesteście. Wszyscy doskonale wiemy, po co tutaj się spotkaliśmy, więc dziś zaczniemy od zaklęcia Expelliarmus.- Harry pokazał na czym ono polega.
-Okej, to kiedy zaczynamy?-Na twarzy Rona zagościł uśmiech.
-Jutro.-Powiedział rozentuzjazmowany Longbotttom. Hermionie i Benowi niezbyt to się uśmiechało. Jutro mieli swoją pierwszą wartę.
-Może lepiej będzie w piątek. Do tego czasu zdążymy, znaczy zdążycie wszystkich zawiadomić.-Zaproponowała nieśmiało Gryfonka.
-Hermiona może mieć rację. Zaczekajmy do piątku.-Oznajmił Harry.
Wyszli z Pokoju Życzeń. Neville i Ron popędzili, by oznajmić reszcie o spotkaniu w piątek o siedemnastej. Ben pomyślał, że to dobry moment, by Hermiona i Harry zostali sami, więc pod pretekstem spotkania ze znajomymi (na pewno ktoś się z nim mówi!) odszedł od nich.
-Harry, mogę Cię o coś spytać?-Zaczęła nieśmiało.
-Jasne.-Ruszyli wolno korytarzem.
-Dlaczego rozmawiałeś z profesorem Slughornem?
-Ach, więc o to chodzi.-Uśmiechnął się pod nosem.-Właściwie to nawet chciałam ci o tym powiedzieć.-Ucieszyło ją to, ale wiedziała, że jej przyjaciel może mieć pewne wątpliwości, czy jest teraz ona godna zaufania.-Jak pewnie już zauważyłaś dyrektor woła mnie do swojego gabinetu. To wszystko ma związek z Sama-Wiesz-Kim. Jeszcze nie mam dokładnych informacji, ale Dumbledore chce, żebym trzymał się blisko niego, a ja mu wierzę.-Dziewczyna lekko kiwnęła głową.
-A ta książka? Własność Księcia Półkrwi? Wiesz...byłam ciekawa, więc poszłam...-Nie mogła dokończyć.
-Do biblioteki.
-Tak, ale nie znalazłam tam nic o kimś takim.-Spojrzała na niego niepewnie.
-Nie podoba mi się ta książka.
-Nie oddam jej Hermiono.-Powiedział spokojnie i dziewczyna wiedziała, że nie nakłoni go na zmianę decyzji.
-Co do Katie...Naprawdę uważasz, że Draco byłby w stanie zrobić coś takiego?-Spytała.
-Oczywiście Hermiono. Przyglądam mu się uważnie i sądzę, że on jest jednym z nich.-Stanęła w pół kroku. Wydawało jej się to niemożliwe. Okej, trzeba przyznać, że Malfoy to arystokratyczny zarozumialec, ale on jest jeszcze dzieckiem! Nastolatkiem! A nie żądnym krwi i bezwzględnym podwładnym Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać!
-Harry, chyba nie myślisz, że jest...jest...śmierciożercą?-Wyszeptała.
-Właśnie tak myślę Hermiono. Ja właściwie jestem tego pewien.-Skrzywiła się na te słowa. Jakoś jej to się nie kleiło.-Widziałam go razem z Ronem w sklepie u Zonka, kiedy wchodził do toalety. Katie tam się kręciła.
-To jeszcze nic nie oznacza, nie możesz rzucać takich poważnych i pochopnych oskarżeń.-Starała się mówić, jak najciszej.
-Jestem pewien tego, co widziałem.-Był zirytowany. Dlaczego nikt mu nie wierzy?!
-W porządku Harry, ale obawiam się, że twoje słowa nie będę miały dużej siły przebycia.-Zapadła cisza, którą po chwili przerwała dziewczyna.-Ben się strasznie martwi. Już chyba ze sto razy opowiadałam mu tę historię, a on nadal prosi bym mówiła. Nawet napisał do mamy Katie. Odpisała mu, prosiła, żeby przestał się z nią kontaktować i, że nie będzie przekazywać mu informacji na temat swojej córki.-Gryfonka sama nie wiedziała, dlaczego postanowiła mu o tym powiedzieć. Chyba dlatego, że Potter był z nią taki szczery, ale również chciała mu udowodnić, że jest jego przyjaciółką, że ona i Ben stoją po jego stronie. Chciała, żeby to wszystko wiedział. Najchętniej opowiedziałaby mu całą historię związana z Umbridge, Rewsonem i jego rodziną, ale nie mogła.
Harry chciał właśnie zapytać się o Brygadę Inkwizycyjną. Miał to zrobić już dawno, ale jakoś nie miał odwagi, by się na to zebrać. Niby jej ufał, ale teraz, gdy zadaje się z Dolores miał wątpliwości, czy dobrze robi mówiąc jej o wszystkim. Już chciał otwierał usta, by zadać to pytanie, które chodziło mu po głowie od kilku dni. "Czy ty i Ben naprawdę założyliście Brygadę Inkwizycjną?" Jednak przeszkodził mu Ron biegnący z Lavender za rękę. Dziewczyna zmroziło ich swoich spojrzeniem.
-Załatwione Harry, wszystkim już powiedzieliśmy.-Uśmiechnął się Weasley.
-Super!-Odpowiedział Potter. Jednak Brown nadal patrzyła na nich z niechęcią, a widząc uśmiech swojego chłopaka uderzyła go w potylicę i pociągnęła za rękę.
-Nie uf...-Chciał powiedzieć, ale dziewczyna zagłuszyła go.
-Nie ufa mi.-Spojrzała na swoje buty.-To na razie.-I odeszła, zostawiając przyjaciela zaskoczonego. Hermiona sama nie rozmawiała z nikim, wydawać by się mogło, że wcale nie stara się utrzymać z kimkolwiek kontakt, a teraz, jakby zasmuciła się z powodu Lavender? Nie...coś na pewno jej się przypomniało, ma coś do roboty.
Hermiona nie była wcale zaskoczona. W tej szkole chyba nikt jej już nie ufał. Oczywiście poza Benem. Jednak była jej przykro z powodu Brown. Miały ze sobą dobry, by nie powiedzieć świetny kontakt, a po tym, jak Padma powiedziała wszystkim, co rzekomo się stało w tej klasie, Lavender wraz z Angeliną starały się z nią pomówić. Więc jednak Umbridge dopięła swego i jedyne osoby, które chciały rozmawiać z nią i Puchonem odwróciły się od nich? Wcale nie była tym zdziwiona, jednak było jej przykro, czując w głębi duszy samotność.
Lavender przestała ufać Hermionie, gdy dowiedziała się o Brygadzie Inkwizycyjnej. Dotychczas bardzo ją lubiła i szanowała, ale nie mogła jej poznać od czasu wakacji. To nie była dla niej ta sama dziewczyna.
Fred dowiedział się już o pierwszym spotkaniu Gwardii. Był w piątek umówiony z Wiktorią, ale przełoży to spotkanie. Ta dziewczyna naprawdę zaczynała go denerwować. Cały czas robiła mu wyrzuty. Nic nie było wystarczająco dobre, oprócz jej samej. Nie liczyło się zdanie Freda, jego potrzeby. Ważna była tylko ona. To było strasznie irytujące i Gryfon miał jej po dziurki w nosie.
W środę Ben wraz z Granger mieli swój pierwszy dyżur patrolowania korytarzy. Chodzili po zamku bez wyraźnego celu rozmawiając o nowej lekcji, którą wprowadził profesor Slughorn. Wszędzie było dość spokojnie. Zresztą postanowili, że nie będą nikogo karać, no chyba, że Ślizgonów. Przed północą Ben odprowadził Hermione pod portret Grubej Damy i sam skierował się do piwnicy, do swojego pokoju wspólnego.
W czwartek Gwardia Dumbledora była poddenerwowana i spięta, ale również szczęśliwa. Nie mogli doczekać się pierwszego spotkania.
Po południu Hermiona wybrała się do gabinetu Dolores, ale to co tam usłyszała przekroczyło jej najśmielsze oczekiwania.
-Muszę z żalem przyznać panno Granger, że nie możesz mnie tak często odwiedzać. Musisz zająć się Brygadą Inkwizycyjną.-Granger czuła, że jej serce przyspiesza, oddech robi się płytszy i częstszy.-Dlatego zawieszam nasze spotkanie, ale jeśli tylko bliźniacy Weasley, lub ktokolwiek z ich rodziny zacznie kombinować będziesz miała przechlapane! Rozumiesz?-Teraz nawet nie czuła strachu.-Wyrzucę każdego z nich po kolei z tej szkoły, następnie wyrzucę Artura z jego pracy, a na sam koniec zajmę się Molly.-Na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek. Hermiona miała wielką ochotę zetrzeć jej go, ale powstrzymała się. Wiedziała, że prędzej, czy później Fred i George zrobią coś głupiego i będzie musiała tu wrócić, jednak nie zastanawiała się teraz nad tym. Po prostu była szczęśliwa. Po raz ostatni napisała "Jestem brudnej krwi." i wybiegła z gabinetu Umbridge. Od razu pobiegła pod Wielką Salą. Puchon właśnie zamierzał wejść na kolację.
-Ben!-Krzyknęła zadowolona. Spojrzał na nią pełen obaw, ale widząc jej uśmiech odpowiedział tym samym.
-Co jest?-Był ciekawy.
-Byłam właśnie u Umbridge i nie zgadniesz co mi powiedziała.-Nawet nie próbował zgadnąć. Nie wiedział, co też mogła wymyślić Dolores, że jego przyjaciółka jest taka szczęśliwa.-Zawiesiła nasze spotkania!-Szeroko się uśmiechnęła, a ona przytulił ją do siebie.
-Wspaniale.-Powiedział jej.
Fred postanowił, że zerwie z Wiktorią po tym, jak nawrzeszczała na niego, że nie zajmuje się nią, gdy jadł śniadanie z Georgem. Robiła się coraz bardziej zaborcza i chciała wiecznej uwagi. Sam nie wiedział kiedy ma to zrobić, nie chciał na święta zostać sam, ale z drugiej strony mógł poznać kogoś w Sylwestra, więc obiecał sobie, że zrobi to, gdy Frobisher znów podniesie na niego głos.
Właśnie szedł na kolację z Georgem i Angeliną. Jego dziewczyna nadal nie chciała z nim rozmawiać. Gdy nagle zobaczył, jak Ben obejmuje Hermione. Jego Hermione! "Absurd. Już dawno nie masz nic do powiedzenia na jej temat. Fakt, może i jest ładna, ale tylko wtedy, gdy się wystroi." Próbował przekonać siebie samego, że nie warto zaprzątać sobie tym głowy. Jego bliźniak i Johnson również to zauważyli, ale nie skomentowali tego. George wiedział, że Fredowi może być przykro z tego powodu, ale nie może mu mówić co ma robić.
Hermiona była tyłem do nich, więc nie zauważyła Gryfonów. Natomiast Ben widział, jak na nich patrzą i kiedy Granger chciała go puścić, specjalnie przytrzymał ją w uścisku, posyłając złowieszcze spojrzenie Fredowi. Zawsze lubił bliźniaków, a ich żarty uważał za śmieszne. Ale kiedy Weasley zrobił to, co zrobił to bardzo zmienił o nich zdanie. Nie raz, nie dwa przekonywał Hermione, że Fred to zwykły kretyn i śmieć, a cała jego rodzina nie jest jej warta, ale ta na początku strasznie się oburzała i wyzywała Bena, a potem posyłała mu znaczące spojrzenia, więc on wolał nie drążyć tego tematu.
Wieczorem Wiktoria przyszła skruszona do swojego chłopaka. Wiedziała, że jeśli nie przestanie zachowywać się tak, jak się zachowuje, to skończy na baaardzo długiej liście, jako była Freda Weasleya.
-Hej.-Powiedziała z nadzieją, że jej odpowie.
-Cześć.-Wcale nie chciał z nią rozmawiać, ale cały czas był zdenerwowany. Nie, nie dlatego, że Wiktoria nakrzyczała na niego. Dlatego, że Ben przytulał się przed Wielką Salą z Hermioną.
-Przepraszam.-Dziewczyna usiadła obok niego i wtuliła się w niego, a on objął ją ramieniem. Znów to robił. Uciekał przed uczuciem do Hermiony wtulając się w inną dziewczynę.
Pocałowała go. Na początku bardzo delikatnie. Niechętnie oddał pocałunek. Potem zaczęła z coraz większą żarliwością wbijać się w jego wargi. Nagle przestała, w pół pocałunku.
-Idź za mną, a potem poczekaj pięć minut i wejdź.-Powiedziała uwodzicielsko i wyszła z Pokoju Wspólnego. Nie wiedział co ma zrobić. Rozejrzał się. W Pokoju było mało osób. Kilka osób rozmawiających z młodszych klas i kilka starszych, które odrabiały jeszcze prace domowe. Powoli wstał i wyszedł.
"Skoro ona może, to ja też. Nie jestem nic jej winien. Nie powinien o niej teraz myśleć. Idę do Wiktorii."
Dziewczyna prowadziła go bardzo kobiecym ruchem, co chwilą odwracając się do niego z figlarnym uśmiechem, by upewnić się, czy idzie za nią. W końcu weszła do pewnego pomieszczenia. Fred kiedyś słyszał o nim i tu miało odbyć się pierwsze spotkanie Gwardii. Teraz musiał czekać, ale równie dobrze mógł uciekać, ale co wtedy pomyślałby Wiktoria? Co z niego za facet? Powiedziałaby wszystkim. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest idiotą zaprzątając sobie tym głowę. Powinien myśleć, czy rzeczywiście chce to zrobić. Nagle w jego głowie zawirowała Hermiona. Jej śliczne brązowe oczy, włosy, ona, jej ciało. Tak bardzo za nią tęsknił. Ale nie może, po prostu nie może. Zaczął zastanawiać się nad Wiktorią i nad pokojem, w którym teraz jest. Ręce strasznie mu się pociły, a serce biło, jak oszalałe, bo nie wiedział, czy robi dobrze. Nagle ukazały mi się drzwi. Złapał za klamkę starając się uspokoić, uśmiechnął się, zrobił dwa wdechy i nacisnął.
Wiktoria czekała na niego. Była w koszuli i bieliźnie. Wyciągnęła do niego rękę. Z jednej strony jest zwyczajnym facetem, a przed nim stoi bardzo ładna dziewczyna, z drugiej wcale nie chciał tego robić. Złapał jej dłoń i zaczęli się namiętnie całować. Starał się, jak mógł, by skupić się na tym, co dzieje się teraz, ale widział tylko Hermione, kiedy całowali się na łące. Nic nie mógł na to poradzić.
Leżeli w siebie wtuleni, zupełnie nadzy. Fred myślał tylko o tym, co właśnie zrobił. Nie kochał Wiktorii. W sumie nic do niej nie czuł. Jednak teraz ją obejmował. Miał wyrzuty sumienia.
Dziewczyna czując, że zrobiła co w jej mocy, byle tylko móc dalej cieszyć się Fredem wstała, pospiesznie się ubrała i pobiegła do wieży Grfyonów. Weasley nie mógł ruszyć się z miejsca. Po co on właściwie to robił?! "Żeby udowodnić coś Hermionie." Podsunął mu głos w głowie. "Ale co?" Zapytał sam siebie. "Że możesz bez niej żyć."
Dopiero po pół godzinie wrócił do swojego dormitorium. George siedział nad ich wynalazkami i majsterkował, a Lee leżał i czytał jakiś magazyn. Opadł na swoje łóżku.
-Co tam?-Rzucił Jordan, ale nie oderwał wzroku znad gazety.
-Przespałem się z Wiktorią.-Powiedział bez żadnych emocji. Sumienie wypruło z niego wszystkie.
-Co?!-Odpowiedzieli równocześnie. Lee aż usiadł,a George rzucił jakimś kawałkiem metalu.
-Przespałem się z...-Chciał powiedzieć równie spokojnie, jak poprzednio.
-Dobra.-Bliźniak musiał wysłuchiwać ciągłego narzekania na Frobisher, a teraz Fred to robi! Gdzie tutaj sens?!-Dlaczego?
-Żebym ja to wiedział...-Odparł zrezygnowany.
-No jak to! Przecież to twoja dziewczyna!-Fred nie zwierzał się z tej sprawy Jordanowi.
-Chciał z nią zerwać.-Prawie szepnął George.
-Ooo, to nie będzie ciekawie.-Lee spojrzał na Weasleya z politowaniem.
-Wiem.
-Będzie próbowała cię zatrzymać, będzie krzyczeć, piszczeć, chyba, że jeszcze z nią trochę pochodzisz.-Tłumaczył Jordan.
-To niemożliwe. Za bardzo mnie denerwuje.-Nie mógł znaleźć w sobie chęci do rozmowy, do czegokolwiek. Był tylko on. Bez duszy, bez uczuć, bez siebie. Tylko ciało.-Sądzę, że to był pewien akt desperacji z jej strony.
-Akt desperacji?-Przyjaciel był zaskoczony, że Gryfon używa takich słów.
-Tak. Podejrzewała, że to będzie koniec naszego związku, ale liczyła, że to może coś zmienić.
-Powiedziała ci, że cię kocha?-George był zmartwiony.
-Nie.
-A ty jej?
-Nie. Oczywiście, że nie. Przecież jej nie kocham, więc nie mógłbym jej tego powiedzieć.
-Ale przespać się z nią to już inna sprawa?!-Weasley rozzłościł się, jednak na Fredzie nie robiło to żadnego znaczenia.-Lee, możesz na chwilę zostawić nas samych.-Poprosił.
-Jasne.-Odparł i już go nie było.
-Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz?!-Stanął nad jego łóżkiem.-Narzekasz na nią cały dzień, a potem, jak gdyby nigdy nic idziesz i... To dlatego, że widziałeś, jak Hermiona przytula Bena! Tak?! Fred, szczerze wątpię, żeby oni byli razem. Ten cały Rewson patrzy się na Katie, jak ciele w malowane wrota! A Hermiona...Hermionie jest przykro. Ta cała sprawa z tym nibym zakładem. No kto by się nie wkurzył?
-Nie George.-Usiadł na łóżku.-Ta sprawa nie jest związana z Hermioną i przestań o niej gadać! Jeśli chcesz, bardzo proszę, idź do niej! Skoro jest taka cudowna zostaw Angelinę i biegnij do niej!-Ustał na przeciwko brata i patrzył na niego groźnie.
-Ja kocham Angelinę i jestem z nią szczęśliwy.-Odpowiedział spokojnie.-A ty kochasz Hermione i to cię boli.-Podszedł do wcześniej porozrzucanych przedmiotów i zajął się wcześniej porzucaną pracą.
-Tęsknię za nią.-Ukrył twarz w dłoniach, a George spojrzał na niego już dużo łagodniej.-Ale co ona wyprawia?! Zakłada Brygadę Inkwizycyjną, cały czas chodzi z tym Benem! Mam tego dość! Nie chce o niej już pamiętać!-Powiedział z wyrzutem.-Bliźniak usiadł obok niego i poklepał po ramieniu.-Nic nie mów...-Szepnął, na co George zgodził się skinieniem głowy. Po chwili do dormitorium wpadł Lee i spojrzał na nich z lekkim uśmiechem. Nie było to prześmiewcze. Chciał jeszcze wyjść, ale Fred powiedział, żeby został, bo właśnie kładzie się spać.
W piątek po lekcjach każdy patrzył na zegarek. Ale ten, jakby na złość stał w miejscu. Gdy brakowało pięciu minut, by rozpocząć spotkanie na korytarzu pojawiła się Hermiona z Benem. Byli już tam prawie wszyscy.
-Cześć. Fajnie, że jesteście. Wszyscy doskonale wiemy, po co tutaj się spotkaliśmy, więc dziś zaczniemy od zaklęcia Expelliarmus.- Harry pokazał na czym ono polega.
Ćwiczyli je w parach. Hermiona podeszła do Bena. Znaleźli kawałek wolnej sali i Rewson, jako dżentelmen pozwolił jej pierwszej spróbować. Za pierwszym razem jego różdżka lekko drgnęła i o mały włos nie wypadła mu z ręki, jednak za drugi wystrzeliła w powietrze.
-Świetnie Hermiono!-Pochwalił ją Harry, gdy Puchon poszedł po swoją różdżkę. Granger była bardzo szczęśliwa, że tak szybko jej się udało, a patrząc na innych, ona pierwsza tego dokonała. Uśmiechnęła się i wtedy zobaczyła, że Fred na nią patrzy i natychmiast odwraca wzrok. Teraz widywała go tylko w towarzystwie Wiktorii. Starała się do tego przyzwyczaić i mówiła sobie, że on jest z nią szczęśliwy, to jednak tęskniła za nim. Wiedziała, że nie może tak myśleć, bo to nigdy się nie ziści, ale już dawno jej uczucia robiło sobie to, co im się żywnie podobało, nie bacząc na jej dobro. Starała się na nim nie skupiać, bo wiedziała, że teraz Ben jej potrzebuje, a Fredem zajmie się Wiktoria, a jeśli nie ona, to już wianuszek dziewczyn czeka.
Następnie Ben krzyknął.
-Expelliarmus!-Udało mu się za drugim razem i oni, jako pierwsi dali radę z tym zaklęciem. Jeszcze kilka osób poradziło sobie. Następnie spotkanie miało odbyć się w sobotę o 13, ponieważ potem miał być trening quiddticha. Po dwóch godzinach powoli zaczęli opuszczać Pokój Życzeń.
Po kolacji George i Fred siedzieli w Pokoju Wspólnym kończąc swoją świąteczną kolekcję. Dotychczasowe produkty ozdobili Mikołajami, napisami 'Wesołych świąt!" i choinkami. Już sprzedawali zapakowane w czerwone papier swoje wynalazkami Gryfonom. Jutro mieli zamiar sprzedawać je w całym Hogwarcie. Liczyli, że udam im się zarobić sporo galeonów. Tylko przy pracy Fred nie skupiał się na dwóch Gryfonkach. Jednak Wiktoria szukała swojego chłopaka już od rana. Doskonale pamiętała, co zdarzyło się między nimi wczoraj i próbowała zgrywać twardą, ale było jej strasznie przykro, że jej chłopak nie przyszedł do niej, nie powiedział, że ją kocha. Powinien zrobić coś, żeby wiedziała, że jest wyjątkowa. Złość w niej eksplodowała, kiedy zobaczyła, jak spokojnie siedzi sobie ze swoim bliźniakiem przy kominku.
-Fred! Ty totalnym kretynie! Ty zwykło idiotą!-Posyłała nie tylko przezwiska w jego stronę, ale wzrok, który, jeśliby zabijał to George już dawno siedziałby w fotelu i oglądał katalog z trumnami.-Gdzieś ty się podziewał przez cały dzień?! Wszędzie cię szukałam! Nie! Nie próbuj mnie uspokajać!-Chłopak właśnie wstał do niej i prosił, by nie robiła scen. Wszyscy patrzyli tylko na nich. Hermiona kończyła swoją pracę domową z obrony przed czarną magią, ale również zerknęła w stronę, z której dochodził hałas.
-Wiktoria!-Wrzasnął. Spojrzała na niego nadal zła, ale też przestraszyła się.-Zrywam z tobą.-Chciał, żeby tylko ona usłyszała to. Przejechał ręką po włosach, a następnie dłonie włożył do kieszeni.
-Co?! Co ty powiedziałeś?!-Nie mogła w to uwierzyć. Wczoraj tak się starała! Przecież cały czas tak się starała!
-Zrywam z tobą.-Mówił już trochę głośniej, tak, że osoby blisko niego usłyszały to i zaczęły szeptać.
-Nie! Nie możesz! Wiesz dlaczego?! Bo to ja zrywam z tobą! Koniec z nami! I wiesz co jeszcze ci powiem?! Udawałam! I jeszcze kiepsko całujesz!-Wiktoria wściekła się, a Gryfon wiedział, że ten związek to była najgorsza rzecz, jaką w życiu zrobił.
Hermiono wszystko słyszała. "Udawałam!" No tak...Można było się spodziewać, że nie przepuści takiej okazji. Strasznie ją to przybiło, ale "...kiepsko całujesz!". Osobiście nie zgadzała się z tym. Fred znał się na rzeczy. Kiedy całował ją przejmował kontrolę, ale pozwalał, żeby i ona się wykazała, a kiedy nie wiedziała jak, prowadził ją. Jego wargi potrafiły być słodkie i czułe, ale również pełne pożądania i namiętności. Uważała, że był idealnym połączeniem-seksowny i opiekuńczy. Miał ten swój łobuzerski uśmiech i czasami potrafił być niesamowicie dzieciny, ale doskonale znał swoje atuty i potrafił je wykorzystać, a o Hermione zawsze się troszczył i chciał jej dobra. "Skąd możesz wiedzieć, jaki jest skoro przed tobą cały czas udawał!" No właśnie. I wtedy już wszystko jej się przypomniało i miało ochotę zrobić to samo, co Wiktoria. Rzucić się na niego z pięściami.
Gryfon złapał Frobisher za nadgarstki i próbował uspokoić, jednak to nie wiele dało.
-Pożałujesz tego Weasleya!-Rzuciła w niego poduszką i poszła do swojego dormitorium, a wraz z nią kilka koleżanek.
-O stary!-Powiedział George.-Na twoim miejscu bałbym się jej.-Fred przyznał mu w głowie rację. Czuł się okropnie, że wszyscy widzieli i słyszeli to, ale gdyby Frobisher nie robiła takich scen załatwiłby wszystko po dobroci. W głowie roiło mu się od emocji, które jednak postanowiły do niego wrócić i zrobić zamęt w jego całym ciele. Jakby chciały powiedzieć "Hej Fred, wróciłyśmy i teraz ci dopiero pokażemy na co nas stać!". Wspaniały moment, nie ma co...
Hermiona była zaskoczona, że Ben nie czeka na nią, by razem mogli zejść do Wielkiej Sali na śniadanie. Tak wiele mu chciała powiedzieć. Bo przecież to Fred zerwał z Wiktorią. Odpowiedzieć mu, co wykrzyczała i jak zachowywała się Gryfonka. Z jednej strony Hermiona cieszyła się z tego, a z drugiej wiedziała, że zaraz pojawi się nowa dziewczyna. Jednak przez pewien krótki czas może nacieszyć się myślą, że Weasley jest sam.
Kiedy jadła przyszedł do niej Puchon. Nie miał zbyt szczęśliwej miny.
-Cześć. Nie uwierzysz co się stało!-Zaświergotała.
-Fred zerwał z Wiktorią, ona oskarża go, że nie umie okazywać swoich emocji, słabo całuje i ogólnie miała już lepszych partnerów.-Spojrzała na niego zaskoczona.
-Skąd...skąd ty o tym wiesz?
-Plotki Hermiono, plotki. Wiktoria i jej koleżanka opowiadają historię o całym ich związku.
-To jest...
-Oj nie broń go.-Wolał uciąć ten temat.
-Ja go wcale nie bronię. Wręcz przeciwnie. Chciałam powiedzieć, że to jest najlepsza rzecz, jaką dziś usłyszałam.-Spojrzał na nią spod swoich okularów. Nigdy nie umiała kłamać.
-Więc mam dla ciebie coś, co na pewny pogorszy twój stan ducha. Byłem u Umbrigde i dała mi to.-Położył przed nią chyba tuzin pergaminów.
-Nie jest tego mało.-Odparła.
-No nie.-Pokręcił głową.
-Dobra, w takim razie weź ze sobą tosty. Zjesz po drodze, a teraz idziemy do biblioteki. Mam nadzieję, że uda nam się coś napisać przed spotkaniem.-Przypatrywał się jej niepewnie. Dotychczas to on podejmował decyzję i wykazywał inicjatywę do działania. Miał wrażenie, że to przez to, że się popłakał. Nie chciał być mięczakiem, ale dobrze było czasami odetchnąć.
Więc poszli do biblioteki i zaczęli pisać i pogrążyli się w tym. Potem poszli szybko na spotkanie Gwardii. Jeszcze kilka razy przećwiczyli zaklęcie Expelliarmus, a potem pomogali innym, którym jeszcze to się nie udawało. Gryfonka rzucała ukradkowe spojrzenia w kierunku Freda, tak, by tego nie zauważył. Szukała jakiś emocji na jego twarzy. Przebłysku szczęścia, smutku, czegokolwiek. Jednak on był niewzruszony. Już dawno opanował to zaklęcie i teraz jeszcze je ćwiczył. Umówili się na poniedziałek i wtorek.
Dopiero po skończonym spotkaniu Fred odzyskał humor. Razem z Georgem mieli już umówione spotkanie przy Pokoju Wspólnym Ravenclawu z Krukonami, którzy byli chętni do kupienia ich produktów. Od razu tam pobiegli i wrócili z cięższymi kieszeniami, w których znajdywały się galeony.
O 16 rozpoczął się ostatni trening przed meczem z Ślizgonami. Atmosfera była niezwykle napięta. Dodatkowo wiedzieli, że rozgrywki powinny zacząć się o wiele wcześniej, ale Umbridge wszystko kontrolowała. Sprawdziła każdą miotłą, gracza, stadion, trybuny, murawę. Gdyby mogła sprawdziłaby również powietrze, którym mieli oddychać zawodnicy.
Angelina postanowiła wygłosić przemowę, choć sama była zestresowana.
-Jutro mecz ze Ślizgonami i musimy wygrać. Musimy! Jesteśmy lepsi, szybcy i mamy dokładny plan i zagrania, które wykorzystamy w meczu. Ginny, Alicjo- Spinnet zastąpiła Katie, która trafiła do szpitala św.Munga-no i ja...Nie pozwalajmy sobie na łatwe utraty kafla, podczas zagrania numer dwa często podajemy, ale jeśli będziesz szóstka to mkniemy do obręczy, okej?-Teraz swój wzrok skierowała na Rona.-Ron broń dobrze to będzie ich deprymować i mamy szanse na strzały.-Potem spojrzała na bliźniaków.-George, Fred...Zrzućcie ich z miotły.-Chłopcy uśmiechnęli się pod nosem.-No a ty Harry,-Zwróciła się do niego.-po prostu złap znicz. Nic więcej.
"Jasne, żeby to było takie łatwe." Pomyślał. Wyszli na boisko i rozpoczęli swój trening. Był już 11 grudnia, więc było już sporo śniegu, a powietrze było mroźne. Mieli tylko nadzieję, że jutro nie będzie padać.
Fred i George szli po treningu z wesołymi minami. Byli pewni siebie i przekonani, że jutro skopią tyłki Ślizgonom. Dzisiejszy trening był bardzo dobry, nawet Angelina to powiedziała. Cieszyli się również za zarobionych pieniędzy. Prowadzili specjalną promocję świąteczną, co jeszcze bardziej przyciągało klientów. Gdy weszli do zamku nawet nie byli świadomi co ich czeka. Umbridge stała na schodach z surową miną i krzyknęła.
-Weasley i Weasley! Za mną!-Nie było wątpliwości do kogo się odzywa. Bliźniacy spojrzeli po sobie niepewnie. Również cała drużyna odwróciła się do nich. Na ich twarzach malowało się współczucie, a po minie Angeliny widać było, że jest również zła.
Nie mając wyboru, powolnym krokiem szli za Dolores do jej gabinetu. Byli zaskoczeni, bo do tej pory nie mieli u niej żadnego szlabanu, kary, a przecież już tyle narozrabiali. Dotychczas czuli się bezkarni.
Wpuściła ich do środka, sama ustała za biurkiem.
-Co to ma znaczyć?!-Wrzasnęła i pokazała jakieś żelki, od razu rozpoznali w nich "Małpie żelki". Ich nowy produkt. Jeśli ktoś miał nieszczere intencje po ugryzieniu choćby kawałka zamieniał się małpę.-Całe skrzydło szpitalne okupują małpy!-Uśmiechnęli się w duchu, jednak wiedzieli, że mają przechlapane.-A to!-Wskazała na pióra.-Zaatakowało uczniów!-Na biurku miała jeszcze kilka rzeczy, w których rozpoznali swoje produkty. Powodowały bóle brzucha, głowy, wysypki. Na pewno nadal by na nich wrzeszczała, gdyby nie to, że ktoś zapukał.
-Proszę!-Odezwała się Dolores i weszła Hermiona z odrobionymi już pracami domowymi. Widok bliźniaków tak ją zaskoczył, że aż zapomniała po co tu przyszła.-O Hermionio, to ty, połóż to proszę na moim biurku.-Dziewczyna nadal patrzyła na Gryfonów zdziwiona, po chwili spojrzała na Umbridge i położyła pergamin w wyznaczonym miejscu.-Dobrze się składa, że jesteś.-Udawała dla niej miłą.-Za pewne wiesz, co teraz dzieje się w skrzydle szpitalnym.-Skinęła głową.-Będę musiała ich za to ukarać!-Ciało Gryfonki zesztywniało. Przecież to ona powinna zostać ukarana! Niech zostawi w ich spokoju!
-Pani profesor, nie wiadomo, czy to ich wina.-Powiedziała najspokojniej, jak umiała, nie patrząc nawet na Gryfonów, a oni stali oniemiali.
-Oczywiście, że to ich wina.-Wysyczała.-Jutro mecz, tak?-Spojrzała na nich, ale nie czekała odpowiedź.-W takim razie nie zagracie.
-CO?!
-NIE!-Zaczęli się przekrzykiwać. Rozumieli szlaban, ale nie zakaz gry! Nie może im tego zrobić.
-Pani profesor, myślę, że to nie będzie konieczne.-Znów odezwała się Granger, a Dolores zmarszczyła brwi.-Ja poniosę wszelką odpowiedzialność za to, co się stało.-Obydwoje pomyśleli, że właśnie znajdują się w kiepskim kabarecie. Umbridge spojrzała groźnie na dziewczynę.
-Wynoście się!-Nawet nie spojrzała na chłopaków, a oni stali, jakby wrośnięci w ziemię.-No już!-Natychmiast opuścili jej gabinet i biegli do Pokoju Wspólnego nic z tego nie rozumiejąc.
W tym samym czasie Hermiona dostała pióro od Dolores, którego jeszcze nie miała. Nie powodowało żadnych blizn, ale piekący, okropny ból w całym ciele. Nie wiedziała jaką moc ma zaklęcie Cruciatus, ale to chyba musiało być coś podobnego. Kiedy od niej wyszła zalała się łzami z bólu, ale po chwili wzięła się w garść i poszła do wieży Gryffindora.
Fred i George nie bardzo chcieli mówić o tym, co się stało, ale zostali zalani lawiną pytań. Wyjaśnili, więc, że Umbridge się wściekła na nich i pokrzyczała, ale nie dała im kary, co wszyscy przyjęli z wielką ulgą, bo jutro przecież mecz! Gryfoni i Ślizgoni byli nabuzowani emocjami i przez cały czas rzucali w swoje stroni zaczepki.
Hermiona nie czuła się dobrze i nie chciała z nikim o tym mówić, ale Fred i jego bliźniak czekali na nią.
-Co to było?-Spytał prosto z mostu George.
-Co?-Udawała, że nie wie o co chodzi.
-Dlaczego nas uratowałaś od Umbridge?-Nie odpuszczał. Fred nie chciał mówić. Od momentu, w którym ją zostawił rozmawiali tylko raz, z marnym skutkiem.
-Wcale was nie uratowałam.-Ta rozmowa zaczynała ją drażnić.
-Nie?! Więc co to było?-Puszczały mu nerwy.
-Ratowałam całą drużynę.-Chciała uciąć tą bezsensowną rozmowę.
-Co ci zrobiła?-Spojrzał na nią pełen troski.
-Nic.-Odpowiedziała szybko i chciała iść do siebie. Ból nadal nie ustąpił. Złapał ją za nadgarstek.
-Dziękuję. Dziękujemy.-Kątem oka widział Freda, który ręce miał w kieszeni, a wzrok rozbiegany. Dziewczyna również patrzyła na niego. Jednak natychmiast wyrwała się i poszła do dormitorium.
Niedziela była pełna nerwów. Wszyscy wyczekiwali na pierwszy gwizdek pani Hooch. Ben siedział przy swoim stole, a Hermiona niedaleko Rona i Harrego. Weasley nie był w dobrym nastroju. Cały się trząsł. Nie pomagały docinki Ślizgonów. Drużyna jadła śniadanie w milczeniu. Nagle pojawiła się Luna.
-Ron źle wyglądasz. To dlatego dolaliście mu coś do soku, tak?-Spytała, a chłopak był przerażony. Wtedy w ręce Pottera zabłyszczała pusta butelka po Felix Felicis. Od razu rozpromienił się, ale Granger nie mogła do tego dopuścić.
-Wyleją was przez to!
-Może lepiej będzie, jak rzucę Confundus na ich miotły?-Zapytał z uśmiechem, a dziewczyna speszyła się. Spuściła głowę na dół i po chwili wyszła z Wielkiej Sali.
-A tej co?-Zapytał George.
-Rzuciła to zaklęcie na miotłę Cormaca, dlatego przepuścił i Ron jest naszym obrońcą.-Powiedział szeptem tak, by Ron go nie usłyszał. Angelina udała, że nie wie o co chodzi, a bliźniacy byli pewni podziwu, czym jeszcze ich zaskoczy?
Mecz był bardzo zacięty. Za równo jedni, jak i drudzy pragnęli wygranej. Gryfoni na początku zdobyli kilku punktową przewagę, ale za chwilę Ślizgoni odrobili. Tłuczki latały, jak szalone. Hermiona wraz z Benem kibicowała. Nie mówiła o tym, co się stało wczoraj. Wiedziała, że wściekłby się na nią, a to pióro nie zostawiło przecież śladów. Choć jeszcze czuła ból przy niektórych ruchach.
Mecz trwał już równo trzy godziny, a drużyny szły łeb w łeb. Gdy nagle zamigotało coś złotego. Potter i Malfoy ruszyli, jednak Draco był bez szans i już po chwili Harry trzymał złoty znicz. Wygrali 280 do 120.
W Pokoju Wspólnym Gryfonów trwała impreza. Wszyscy cieszyli się z wygranej. Hermiona siedziała na fotelu i próbowała czytać, ale nawet ona nie mogła się na tym skupić. Po północy wszyscy położyli się spać.
W poniedziałek odbyło się spotkanie Gwardii. Prawie każdy już opanowalł Expelliarmus. Najgorzej szło Longbottomowi. Harry postanowił więc wprowadzić nowe zaklęcie-Confundus. Czym niesamowicie rozzłościł Hermionę. W dodatku powiedział.
-Ty przecież jesteś już specjalistką.
Ćwiczyli to również we wtorek. Potem Harry pożegnał się z innymi, ponieważ spotkają się dopiero po świętach, pochwalił i prosił, by ćwiczyli dalej.
Klub Ślimaka dostał zaproszenia na przyjęcie świąteczne do profesora Horacego w czwartek o 18.
W środę Hermiona patrolowała korytarze z Benem. Tym razem Umbridge również spacerowała. "Ktoś" zostawiał prezenty, które po otwarciu wybuchały w twarz zieloną mazią.
-Z kim idziesz na przyjęcie?-Zagadnął Rewson.-Bo wiesz, tak sobie pomyślałem, że możemy iść razem, jako para przyjaciół oczywiście.-Wiedział, że to nie ma sensu, bo Hermiona i tak nie ma z kim iść, jednak chciał być miły.
-Dobrze wiesz, że z tobą.-Odpowiedziała z uśmiechem
- Super, to ja pójdę tym korytarzem, a ty idź tutaj, wtedy spotkamy się u góry.-Wytyczył jej drogę, a ona zgodziła się skinieniem głowy. Nagle zauważyła jakiś pakunek. Bardzo ładnie ozdobiony. Zupełnie zapomniała co tam może się znajdować. Podeszła bliżej i otworzyła. Zielona maź uderzyła ją w twarz. Towarzyszył temu głośny huk. Za zakręty wypadły dwie rude czupryny. Śmiały się, ale kiedy zobaczyły kto został ofiarą ich żartu spoważnieli. Byli pewni, że zaraz dostaną od niej reprymendę i punkty ujemne. Dziewczyna jednak usłyszała szybki krok. Dolores idzie. Nie może nakryć Weasleyów.
-Umbridge tu idzie. Pójdźcie prosto, potem skręcie w lewo. Schodami w górę. Tam będzie Ben. A on was odprowadzi tak, że nikt was nie spotka.-Szybko zaczęła mówić im polecenia. Wpatrywali się w nią. Dlaczego to robi? Dlaczego po raz kolejny ratuje im skórę? Czy nie powinna ich ukarać?
-No już!-Zrobili tak, jak im kazała. Gdy zginęli jej z oczu pojawiła się Dolores.
-Co ci się stało?-Dziewczyna wskazała na paczkę.-Był tutaj ktoś?-Zaczęła się rozglądać.
-Nie.
-To z kim rozmawiałaś?-Była podejrzliwa.
-Z nikim nie rozmawiałam.-Spojrzała na nią gniewnie.
-Słyszałam głosy.
-Musiała się pani przesłyszeć.-Powiedziała spokojnie. Odwróciła się i poszła do łazienki, by umyć się. Miała nadzieję, że Ben pomoże im.
Rewson czekał już na Gryfonkę, gdy zobaczył George i Freda.
-Pomóż nam...Umbridge.-Biegli i byli zmęczeni. Na początku nie chciał. Nie miał takiego obowiązku, wręcz przeciwnie. Powinien odjąć punkty Gryffindorowi, ale nie mógł tego zrobić ze względu na Granger.
-Szybko.-Powiedział i ruszył, by zaprowadzić ich do ich Pokoju Wspólnego. Szli jakimiś ciemnymi korytarzami, nie mieli pojęcia gdzie są, ale Rewson wiedział, co robi. Nagle znaleźli się przy portrecie Grubej Damy.
-Dzięki.-Powiedział Fred. Musiał przyznać, że jest wdzięczny Hermionie i Benowi, gdyby nie oni, na bank wylecieliby z drużyny. Jednak Puchon nawet na nich spojrzał. Poszedł szukać Gryfonki, a oni od razu udali się do swojego dormitorium w wyśmienitych nastrojach, ponieważ znowu, jakimś cudem udało im się nie dostać szlabanu.
W czwartek już nikt nie myślał o lekcjach. W sobotę Hogwart Express przyjedzie po nich, by mogli spędzić święta z rodziną. Wiktoria nadal była wściekła na Weasleya i posyłała mu groźne spojrzenia. Starał się udawać, że tego nie widzi.
Pani Molly napisała do Ginny i jeszcze przed śniadaniem dziewczyna czytała na głos jego treść.
Moje drogie dzieci!
Tak się cieszę, że znów będą mogła Was zobaczyć! Chcę, żebyśmy miło spędzili te święta. Zapraszam do Nory również Harrego Angelinę, Lavender oraz Hermionę. Prezenty czekaj już na Was.
Wasza kochana Mama
Granger wzdrygnęła się, gdy usłyszała swoje imię. Już zapomniała, jak wraz z Fredem oznajmili ich rodzicom, że są razem. Widać było, że cieszą się z tego powodu, ale ona już z nim nie jest. Choć teraz nie jest pewna, czy kiedykolwiek z nim była. Jeszcze ta sprawa ze świętami, sama nie wie, gdzie je spędzi. Jej rodzice wyjeżdżają w góry na Słowację. A ona? Zawsze może z nimi jechać. Ciekawe co będzie robił Ben? Jej przemyślenia przerwał pisk Brown, która doskoczyła do swojego chłopaka i cieszyła się, że jednak nie musi się z nim rozstawać. Na twarzy Johnson również malował się uśmiech. Najwyraźniej jej rodzice zapomnieli o tym, co wydarzyło się we wakacje między nią i Georgem.
Teraz wszystkie pary oczu skierowały się w jej stronę. Wcale nie chciała z nimi spędzać świąt, bo wiedziała, że oni tego nie chcą. Czasami udało jej się zamienić dwa zdania z Harrym. To tyle.
-Hermiono, chcesz do nas przyjechać?-Spytała Ginny.
-Och, nie, dziękuję, ale już mam zaplanowane święta.-Weasley bardzo dobrze znała dziewczynę, więc Granger sztucznie się uśmiechnęła i starała się nie wypaść z roli pewnej siebie. Młodsza Gryfonka chyba połknęła haczyk, bo przytaknęła ze zrozumieniem głową. Choć może chodziło jej o to, że również nie chciałaby spędzić świąt z Hermioną.
Po lekcjach Granger poszła do dormitorium, by uszykować się na spotkanie klubu Ślimaka.
Na dole, w Pokoju Wspólnym była Ginny, cała zapłakana. W takim stanie znalazł ją Fred.
-Ej, Ginny, mała, co ci jest?-Podszedł do niej i przytulił ją, a ona zaczęła płakać w jego koszulę.
-Po..pokłó....pokłóciłam się z De...Deanem.-Ledwo to powiedziała przez spazmy płaczu.
-O co?-Już był zdenerwowany, że jego siostra płacze przez tego "kretyna".
-Nie...nie chce ze mną iść na spo...spotkanie kl...klubu Ślimaka.-Znów przeraźliwy szloch.
-Ja już sobie z nim porozmawiam.-Jego ręce zacisnęły się w pieśni.
-Nie! Proszę nie!-Chcąc, by więcej się nie złościła objął ją jeszcze bardziej i dodał.
-Dobrze, nie będę. Jest coś co mogę dla ciebie zrobić?-Pokręciła przecząco głową.
-Albo...-Nagle w jej głowie pojawił się pewien pomysł.-Chodź ze mną.-Spojrzała na niego błagalnie. Pełna nadziei.
-Gdzie? A...na to spotkanie. No nie wiem...-Nie podobał mu się ten pomysł.
-Proszę.-Błagała go, a w jej oczach widać było łzy.
-Eh...no dobrze.-Nie chciał, żeby była taka smutna,a ona zapiszczała z radości.
-Ubierz się elegancko.-I już jej nie było.
Fred chciał, żeby jego siostra była szczęśliwa, więc założył czarne garniturowe spodnie i białą koszulę i czekał na nią przed Pokojem Wspólnym. Ginny po chwili zeszła w różowej sukience w czarne serduszka w czarnych baletkach. Wyglądała bardzo dziewczęco i uroczo. Weasley uśmiechnął się do niej. Naprawdę pięknie wyglądała.
-Ślicznie wyglądasz.-Powiedział z uśmiechem.
-Dzięki, ty też się postarałeś.- Już mieli zamiar iść, gdy nagle portret otworzył się i wyszła Hermiona. W cudownej brzoskwiniowej sukience, zdobionej koronką przy dekolcie, na dole sukni oraz na plecach. Założyła beżowe szpilki i miała tego samego koloru kopertówkę. Włosy miała luźno puszczone w pięknych falach. Nie zauważyła ich, sprawdzała, czy sukienka odpowiednio się układa, a Ben właśnie wspinał się po schodach w swoim najlepszym garniturze i koszuli.
Odwróciła wzrok i zobaczyła ich. Ginny naprawdę wyglądała wspaniale. A Fred, no cóż, co tutaj dużo mówić, wyglądał bardzo przystojnie i pociągająco, zresztą, jak zawsze, ale ta koszula, te spodnie...Nie mogła oderwać od nich wzroku. Na całe szczęście pojawił się Rewson.
-Łooo!-Przeciągnął to zdanie.-Wyglądasz bajecznie!
"Bajecznie?! Raczej pięknie, olśniewająco, cudownie, wspaniale, uroczo, seksownie, kobieco, oszałamiająco, niesamowicie, pociągająco, ładnie, ślicznie, nieziemsko, magicznie, fantastycznie! A nie jakieś tam bajecznie! Chcę jej dotknąć, chcę słyszeć bicie jej serce, chcę ją przytulić!" Takie myśli nachodziły głowę Freda.
-Dziękuję.-Uśmiechnęła się do przyjaciela. Ten podał jej kwiatek, różową różę, która po jej dotknięciu wystrzeliła i obsypała ją małym konfetti. Była oczarowana tym, co przed chwilą się stało.
-Idziemy?-Wyciągnął do niej rękę, a ona natychmiast ją złapała. Spojrzała jeszcze na rodzeństwo, ale to nawet się nie ruszyło z miejsca.
-Brakuje ci jej, co?-Powiedziała Ginny bardzo cicho. Już chciał się z tym zgodzić, ale to była jego siostra, nie George.
-Co? Nie! To był tylko zakład.
-Jasne...a ja jestem Bathilda Bagshot...-Westchnęła.-Chodźmy.
Po chwili byli już na przyjęciu. Największy zaskoczeniem było to, że Harry przyszedł nie z Cho, a z Luną.
Ginny nagle gdzieś pognała z koleżankami. Harry stał samotnie, więc Fred podszedł do niego. Nie rozmawiali, bo kiedy Weasley ustał obok Pottera przypomniał sobie, że on już nie chodzi z jego siostrą. Modlił się, żeby ktoś do nich zagadnął. Ale kiedy już pewien chłopak podszedł chciał, żeby natychmiast sobie poszedł.
-Co tam?-Spytał Ben.
-Wszystko okej. Gdzie Hermiona?-Harry wiedział, że Weasley nie będzie miał ochoty na rozmowy z Puchonem.
-Nie wiem. Poszedłem po coś do picia i straciłem ją z oczu.-Nagle dziewczyna się pojawiła obok nich z niezbyt zadowolona miną.
-Uciekłem Cormacowi spod jemioły.-Mało obchodził ją w tej chwili Fred. On całuje się na jej oczach z innymi dziewczynami, więc to, co ona robi nie powinno go interesować.
Weasley był wściekły. Ten palant znów próbuje całować Hermione! Co on sobie myśli?!
Ben zaśmiał się lekko, co zaskoczyło chłopaków. Myśleli, że będzie zły, że ktoś chce całować "jego" dziewczynę. Pojawił się przy nich kelner.
-Tatarka?-Pokręcili przecząco głową.-I dobrze. Paskudny ma się po nim oddech.
-To ja poproszę.-Wyrwała mu tacę i zaczęła wpychać sobie do buzi jedzenie.- Może Cormac się odczepi.-Powiedziała z pełną buzią.-O nie! Idzie tutaj!-Wcisnęła tacę Benowi i pobiegła dalej, czym niesamowicie ich rozśmieszyła.
-Gdzie poszła?-Cormac nie krył zadowolenia.
-Przypudrować nosek.-Skłamał Harry.
-Spryciula...-Szepnął.-Fred, ty i Hermiona to chyba zamknięty rozdział, prawda? Bo wiesz, ona mi się podoba już od dłuższego czasu, a potem okazuje się, że jesteście parą...no, no.-Chłopak nie odpowiedział, a nawet Gryfon nie czekał na to. Weasley zacisnął pięści i natychmiast włożył je do kieszeni.-A ty Ben? Chyba nie masz nic przeciwko?-Wziął tatara z i zaczął jeść. Puchon nie miał zamiaru nic mówić. Oczywiście, że miał coś przeciwko, żeby jego przyjaciółka była z takim bałwanem!-Co ja właściwie jem?
-Jaja smocze.-Odparł spokojnie Rewson, a pozostali Gryfoni ledwo powstrzymali się od śmiechu. Pojawił się Snape, a Cormac zwymiotował mu na buty. Ciężko było nie parsknąć śmiechem. Harry dostał pozdrowienia od dyrektora, a McLaggen szlaban u Snape.
Fred był mile zaskoczony poczuciem humory Bena. Nie spodziewał się tego po nim i przez ten krótki moment polubił go. Odnalazł Ginny i resztę czasu spędził z nią.
Malfoy próbował dostać się na przyjęcie. Potter wyczuł w tym podstęp i poszedł za nim.
Ben w końcu nie wytrzymał i powiedział Cormacowi, żeby zostawił w spokoju Hermionę. Dziewczyna poruszała temat przerwy.
-Co robisz w święta?
-Nic.-Nadal był poddenerwowany.-A ty?
-Nie mam pojęcia. Moi rodzice wyjeżdżają do Słowacji. Dostałam zaproszenie do Nory. Ale nie pojadę tam.-Szybko dodała.
-To dobrze.
-Może spędzimy święta razem?-Zaproponowała.
-W sumie, dlaczego nie?-Rozluźnił się.
-Tylko gdzie?-Zastanawiała się głośno.
-Nigdy ci tego nie mówiłem, ale moi rodzice mają domek w Finlandii.
-Co?-Nie kryła zaskoczenia.
-Kupili go zanim jeszcze się pojawiłem. Uwielbiają ten kraj. Możemy tam się wybrać.
-Tak!-Zapiszczała za szczęście i mocno go przytuliła, co nie umknęło uwadze Freda.
Przyjęcie okazało się bardzo udane. Hermiona i Ben żartowali i śmiali się, a Weasley starał się poprawić humor swojej siostry, by wreszcie przestała myśleć o Deanie.
Piątek był cudownym dniem. W dodatku był to ostatni dzień lekcji przed świętami. Bliźniacy musieli pożegnać się ze szkołą w wielkim stylu, więc posypali korytarze magicznym pyłem. Jeśli ktoś przeszedł przez korytarz obsypany nim natychmiast zaczynał tańczyć. To było bardzo zabawne. Szczególnie Filch poprawił wszystkim nastój. Próbował zamieść ten pył, więc zaczął tańczyć ze szczotką. Przybiegła Umbridge, która również dziwnie pląsała nogami. W dodatku dali prezenty świąteczne, dla woźnego czekoladki, które sprawiły, że mówił wspak, Dolores herbatę, która zmieniła kolor jej skóry, a Snapowi cukierki, które od razu wyrzucił do kosza, więc nikt nie znał ich mocy. To było naprawdę udane zakończenie semestru. Niestety nauczyciele sporo zadali, a Granger i Puchon musieli jeszcze odrobić prace domowe Brygady, jednak nie narzekali. Cieszyli się na wspólny wypad do Finlandii.
Po południu Rewson chciał odpocząć, ale dziewczyna przekonała go, że im szybciej uporają się z tymi pracami, tym szybciej będą mogli odpocząć i musiał się z nią zgodzić. Do wieczora udało im się zrobić naprawdę dużo. Potem poszli się spakować. Harry przyszedł porozmawiać z Hermioną.
-Cześć.
-Hej.
-Co robisz w święta?-Chciał, żeby przyjaciółka była z nim w Norze, albo, żeby razem zostali w Hogwarcie.
-Święta spędza w Finlandii.-Zrobił wielkie oczy.
-Gdzie? W Finlandii? Będziesz tam z rodzicami?
-Nie, Ben mnie tam zaprosił. Tylko nikomu nie mów, okej?-Musiał przyznać, że chłopak ma gest.
-Nie, Ben mnie tam zaprosił. Tylko nikomu nie mów, okej?-Musiał przyznać, że chłopak ma gest.
-Yhym, a Sylwester?
-Jeszcze nie wiem.-Była przekonana, że nie chcę spędzać ani jednego dnia w Norze. I łatwo można było się domyślić przez kogo.-A ty? Jakie masz plany?
-Na święta jadę do Nory, a Sylwestra spędzę z Syriuszem, jeśli chcesz to wpadnij.
-Dziękuję, przemyślę to.-Uśmiechnęła się do niego lekko. Nie rozumiała dlaczego jest dla niej taki miły?
W czasie podróży Gryfonka i Puchon nadal pisali wypracowanie, ale również żartowali i miło spędzali czas w przedziałach Hufflepuffu.
Było już ciemno, gdy wysiadali z pociągu, choć godzina jeszcze nie była późna. No tak, cała zima. Pani Molly i jej mąż czekali na nastolatków. Każdego z nich uściskali. Harry zauważył, że również jest Nimfadora, Remus i Kingsley. Miał nadzieję zobaczyć Syriusza. W czasie wakacji zabroniono mu tego, ale nigdzie go nie widział.
-Fred, George! Znów urośliście! Ron, ale masz długie włosy! Ginny, dziecko, jak zmizerniałaś! Harry, och Harry, jakie masz podkrążone oczy! Lavender, jak ty wydoroślałaś! Angelino! Och, Angelino! Robisz się coraz piękniejsza!-Zaczęła swoje wywody pani Weasley. George objął swoją dziewczynę ramieniem i pocałował w czoło.
-No a gdzie Hermiona?-Spytał pan Artur, ale nikt nie chciał mówić. Dziewczyna właśnie szła z Benem obok, wesoło o czymś gawędząc.
-O, co to za uroczy chłopak?-Pani Molly jeszcze nie zdawała sobie z niczego sprawy. Przecież Hermiona powinna tu podejść i pocałować Freda. Natomiast jej mąż miał już pewne podejrzenia.
-Ben Rewson.-Powiedziała Johnson, choć wcale nie chciała tłumaczyć tej sytuacji rodzicom George. Mieli swoje dzieci i to one powinny to mówić.
-Och, nie znam go.
-Bo on jest z rodziny mu...-Przerwała Lavender.-W sumie to nie wiem z jakiej on jest rodziny, ale jego rodzice to chyba mugole.
-Yhym. No Fred, zawołaj ją tu.-Powiedziała wesoło, ale chłopak ani drgnął. Ręce miał w kieszeniach, wzrok spuszczony w dół i bawił się jakimś kamykiem.
-Eh...Hermiono!-Ben odwrócił się, by zobaczyć kto woła. To samo zrobiła Gryfonka.
-Idź, ja poczekam.-Uśmiechnęła się do Puchona i podeszła do rodziny Weasley.
-Hermiono, jak dobrze cię widzieć.-Przytuliła się do dziewczyny.
-Panią również.-Odpowiedziała.
-No to co, możemy iść.
-Ym, proszę pani, ja nie odwiedzę Nory w tę święta.-Spojrzała na nią podejrzliwie.
-Jak to nie odwiedzisz? Och, chodzi o Freda, tak?-Wiedziała o wszystkim?-Myślisz, że zabronię wam się przytulać?-Spytała z uśmiechem na twarzy.-O to możesz się nie martwić. Przymknę na to oko, jeśli pomożesz mi w gotowaniu.-Wesoło się roześmiała.
-Nie.-Tutaj nie chodzi o Freda. "Oczywiście, że chodzi i zawsze chodziło idiotko."-Ja...-Nie miała pojęcia, co powiedzieć.-Myślę, że lepiej będzie, jeśli Fred to wszystko pani wyjaśni.-Nawet na niego spojrzała. Bo niby jak miałaby funkcjonować przez dwa tygodnie ciągle rozmyślając i tęskniąc za tymi głębokimi, brązowymi oczami?
Odeszła zostawiając dorosłych w szoku. Szli razem z Benem. Chłopak ponownie się odwrócił i jego ciała zamarło. Granger skierowała wzrok tam, gdzie on. Tonks. Nimfadora Tonks. Jego kuzynka. Nie miała czasu, by o tym myśleć. Pojawili się jego rodzice i zabrali ich do samochodu po przedstawieniu się. Trzeba było przyznać, że Selena i Daniel to bardzo mili ludzie.
-Fredzie Weasley! O czym mówi Hermiona?!
-Molly nie tutaj.-Artur próbował uspokoić swoją żonę.
-Nie...
-Molly nie mamy czasu.-Głos zabrał Lupin, więc kobieta utrzymała nerwy na wodzy, ale tylko do przybycia do Nory. Tam wypuściła je, a one zaczęły galopować, jak dzikie konie.
-Masz mi natychmiast opowiedzieć co między wami się zdarzyło!
-To Hermiona spaceruje sobie z jakimś tam Benem po peronie, ale i tak krzyczysz na mnie?-"No własnie, nie ma jej tutaj, więc gdzie może być? Na pewno będzie bajecznie..."
-Przestań!-Pani Molly traciła cierpliwość.
Gryfoni poszli do salonu, ale używali Ucha Dalekiego Zasięgu, by móc wiedzieć, co dzieje się w kuchni. Natomiast członkowie Zakonu byli bardzo ciekawi tego, co wydarzyło się między Fredem i Hermioną, więc zostali w kuchni i narazili swoje uszy na ból z powodu krzyczącej pani Weasley, która zdążyła już wszystkim powiedzieć, że Hermiona i Fred są razem i, że jest z tego powodu niesamowicie szczęśliwa, że jej syn ma u boku kogoś tak wspaniałego.
-Mamo, to co się stało między nami, to wyłącznie moja i Hermiony sprawa.
-Ale powiesz mi to po dobroci, albo...
-Dobrze, już dobrze.-Wolał nie wiedzieć.
-No więc tak, wszystko zaczęło się piątego lipca, kiedy przyjechała do Nory...
-Fred, na miłość boską! Mów o Hogwarcie!
-Aaa, o Hogwarcie, no to wiecie, to zamek, którego...-Z całej siły uderzyła go ścierką w głowę. Trochę zabolało.-Ona dużo się uczyła, a ja...ja miałem swoje sprawy i tak wyszło.-Nikt mu w to nie uwierzył.-Och, no dobrze, chcecie znać prawdę? Dobrze, powiem wam. To był zakład.-Patrzyli na niego, jakby był przybyszem z innej galaktyki.-Zakład. Żart. Między mną,a Georgem, ile z nią wytrzymam i zarobiłem pięć galeonów.-Spróbował się uśmiechnąć. Miał teraz szansę, by powiedzieć, jak to wszystko się stało, ale nie, był zwykłym tchórzem.
Panowie byli oburzeni jego zachowaniem. Szczególnie pan Artur.
-Nie tak cię wychowywałem.-Nie mógł z siebie więcej wydusić.
Tonks była wstrząśnięta, właśnie miała zabrać głos, by powiedzieć, że tak nie traktuje się kobiet, ale Molly wróciła zdolność mowy.
-CO?!-Wrzasnęła tak, że wszyscy podskoczyli.-ZAKŁAD! ŻART! TY...TY... PODŁY, DZIECINNY GŁUPKU! CHCIAŁEŚ MIEĆ NIEZŁY UBAW?! TO TERAZ BĘDZIESZ MIAŁ! POSPRZĄTASZ CAŁĄ NORĘ BEZ UŻYCIA CZARÓW, KAŻDY KAWAŁEK TEGO DOMU MA LŚNIĆ! ZAKAZ LATANIA NA MIOTLE! KONFISKUJĘ TEŻ TWOJĄ RÓŻDŻKĘ DOWCIPNISIU.-Wyciągnęła dłoń, a on posłusznie podał jej.-MASZ SZLABAN! DO ODWOŁANIA! A TERAZ ZEJDŹ MI Z OCZU I PRZEMYŚL SOBIE WSZYSTKO!
Wyszedł z kuchni i poszedł prostu do swojego pokoju. Przypomniało mu się, jak Hermiona była w nim. Nagle, jakby poczuł jej zapach. Jej perfumy. Czarna wiśnia, kwitnąca nocna orchidea i bursztyn. Zobaczył, jak budzi się w fatalnym stanie po dniu spędzonym u Lee, a ona stoi nad nim taka piękna, a teraz taka nieosiągalna. Gdy zostawiła mu tę miskę. Gdy przyszła do niego i podglądała, jak się ubiera. Gdy razem się śmiali.
Zasłużył na burę od mamy, na słowa taty, na ich pełne potępienia spojrzenia. Dobrze wiedział, że zasłużył.
Drodzy czytelnicy!
Jest i nowy rozdział, w którym trochę się dzieje, bo kompletnie nie umiałam go zakończyć. Cały czas do głowy przychodziły mi nowe rzeczy i uważałam, że jeszcze muszę je umieścić. Już wiem, co wydarzy się w następny, ponieważ chciałam tutaj to jeszcze wstawić, ale stwierdziłam, że jeśli to zrobię, to nie będę miała pomysłu na kolejny. Trzymajcie kciuki, żeby wena znów mnie olśniła, tak, jak pewnego, sierpniowego dnia z pomysłem, który pojawi się w nowym rozdziale. :)
I znów to samo...szkoła...:( Rok temu trochę zaniedbałam bloga przez to. Teraz będą miała nowe obowiązki,nowe wyzwania, ale obiecuję, że nigdy nie zostawię Was bez dokończenia tego blogu. Nawet jeśli miałabym Wam opowiedzieć w jednej notce. (Tak, mam pomysł na cały blog. Zresztą już od dawna.)
Liczę na komentarze. Wiem, że stałe czytelniczki napiszą, co myślą, ale mam nadzieję, że ktoś nowy również zostawi po sobie ślad. :)
Widzieliście ile jest wyświetleń?! :D Dziękuję. ;*
P.S. Wiem, że tytuł jest powalający, ale nigdy nie lubiłam nadawać tytułów, więc wybaczcie mi to jakoś, proszę!
Hej to znowu ja :* o kurcze! Ile się tu dzieje! Ile emocji! W końcu rozkrecasz Hermione i to mi się bardzo podoba <3 akurat dzisiaj o tobie myslalam :* taki miałam zły humor i tak bardzo chciałam przeczytać cos nowego a tu proszę :* <3 czytasz mi w myślach? :D. Tak dużo dzieje się w tym rozdziale, ze nie wiem co napisać wie myślę, ze zostanie to wszystko jak jest bo jest idealnie :*. Pisz, pisz, czekam <3
OdpowiedzUsuńPs. Powodzenia w szkole, ja mam jeszcze miesiąc wolnego ale będę trzymać za Ciebie kciuki żebyś dala rade wszystko pogodzić :*
Cześć! :) Dziękuję za pozytywne opinie i za wsparcie. :))
OdpowiedzUsuńNic co bym tu napisała, nie oddałoby tego jak wspaniały jest ten rozdział. Więc jak już się pewnie domyślasz, bardzo mi się spodobał. Wiem krótki (i pewnie nic ci nie dający) komentarz, ale po prostu jestem nim (twoim rozdziałem), aż tak zachwycona, że brak mi słów, dlatego życzę ci weny i czekam na następne.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że, aż tak Ci się podoba. Miałam już pewne obawy, czy nie przynudziłam tym rozdziałem, więc dziękuję. :)
UsuńHej to znowu ja, bo wiesz, tak sobie pomyslalam, ze jak będziesz miala ochote i chwilke to zapraszam do mnie, nie jest to typowy blog ale jeżeli będziesz miała ochotę ;).
OdpowiedzUsuńhttp://karolinaiksiazka.blogspot.com
A tak poza tym (to mój główny cel) chciałam spytac jak tam rozpoczęcie roku i czy masz juz jakiś przebłyski kiedy będzie rozdział? :*
Hej, bardzo ciekawa jest Twoja koncepcja. Chętnie poczytam. :)
UsuńWłaśnie pisałam rozdział, kiedy dostałam powiadomienie o nowym komentarzu :D Rozpoczęcie roku dobrze, jestem teraz w nowej szkole i poznaje nowych znajomych. Na razie wszystko wydaję się być bardzo fajne, ale wiadomo-początki. :) Dziękuję, że pytasz. :) Kiedy nowy rozdział? Hmm...Oczywiście będę się starała, by pojawił się jak najszybciej, ale myślę, że w tym tygodniu. Coś koło czwartku, piątku. Choć muszę przyznać, że sporą część mam już napisaną. :)
Ooo super się cieszę <3 na pewno później tez będzie super! Jeżeli będziesz miala fajnych ludzi to wszystko będzie łatwiejsze :D
UsuńHejka!
OdpowiedzUsuńDawno mnie tu nie było, ale dzisiaj nadrobiłam wszystkie rozdziały i muszę Ci powiedzieć, że jestem pod wrażeniem.
Ale może zacznę od początku.
1. Umbridge to straszna suka, sorki za określenie, ale inaczej nie mogłam. Nie znoszę tej wrednej, różowej ropuch. Zabiłabym ją chyba.
2. FRED TO IDIOTA I TOTALNY DUPEK! JAK ON MÓGŁ TO ZROBIĆ HERMIONIE. KOCHAM GO CAŁYM SERCEM, ALE TERAZ TO PRZESADZIŁ! DOBRZE, ŻE JUŻ MU SIE WSZYSTKO PRZYPOMINA. MOŻE SIĘ OGARNIE.
3. Biedna Hermiona. Na szczęście jest silna. Da sobie radę. Ma wspaniałego przyjaciela, który jej pomaga.
4. Pokochałam Bena. Jest uroczy. Świetnie opisałaś jego historię. Bardzo mi się podobało.
5. Co się, na gacie Merlina, stało wszystkim?! Ja się pytam, co?! Harry, Ron, Ginny, Lavender? Odwrócili się od Mionki?! No tego się nie spodziewałam. Mam nadzieję, że się ogarną.
6. Kocham Georga i Angelinę. Po prostu para idealna :*
7. Zapomniałabym... Molly! Mój mistrz. W końcu ktoś przemówił do rozsądku Fredowi :)
Pozdrawiam Cię i życzę dużo weny!
Ah... No i zapraszam do mnie, jeżeli masz ochotę XD
Cześć. :) Dziękuję :))
Usuń1.Też jej nie lubię, najgorsza postać.
4.Dziękuję. Dla mnie to wiele znaczy, ponieważ ja siłą rzeczy wiem, jak on wygląda, jak się zachowuje, bo to ja go stworzyłam i dla mnie ważne jest to, żeby inni odebrali go w sposób podobny do mojego.
5.Też ich uwielbiam. :D I bardzo lubię Angelinę. :D
Również pozdrawiam, zajrzę na Twojego bloga w wolnej chwili. ;)
Hejka to ja !! Przepraszam że tak późno pisze bo już minęło tyle czasu od publikacji postu ale niestety szkoła nauka do egzaminów :/
OdpowiedzUsuńAle wracając rozdział idealny tylko Fred mnie tak irytuje !!
Hermiona mu tyle pomaga a ten nie próbuje się dowiedziec nawet co Umbridge jej robi !!!!!
Grrr -,- kretyn po prostu !!
Zdziwiłam się jak Ben zrobił chytry uśmieszek jak przytulal Hermione na oczach Freda..
W ogólnie rozdział świetny jak zawsze i czekam na kolejny !!
Pozdrawiam i weny życzę :*****
Cześć! :)
UsuńZachowanie Freda może denerwować, sam nie wie co chce, jest w tym wszystkim pogubiony. Zdradzę, że nowy post wcale w tym mu nie pomoże, a sytuacja z Benem też się wyjaśni, dlaczego to zrobił.
Dziękuję! :*
Nowy rozdział miał się pojawić dziś, ale troszeczkę mi tam brakuje, już naprawdę nie dużo. Jutro go wstawię. ;*