"Fantastycznie."

  Hermiona nie była pewna, kiedy szła do pokoju Umbridge. Przecież nic złego nie zrobiła, od razu zaprowadziła tego chłopaka do skrzydła szpitalnego. Nie miała sobie nic do zarzucenia. Posłusznie weszła, kiedy usłyszała zaproszenie.
-Witam panno Granger. Na pewno wiesz, dlaczego cię zaprosiłam do ciebie?
-No właśnie niezupełnie.-Dolores uśmiechnęła się do niej tajemniczo.
-Otóż, panno Granger, nie możemy zapomnieć, co ostatnio wydarzyło się w pokoju wspólnym Gryfonów.-Nauczycielce nie schodził szyderczy uśmiech.-Niewątpliwie biednemu chłopcu zostaną blizny do końca życia. Trzeba kogoś ukarać. Czy koniecznie trzeba wzywać, dwóch biednych braci Weasley, wraz z niczemu winnym prefektem Ronem i biedną siostrzyczką Ginny? Czy musimy narażać Artura Weasleya na utratę pracy oraz jego żoną, Molly na kontrole w ich domu? Myślę, że nikt tego nie chce, zwłaszcza ty.-Dlaczego musiała tego słuchać?
-Pani profesor, nie rozumiem, co ja mam z tym wspólnego?
-Och, kochana, jak Ci już mówiłam, ktoś musi zostać ukarany.-Powiedziała, swoim nienaturalnie słodkim głosem, a Hermiona zrozumiała wreszcie, o co jej chodzi.
-Dziś...ten będzie idealny.-Podała jej piękne, czarne pióro.
-Jestem złym prefektem.-Dziewczyna zaczęła pisać, ale bój był taki silny, że od razu wyrzuciła pióro z ręki. Nigdy wcześniej nie czuła tak piekielnego bólu.
-Śmiało.-Zachęcała Dolores, więc dziewczyna pisała dalej, czując potworny ból. Stróżki krwi poplamiły pergamin.
Kiedy rana zrobiła się na tyle głęboka, by zostawić ślad na zawsze, nauczycielka wypuściła ją, upominając, by nikogo nie informowała, a w szczególności rodzinę Weasley'ów, o tym, co się wydarzyło.
   Ben nie mógł nigdzie znaleźć Hermiony. Nie pojawiła się, jak zwykle w bibliotece i zaczął się o nią martwić. Poszedł pod pokój wspólny Gryfonów, by tam na nią zaczekać, ale nikt z niego nie wychodził. Dopiero po jakimś czasie zauważył Harry'ego.
-Dobrze, że cię widzę Harry! Wiesz gdzie jest Hermiona?
-Hermiona?-Zapytał Potter trochę nieprzytomnie. Cały czas w głowie miał rozmowę z Cho.-Miała być u Umbridge.
-U Umbridge?! Dlaczego?!-Rewson znał Dolores i wiedział, że to, nie wróży nic dobrego.
-Nie wiem...Ben, przepraszam.-Minął chłopaka i wszedł do pokoju Gryfonów, a Puchon popędził pod gabinet Dolores. Hermiona właśnie wychodziła od niej. Zobaczył, że krew spływa jej po ręce.
-Co ci się stało?!-Był przerażony.
-Nic...-Nie miała ochoty, nie mogła o tym mówić.
-Nic?! Hermiono! Dawałem ci swobodę, przestrzeń do woli, nie pytałem, nie wspominałem, ale teraz masz mi natychmiast powiedzieć, o co chodzi!
-Nie tutaj.-Odparła rzeczowo. Nie za bardzo wiedzieli, gdzie się mają udać, ale udało im się znaleźć opuszczoną salę, w której Granger wszystko opowiedziała przyjacielowi, jak postąpiła z nią Doloes.
-Słuchaj, już nie chodzisz z Fredem i wiem, że to może cię zdenerwować co powiem, ale bardzo się z tego cieszę. On tobą pomiatał. Tak, mówiłaś, że w Norze było inaczej, ale tylko w Norze! Teraz nic Cię z nim nie łączy i naprawdę nie musisz tego wszystkiego robić!
-Ben...to, że z nim nie jestem, nie oznacza, że przekreślam jego rodzinę.-Spojrzała mu w oczy.-Zależy mi na tym, żeby byli bezpieczni, a mi nic się nie dzieję.
-Nic?-Spojrzał na wciąż krwawiącą rękę.-Zajmę się tym. Pokaż to.-Wyciągnęła do niego dłoń, a on ocenił stan dłoni.-Cóż, blizna zostanie, to nie ulega wątpliwości. Za późno już jest, ale mogę sprawić, że to będzie zwykła blizna, a nie to okropne i nieprawdziwe zdanie. Jednak...muszę sporządzić odpowiedni eliksir...to zajmie mi...około czterech godzin...tak sądzę. Spotkajmy się tutaj o 21, dobrze?
-Okej.-Mieli już wyjść, kiedy coś się jej przypomniało.-Ben, posłuchaj mam bilet na mecz quidditcha, Wiktor mnie zaprosił z Fredem, ale w tej sytuacji...sam rozumiesz.
-Tak, tak, ale przecież wiesz, że mnie nie interesuje ten sport.-Uśmiechnął się.
-Tak wiem, ale przecież będziemy tam razem.
-Kiedy?-Westchnął.
-25 października.
-25 października? Przykro mi Hermiono, nie mogę...-Odwrócił głowę, wyraźnie speszony.
-Ej, co jest 25 października i dlaczego tak się rumienisz?-Rozbawiło ją to.
-Katie Bell ma urodziny.-Był zawstydzony.
-Och...rozumiem...poproszę kogoś innego, może Harry się zgodzi.
-Tak, tak to dobry pomysł. Muszę iść. Do zobaczenia.
-Pa.-Odpowiedziała Gryfonka i znów, po raz kolejny rozmyślała o Fredzie. Nie lubiła tego, ale nie mogła się powstrzymać. Okazało się, że jest naprawdę silna, bo nie pokazywała po sobie, jak bardzo za nim tęskni. Musiała się nauczyć z tym żyć, a potem już o tym zapomni, na zawsze. Nie pozwoli, by ktoś taki, jak on rujnował jej życie. Jej życie jest o wiele więcej warte.
  Za nim weszła do pokoju Gryfonów zaciągnęła rękaw na dłoń, by nikt tego nie zauważył. Angelina kiwnęła do niej, by podeszła. Zdziwiła się, długo z nią nie rozmawiała. Od razu spenetrowała wzrokiem stolik, przy którym siedziała, żeby sprawdzić, czy nie ma tam Freda. Siedziały tylko jej koleżanki z roku.
-Cześć Hermiono.-Przywitała się.
-Hej.-Rzuciła lekko, chciała się, jak najszybciej ulotnić, czuła, że coraz bardziej krwawi.
-Mam do ciebie sprawę, czy mogłabyś mi pomóc w eseju z transmutacji? Jaki wpływ na złote przedmioty ma transmutacja? Na sześć stóp.-Aaa...więc o to chodzi. Jak mogła pomyśleć, że Johnson naprawdę zainteresowała się, jak się czuje, czy co u nie słychać? Już miała się zgodzić, kiedy przypomniała sobie rozmowę z Benem i poczuła, że z rękawy szaty krew leci na dywan.
-Przepraszam Angelino, ale nie mogę ci pomóc.-Powiedziała spokojnie.
-Jak to nie możesz mi pomóc?!-Powiedziała wzburzona i poddenerwowana. Granger była lekko zaskoczona jej reakcjom. Przecież we wakacje miały dobry kontakt, czy aby na pewno chodziło jej tylko o jej pomoc?
-Po prostu, nie mogę...-Angelina wydawała się wściekła. Hermiona nie chciała jeszcze raz zostać upokorzona, więc, jak najszybciej poszła do swojego dormitorium. "Jaka jestem głupia! Jaka jestem naiwna! Czy naprawdę myślałam, że mogę mieć przyjaciół?" Takie myśli jej kłębiły, gdy rzuciła się na łóżku. Przypomniała sobie, że ma nieodrobioną pracę domową, więc owinęła dłoń kawałkiem bluzki i usiadła do lekcji.
  Gdy spojrzała na zegarek była już kwadrans spóźniona. Czym prędzej przebiegła przez Pokój, w którym toczyło się życie. Nikt na nią nie zwracał uwagi. Dość ciężko było jej odnaleźć klasę, w której spotkali się poprzednim razem, ale w końcu jej się udało. Ben na nią czekał.
-Przepraszam.
-W porządku, sam przyszedłem przed chwilą. Daj tę rękę.-Odwinął ją i posmarował, jakby balsamem. Dziewczyna nie czuła już tak silnego pieczenia.
-Dziękuję, jesteś moim wybawcą.-Była mu bardzo wdzięczna, przeczuwała, że ta sytuacja może się powtórzyć.
-Tutaj masz na rano.-Podał jej fiolkę.-Zrobiłem trochę więcej...tak na wszelki wypadek.-Spojrzeli na siebie porozumiewawczo, ale oboje mieli nadzieję, że więcej się to nie powtórzy.-Rozmawiałaś z Harrym?
-Jeszcze nie. Może powinnam te bilety oddać mu i Ginny. Nie chcę, żeby poczuła się urażona...
-Jeśli masz ochotę, to idź. Przecież zrozumie.-Uśmiechnął się pokrzepująco.
-Pewnie masz rację.
   Pożegnali się i poszli do swoich Pokoi. Hermiona spotkała Harrego siedzącego przy kominku ze wszystkimi-Ron, Lavender, Ginny, Angelina, George, Fred...to chyba nie był odpowiedni moment na rozmowę, ale czy kiedykolwiek będzie lepszy?
-Harry, możesz na chwilę?-Nie zwracała uwagi na pozostałych, nie chciała nawet wspominać, że kiedyś była częścią tej paczki.
-Jasne.-Chłopak był zaskoczony, ale szczęśliwy, że Gryfonka powoli dochodzi do siebie i już przebywa w towarzystwie Freda.
Odeszli kawałek, żeby nie było słychać ich rozmowy.
-Ostatnio pisał do mnie Wiktor. Gra w Londynie i wkrótce będzie jego pierwszy mecz, pomyślałam, że wybrałabyś się ze mną. Co ty na to?
-Przyznam, że zaskoczyłaś mnie, ale chętnie bym się z tobą wybrał do Londynu, gdyby nie to, że jestem teraz strasznie potrzebny dyrektorowi.
-Och, jasne. Poproszę kogoś innego.
-Nie jesteś zła?-Spytał zatroskany.
-Nie, oczywiście, że nie.-Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Były rzeczy ważne i ważniejsze. Pewnie sprawy Pottera miały związek z Voldemortem, więc to zrozumiałe. Poszła do dormitorium, Harry nie zdążył jej zatrzymać.
-Och, muszę porozmawiać z Hermioną na temat eseju...-Rozpoczął Ron, gdy Harry do nich dołączył, ale Angelina mu przerwała.
-Nie porozmawiasz z nią o tym.
-Dlaczego?-Był zaskoczony.
-Prosiłam ją dziś o pomoc z transmutacji, ale odmówiła mi.
-Odmówiła?!-Zapytał zdziwiony George.-No to wpadłem, też nie ma nic na transmutację. A ty Fred?
-Nie.-Weasley chciał zapomnieć o Gryfonce i to, jak najszybciej. Nie miał zamiaru o nie rozmawiać, myśleć, nie chciał jej widywać, bo coś mu mówiło, że zrobił błąd, ale wiedział, że to głupie tak sądzić.
   Po kilku dniach Harry znów rozpoczął rozmowę z Ginny, bo nadal wyczuwał, że coś ją trapi.
-Wszystko dobrze?-Zapytał.
-To ty mi powiedz.-Była zła, ale Potter nie wiedział dlaczego.
-Ginny, o co chodzi?
-O co chodzi? O co chodzi? Ty się pytasz o co chodzi?! Wszyscy naokoło mówią, że Cho chce do ciebie wrócić, a ty się pytasz o co mi chodzi?!-Skąd ona wie, to była pierwsza reakcja Gryfona.
-Co ty opowiadasz?
-Harry, czy chcesz być z Cho?-Wmurowało go. Sam się nad tym długo zastanawiał. Z Chang był bardzo szczęśliwy, ale i z Ginny. Jedna miała coś, czego ta druga nie miała, ale nie mógł zostawić Ginny...chyba...
-Nie, chcę być tylko z tobą.
  Następne dni mijały, a biedny trzecioklasista wyszedł ze skrzydła szpitalnego bez żadnego śladu po wypadku. George i Fred czekali na sromotną karę, ale nic takiego nie miało miejsca, więc byli zaskoczeni, ale i zadowoleni. Nadal prowadzili swoją działalność, a wypadek niczego nie zmienił, nawet ten chłopiec, któremu o mało nie rozerwało twarzy kupował u bliźniaków. Hermiona była wzywana, aby "ponieść karę za nikczemną postawę braci Weasley". Ben pomagał jej, jak tylko mógł, cały czas warząc dla niej eliksir, choć kłócili się za to zawzięcie. Rewson powtarzał, że nie jest ona nic im winna, ale Granger miała inne odczucia. Umbridge dał jej nawet inne pióro, kiedy zauważyła, że na prawej ręce nie ma napisu "Jestem złym prefektem". Tym razem kaleczyło jej lewą rękę.
   Zbliżał się 25 października, więc opiekunka domu wezwała ją na rozmowę.
-Kontaktował się ze mną Wiktor Krum w sprawie meczu quidditcha. Podjęliśmy decyzję, że razem z panem Weasly'em możecie się tam udać.
-No właśnie pani profesor, czy nie mógłby towarzyszyć mi ktoś inny?- Nauczycielka spojrzała na nią zza okularów.
-Przykro mi panno Granger, ale nie. Nie poinformowano mnie, że miałby być ktoś inny, albo z panem Fredem, albo wcale.
  Fantastycznie.

Komentarze

  1. 😍❤ Boże super czekam na kolejne i niech umbridge ja wypuści N mecz z fredem zaraz po "karze" i niech Fred zobaczy co umbridge jej robi !!! Haha wiem moje pomysły... 😂😂
    Pozdrawiam czekam na kolejny 😃 który będzie ... ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oo to jest bardzo dobry pomysł! Może z niego skorzystam. :D Obecnie mam inny, zupełnie inny. Następny rozdział będzie jeszcze dziś lub jutro. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"To ona."

"Idealnie dopasowani" Miniaturka #2

"Ben Rewson."