"Już lepiej?"

  Ginny obudziła się i próbowała się podnieść, ale wtedy jej głowę rozsadził wielki ból, a po całym ciele przeszedł dreszcz.-Aaa...-Całe ciało ją bolało i wtedy przypomniała sobie, co wydarzyło się wczoraj. Zobaczyła Hermionę, która jeszcze śpi i bandaże na jej ręce i nodze. Przejęła się jej stanem. Martwiła się też o pozostałe przyjaciółki. Spróbowała dosięgnąć ręką, nie wstając, Hermionę. Jednak nie mogła, więc wzięła poduszkę i rzuciła ją w stronę Granger. Trafiła i dziewczyna powoli budziła się. Czuła się już lepiej, ale nadal była zmęczona, kiedy zobaczyła, że Ginny już odzyskała przytomność od razu wstała i podeszła do niej.
-Ginny! Jak się czujesz? Boli Cię coś? Pamiętasz, co się wczoraj stało? Chcesz coś do picia? Może chcesz, coś zjeść?- Od razu zasypała Weasley pytaniami.
-Hermiono! Powoli, spokojnie. Czuję się, jakbym dostała zaklęciem od śmierciożercy i boli mnie całe ciało, ale oprócz tego jest już lepiej- Próbowała, aby jej głos brzmiał radośnie i beztrosko.
-Proszę Cię, przestań!
-Dobrze, a Tobie co się stało?
-Rozszczepiłam się.
-Co?! Ale jak to?
-Teraz to Ty się uspokój. Już mi nic nie jest. Na pokątnej ktoś do nas się przyczepił i złapał mnie. Angelina teleportowała nad do szpitala, ale ten śmierciożerca był tam z nami, więc przeniosła nas przed Norę. Twoja mama od razu wezwała uzdrowiciela. Nic mi nie będzie, gorzej z Tobą. Nie wyglądasz dobrze.
-Dzięki, przyjaciółko. Na Ciebie zawsze można liczyć.- Powiedziała sarkastycznie Ginny.
-Harry już tu jest.- Wiedziała, że to zdanie zrobi wrażenie na dziewczynie.- Wrócili wczoraj wieczorem, akurat, kiedy był u nas uzdrowiciel.
-Co z Angeliną i Lavender?
-Z Lavender wszystko w porządku, Angelinie też nic się nie stało, ale obwinia się, że to przez nią się rozszczepiłam. Wczoraj nikt nie mógł jej uspokoić. Nawet George.
-Co ona znowu wymyśliła, przecież to nie jest jej wina!
-Spróbuj jej to wytłumaczyć...
  Fred nie mógł zasnąć. Widać było, że z Hermioną będzie dobrze, ale i tak martwił się o nią, a przede wszystkim o swoją siostrę. Sen przyszedł dopiero nad ranem i nie na długo. George cały noc uspakajał Angelinę, a Ron i Lavender Harrego. Wszyscy już od siódmej siedzieli przy stole w kuchni jedząc śniadanie. Nie śmiali się, nie rozmawiali. Byli przejęci stanem dziewczyn. Wczoraj pan Artur przybył najszybciej, jak mógł i wziął wolne na dzisiejszy dzień. Próbował, jakoś rozweselić towarzystwo, ale nawet bliźniacy nie śmiali się z jego żartów. 
-Pójdę sprawdzić, co z nimi.- Oświadczyła pani Molly i nagle wszystkie zajęte krzesła w kuchni poruszyły się.
-O nie kochani. Wy tu zostańcie.- Usiedli z powrotem, ale nie byli zadowoleni z tej decyzji.
  Pani Weasley lekko otworzyła drzwi, żeby nie obudzić Gryfonek, ale zobaczyła, że Ginny już się obudziła, a Hermiona klęczy przy jej łóżku i rozmawiają. 
-Jak dobrze Ginny, że nareszcie się obudziłaś.- Podeszła do córki i uściskała ją. Kilka łez spłynęło po jej policzku.
-Mamo, zaraz mnie udusisz.
-No. dobrze już przepraszam, ale nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak się o Ciebie martwiłam, wszyscy się martwiliśmy.- Pani Molly patrzyła na córkę siląc się na uśmiech, ale była przejęta stanem jej zdrowia i wciąż martwiła się, czy aby z Ginny na pewno jest lepiej.- Oczywiście o Ciebie też Hermiono.- Posłała jej uśmiech, na co Gryfonka odpowiedziała tym samym.- Zaraz przyniosę tu Wam śniadanie i poproszę, żeby jeszcze do Was nie przychodzili. Musicie odpocząć.
-Mamo, proszę Cię. Chciałabym zobaczyć Harre'go.
-Kochanie, jesteś jeszcze słaba i...
-Mamo...proszę.
-No dobrze, ale nie na długo. Przygotuje Wam coś pysznego i poproszę Harre'go, żeby wam przyniósł śniadanie.
   Pani Molly weszła do kuchni w już o wiele lepszym humorze. Dziewczyny czuły się dobrze i wyglądały już korzystniej. Jej wesoły nastrój nie umknął uwadze reszcie domowników.
-I co? Obudziły się?- Pan Artur zapytał swojej żony.
-Tak. Już czują się lepiej.- Nagle, jakby każdemu z nich zabrano wielki ciężar z barków.
-Wspaniale. W takim razie chodźmy je odwiedzić- powiedział szczęśliwy pan Artur, wiedząc, że jego córce i Hermionie nie grozi już żadne niebezpieczeństwo.
-Nie!- Pani Weasley powstrzymała wszystkich, ponieważ oni już w stali od stołu i z uśmiechami kierowali się do salonu.- Nie wolno im przeszkadzać. To, że czuję się lepiej, nie oznacza, że wszyscy możecie tam wparować. One potrzebują odpoczynku. Harry, kochany tylko Ty możesz iść. 
-Co?!- George nie mógł w to uwierzyć. Potter może do nich wejść, a własny brat nie. 
-To, co słyszałeś. Ginny chcę widzieć się z Harrym.- Powiedziała do syna, po czym zwróciła się do Pottera.- Przygotuje dla nich śniadanie, a Ty im je zaniesiesz, dobrze?- Gryfon szczęśliwy kiwnął głową. Cieszył się, że jego dziewczyna już lepiej się czuję i, że będzie mógł się z nią zobaczyć oraz, że będzie mógł porozmawiać z Hermioną. Reszta nie była taka zadowolona. Również chcieli zobaczyć się i porozmawiać z dziewczynami. Choćby przez chwilę. 
  Pani domu szybko uporała się za śniadaniem dla Gryfonek. Wszystko położyła na tacy i poddała ją Harremu. Wydała mu też kilka poleceń.- Harry, zanim zaczniesz je przesłuchiwać muszą, coś zjeść. Nie zadręczaj ich od razu. One muszą wypocząć. Nie siedź tam za długo!- Po tych pouczeniach poszedł do salonu. Wszedł niepewnie, ale dziewczyny na jego widok uśmiechnęły się do niego. On również posłał im uśmiech. Tacę z jedzeniem położył na ławie i przytulił Ginny, usłyszał cichy syk bólu.
-Jeszcze Cię boli?- Zapytał z troską.
-Trochę.- Pocałował ją w czoło i podszedł do Hermiony ją również przytulił. Chciał zadać jej tyle pytanie, ale również wiedział, że to, co powiedziała pani Molly ma sens.
-Jedźcie! Twoja mama Ginny, naprawdę się postarała.- Spojrzały na tacę. Było na niej wszystko. Naleśniki, gofry, jajecznica, jajka na twardo, jogurty, mleko, owsianka, płatki, herbata i sok.
-To wszystko dla nas?- Hermiona nie mogła uwierzyć, że dostały, aż tyle pyszności.
-Jasne. Wszyscy się o Was martwiliśmy i chcemy, żebyście, jak najszybciej wyzdrowiały.
   Na całe szczęście śmierciożerca złapał się Hermiony za lewą rękę i nogę, więc spokojnie mogła jeść. Ginny nakarmił Harry. Gryfonka była trochę skrępowana widząc, jak para całuję się, czy przytula, dlatego zaproponowała.- Może wyjdę?- Ginny spojrzała na nią i odpowiedziała.- Przepraszamy, nie chcieliśmy, żebyś się źle czuła.
-Ginny, przecież ja nie chcę wyjść stąd, bo się źle czuję, tylko chcę, żebyście trochę pobyli sami.
-Nie Hermiono nie ma takiej potrzeby. Zaraz i tak przyjdzie pani Molly i wywali mnie stąd- teraz głos zabrał Harry- dlatego chcę Wam zadać jeszcze kilka pytać. Okej?- Dziewczyny skinęły głowami zgadzając się.- Hermiono opowiedz jeszcze raz, co tam się wydarzyło.- Gryfonak posłusznie opowiedziała jeszcze raz historię z ulicy Pokątnej. Harry uważnie jej słuchał, zapamiętując dokładnie każde jej słowo.- Może rozpoznałyście kogoś?
-Niestety nie, Harry.- Powiedziała Hermiona.
-Może szukali kogoś, albo czegoś?
-Nie wiem. Razem walczyłyśmy, a, kiedy Ginny upadła to po prostu chciałyśmy, jak najszybciej się stamtąd teleportować.- Harry pokiwał głowę, dając znak, że rozumie, nie ma więcej pytań i dziękuje. Zabrał prawie pustą tacę i wyszedł żegnając się z dziewczynami.
  Wszyscy siedzieli w kuchni roześmiani. Teraz, kiedy mieli pewność, że już nic złego się nie wydarzy pozwoli sobie na dowcipy. Każdy czekał na swoją kolej. Pani Molly wysyłała co godzinę jedną osobę na pięć minut. Po Harrym poszedł pan Artur, następnie George, Angelina,  która była prawie pół godziny, tak samo Lavender z obiadem, po niej poszedł Ron, następnie pani Molly z podwieczorkiem, a Fred dopiero o osiemnastej z kolacją. Dziewczyny odpowiadały wszystkim na te same pytania, a kiedy ich gość wychodziły śmiały się, rozmawiały.
   Fred otworzył drzwi i wszedł z kolejną tacą pełną pysznych rzeczy. Przywitał się ze swoją siostrą,a następnie podszedł do Hermiony. Chciał do niej wyciągnąć rękę, ale ona uwiesiła mu się na szyi. Złapał ją w pasie i również się do niej przytulił. Tyle dni minęło od ich pobytu w Szwajcarii. Tam świetnie się bawili. Hermiona chciała wyznać Fredowi, że nie było godziny, żeby o nim nie pomyślała, że zawsze przed snem w jej myślach pojawiała się jego rozbawiona twarz, z tymi brązowymi, błyszczącymi oczami, ale była tutaj Ginny. Fred też chciał powiedzieć Hermionie, że się o nią martwił, że tęsknił, ale powstrzymali się. Zadał te same pytania, co pozostali."Jak się czujesz? Boli Cię coś? Potrzebujesz czegoś?" Poprosił, jak reszta o opowiedzenie historii i zaczął zachęcać do kolacji. Zaczęły jeść ze smakiem. Mimo, że Fred i Hermiona chcieliby porozmawiać to jeszcze nie mogli. Nie w obecności Ginny, dlatego ograniczali się do przyziemnych spraw, typu pogoda, czy samopoczucie. Kiedy nastała krępująca cisza, przerwała ją Ginny. Paplała o wszystkim, a Gryfoni dziękowali jej w głowie, że nie muszą siedzieć w ciszy patrząc sobie w oczy. Przytakiwali Weasley choć tak naprawdę nawet nie wiedzieli, o czym mówi. Przynajmniej Fred, który wpatrywał się w Hermionę. Dziewczyna tym skrępowana cały czas odwracała wzrok od Gryfona. Tylko kilka razy i na moment ich oczy się spotkały, ale dziewczyna wtedy uśmiechała się zawstydzona i spuszczała wzrok, ale Fred nie wstydził się tego.
   Gdy Fred usłyszał głos swojej mamy, wiedział, że musi już wyjść z salonu. Zabrał ze sobą tacę i niechętnie wyszedł żegnając się z Hermioną i Ginny. Dziewczyny zostały same, trochę zmęczone odpowiedziami na te same pytanie. Po chwili weszła pani Molly i oznajmiła, że na pewno mają już niewygodnie leżąc na kanapie i na fotelu, dlatego przeniosą się do swojej sypialni. Ginny była zbyt słaba, aby jeszcze sama poszła do swojego pokoju. Harry podszedł do niej i chciał ją zanieść, ale powstrzymał go pan Artur.
-Wiem Harry, że Ty i Ginny to na pewno coś poważnego, ale pozwól, że zaopiekuję się swoją córką, jak należy.- Zawstydzony Potter spuścił głowę. Ginny się zarumieniła i nie chciała patrzeć na swojego chłopaka, gdy jej tata ją podnosił posłała mu groźne spojrzenie i przez zaciśnięte zęby, cicho powiedziała.- Tato.- Pan Weasley jednak nic sobie z tego nie robił. Wiedział, że jego malutka córeczka dorasta, ale chciał jeszcze nacieszyć się nią.
   Hermiona była w lepszym stanie niż Ginny. Oczywiście pani Molly, która zaglądała do nich częściej, niż co godzinę zmieniła jej opatrunki i po bliznach prawie nie było śladu. Mogła sama wejść na górę. Czuła się dobrze. Nie potrzebowała niczyjej pomocy. 
-Proszę Pani dam sobie radę sama. 
-No, nie wiem kochaniutka- pani Molly nie była pewna, czy Hermiona może już sama wejść po schodach, ale wiedziała, że na pewno jest w lepszym stanie niż jej córka.
-Na pewno dam radę.- Uśmiechnęła się do niej przekonująco.
-No dobrze, jak chcesz- odpowiedziała pani Weasley i wyszła.
    Gryfonka myślała, że została sama w pokoju. Już zabierała się, żeby złożyć fotel, ale ktoś jej na to nie pozwolił.
-Zostaw, ja się tym zajmę.- To Fred. Dreszcz przeszedł jej całe ciało. Nie musiała patrzeć na niego, poznała jego głos. Odwróciła się i już chciała protestować, że da radę, kiedy sam zajął się ścieleniem. 
-Już lepiej?
-Tak- odpowiedziała.- Dzięki. 
-Drobiazg.- Fred podniósł ją. 
-Co Ty wyprawiasz?! Natychmiast postaw mnie na ziemię!
-Przestań tak krzyczeć, bo nas ktoś usłyszy.
-A niech słyszą, jak nagle mnie obejmujesz i próbujesz gdzieś zanieść?! Może do swojej sypialni?!- Postawił ją z powrotem, a ona była na siebie wściekła, dlaczego nie mogła ugryźć się w ten swój niewyparzony język. Zrobił jej się żal chłopaka. On sam rozumiał, że Hermiona może mieć o nim złe zdanie, ale teraz?! Spędzili ze sobą taki cudowny czas, a ona podejrzewa go coś takiego?! Widziała, że nie traktuję jej, jak inne dziewczyny! Stał się smutny, przygnębiony. Gryfonka od razu to zauważyła, ale jej było przykro i wcale nie wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami, jak podejrzewał Fred. Widać było, że żałuję swoich słów. Stała ze spuszczoną głową w dół. W końcu spojrzała w oczy chłopaka i powiedziała.- Przepraszam.- Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale widziała, że Fredowi to wystarcza, zwykłe przeprosiny i jej też. Położyła swoje ręce na jego karku. Znów ją podniósł. Sprawdził, czy nikt ich nie widzi, co Gryfonkę rozbawiło. On widząc jej uśmiech na twarzy wiedział, że już wszystko jest dobrze.
   Szedł z nią po schodach. Patrzyła w jego oczy. Takie głębokie. Teraz czuła to całym ciałem, że kiedy patrzy nie tylko w jego oczy, ale na niego coraz bardziej jej się podoba. Fred też patrzył Gryfonce w oczy, co ona skomentowała.- Lepiej by było, gdybyś patrzył na schody.- Posłuchał jej rad.- Tu to.- Hermiona ponownie się odezwała przerywając ciszę i próbując uświadomić Gryfona, że cały czas ją trzyma, a są już przed drzwiami. Postawił ją i pożałował tego, że nie czuję już jej ciepła na swoim ciele. Jej oddechów. 
-Dziękuję i...jeszcze raz przepraszam, ja....
-Nie mów o tym.- Fred przerwał dziewczynie.
-Dobranoc.- Powiedziała i weszła do pokoju, kiedy zamknęła drzwi odpowiedział.- Dobranoc.- Poszedł do swojego pokoju i nadal myślał o słowach Gryfonki. Przeprosiła go, to fakt, ale miał nadzieję, że tak nie myśli.
  Hermiona wykąpała się. Poczuła się znacznie lepiej, choć już nie pachniała męskimi perfumami. Kiedy nie czuła tego zapachu obok, dopiero wtedy rozumiała, jak brakuje jej tego. Położyła się. Ginny już spała. Kiedy zamknęła oczy znów pojawiła się twarz Freda. Tym razem nie roześmiana, ale smutna, ta, którą widziała w salonie. Koniecznie go za to przeprosi jeszcze raz i wytłumaczy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"To ona."

"Czy to dzieje się naprawdę?"

"Ben Rewson."